Byłem dzisiaj na spotkaniu z X. Dariuszem Oko we Wrocławiu.
Chciałbym się nieco obszernie odnieść do kilku spraw, które nie mogą pozostać bez komentarza.
Spotkanie unaoczniło raz jeszcze, że wielu szlachetnych kapłanów walczy z liberalizmem obyczajowym na warunkach wroga, starając się (zapewne nie do końca rozumiejąc skutków) robić to, co chwalił swego czasu kard. Ratzinger, a mianowicie: "przyswojenie sobie najlepiej wyrażonych wartości dwóch wieków „liberalnej” kultury".
Jakby katolik musiał sobie cokolwiek przyswajać z liberalnego szamba!
I tak np., Xiądz Oko stwierdził, że to "chrześcijaństwo dało światu prawa człowieka, a nie ateizm".
Nic bardziej mylnego!
Papieże od samego początku pojawienia się tej obłąkańczej ideologii, która dzisiaj jest swoistym wyznaniem wiary demoliberalnego świata, potępiali ją w bardzo ostrych słowach. Od Piusa VI do Piusa XII mam ciąg potępień i krytyk w tej materii.
Autorzy Adam Wielomski i Paweł Bała zgrabnie to streszczają w swoim doskonałym studium nt. ideologii prawoczłowieczej:
"Spór pomiędzy koncepcją praw człowieka a Kościołem katolickim dotyczy więc nie istnienia praw wyższych niż prawo stanowione (pozytywizm prawniczy), ale ich rozumienia. Przy tym jest to spór znacznie poważniejszy niźli spór o interpretację charakteryzujący krytyki akcydentalne – jest to zupełnie przeciwstawna koncepcja tak pod względem źródeł filozoficznych, jak i ich praktycznych implikacji (...) Istotą liberalnej koncepcji praw jest więc radykalny antropocentryzm i uzurpacja przez człowieka miejsca należnego Bogu.
Pius X pisze: „sam człowiek – a jest to właśnie (...) oznaka właściwa Antychrysta – z najwyższą lekkomyślnością wtargnął na miejsce Boga. (...) uczynił sobie z tego świata widzialnego własną świątynię, w której sam ma być przez wszystkich ubóstwiany” . Fragment ten pokazuje nam zasadniczą różnicę między koncepcjami finalnych celów życia ludzkiego. Ideologia praw człowieka oferuje szczęście tu, na ziemi, za życia; daje instytucjonalne, chciałoby się rzec, techniczne środki (wolności) w celu jego samodzielnego uzyskania.
Prawa człowieka nie przekazują przy tym żadnej prawdy o świecie, człowieku i Bogu. Tymczasem nauka katolicka nie eksponuje wolności, ale daje prawdę i dlatego wzgardza szczęściem doczesnym i proponuje w zamian za kilkadziesiąt lat życia doczesnego szczęście wieczne na tamtym świecie".
Tyle Wielomski i Bała.
Druga sprawa to aprobatywne słowa Xiędza Oko o Karlu Rahnerze i heretyckiej koncepcji "anonimowych chrześcijan", tj. fundamentalnego pomieszania porządków natury i łaski.
Należy na początku zaznaczyć, że koncepcja na której bazował Rahner ulegała dwom skrajnościom: zbyt rygorystycznej interpretacji lub też zbyt liberalnej wykładni. Głos w tej sprawie zabrał m.in papież Pius IX, który w encyklice „Quanto conficiamur moerore” pisze:
„Ci, którzy trwają w niepokonalnej niewiedzy względem najświętszej naszej religii, a którzy-pilnie zachowując prawo naturalne i jego nakazy, przez Boga wpisane w sercach wszystkich ludzi, i trwając w gotowości okazania Bogu posłuszeństwa-prowadzą życie uczciwe i prawe, mogą, wskutek działającej łaski i światła Bożego, dostąpić żywota wiecznego, ponieważ Bóg, który widzi, przenika i zna doskonale wszystkie umysły, dusze, myśli i postawy, nie pozwoli w dobroci swej i łaskawości, by ktoś bez dobrowolnej winy został ukarany męką wieczną. Jak najbardziej jednak znany jest dogmat katolicki, że mianowicie nikt poza Kościołem Katolickim zbawiony być nie może”.
Te słowa papieża wyjaśniają i streszczają dwie doktrynalne prawdy.
Po pierwsze, jeśli ktoś nie z własnej winy wyznaje fałszywą religię, a pomimo tego żyje zgodnie z prawem naturalnym i szczerym sercem szuka prawdziwej religii, może być zbawiony, lecz nie dzięki fałszywej religii, ale pomimo jej.
Po drugie, nie zmienia to jednak faktu, iż owy czlowiek jest w sytuacji dla siebie wysoce niekorzystnej, gdyż znajduje się w obrębie błędu religijnego i nie może korzystać z łaski sakramentalnej udzielanej tylko w Kościele i przez Kościół oraz bardziej jest narażony tym samym na skutki grzechu pierworodnego. Pojawia się więc konieczność nawrócenia do Chrystusa i Kościoła i na tym przede wszystkim polega sens misji katolickich w świecie niechrześcijańskim.
Wyróżnia więc teologia różne sposoby przynależności do Kościoła. „Katechumeni, którzy przygotowuja się do przyjęcia sakramentu chrztu, nie są formalnymi członkami Kościoła, ale są z nim związani w tym sensie, że jeśli pragną przyjęcia chrztu, to przez ten ‘chrzest pragnienia’, sa włączani do duszy Kościoła, do społeczności osób zjednoczonych z niewidzialną głową Kościoła, z Jezusem Chrystusem przez wolę czynienia nakazu Bożego. (...) Każdy człowiek, który posiada nadprzyrodzoną wiarę i pragnienie czynienia woli Bozej, jest w teologii zwany gotowym do podporządkowania się Bogu. (...) nie można stawiać na równi sytuacji katolików i uczciwych niekatolików, złączonych z Kościołem niewidzialnymi więzami chrztu pragnienia, który daje łaskę uświęcającą. Bez przynależności do Kościoła (choćby w niewyraźnym pragnieniu) nikt nie może być zbawiony, to znaczy, że najsłabszą formą przynależności do Kościoła jest niewyraźne pragnienie służenia Bogu. Słabość ta wynika z obiektywnych przeszkód stawianych człowiekowi przez warunki, w jakich przyszło mu żyć.”
Pius XII w „Mystici Corporis” pisze o tych, którzy „pewności o swym własnym zbawieniu mieć nie mogą. Albowiem, chociaż pewne nieświadome pragnienia i tęsknoty pociągają ich ku mistycznemu Ciału Odkupiciela, to jednak pozbawieni sę przebogatych darów i pomocy niebieskich, których zażywać można wyłącznie tylko w Kościele Katolickim.”
Podobną naukę można znaleźć w encyklice „Humani Generis”. Jak wykazały więc powyższe słowa różne sę stopnie przynależności do Kościoła, co jednak nie znaczy, że poza Kościołem istnieje inny środek zbawienia, dzięki któremu człowiek może się zbawić i osiągnąć życie wieczne. Zwolennicy reform Soboru Watykańskiego II odeszli bowiem od koncepcji, że niekatolik może być niewidzialnie włączony do Kościoła katolickiego, aby w to miejsce przyjąc potępioną już przez Kościół teorię, że całe wspólnoty niekatolickie są częściami jakiegoś prawdziwego Kościoła, zwanego teraz ogólnie Kościołem Chrystusowym. Zmiana ta jest najbardziej charakterystyczną cechą liberalnej teologii okresu posoborowego.
Jak pisał x. Michał Poradowski:
„Niestety, Drugi Sobor Watykanski nie tylko, że nie uszanował tej tradycyjnej nauki Kościoła, lecz ją całkowicie zaprzeczył w swych dokumentach o eklezjologii, głosząc, że do Kościoła należą wszyscy ludzie, nawet tzw. ‘chrześcijanie anonimowi’, a więc ci, którzy nigdy nie słyszeli o Chrystusie Panu i Jego nauce. Eklezjologia DSW jest całkowicie więc sprzeczna z tradycyjną nauką (...).”
X. Oko wydaję się być więc ofiarą tego, co x. Matthias Gaudron FSSPX opisał jako:
„(...) nowy rodzaj stosunków pomiędzy Kościołem katolickim a religiami niekatolickimi. Całkowicie zaprzestaje się przypominania o koniecznym powrocie dysydentów do jedności katolickiej.”
Trzecia sprawa to ciągłe powoływanie się na "godność osoby ludzkiej" jako rzekomy wyraz prawowiernej chrześcijańskiej antropologii i oręż w walce z gender przez x. Oko.
Znów, nic bardziej mylnego!
X. Gaudron:
"Oto pomieszanie źródłowej godności człowieka z dopełnioną godnością człowieka. Źródłowa godność człowieka polega na tym, że ma on duszę i dlatego jest obdarzony rozumem i wolną wolą. Polega ona także na tym, że człowiek jest przez Boga powołany do nadprzyrodzonego celu, a mianowicie oglądania Boga. Ta godność musi więc być rozwinięta i dopełniona przez to, że człowiek w swych myślach i czynach dąży do urzeczywistnienia dobra (...). Morderca nie ma więc tej samej godności co święty. W tym życiu nie traci się co prawda nigdy godności źródłowej, gdyż nawet najgorszy przestępca może się jeszcze nawrócić i zmienić swe życie, ale potępieni w piekle stracili swą godność całkowicie".
...i jeszcze Abp. Marcel Lefebvre:
"O ile człowiek jest przywiązany do błędu lub zła, o tyle traci on swą dopełnioną godność albo jej nie dostępuje, dlatego też nie można się już na niej opierać".
Czy może dlatego X. Oko w 1997 r. na łamach "Tygodnika Powszechnego" zachwycał się sylwetką kard. Ratzingera przedstawioną w książce "Sól ziemi" pisząc:
„Prefekt Kongregacji Nauki Wiary przyznaje częściową rację Lutrowi, Marksowi, Drewermannowi, szanuje decyzje sumienia nawet tych, których musi pozbawiać prawa nauczania albo je ograniczać – Gutierreza, Boffa, Kunga, mówi o nich z szacunkiem. Widzi dobro poza widzialnym Kościołem, również to dobro ostateczne, obcy mu jest ekskluzywizm zbawczy...”
Czy naprawdę, proszę Xiędza, to były powody do radości?
Tyle i aż tyle.
Krótko rzecz ujmując - modernizm religijny nie jest dobrym antidotum na modernizm społeczno-polityczny, niezależnie jak bardzo się go sączy w chrześcijańskim sosie.
Chciałbym się nieco obszernie odnieść do kilku spraw, które nie mogą pozostać bez komentarza.
Spotkanie unaoczniło raz jeszcze, że wielu szlachetnych kapłanów walczy z liberalizmem obyczajowym na warunkach wroga, starając się (zapewne nie do końca rozumiejąc skutków) robić to, co chwalił swego czasu kard. Ratzinger, a mianowicie: "przyswojenie sobie najlepiej wyrażonych wartości dwóch wieków „liberalnej” kultury".
Jakby katolik musiał sobie cokolwiek przyswajać z liberalnego szamba!
I tak np., Xiądz Oko stwierdził, że to "chrześcijaństwo dało światu prawa człowieka, a nie ateizm".
Nic bardziej mylnego!
Papieże od samego początku pojawienia się tej obłąkańczej ideologii, która dzisiaj jest swoistym wyznaniem wiary demoliberalnego świata, potępiali ją w bardzo ostrych słowach. Od Piusa VI do Piusa XII mam ciąg potępień i krytyk w tej materii.
Autorzy Adam Wielomski i Paweł Bała zgrabnie to streszczają w swoim doskonałym studium nt. ideologii prawoczłowieczej:
"Spór pomiędzy koncepcją praw człowieka a Kościołem katolickim dotyczy więc nie istnienia praw wyższych niż prawo stanowione (pozytywizm prawniczy), ale ich rozumienia. Przy tym jest to spór znacznie poważniejszy niźli spór o interpretację charakteryzujący krytyki akcydentalne – jest to zupełnie przeciwstawna koncepcja tak pod względem źródeł filozoficznych, jak i ich praktycznych implikacji (...) Istotą liberalnej koncepcji praw jest więc radykalny antropocentryzm i uzurpacja przez człowieka miejsca należnego Bogu.
Pius X pisze: „sam człowiek – a jest to właśnie (...) oznaka właściwa Antychrysta – z najwyższą lekkomyślnością wtargnął na miejsce Boga. (...) uczynił sobie z tego świata widzialnego własną świątynię, w której sam ma być przez wszystkich ubóstwiany” . Fragment ten pokazuje nam zasadniczą różnicę między koncepcjami finalnych celów życia ludzkiego. Ideologia praw człowieka oferuje szczęście tu, na ziemi, za życia; daje instytucjonalne, chciałoby się rzec, techniczne środki (wolności) w celu jego samodzielnego uzyskania.
Prawa człowieka nie przekazują przy tym żadnej prawdy o świecie, człowieku i Bogu. Tymczasem nauka katolicka nie eksponuje wolności, ale daje prawdę i dlatego wzgardza szczęściem doczesnym i proponuje w zamian za kilkadziesiąt lat życia doczesnego szczęście wieczne na tamtym świecie".
Tyle Wielomski i Bała.
Druga sprawa to aprobatywne słowa Xiędza Oko o Karlu Rahnerze i heretyckiej koncepcji "anonimowych chrześcijan", tj. fundamentalnego pomieszania porządków natury i łaski.
Należy na początku zaznaczyć, że koncepcja na której bazował Rahner ulegała dwom skrajnościom: zbyt rygorystycznej interpretacji lub też zbyt liberalnej wykładni. Głos w tej sprawie zabrał m.in papież Pius IX, który w encyklice „Quanto conficiamur moerore” pisze:
„Ci, którzy trwają w niepokonalnej niewiedzy względem najświętszej naszej religii, a którzy-pilnie zachowując prawo naturalne i jego nakazy, przez Boga wpisane w sercach wszystkich ludzi, i trwając w gotowości okazania Bogu posłuszeństwa-prowadzą życie uczciwe i prawe, mogą, wskutek działającej łaski i światła Bożego, dostąpić żywota wiecznego, ponieważ Bóg, który widzi, przenika i zna doskonale wszystkie umysły, dusze, myśli i postawy, nie pozwoli w dobroci swej i łaskawości, by ktoś bez dobrowolnej winy został ukarany męką wieczną. Jak najbardziej jednak znany jest dogmat katolicki, że mianowicie nikt poza Kościołem Katolickim zbawiony być nie może”.
Te słowa papieża wyjaśniają i streszczają dwie doktrynalne prawdy.
Po pierwsze, jeśli ktoś nie z własnej winy wyznaje fałszywą religię, a pomimo tego żyje zgodnie z prawem naturalnym i szczerym sercem szuka prawdziwej religii, może być zbawiony, lecz nie dzięki fałszywej religii, ale pomimo jej.
Po drugie, nie zmienia to jednak faktu, iż owy czlowiek jest w sytuacji dla siebie wysoce niekorzystnej, gdyż znajduje się w obrębie błędu religijnego i nie może korzystać z łaski sakramentalnej udzielanej tylko w Kościele i przez Kościół oraz bardziej jest narażony tym samym na skutki grzechu pierworodnego. Pojawia się więc konieczność nawrócenia do Chrystusa i Kościoła i na tym przede wszystkim polega sens misji katolickich w świecie niechrześcijańskim.
Wyróżnia więc teologia różne sposoby przynależności do Kościoła. „Katechumeni, którzy przygotowuja się do przyjęcia sakramentu chrztu, nie są formalnymi członkami Kościoła, ale są z nim związani w tym sensie, że jeśli pragną przyjęcia chrztu, to przez ten ‘chrzest pragnienia’, sa włączani do duszy Kościoła, do społeczności osób zjednoczonych z niewidzialną głową Kościoła, z Jezusem Chrystusem przez wolę czynienia nakazu Bożego. (...) Każdy człowiek, który posiada nadprzyrodzoną wiarę i pragnienie czynienia woli Bozej, jest w teologii zwany gotowym do podporządkowania się Bogu. (...) nie można stawiać na równi sytuacji katolików i uczciwych niekatolików, złączonych z Kościołem niewidzialnymi więzami chrztu pragnienia, który daje łaskę uświęcającą. Bez przynależności do Kościoła (choćby w niewyraźnym pragnieniu) nikt nie może być zbawiony, to znaczy, że najsłabszą formą przynależności do Kościoła jest niewyraźne pragnienie służenia Bogu. Słabość ta wynika z obiektywnych przeszkód stawianych człowiekowi przez warunki, w jakich przyszło mu żyć.”
Pius XII w „Mystici Corporis” pisze o tych, którzy „pewności o swym własnym zbawieniu mieć nie mogą. Albowiem, chociaż pewne nieświadome pragnienia i tęsknoty pociągają ich ku mistycznemu Ciału Odkupiciela, to jednak pozbawieni sę przebogatych darów i pomocy niebieskich, których zażywać można wyłącznie tylko w Kościele Katolickim.”
Podobną naukę można znaleźć w encyklice „Humani Generis”. Jak wykazały więc powyższe słowa różne sę stopnie przynależności do Kościoła, co jednak nie znaczy, że poza Kościołem istnieje inny środek zbawienia, dzięki któremu człowiek może się zbawić i osiągnąć życie wieczne. Zwolennicy reform Soboru Watykańskiego II odeszli bowiem od koncepcji, że niekatolik może być niewidzialnie włączony do Kościoła katolickiego, aby w to miejsce przyjąc potępioną już przez Kościół teorię, że całe wspólnoty niekatolickie są częściami jakiegoś prawdziwego Kościoła, zwanego teraz ogólnie Kościołem Chrystusowym. Zmiana ta jest najbardziej charakterystyczną cechą liberalnej teologii okresu posoborowego.
Jak pisał x. Michał Poradowski:
„Niestety, Drugi Sobor Watykanski nie tylko, że nie uszanował tej tradycyjnej nauki Kościoła, lecz ją całkowicie zaprzeczył w swych dokumentach o eklezjologii, głosząc, że do Kościoła należą wszyscy ludzie, nawet tzw. ‘chrześcijanie anonimowi’, a więc ci, którzy nigdy nie słyszeli o Chrystusie Panu i Jego nauce. Eklezjologia DSW jest całkowicie więc sprzeczna z tradycyjną nauką (...).”
X. Oko wydaję się być więc ofiarą tego, co x. Matthias Gaudron FSSPX opisał jako:
„(...) nowy rodzaj stosunków pomiędzy Kościołem katolickim a religiami niekatolickimi. Całkowicie zaprzestaje się przypominania o koniecznym powrocie dysydentów do jedności katolickiej.”
Trzecia sprawa to ciągłe powoływanie się na "godność osoby ludzkiej" jako rzekomy wyraz prawowiernej chrześcijańskiej antropologii i oręż w walce z gender przez x. Oko.
Znów, nic bardziej mylnego!
X. Gaudron:
"Oto pomieszanie źródłowej godności człowieka z dopełnioną godnością człowieka. Źródłowa godność człowieka polega na tym, że ma on duszę i dlatego jest obdarzony rozumem i wolną wolą. Polega ona także na tym, że człowiek jest przez Boga powołany do nadprzyrodzonego celu, a mianowicie oglądania Boga. Ta godność musi więc być rozwinięta i dopełniona przez to, że człowiek w swych myślach i czynach dąży do urzeczywistnienia dobra (...). Morderca nie ma więc tej samej godności co święty. W tym życiu nie traci się co prawda nigdy godności źródłowej, gdyż nawet najgorszy przestępca może się jeszcze nawrócić i zmienić swe życie, ale potępieni w piekle stracili swą godność całkowicie".
...i jeszcze Abp. Marcel Lefebvre:
"O ile człowiek jest przywiązany do błędu lub zła, o tyle traci on swą dopełnioną godność albo jej nie dostępuje, dlatego też nie można się już na niej opierać".
Czy może dlatego X. Oko w 1997 r. na łamach "Tygodnika Powszechnego" zachwycał się sylwetką kard. Ratzingera przedstawioną w książce "Sól ziemi" pisząc:
„Prefekt Kongregacji Nauki Wiary przyznaje częściową rację Lutrowi, Marksowi, Drewermannowi, szanuje decyzje sumienia nawet tych, których musi pozbawiać prawa nauczania albo je ograniczać – Gutierreza, Boffa, Kunga, mówi o nich z szacunkiem. Widzi dobro poza widzialnym Kościołem, również to dobro ostateczne, obcy mu jest ekskluzywizm zbawczy...”
Czy naprawdę, proszę Xiędza, to były powody do radości?
Tyle i aż tyle.
Krótko rzecz ujmując - modernizm religijny nie jest dobrym antidotum na modernizm społeczno-polityczny, niezależnie jak bardzo się go sączy w chrześcijańskim sosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz