ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

środa, 2 października 2024

Z cyklu Semper Iuncti ❤️ 600 na 600 Jubileusz Sokołów Podlaski BARWY MIASTA odc. 111



Arkadiusz Czapski pseudonim Tajfun, żołnierz podziemia antykomunistycznego, i dziadek Józef, i drugie imię ojca i miłość po grób
Beznadziejna walka jaką podjęli żołnierze zwani później wyklętymi z Sowietami i zapowadzanym przez nich ludowładztwem stawia ich w rzędzie herosów narodowej sprawy, tych dawnych powstańców, patriotów którzy nie wahali się oddać życia za ojczyznę. Tyle, że to z czym teraz mieli się zmierzyć było zgoła czym innym niż wszystko co było wcześniej i bez pomocy z zewnątrz byli skazani na porażkę. Wielu z nich dotrwało do końca z honorem w sercu, inni w wyniku przedłużającego się czasu popadali w stres co powodowało frustrację, a niemożliwość przejścia do normalnego życia na granicę wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Zatem zdarzało się, że pojedynczy lub całe grypy z nich nadużywało przemocy w stosunku nawet do niewinnych ludzi i to mając na uwadze własne korzyści i własne interesy rozumiejąc to co robili na swój własny sposób jako poczucie sprawiedliwości, co wcale nią nie było. Dziś będzie o miłości, nieszczęśliwej dodajmy, miłości po grób, ale w złym znaczeniu. W dzisiejszej opowieści bowiem Miłość założy płaszcz z kapturem, weźmie w ręce kosę i zamieni się w samą Śmierć i zbierze krwawe żniwo, to możliwe? A jakże przecież i miłość, kiedy przestaje być miłością wzajemną potrafi przeistoczyć się w pałające żądzą zemsty monstrum lub przybrać postać autodestrukcji dążącej do samozagłady.
Jest to zatem smutna historia chociaż staraliśmy się żeby pojawiły się też elementy humoru w celu złagodzenia odbioru naszej opowieści. Ja (czyli Darek) znam ją z opowiadań mojego dziadka Józefa, który tuż przed wojną, jak i zaraz po niej zamieszkiwał tamtą okolicę, czyli Toczyski Czortki i Niemirki, i u którego ukrywali się partyzanci, a dodajmy że bardzo lubili tu przebywać, bo dziadek pędził wyborną księżycówkę zwaną też krzakówką ze względu na nielegalny przecież proceder, aparatura ukryta była w lesie, w krzakach. Do dziadka chętnie zajeżdżał i byli zaprzyjaźnieni Arkadiusz Czapski pseudonim Tajfun vel Arkadek vel Murat, żołnierz AK WiN, szeregowiec Brygady Wileńskiej, który przecież pochodził z Niemirek, tu się urodził. Jego dowódcą był Młot 🔨. Przyjaźń kwitła w najlepsze zwłaszcza przy bimbrze i kiedy w 1946 r. urodził się mój ojciec, dziadek Józef chciał konieczne żeby miał na imię Arkadiusz, ale babka Celina rychło mu to wybiła z głowy mówiąc: skoro starsza ma po mojej matce Anna to on ma być po moim ojcu Stanisław, nie tyś go rodził. Wreszcie po kłótni doszli do porozumienia i na pierwsze imię dostał Stanisław, na drugie Arkadiusz. Co do Arkadiusza Czapskiego Tajfuna ten miał w okolicy dziewczynę, w której zakochał się na umór i to dosłownie moi drodzy, zaręczyli się nawet podobno, ale przedłużające się walki nie pozwalały na nic więcej i po pewnym czasie dziewczyna postawiła Tajfuna przed wyborem, albo ona albo wojna, co dla tego znaczyło, albo ona, albo ojczyzna. Więc rozstali się w gniewie, a Czapski na odchodne rzucił w złości "skoro nie chcesz być moja, nie będziesz nikogo" i odszedł. Minęło trochę czasu, a dziewczyna poznała innego i rychło postanowili wziąć ślub. W wyznaczonym przez proboszcza dniu stawili się w kościele parafialnym w Jabłonnie Lackiej by związać się sakramentem małżeństwa. O wszystkim dowiedział się zazdrosny, były narzeczony, czyli Czapski, wściekł się, wsiadł na konia i pogalopował pod świątynie. Pech chciał, że zdążył. Właśnie z kościoła wychodzili młodzi na schody i wtedy padły strzały. Zginęli oboje na oczach przerażonych gości. Czapski zaś odjechał nie zatrzymywany przez nikogo. Mord głośnym echem przytoczył się przez całą okolicę, ale ten który zabił znalazł zrozumienie u kolegów, bo jak ona mogła mu to zrobić, gdy ten walczy przecież dla ojczyzny. Czapski zatem dalej pod ochroną Młota chodził pod dowództwem Sokolika na akcje i patrole, po śmierci jego w 1948 r. przeszedł pod komendę Brzaska, a kiedy i ten zginął w 1950 r. objął sam dowództwo nad własnym pięcio osobowym patrolem i ukrył się z nim przed obławą w Borychowie, gdzie 30 września tegoż roku otoczył ich 150 osobowy oddział KBW i podczas strzelaniny zginęli wszyscy łącznie z Czapskim. Taki był koniec tej historii.
A mój dziadek Józef zapytacie? Przeżył, potem przeprowadził się do Sokołowa i zamieszkał w bloku i nie przeszkadzało mu bardzo, że nie ma tu lasu, a krzaki nie bardzo, wszak była piwnica i to niejedna a setka w długim ciągu cztero klatkowego, cztero piętrowego domu. No to co zapytacie? A to, że któż zgadnie, kto i gdzie zaczyn w aparaturze nastawił, zwłaszcza że pół bloku goniło bimber, nie była to może dawna fabryczka, ale na własne, skromne potrzeby i odwiedzających go synów i zięciów starczało aż nadto.
Foto/Tekst Ewa K. Skarżyńska i Dariusz M. Kosieradzki

Brak komentarzy: