29 sierpnia 1943 r. we Władysławówce, pow. włodzimierski miała miejsce straszna zbrodnia, podczas której banderowcy sięgnęli samego dna piekła.
"Pod koniec sierpnia usłyszeliśmy krzyki i piski dochodzące z Władysławówki. Wkrótce z tamtej strony przybiegł młody mężczyzna, cały umorusany we krwi i krzyczał aby uciekać bo Ukraińcy we Władysławówce mordują Polaków i zaraz przyjdą na pewno tutaj. Ludność z naszej wioski zaczęła uciekać w pole i do lasu, każdy chował się gdzie mógł. Ja z żoną i trojgiem dzieci ukryłem się w lesie oddalonym ok. 400 m od naszego domu. Niedługo potem przyszedł pod las znajomy Ukrainiec Pawluk Józef. W trakcie rozmowy z nim dowiedzieliśmy się, że był we Władysławówce i widział pomordowanych Polaków. Tego dnia zginęło tam ok. 250 osób. Pytany przez nas jak to się stało, powiedział: ‘Napad miał miejsce rano, ok. 50 żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armi (UPA) zdobyło wieś zabijając kilku Polaków, którzy próbowali uciekać. Pozostali bezbronni i sterroryzowani zostali zaatakowani przez ok. 150 osób, którzy oczekiwali w rejonie wsi. Była to zbieranina ludzi w tym także kobiety, bez broni palnej, uzbrojonych w kosy, siekiery, sierpy, widły noże, cepy, szpadle, grabie, kłonice, orczyki i inne narzędzia stosowane w rolnictwie. Na dany znak ta masa ludności rzuciła się na Polaków. Rozpoczęła się straszna rzeź. W tym zamieszaniu zabili i swoich. Najgorzej znęcali się nad ostatnimi Polakami. Rozszarpywali ciała, odcinali kończyny, wieszali sztywnych i już zabitych, wydłubywali oczy, obcinali uszy, nos, język, piersi kobietom i puszczali ofiary, inni oprawcy łapali ofiary i dalej męczyli aż do skonania ofiary. Widziałem jak jeszcze żyjącym ludziom rozpruwano brzuchy, wyciągano rękami wnętrzności ciągnąc kiszki. Widziałem jak gwałcili kobiety, potem wbijali je na kołki, jak stawiali żywe kobiety nogami do góry i siekierą rozcinali na dwie połowy. Innych topiono w studniach. Nigdy w życiu nie widziałem i nie słyszałem o czymś podobnym, stwierdzając, że ktoś kto tego nie widział na własne oczy nie będzie w stanie w to uwierzyć. Po wymordowaniu ludzi wszyscy rzucili się na dobytek. Rabowali wszystko co przedstawiało sobą jakąkolwiek wartość, często wydzierając sobie wzajemnie z rąk, co cenniejsze przedmioty. Zdarzały się nawet bójki ze skutkiem śmiertelnym’. Siedzieliśmy w lesie trzy dni. W tym czasie Pawluk Józef przynosił nam żywność. Namawiał nas do ucieczki, gdyż tu groziło nam stale niebezpieczeństwo, a on nie może stale narażać siebie i swojej rodziny. Za pomoc Polakom groziła śmierć, w najlepszym przypadku dotkliwe pobicie. Posłuchaliśmy jego rady i nocą wyruszyliśmy w stronę Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie dotarliśmy nad ranem".