(Fragmenty książki ,,Brunatna kołysanka", autorstwa Anny Malinowskiej - o zniemczaniu polskich dzieci w czasie wojny.)
,,W ciągu dnia dzieci siedzą na podwórku. Nie wolno się do siebie odzywać. Za każde polskie słowo dostają po twarzy. Lepiej więc nie gadać. Przewożą ich do ośrodka w Kaliszu. Warunki takie same: zakaz mówienia po polsku, za karę bicie. Janusz jest ciągle głodny. Nie pamięta, kiedy ostatnio naprawdę się najadł. Na obiad znowu dostaje mętną ciecz. W środku pływają nadgniłe ziemniaki. Janusz łyżką wyławia pływający ziemniak. Widzi na ścianie w jadalni olbrzymi portret Adolfa Hitlera. Z całej siły wali ziemniakiem prosto w twarz Führera. Cieszy się, bo nie spudłował. Ale w tym samym momencie ktoś ciągnie go z tyłu za kołnierz. To jedna z opiekunek. Kobieta z całej siły rzuca dziesięciolatkiem o podłogę i bije go rękami. Janusz za wszelką cenę stara się nie płakać. Pozwala sobie na to dopiero, kiedy go zamykają w ciemnym pokoju. Nie wychodzi z niego przez trzy dni. Nie dostaje w tym czasie nic do jedzenia. Tak głodny nie był nigdy w życiu."
,,Któregoś dnia Janusz widzi snującego się po korytarzu malca. Chłopiec nie może mieć więcej niż pięć lat. – Czego szukasz? – pyta po polsku. – Siusiu mi się chce – szepcze mały. Janusz popełnia błąd, bo zamiast iść z malcem do łazienki, melduje o tym opiekunce. Tłumaczy chłopcu po polsku, że kobieta go zaprowadzi. Za używanie polskiego zamykają go na wiele godzin w wielkim popielniku pieca."
,,Bärbel świetnie opanowała niemiecki. W swojej miejscowości ma już koleżanki. Lubi zwłaszcza towarzystwo Helgi Schinneker. Obie dziewczynki nie wiedzą, jak wiele mają ze sobą wspólnego. Helga Schinneker to Halinka Jachemska. Podobnie jak Basi zmierzono jej czaszkę, rozstaw oczu i nosa. Miała pięć i pół roku, gdy została zabrana z domu. W ośrodku, w którym była, panował ostry rygor. Za każde polskie słowo dzieci bito lub zamykano w ciemnym pokoju. Do końca życia będzie pamiętała, jak za to, że zatrzasnęła się w umywalni i nie mogła sama otworzyć drzwi, oblano ją zimną wodą. Mokra musiała stać na chłodzie parę godzin."
,,Urodziłam się w Łodzi. W 1942 roku, gdy miałam dwanaście lat, zabrano mnie z domu do niemieckiego biura, gdzie badał mnie dr Grohmann. Oglądał oczy, uszy, włosy. Po ośmiu dniach pobytu w zakładzie przewieziono mnie do Bruczkowa. Tu uczono mnie czytać, pisać i mówić po niemiecku. Nie wolno było mówić po polsku. W zakładzie było jeszcze trzydzieścioro dzieci, które gdy tylko mogły, mówiły ze sobą po polsku. Z Bruczkowa przewieziono nas do Achern-Baden. Tu przebywaliśmy około roku. Musieliśmy nosić mundury i pozdrawiać się „heil Hitler”. Zakazano nam mówić po polsku i nauczyciele bili nas, gdy tylko się dowiedzieli, że rozmawiamy w tym języku. Mówiono nam, że jesteśmy Niemcami i że mamy zapomnieć, że Polska istniała."
Wielu dziesiątek tysięcy zgermanizowanych polskich dzieci nigdy nie udało się odnaleźć.
Przeżyły swoje życie jako Niemcy bez świadomości, że skradziono ich tożsamość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz