Mimo że elektryfikacja kraju była dla ówczesnych władz priorytetem, pierwszeństwo do dobrodziejstw energetyki miały przede wszystkim odbudowywane miasta oraz nowopowstające zakłady przemysłowe. Wieś na światło czy lodówki musiała swoje wyczekać…
Kiedy jednak na wsiach pojawili się inżynierowie i monterzy, w prace przy stawianiu słupów energetycznych angażowała się cała lokalna społeczność. Mieszkańcy prowincji nie tylko uczestniczyli w robotach ziemnych czy transporcie instalacji, ale również nocowali pod swoimi dachami przybyłych pracowników. Warto też wspomnieć, że mimo ogromnej pomocy i wkładu (nierzadko przymusowej) pracy ze strony mieszkańców, podłączenie gospodarstw do sieci wcale nie było darmowe! Wiele rodzin latami spłacało raty za tzw. opłatę elektryfikacyjną.
vStarsi mieszkańcy wsi wspominają też, że mimo najszczerszych chęci, nie wszędzie podłączenie do sieci energetycznej było możliwe. Na przełomie lat ’50 i ’60 wciąż częstym widokiem były stare, kryte strzechą domy, które na skutek pierwszej lepszej awarii mogłyby zająć się ogniem.
Mimo że w latach ’80 dostęp do prądu nie był już na wsi niczym nowym, wciąż zdarzały się okresy, kiedy gospodarstwa musiały radzić sobie bez niego. Przerwy w dostawach energii, najczęściej spowodowane przeciążeniem sieci czy uszkodzeniami na skutek fatalnej pogody, potrafiły trwać nawet do tygodnia!
Choć droga do elektryfikacji była nierzadko wyboista, zakończyła się sukcesem. Jak dużym?
Szacuje się, że w 1950 roku jedynie co piąty polski dom posiadał prąd, natomiast 17 lat później już ponad 81% gospodarstw domowych mogło cieszyć się dostępem do energii elektrycznej.
A jeśli chcecie poznać więcej "smaczków" dot. energii na wsi, koniecznie zapoznajcie się z fascynującym artykułem Strefa AGRO, z którego skorzystaliśmy przy przygotowaniu tego wpisu
Foto: PAP/Mottl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz