Polecam każdemu, kto szuka kontaktu z Panem Bogiem, kto szuka sensu w tym bezsensownym świecie, kto szuka piękna w prostocie, kto szuka siebie samego…
"Kiedy odjeżdżałem spod cerkwi w Maleszach, ksiądz Marek zawołał:
- Jedź przez Poletyły. Tam jest pustelnia ojca Roberta. Powołaj się na mnie!
Pustelnia w XXI wieku? Muszę to zobaczyć!
Jak będzie wyglądała? Jak skit w Odrynkach? Ale tam ojciec Gabriel zbudował pustelnię na środku nadrzecznej łąki. Na terenie podmokłym i bagnistym. Do pustelni dotrzeć można było tylko kładką lub płynąc rzeką. Tu zaś pole obsiane zbożem. Kukurydza wysoka na chłopa. Wioski krowami muczące.
Bywali pustelnicy w puszczach pochowani, w Supraślu wokół monastyru. Ale tutaj? Jakże się tu można ukryć na otwartym terenie?
Naciskam mocniej pedały. Byle szybciej do tej pustelni dotrzeć. Pustelnika prawdziwego zobaczyć. Jak taki pustelnik może wyglądać?
Pewnikiem brodaty starzec w szarym worku przewiązanym sznurem. W zakurzonych sandałach. Albo butach powykrzywianych starością.
Oto i Poletyły. Dzieci bawią się z kotem, krowy muczą, kury gdaczą. Skręcam w lewo w drogę wskazaną przez batiuszkę. Droga polna. Piaszczysta. Kończą się wiejskie zabudowania, zaczynają drzewa. Widać coś dziwnego. Wielką kamienną dzwonnicę. A potem jeszcze dwa budynki. O niezwykłej architekturze. Dawnej, a jednocześnie współczesnej. Wysmakowane połączenie drewna i kamienia. Jakbym nagle się znalazł gdzieś w Skandynawii.
Parking wysypany żwirem, w cieniu akacji. Idę doskonale utrzymanym chodnikiem do pierwszego budynku. Olbrzymie szklane drzwi. Na przestrzał. Otwieram. W środku trwają jakieś prace. Jeden z robotników wycina coś elektryczną piłą. Drugi pod ścianą układa fugi.
- Dzień dobry, chciałbym obejrzeć pustelnię ojca Roberta – mówię.
- Ale pustelnię czy ojca Roberta? – pyta robotnik przy pile. – Ojcze Robercie, ktoś do Pana!
Drugi z robotników wstaje z podłogi i podchodzi z uśmiechem:
- Czym mogę służyć?
Przede mną stoi młody człowiek w podkoszulku i roboczych dresach. Nie ma brody. Nie jest przepasany sznurem. Ma za to okulary w cienkich złotych oprawkach.
- Chciałbyś zobaczyć serce naszego domu? – pyta.
I już idziemy przez kolejny chodnik. Do kolejnego budynku. Trawniki wokół przystrzyżone równiutko jak na polu golfowym. Ale od czasu do czasu z murawy wyrasta jakaś roślinka. To dziewanna. To dziurawiec. Cykoria podróżnik.
Drzwi do drugiego budynku również całe w szkle. Widać całe wnętrze. I okrągłe okno na przeciwległej ścianie.
Wchodzimy do środka.
- To nasze serce – mówi ojciec Robert.
Ja zaś zamieram. Jest bardzo skromnie i niewiarygodnie pięknie. Na ceglanej ścianie naprzeciwko namalowana jest Matka Boska. Z obiema rękoma uniesionymi w górę. Ten typ nazywany jest Orantka. Jest niezwykle rzadki na Podlasiu. Tylko ikona w Mielniku przedstawia Matkę Boską w ten sposób.
Ale jest jeszcze coś. Oto pośrodku namalowanej postaci Bogurodzicy jest okrągłe okno, w oknie zaś witraż przedstawiający Dzieciątko Jezus. Przez okno wpada do wnętrza światło.
- To dziecko jest światłem matki – mówię, a ojciec Robert się tylko uśmiecha.
Ikon w świątyni jest niewiele. To ikony współczesne, malowane w stylu Nowosielskiego. Jedna z nich jest namalowana wprost na belce konstrukcyjnej.
- Dlaczego został ojciec pustelnikiem? – pytam.
Ojciec Robert zaczyna mi opowiadać, a ja, choć całe życie jestem przecież dziennikarzem, choć wykształciłem w sobie umiejętność zapamiętywania słów i całych fraz, tym razem jestem bezradny. Zapamiętuję tylko zdanie:
- Chciałem podziękować, za to że jestem.
Jest w tym młodym człowieku coś niezwykłego. Jakby światło bijące od środka. Nie umiem tego inaczej opisać.
Do wnętrza wchodzą dwie zakonnice w habitach. Za nimi jeszcze kilka osób.
- Już południe – mówią.
- Zostaniesz z nami na posiłku? – pyta ojciec Robert.
Odmawiam, choć przecież powinienem zostać. Powinienem zachować się jak rasowy reporter i zanotować potrawy pojawiające się na stole w pustelni. Co jedzą pustelnicy? Czy nadal jedzą korzonki, szarańczę i popijają wodą ze źródła?
Jako dziennikarz powinienem wszystko sprawdzić i opisać. Ale odmawiam. Nie śmiem z nimi usiąść przy stole.
Po prostu nie śmiem.
Ojciec Robert odprowadza mnie aż do roweru.
- Przyjadę tu z żoną – mówię.
- Będziemy czekali – mówi z uśmiechem".
Fragment książki Wojciecha Koronkiewicza pt. "Z Matką Boską na rowerze. Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia"
Fot. Wojciech Koronkiewicz
- Jedź przez Poletyły. Tam jest pustelnia ojca Roberta. Powołaj się na mnie!
Pustelnia w XXI wieku? Muszę to zobaczyć!
Jak będzie wyglądała? Jak skit w Odrynkach? Ale tam ojciec Gabriel zbudował pustelnię na środku nadrzecznej łąki. Na terenie podmokłym i bagnistym. Do pustelni dotrzeć można było tylko kładką lub płynąc rzeką. Tu zaś pole obsiane zbożem. Kukurydza wysoka na chłopa. Wioski krowami muczące.
Bywali pustelnicy w puszczach pochowani, w Supraślu wokół monastyru. Ale tutaj? Jakże się tu można ukryć na otwartym terenie?
Naciskam mocniej pedały. Byle szybciej do tej pustelni dotrzeć. Pustelnika prawdziwego zobaczyć. Jak taki pustelnik może wyglądać?
Pewnikiem brodaty starzec w szarym worku przewiązanym sznurem. W zakurzonych sandałach. Albo butach powykrzywianych starością.
Oto i Poletyły. Dzieci bawią się z kotem, krowy muczą, kury gdaczą. Skręcam w lewo w drogę wskazaną przez batiuszkę. Droga polna. Piaszczysta. Kończą się wiejskie zabudowania, zaczynają drzewa. Widać coś dziwnego. Wielką kamienną dzwonnicę. A potem jeszcze dwa budynki. O niezwykłej architekturze. Dawnej, a jednocześnie współczesnej. Wysmakowane połączenie drewna i kamienia. Jakbym nagle się znalazł gdzieś w Skandynawii.
Parking wysypany żwirem, w cieniu akacji. Idę doskonale utrzymanym chodnikiem do pierwszego budynku. Olbrzymie szklane drzwi. Na przestrzał. Otwieram. W środku trwają jakieś prace. Jeden z robotników wycina coś elektryczną piłą. Drugi pod ścianą układa fugi.
- Dzień dobry, chciałbym obejrzeć pustelnię ojca Roberta – mówię.
- Ale pustelnię czy ojca Roberta? – pyta robotnik przy pile. – Ojcze Robercie, ktoś do Pana!
Drugi z robotników wstaje z podłogi i podchodzi z uśmiechem:
- Czym mogę służyć?
Przede mną stoi młody człowiek w podkoszulku i roboczych dresach. Nie ma brody. Nie jest przepasany sznurem. Ma za to okulary w cienkich złotych oprawkach.
- Chciałbyś zobaczyć serce naszego domu? – pyta.
I już idziemy przez kolejny chodnik. Do kolejnego budynku. Trawniki wokół przystrzyżone równiutko jak na polu golfowym. Ale od czasu do czasu z murawy wyrasta jakaś roślinka. To dziewanna. To dziurawiec. Cykoria podróżnik.
Drzwi do drugiego budynku również całe w szkle. Widać całe wnętrze. I okrągłe okno na przeciwległej ścianie.
Wchodzimy do środka.
- To nasze serce – mówi ojciec Robert.
Ja zaś zamieram. Jest bardzo skromnie i niewiarygodnie pięknie. Na ceglanej ścianie naprzeciwko namalowana jest Matka Boska. Z obiema rękoma uniesionymi w górę. Ten typ nazywany jest Orantka. Jest niezwykle rzadki na Podlasiu. Tylko ikona w Mielniku przedstawia Matkę Boską w ten sposób.
Ale jest jeszcze coś. Oto pośrodku namalowanej postaci Bogurodzicy jest okrągłe okno, w oknie zaś witraż przedstawiający Dzieciątko Jezus. Przez okno wpada do wnętrza światło.
- To dziecko jest światłem matki – mówię, a ojciec Robert się tylko uśmiecha.
Ikon w świątyni jest niewiele. To ikony współczesne, malowane w stylu Nowosielskiego. Jedna z nich jest namalowana wprost na belce konstrukcyjnej.
- Dlaczego został ojciec pustelnikiem? – pytam.
Ojciec Robert zaczyna mi opowiadać, a ja, choć całe życie jestem przecież dziennikarzem, choć wykształciłem w sobie umiejętność zapamiętywania słów i całych fraz, tym razem jestem bezradny. Zapamiętuję tylko zdanie:
- Chciałem podziękować, za to że jestem.
Jest w tym młodym człowieku coś niezwykłego. Jakby światło bijące od środka. Nie umiem tego inaczej opisać.
Do wnętrza wchodzą dwie zakonnice w habitach. Za nimi jeszcze kilka osób.
- Już południe – mówią.
- Zostaniesz z nami na posiłku? – pyta ojciec Robert.
Odmawiam, choć przecież powinienem zostać. Powinienem zachować się jak rasowy reporter i zanotować potrawy pojawiające się na stole w pustelni. Co jedzą pustelnicy? Czy nadal jedzą korzonki, szarańczę i popijają wodą ze źródła?
Jako dziennikarz powinienem wszystko sprawdzić i opisać. Ale odmawiam. Nie śmiem z nimi usiąść przy stole.
Po prostu nie śmiem.
Ojciec Robert odprowadza mnie aż do roweru.
- Przyjadę tu z żoną – mówię.
- Będziemy czekali – mówi z uśmiechem".
Fragment książki Wojciecha Koronkiewicza pt. "Z Matką Boską na rowerze. Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia"
Fot. Wojciech Koronkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz