Jego bliski krewny Alberto Benegas Lynch w książce „Mój kuzyn Che” opisywał, jak młody Guevara czerpał perwersyjną przyjemność ze znęcania się nad zwierzętami. Gdy w połowie lat 50. znalazł się w Meksyku – gdzie przygotowywał się wraz z innymi Kubańczykami do przeprowadzenia puczu w swoim kraju – w ramach „treningu” z lubością podrzynał gardła psom. Dokonywał również makabrycznych eksperymentów na ciężarnych kotach, które łapał na ulicach Mexico City.
Trening się przydał, bo po przybyciu na Kubę, w górach Sierra Maestra, Guevara wziął udział w zamordowaniu co najmniej 22 ludzi. W większości byli to Bogu ducha winni chłopi oskarżeni o kolaborację z rządem Batisty. A więc nieszczęśnicy tacy jak Eutímio Guerra. „Piszę do ciebie te płomienne słowa z kubańskiej dżungli, gdzie walczę żądny krwi” – pisał do ówczesnej żony, z charakterystyczną dla siebie egzaltacją. Był początek 1957 r.
Che mordował nie tylko własnych ludzi, ale także jeńców wojennych. Znana jest historia schwytania w jednej z potyczek młodego żołnierza piechoty. Chłopak został właśnie powołany do wojska i był całkowicie zdezorientowany całą sytuacją. „Nie zrobiłem nikomu nic złego. Nikogo nie zabiłem. Moja mama jest wdową i jestem jej jedynym dzieckiem. Nie zabijaj mnie! ” – prosił Guevarę. „Dlaczego nie?” – odparł Che. I zaprowadził chłopca nad wykopany wcześniej grób... Sam Che pozbawiony leków na dającą mu się we znaki astmę, chory na czerwonkę został przywiązany przez swoich ludzi do muła. Był tak wyczerpany, że inaczej zwaliłby się z siodła. Przez długie godziny nie było z nimi kontaktu, wypróżniał się w spodnie. Wreszcie w nocy z 8 na 9 października 1967 r. wpadł w zasadzkę. Większość jego ludzi zginęła, on sam został ranny. „Nie strzelajcie! Jestem Che Guevara i jestem dla was więcej wart żywy niż martwy! ” – powiedział boliwijskim żołnierzom, podnosząc ręce do góry.
Pomylił się. Boliwijczycy wcale nie potrzebowali go żywego. Nie chcieli wytaczać mu procesu, który ciągnąłby się miesiącami i stałby się dla niego okazją do prowadzenia komunistycznej agitacji. Nie mieli również zamiaru wydawać go Amerykanom. Prezydent Boliwii René Barrientos kazał więc zastrzelić go na miejscu.
Młody sierżant Mario Terán wpakował w Che Guevarę dziewięć kul z amerykańskiego karabinu samopowtarzalnego M1 Garand kaliber 7,62 mm. Pięć pocisków trafiło w nogi, dwa w ramiona, jeden w klatkę piersiową i jeden w gardło. Che Guevara zginął na miejscu. Jego ręce zostały amputowane i wysłane do Buenos Aires w celu analizy odcisków palców. Resztę ciała pochowano na lotnisku w Vallegrande, skąd ekshumowano je dopiero w roku 1997.
Taki był marny koniec Ernesta Che Guevary. Człowieka, który przeszedł do historii jako „wielki marzyciel i bojownik o sprawiedliwość”, idol ogłupiałych nastolatków z Europy Zachodniej. A który w rzeczywistości był zwyrodniałym mordercą i sadystą.https://dorzeczy.pl/.../Che-Guevara-zbrodniarz-a-nie-idol...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz