Ostrów Historia
Powstanie w Treblince
Obóz zagłady Treblinka był to obóz karny założony po ataku Niemiec na Związek Radziecki. Dzielił się na 2 podobozy Treblinka I, który powstał latem 1941 roku, jako karny obóz pracy i Treblinka II, który powstał późną wiosną, 1942r. jako obóz zagłady.
Zasada zagłady była prosta i szybka. Wyładowanie ludzi z wagonów na rampę, zabranie im wszystkiego, co mają i po ok. 15 - 20 minutach ludzie myśląc, że idą się myć szli do komór gazowych. Tam 20 minutowy proces duszenia , obróbka zwłok i ich palenie. Ludzie wychodząc z pociągu mieli przed sobą niecałą godzinę życia.
W ten sposób zamordowanych zostało według różnych źródeł od ok. 800000 do 1000000 ludzi.
Załoga obozu (stanowiło ją 20-30 niemieckich i austriackich SS-manów, którym pomagała grupa 90-120 ukraińskich strażników) obawiała się oporu przywożonych tu ludzi. Wzmocnione środki ostrożności stosowano już na stacji kolejowe w Treblince. Do zajść takich jak próby ucieczki lub też pojedynczych ataków na strażników niewątpliwie jednak dochodziło. Niestety brak jest źródeł i materiałów by określić liczbę takich przypadków. Więźniowie zdawali sobie sprawę, że praca jedynie na krótki czas przedłuża im życie. Jedyną skuteczną bronią była ucieczka. Niewielu się to udało. Właściwie były tylko dwa sposoby. Albo uciekł więzień z komanda, które pracowało na zewnątrz obozu albo wyjeżdżał ukryty w wagonie towarowym z odzieżą. Niektórzy próbowali wydostać się podkopem. Wszyscy, którzy podjęli ucieczkę i zostali złapani ponieśli śmierć. Często w wielkich męczarniach. Za udane ucieczki karano przeważnie w ten sposób, że za jednego uciekiniera rozstrzeliwano 10 więźniów.
Więźniowie zrozumieli, że jedynym sposobem na wydostanie się z niego jest zbrojne powstanie. Wiedzieli, że albo zginą w walce albo uciekną. Zawiązał się tajna organizacja skupiająca ludzi zatrudnionych w różnego rodzaju komandach pracowniczych najpierw w obozie nr 1, później także w obozie nr 2. Więźniowie utworzyli tzw. „piątki”, czyli grupy po pięć osób i w miarę możliwości gromadzili tępe narzędzia, deski i kołki potrzebne do forsowania ogrodzenia z drutów oraz benzynę do podpalenia zabudowań. Na początku 1943 roku utworzyła się grupa określana, jako Komitet Organizacyjny, która po wielu porażkach (m.in. nie powiodła się próba zdobycia broni poprzez przekupienie wachmanów) przygotowywała powstanie. Duży udział miała w tym grupa Żydów, którzy przeżyli powstanie w getcie warszawskim i zostali w maju przywiezieni do Treblinki. W lipcu 1943 roku, gdy transporty ludzi przeznaczonych do zagłady w krematoriach przychodziły coraz rzadziej, więźniowie zaczęli obawiać się, że niebawem nastąpi ich likwidacja mimo tego, że załoga zapewniała ich, że pozostaną przy życiu jeżeli będą dobrze pracować.
Plan powstania zakładał zdobycie broni poprzez jej kradzież z wartowni, podpalenie wszystkich zabudowań obozu i wspólny atak więźniów obozów 1 i 2 na załogę. Planowano zabicie jak największej liczby strażników, masową ucieczkę więźniów, a po sforsowaniu Bugu przyłączenie się do grup partyzanckich. Liczono na pomoc więźniów z karnego obozu pracy, którzy w liczbie około 400 osób wracali koleją z pracy na stacji w Małkini i przejeżdżali obok obozu zagłady około 16.00. W przypadku powodzenia w pierwszej fazie powstania, planowano nawet uderzenie na załogę obozu pracy i uwolnienie więźniów oraz spalenie zabudowań.
Plan powstańczy zakładał oczywiście pomoc ze strony partyzantów Armii Krajowej, z oddziałów operujących na terenach w otoczeniu obozu. Organizatorem akcji pomocy Żydom w powstaniu był Władysław Rażmowski ps. „Poraj” – dowódca oddziału partyzanckiego, na którego obszarze działań znajdowała się m.in. stacja kolejowa w Małkini i obóz w Treblince. Należy tu wspomnieć, że już wcześniej był przygotowywany przez Armię Krajową plan opanowania obozu i uwolnienia wszystkich więźniów, do którego przygotowywał swój oddział „Poraj”. Szybko okazało się jednak, że niemożliwe jest odpowiednie rozpoznanie terenu z powodu ścisłej ochrony obozu przez Niemców. W związku z tym „Poraj” postanowił przeprowadzić rozpoznanie samodzielnie. Z uwagi na to, że zdarzały się pojedyncze przypadki ucieczek z komand pracowniczych zatrudnionych na stacji kolejowej w Małkini, okoliczni partyzanci posiadali informację o zawiązaniu się w obozie ruchu oporu. „Poraj” wykorzystując fakt, że między obozami znajdowała się żwirownia, wziął zaświadczenie z Urzędu Gminy Prostyń, której podlegał administracyjnie teren obozu i jako jej pracownik przyjechał służbowo do kierownika żwirowni – również członka AK w celu rzekomego załatwienia żwiru na budowę. Dzięki dokumentowi i pomocy owego kierownika patrolujący teren strażnicy nie zwrócili na niego uwagi. Podczas opuszczania obozu natknął się jednak na wachmanów ukraińskich. Uznali oni, że jest szpiegiem. Podarli dokument wstępu do obozu i zdecydowali, że należy go rozstrzelać. Sytuację tę widział niemiecki wartownik, który postanowił, sprawdzić, co się dzieje. Wówczas Rażmowski zuchwale zwrócił się do strażnika po niemiecku z pretensjami, że nie honoruje się dokumentów niemieckich urzędników. Niemiec przeczytał zniszczony dokument i puścił go wolno.
Po tej wyprawie „Poraj” ustalił plan oraz datę akcji. Brakowało jedynie osoby, która zawiadomiłaby wszystkim więźniów. To zadanie zdecydował się wykonać Żyd, ukrywający się w okolicy, który stracił w powstaniu w getcie warszawskim całą rodzinę. Ustalono, że zgłosi się do obozu pod pretekstem połączenia z synem. Na miejscu miał porozumieć się z przywódcami ruchu oporu, określić zadania oraz podać datę buntu, czyli 2 sierpnia 1943 r. po południu. Był to poniedziałek, dzień wolny od pracy. W poniedziałki nie przybywały transporty.
Do akcji skompletowano oddział składający się z trzech grup partyzantów Armii Krajowej, każda z innego powiatu. Pierwsza z nich pod dowództwem Henryka Małkińskiego ps. „Kulesza”, liczyła 19 osób uzbrojonych w kbk i 2 rkm. Ich zadaniem było zajęcie przed godziną 12 stanowiska na wzgórzu znajdującym się w pobliżu obozu i czekanie na wybuch powstania. Kiedy to nastąpi, mieli otworzyć ogień w kierunku wartowników będących w wieżach, w pobliżu bram, by sparaliżować i zdezorientować Niemców. Zadaniem drugiej, około 20-osobowej grupy, pod wodzą Antoniego Wróblewskiego ps. „Orwid”, było zabezpieczenie przeprawy przez Bug a następnie po przeprawieniu uchodźców przez rzekę, należało kierować ich lasami ostrowskimi na wschód. Wówczas ludzie Kazimierza Grodziskiego powinni przejąć uchodźców i wyprowadzić ich w kierunku Warszawy. Trzecia grupa pod wodzą Henryka Oleksiaka ps. „Wichura” miała czekać na Żydów w lasach na wschód od obozu. Mieli przeprowadzić ich przez lasy ceranowskie następnie dalej za Bug.
Zasada zagłady była prosta i szybka. Wyładowanie ludzi z wagonów na rampę, zabranie im wszystkiego, co mają i po ok. 15 - 20 minutach ludzie myśląc, że idą się myć szli do komór gazowych. Tam 20 minutowy proces duszenia , obróbka zwłok i ich palenie. Ludzie wychodząc z pociągu mieli przed sobą niecałą godzinę życia.
W ten sposób zamordowanych zostało według różnych źródeł od ok. 800000 do 1000000 ludzi.
Załoga obozu (stanowiło ją 20-30 niemieckich i austriackich SS-manów, którym pomagała grupa 90-120 ukraińskich strażników) obawiała się oporu przywożonych tu ludzi. Wzmocnione środki ostrożności stosowano już na stacji kolejowe w Treblince. Do zajść takich jak próby ucieczki lub też pojedynczych ataków na strażników niewątpliwie jednak dochodziło. Niestety brak jest źródeł i materiałów by określić liczbę takich przypadków. Więźniowie zdawali sobie sprawę, że praca jedynie na krótki czas przedłuża im życie. Jedyną skuteczną bronią była ucieczka. Niewielu się to udało. Właściwie były tylko dwa sposoby. Albo uciekł więzień z komanda, które pracowało na zewnątrz obozu albo wyjeżdżał ukryty w wagonie towarowym z odzieżą. Niektórzy próbowali wydostać się podkopem. Wszyscy, którzy podjęli ucieczkę i zostali złapani ponieśli śmierć. Często w wielkich męczarniach. Za udane ucieczki karano przeważnie w ten sposób, że za jednego uciekiniera rozstrzeliwano 10 więźniów.
Więźniowie zrozumieli, że jedynym sposobem na wydostanie się z niego jest zbrojne powstanie. Wiedzieli, że albo zginą w walce albo uciekną. Zawiązał się tajna organizacja skupiająca ludzi zatrudnionych w różnego rodzaju komandach pracowniczych najpierw w obozie nr 1, później także w obozie nr 2. Więźniowie utworzyli tzw. „piątki”, czyli grupy po pięć osób i w miarę możliwości gromadzili tępe narzędzia, deski i kołki potrzebne do forsowania ogrodzenia z drutów oraz benzynę do podpalenia zabudowań. Na początku 1943 roku utworzyła się grupa określana, jako Komitet Organizacyjny, która po wielu porażkach (m.in. nie powiodła się próba zdobycia broni poprzez przekupienie wachmanów) przygotowywała powstanie. Duży udział miała w tym grupa Żydów, którzy przeżyli powstanie w getcie warszawskim i zostali w maju przywiezieni do Treblinki. W lipcu 1943 roku, gdy transporty ludzi przeznaczonych do zagłady w krematoriach przychodziły coraz rzadziej, więźniowie zaczęli obawiać się, że niebawem nastąpi ich likwidacja mimo tego, że załoga zapewniała ich, że pozostaną przy życiu jeżeli będą dobrze pracować.
Plan powstania zakładał zdobycie broni poprzez jej kradzież z wartowni, podpalenie wszystkich zabudowań obozu i wspólny atak więźniów obozów 1 i 2 na załogę. Planowano zabicie jak największej liczby strażników, masową ucieczkę więźniów, a po sforsowaniu Bugu przyłączenie się do grup partyzanckich. Liczono na pomoc więźniów z karnego obozu pracy, którzy w liczbie około 400 osób wracali koleją z pracy na stacji w Małkini i przejeżdżali obok obozu zagłady około 16.00. W przypadku powodzenia w pierwszej fazie powstania, planowano nawet uderzenie na załogę obozu pracy i uwolnienie więźniów oraz spalenie zabudowań.
Plan powstańczy zakładał oczywiście pomoc ze strony partyzantów Armii Krajowej, z oddziałów operujących na terenach w otoczeniu obozu. Organizatorem akcji pomocy Żydom w powstaniu był Władysław Rażmowski ps. „Poraj” – dowódca oddziału partyzanckiego, na którego obszarze działań znajdowała się m.in. stacja kolejowa w Małkini i obóz w Treblince. Należy tu wspomnieć, że już wcześniej był przygotowywany przez Armię Krajową plan opanowania obozu i uwolnienia wszystkich więźniów, do którego przygotowywał swój oddział „Poraj”. Szybko okazało się jednak, że niemożliwe jest odpowiednie rozpoznanie terenu z powodu ścisłej ochrony obozu przez Niemców. W związku z tym „Poraj” postanowił przeprowadzić rozpoznanie samodzielnie. Z uwagi na to, że zdarzały się pojedyncze przypadki ucieczek z komand pracowniczych zatrudnionych na stacji kolejowej w Małkini, okoliczni partyzanci posiadali informację o zawiązaniu się w obozie ruchu oporu. „Poraj” wykorzystując fakt, że między obozami znajdowała się żwirownia, wziął zaświadczenie z Urzędu Gminy Prostyń, której podlegał administracyjnie teren obozu i jako jej pracownik przyjechał służbowo do kierownika żwirowni – również członka AK w celu rzekomego załatwienia żwiru na budowę. Dzięki dokumentowi i pomocy owego kierownika patrolujący teren strażnicy nie zwrócili na niego uwagi. Podczas opuszczania obozu natknął się jednak na wachmanów ukraińskich. Uznali oni, że jest szpiegiem. Podarli dokument wstępu do obozu i zdecydowali, że należy go rozstrzelać. Sytuację tę widział niemiecki wartownik, który postanowił, sprawdzić, co się dzieje. Wówczas Rażmowski zuchwale zwrócił się do strażnika po niemiecku z pretensjami, że nie honoruje się dokumentów niemieckich urzędników. Niemiec przeczytał zniszczony dokument i puścił go wolno.
Po tej wyprawie „Poraj” ustalił plan oraz datę akcji. Brakowało jedynie osoby, która zawiadomiłaby wszystkim więźniów. To zadanie zdecydował się wykonać Żyd, ukrywający się w okolicy, który stracił w powstaniu w getcie warszawskim całą rodzinę. Ustalono, że zgłosi się do obozu pod pretekstem połączenia z synem. Na miejscu miał porozumieć się z przywódcami ruchu oporu, określić zadania oraz podać datę buntu, czyli 2 sierpnia 1943 r. po południu. Był to poniedziałek, dzień wolny od pracy. W poniedziałki nie przybywały transporty.
Do akcji skompletowano oddział składający się z trzech grup partyzantów Armii Krajowej, każda z innego powiatu. Pierwsza z nich pod dowództwem Henryka Małkińskiego ps. „Kulesza”, liczyła 19 osób uzbrojonych w kbk i 2 rkm. Ich zadaniem było zajęcie przed godziną 12 stanowiska na wzgórzu znajdującym się w pobliżu obozu i czekanie na wybuch powstania. Kiedy to nastąpi, mieli otworzyć ogień w kierunku wartowników będących w wieżach, w pobliżu bram, by sparaliżować i zdezorientować Niemców. Zadaniem drugiej, około 20-osobowej grupy, pod wodzą Antoniego Wróblewskiego ps. „Orwid”, było zabezpieczenie przeprawy przez Bug a następnie po przeprawieniu uchodźców przez rzekę, należało kierować ich lasami ostrowskimi na wschód. Wówczas ludzie Kazimierza Grodziskiego powinni przejąć uchodźców i wyprowadzić ich w kierunku Warszawy. Trzecia grupa pod wodzą Henryka Oleksiaka ps. „Wichura” miała czekać na Żydów w lasach na wschód od obozu. Mieli przeprowadzić ich przez lasy ceranowskie następnie dalej za Bug.
Przed godz. 16:00 z wartowni, dzięki dorobionemu kluczowi, wyniesiono broń, amunicję i granaty. Akcja musiała rozpocząć się przed wyznaczonym czasem, gdyż esesman Kurt Küttner znalazł złoto u jednego z więźniów, który był zaangażowany w przygotowanie powstania i zaczął coś podejrzewać. Spiskowcy zostali zaskoczeni tą sytuacją i postanowili natychmiast działać. Wywiązała się chaotyczna strzelanina, podpalono część zabudowań, wysadzono w powietrze zbiornik z benzyną. Nie powiodło się natomiast zniszczenie komór gazowych i nie przerwano linii telefonicznej. Największy atak przeprowadzono na bramę główną, którą sforsowano po ciężkich stratach. Z odległości kilku kilometrów można było dostrzec słup czarnego dymu unoszący się nad obozem. Po usłyszeniu pierwszych strzałów i ujrzeniu dymu do akcji przystąpiła grupa „Kuleszy”, która zaczęła ostrzał wież strażniczych. Zdezorientowało to Niemców i umożliwiło wydostanie się z obozu około 300 osobom. Powstanie trwało 20–30 minut, z czego ostra wymiana strzałów około 10 minut.
Załoga obozu zdołała nawiązać łączność z oddziałami niemieckimi stacjonującymi w pobliżu. Na pomoc pospieszyły oddziały z Małkini, Sokołowa Podlaskiego, Kosowa Lackiego, Ostrowi Mazowieckiej.
Początkowo ludzie uciekali wprost przed siebie, nie zwracając uwagi na nawoływania przewodników. Po opanowaniu chaosu udało się podzielić uciekinierów na grupy oraz kierować ich zgodnie z planem jak najdalej od obozu do lasów. Niemcy dopiero po zamknięciu drogi ucieczki i opanowaniu sytuacji w obozie rozpoczęli pościg za uciekinierami. Jednakże ludzie „Kuleszy” ponownie otworzyli ogień z broni maszynowej w kierunku esesmanów. To skutecznie zniechęciło do pościgu i wejścia w las. Dzięki temu szybko i sprawnie przeprawiono pierwszą grupę liczącą około 200 przez lasy a następnie przez Bug na wschód. Drugą grupę, ok. 100-osobową, przeprowadzono wzdłuż Bugu w kierunku Warszawy.
Nieoczekiwanie pomocną dłoń uchodźcom podał oddział partyzancki, który nie wiedział o planowanej akcji. Był to pluton por. „Śliwy” stacjonujący we wsi Glina. Po zauważeniu łuny unoszącej się nad obozem, a później uciekających Żydów, jego podwładni pomagali im przedostawać się przez Bug. Kiedy zaczęli zbliżać się Niemcy, otworzyli ogień, co zatrzymało napastników i umożliwiło wielu uciekinierom skuteczną ucieczkę. Niestety nie trwało to długo, bowiem niedługo później przybyły oddziały własowców, które okrążyły oddział „Śliwy”. Nie wszystkim partyzantom udało się wyjść cało z pułapki. „Śliwa” wraz z kilkoma żołnierzami został zatrzymany i umieszczony pod strażą we wsi. W nocy wytworzyło się zamieszanie, dzięki czemu „Śliwie” i części podkomendnych udało się zbiec. Niestety, w rękach własowców pozostało kilku rannych członków podziemia.
Akcja zakończyła się sukcesem dla około 200 więźniów. Pozostali, którym nie udało się opuścić rejonu zagrożonego niemiecką obławą, zostali wyłapani przez Niemców i doprowadzeni z powrotem do Treblinki lub zastrzeleni na miejscu.
Z tej liczby końca wojny mogło doczekać, co najwyżej 100 osób. Po zajęciu tych obszarów przez Armię Czerwoną, udało się odnaleźć około 40 ocalałych więźniów, część z nich ukrywała się w okolicznych lasach.
W dniu powstania w obozie przebywało 840 więźniów, z czego 105 nie wzięło w ogóle udziału w tym zrywie – byli to już fizycznie i psychicznie zmęczeni i zrezygnowani ludzie.
Nie ma pewnych danych dotyczących strat wśród esesmanów i Ukraińców, relacje na ten temat są sprzeczne. Najprawdopodobniej wśród ofiar śmiertelnych nie było Niemców.
Załoga obozu zdołała nawiązać łączność z oddziałami niemieckimi stacjonującymi w pobliżu. Na pomoc pospieszyły oddziały z Małkini, Sokołowa Podlaskiego, Kosowa Lackiego, Ostrowi Mazowieckiej.
Początkowo ludzie uciekali wprost przed siebie, nie zwracając uwagi na nawoływania przewodników. Po opanowaniu chaosu udało się podzielić uciekinierów na grupy oraz kierować ich zgodnie z planem jak najdalej od obozu do lasów. Niemcy dopiero po zamknięciu drogi ucieczki i opanowaniu sytuacji w obozie rozpoczęli pościg za uciekinierami. Jednakże ludzie „Kuleszy” ponownie otworzyli ogień z broni maszynowej w kierunku esesmanów. To skutecznie zniechęciło do pościgu i wejścia w las. Dzięki temu szybko i sprawnie przeprawiono pierwszą grupę liczącą około 200 przez lasy a następnie przez Bug na wschód. Drugą grupę, ok. 100-osobową, przeprowadzono wzdłuż Bugu w kierunku Warszawy.
Nieoczekiwanie pomocną dłoń uchodźcom podał oddział partyzancki, który nie wiedział o planowanej akcji. Był to pluton por. „Śliwy” stacjonujący we wsi Glina. Po zauważeniu łuny unoszącej się nad obozem, a później uciekających Żydów, jego podwładni pomagali im przedostawać się przez Bug. Kiedy zaczęli zbliżać się Niemcy, otworzyli ogień, co zatrzymało napastników i umożliwiło wielu uciekinierom skuteczną ucieczkę. Niestety nie trwało to długo, bowiem niedługo później przybyły oddziały własowców, które okrążyły oddział „Śliwy”. Nie wszystkim partyzantom udało się wyjść cało z pułapki. „Śliwa” wraz z kilkoma żołnierzami został zatrzymany i umieszczony pod strażą we wsi. W nocy wytworzyło się zamieszanie, dzięki czemu „Śliwie” i części podkomendnych udało się zbiec. Niestety, w rękach własowców pozostało kilku rannych członków podziemia.
Akcja zakończyła się sukcesem dla około 200 więźniów. Pozostali, którym nie udało się opuścić rejonu zagrożonego niemiecką obławą, zostali wyłapani przez Niemców i doprowadzeni z powrotem do Treblinki lub zastrzeleni na miejscu.
Z tej liczby końca wojny mogło doczekać, co najwyżej 100 osób. Po zajęciu tych obszarów przez Armię Czerwoną, udało się odnaleźć około 40 ocalałych więźniów, część z nich ukrywała się w okolicznych lasach.
W dniu powstania w obozie przebywało 840 więźniów, z czego 105 nie wzięło w ogóle udziału w tym zrywie – byli to już fizycznie i psychicznie zmęczeni i zrezygnowani ludzie.
Nie ma pewnych danych dotyczących strat wśród esesmanów i Ukraińców, relacje na ten temat są sprzeczne. Najprawdopodobniej wśród ofiar śmiertelnych nie było Niemców.
Akcja pomocy uwięzionym Żydom w obozie w Treblince została zapomniana. Może, dlatego, że była spontaniczna i nie doprowadziła do realizacji szerszego planu AK uwolnienia wszystkich więźniów obu obozów i jego zniszczenia. Ale warto pamiętać o osobach, które z narażeniem życia pomogły skazanym na śmierć więźniom Treblinki.
Źródła
Strona Internetowa Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince
Tygodnik Solidarność Nr 8 (1166) 18 lutego 2011
Ustalenia własne
KZ
Strona Internetowa Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince
Tygodnik Solidarność Nr 8 (1166) 18 lutego 2011
Ustalenia własne
KZ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz