Inna Perspektywa Rzeczywistości - Blog Radosława Kordowskiego
Czy wiecie, że jadąc samochodem elektrycznym, tak naprawdę ciągnie się za sobą wirtualną przyczepkę z agregatem prądotwórczym na ropę? Owszem nie widać jej, ale tak naprawdę, energia którą naładowany został akumulator samochodu elektrycznego na terenie Unii Europejskiej, w 70% pochodzi ze źródeł emisyjnych, które wyemitowały CO2 do naszej atmosfery.
Zatem do momentu, aż miks energetyczny UE nie będzie zeroemisyjny, zwiększanie zapotrzebowania na zużycie energii elektrycznej przez samochody elektryczne jest błędnym kołem, ponieważ zwiększając zapotrzebowanie na energię elektryczną dla transportu drogowego, trzeba będzie w obecnym miksie energetycznym zwyczajnie więcej dorzucić do węglowego lub gazowego pieca.
Ale z uwagi, że nie widzimy tego dymu za naszymi plecami, to takim samochodem jedzie się znacznie przyjemniej i nikt z „ekologów” nie protestuje.
A to, że gdzie indziej się „kopci”, aby wytworzyć energię do jazdy, to już nie jest istotne…
Podobnie jest z naszymi odpadami, które w większości trafiają do Turcji i do Indii, a co dalej się dzieje z tymi odpadami lepiej już nie pytać, bo byłby smuteczek…
Tylko w 2020 roku z UE wyeksportowano do krajów trzecich 32,7 milionów ton odpadów!
A jeśli weźmiemy pod uwagę sposób wytwarzania baterii litowo-jonowych (do wydobycia jednej tony litu potrzeba ponad 2 milionów litrów wody) i brak efektywnego sposobu na ich utylizację (tylko 5 % baterii litowych jest poddawana recyklingowi na całym świecie), to z prawdziwą ekologią samochód elektryczny ma już niewiele wspólnego.
Szczególnie ma niewiele wspólnego gdy akumulatorek takiego samochodu się zapali i trzeba go ugasić. Ostatnio na ugaszenie takiego samochodu trzeba było zużyć 45 000 litrów wody, a zazwyczaj do ugaszenia palącego się pojazdu spalinowego wystarczą niecałe 2 tys. litrów wody lub jeszcze mniej.
Zatem możnym tego świata raczej nie chodzi o naszą planetę, tylko bardziej chodzi o to, aby samochód ponownie stał się dobrem luksusowym i aby nie wszystkich było na niego stać.
W ten sposób właściciele drogich samochodów elektrycznych i luksusowych samochodów spalinowych, których UE paradoksalnie nie zamierza zakazywać, chociaż często emitują najwięcej CO2, nie będą musieli zwyczajnie stać w korkach.
To jest tylko początek mojego postu.
Tutaj link do pełnej wersji
Tym bardziej zachęcam, bo puentą nie jest krytyka samej idei samochodów elektrycznych, bo to w dłuższej perspektywie, gdy zacznie brakować surowców jest bardzo słuszna idea.
Moja krytyka dotyczy kolejności działań.
Przecież wpierw powinna być odpowiednia infrastruktura (aby nie było kolejek do ładowarek), inny mix energetyczny (atomowy + OZE),
bardziej rozwinięta technologia efektywności i recyklingu baterii (aby nie kosztowała 1/4 wartości samochodu), a dopiero później nakazy i zakazy.
Aczkolwiek jestem za pełną dobrowolnością. Uważam, że samochód elektryczny powinien sam się obronić ekonomiczną i funkcjonalną korzyścią, bez przymuszania do takiego wyboru.
Wszelkie działania odwrotne wskazują, że chodzi tutaj o coś innego.
Ponadto w pełnej wersji postu:
- co powinni zrobić możni tego świata, gdyby rzeczywiście im na naszej planecie zależało,
- co można byłoby zrobić dla ekologii za pieniądze wydane w Katarze,
- Ile tak naprawdę CO2 emituje człowiek, ile samochód, a ile prywatny samolot odrzutowy,
- porównanie OZE do elektrowni atomowych,
- ile CO2 emitują wszystkie samochody w Unii Europejskiej i ile procent w skali globalnej stanowi ta emisja, (będziecie zaskoczeni)
- jakie jest drugie dno dzisiejszej walki ze spalinową motoryzacją
Jeśli uważacie powyższe za interesujące, zachęcam do udostępniania i zaobserwowania Innej Perspektywy.
Z góry dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz