Od najdawniejszych czasów człowiek podchodził do morza z obawą i respektem, już sama nazwa mor, czyli śmierć względnie to co ją powoduje, bo tak zwali je przecież słowianie budzić miała strach, nie inaczej było i u innych ludów. Aż w końcu nastąpił przełom, a to co kiedyś dzieliło zaczęło łączyć. Na morza wyruszyły pierwsze tratwy, łodzie potem statki udoskonalane z biegiem czasu i rozwojem cywilizacji, ale jak to bywa z morzem te nadal pozostało tajemnicze i piekielnie niebezpieczne wciąż zbierając żniwo śmierci i zniszczenia. Każda więc wyprawa morska wiązała się z ogromnym ryzykiem ogarnięcia przez żywioł, rozbicia, zatopienia, utraty przewożonych dóbr, a nawet życia. Żony marynarzy, ba całe rodziny, znajomi wypatrywali powracających z wypraw bywało że na próżno. Rozbitkowie na morzu szukali ratunku w przepływających okrętach czasem widząc jedynie we własnej wyobraźni iż ktoś po nich płynie. Zdarzało się ale bardzo rzadko, że statek dryfując płynął nadal, ale załoga nie przeżyła np.z braku wody pitnej lub nie było nikogo na pokładzie bo wszyscy zdążyli go opuścić w chwili zagrożenia jako niezdolny do dalszej podróży, a on na przekór falom płynął dalej i tak był odnajdowany przez inne jednostki. Tak moi drodzy pojawił się statek widmo, ten realny statek widziany przez marynarzy na pełnym morzu lub przez obserwatorów bezpośrednio z lądu. Następnie taki realny statek pseudo widmo stał się obiektem coraz to mniej realnym, bo często odpływał nie zatrzymywany przez nikogo i fantazja ludzka która nie zna granic zrobiła z niego obiekt z zaświatów, pojawiający się i znikający, z duchami skazanymi na wieczną tułaczkę, a potem stał się legendą czyli Latającym Holendrem. Dobrze, starczy, do rzeczy. Każde morze ba każdy region ma taki swój Statek Widmo, Zatoka Lubecka również i trzeba tu dodać, że nie jest to ten sam obiekt bowiem na przestrzeni dziejów jego wygląd zmienia się wraz z kolejną epoką, więc i statki widmo też się zmieniają. Pierwszym znanym takim właśnie okrętem z czasów już nowożytnych był wojenny królewski okręt duński z XVII w. który widziano zawsze we wschodnim Holsztynie aż do początków XIX w. Żaglowiec ten zawsze zapowiadał jakieś nieszczęście. Potem zastąpił go parowiec pod żaglami z połowy XIX w. Ten straszył aż do końca tegoż stulecia. U schyłku II wojny światowej rolę przejął luksusowy linowiec pasażerski zatopiony w wyniku działań wojennych w zatoce na oczach tysięcy ludzi, a koszmar tych chwil spędzał sen z powiek nie tylko marynarzom. Nie jeden podobno go widział wyłaniający się z mgły i znikający w ciemnościach, rozświetlony czerwienią. Wtedy trzeba było się bardzo pilnować bo każdy kto go zobaczył znalazł się w bezpośrednim niebezpieczeństwie a dotyczyło to głównie tutejszych kutrów rybackich. Czy to nie aby jego widziano tuż przed ostatnią falą sztormową która wdarła się na plażę i ulice nadmorskich miast począwszy od Neustadt przez Niendorf, Timmendorf a skończywszy na Wismar? Niektórzy twierdzą, że to był właśnie ten statek widmo a że to doświadczeni marynarze należy im wierzyć. Kto chce niech wierzy, kto nie niech nie wierzy ale przecież jak to powiedział ktoś mądry "są na niebie i ziemi rzeczy o których nie śniło się największym filozofom", a my dodajmy od siebie, że na morzu też.
Foto/Tekst Ewa K. Skarżyńska i Dariusz M. Kosieradzki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz