Nasz szacunek +
Bilans zysków i strat.
Kilka dni temu ukończyłam 29 lat. Co by nie mówić były to ostatnie urodziny z dwójką z przodu, a to skłoniło mnie do pewnych podsumowań...
29 lat to już całkiem spory okres czasu... Podczas tych lat nie przepłynęłam żadnego oceanu, nie zwiedziłam połowy świata, ani nie odkryłam niczego istotnego dla ludzkości. Prawdę mówiąc nie skończyłam nawet studiów. A jednak. Stojąc tu gdzie jestem teraz nie zmieniłabym ani jednego dnia, ani jednej godziny...
Od 9,5 lat jestem żoną wspaniałego mężczyzny z którym idę razem, z którym uwielbiam spędzać czas, który jest zdecydowanie moją drugą połową.
Przez lata naszego małżeństwa urodzilam 5 synów. Oni są naszą radością, a wychowywanie ich najlepszą przygodą i ogromnym wyzwaniem. Jak łatwo policzyć 45 miesięcy swojego 29 letniego życia spędziłam mając pod sercem kolejne życie. Jest to cud nad którego tajemnicą wielokrotnie się zastanawialam i który pewnie nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Mogłam przekazać życie, pozwolić by maluch rósł we mnie, rozwijał się, a potem z moim wysiłkiem przyszedł na ten świat. Kosztowało mnie to wiele tygodni wyrzeczeń, wiele biegów do toalety w trakcie jedzenia, wiele nocnych pobudek na siusiu i jeszcze więcej takich w których kopniaki malucha nie pozwoliły spać. Za każdym razem przybywało mi kilogramów i rozstępów. A jednak uważam, że to niewielkie wyrzeczenia w porównaniu do możliwości wzięcia w ramiona swojego dziecka. I jestem ogromnie wdzięczna Bogu za każdy trud ciąży, gdyż to właśnie dzięki tym trudom namacalnie uczyłam się rezygnować z siebie.
Macierzyństwo to wspaniała nauka bycia dla drugiej osoby. Przez ostatnie 9 lat niewiele było nocy które mogłam przespać bez pobudek. Niewiele dni w których mogłam robić od a do z to na co bym miała ochotę. A jednak każdy dzień przynosił mi moc radości, nowych wyzwań. Pomagał przełamywać sama siebie, rzucać się na głębię. Poznawać swoje granice. I pokonywać je z Bożą pomocą. Wielokrotnie wydawało mi się, że nie dam rady zrobić więcej, lepiej, bardziej,a za chwilę okazywało się, że dałam. Że mogłam. Że przekroczyłam kolejne ograniczenia.
Co jeszcze w tych 29 latach? Wspólnota. Ostatnich 8 lat na drodze DK to dla mnie nie tylko przemiana serca i nawiązanie prawdziwej, głębokiej relacji z Bogiem, ale również pole służby i dawania innym. To 8 wyjazdów na 15- dniowe rekolekcje oraz (jeśli dobrze liczę) 6 wyjazdów na kilkudniowe. To wielokrotne bycie animatorem, wiele spotkań przygotowujących, wiele nocy zarwanych na robienie prezentacji, przygotowywanie konferencji i tematów grupek. Mnóstwo wieczorów przegadanych i... Przechichranych we wspaniałym towarzystwie tych, od których wciąż się uczę jak być dobrym człowiekiem.
I przede wszystkim to (około oczywiście) 58400 minut modlitwy osobistej zwanej namiotem spotkania. Myślę że właśnie te minuty najwięcej zmieniły w moim życiu, miały największy wpływ na moje serce i na to jak żyję.
Ostatnie lata to również sporo bliskich osób, którymi coraz obficiej jestem otoczona. To również kilka utraconych znajomości, kilka rozczarowań, które pewnie były "po coś", trochę łez, dzięki którym jestem silniejsza.
Bardziej przyziemnie...
W tych latach udało mi się założyć firmę produkującą pieluszki wielorazowe dla dzieci (NappiMe ) i prowadzić ją w tak zwanym "międzyczasie" (już blisko 8 lat ). Firma to moja odskocznia, która daje mi całkiem niezłą satysfakcję nauczyłam się też szyc na maszynie oraz tworzyć lale, ale na te ostatnie brakuje mi czasu. Jednak nie poddaje się , wiedząc że dzieci kiedyś podrosną, a lale mogą poczekać założyłam również bloga i bardzo się cieszę, gdy uda mi się coś na niego napisać (pewnie dlatego, że będąc dzieckiem marzyłam o zostaniu pisarką )
Przez lata naszego małżeństwa urodzilam 5 synów. Oni są naszą radością, a wychowywanie ich najlepszą przygodą i ogromnym wyzwaniem. Jak łatwo policzyć 45 miesięcy swojego 29 letniego życia spędziłam mając pod sercem kolejne życie. Jest to cud nad którego tajemnicą wielokrotnie się zastanawialam i który pewnie nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Mogłam przekazać życie, pozwolić by maluch rósł we mnie, rozwijał się, a potem z moim wysiłkiem przyszedł na ten świat. Kosztowało mnie to wiele tygodni wyrzeczeń, wiele biegów do toalety w trakcie jedzenia, wiele nocnych pobudek na siusiu i jeszcze więcej takich w których kopniaki malucha nie pozwoliły spać. Za każdym razem przybywało mi kilogramów i rozstępów. A jednak uważam, że to niewielkie wyrzeczenia w porównaniu do możliwości wzięcia w ramiona swojego dziecka. I jestem ogromnie wdzięczna Bogu za każdy trud ciąży, gdyż to właśnie dzięki tym trudom namacalnie uczyłam się rezygnować z siebie.
Macierzyństwo to wspaniała nauka bycia dla drugiej osoby. Przez ostatnie 9 lat niewiele było nocy które mogłam przespać bez pobudek. Niewiele dni w których mogłam robić od a do z to na co bym miała ochotę. A jednak każdy dzień przynosił mi moc radości, nowych wyzwań. Pomagał przełamywać sama siebie, rzucać się na głębię. Poznawać swoje granice. I pokonywać je z Bożą pomocą. Wielokrotnie wydawało mi się, że nie dam rady zrobić więcej, lepiej, bardziej,a za chwilę okazywało się, że dałam. Że mogłam. Że przekroczyłam kolejne ograniczenia.
Co jeszcze w tych 29 latach? Wspólnota. Ostatnich 8 lat na drodze DK to dla mnie nie tylko przemiana serca i nawiązanie prawdziwej, głębokiej relacji z Bogiem, ale również pole służby i dawania innym. To 8 wyjazdów na 15- dniowe rekolekcje oraz (jeśli dobrze liczę) 6 wyjazdów na kilkudniowe. To wielokrotne bycie animatorem, wiele spotkań przygotowujących, wiele nocy zarwanych na robienie prezentacji, przygotowywanie konferencji i tematów grupek. Mnóstwo wieczorów przegadanych i... Przechichranych we wspaniałym towarzystwie tych, od których wciąż się uczę jak być dobrym człowiekiem.
I przede wszystkim to (około oczywiście) 58400 minut modlitwy osobistej zwanej namiotem spotkania. Myślę że właśnie te minuty najwięcej zmieniły w moim życiu, miały największy wpływ na moje serce i na to jak żyję.
Ostatnie lata to również sporo bliskich osób, którymi coraz obficiej jestem otoczona. To również kilka utraconych znajomości, kilka rozczarowań, które pewnie były "po coś", trochę łez, dzięki którym jestem silniejsza.
Bardziej przyziemnie...
W tych latach udało mi się założyć firmę produkującą pieluszki wielorazowe dla dzieci (NappiMe ) i prowadzić ją w tak zwanym "międzyczasie" (już blisko 8 lat ). Firma to moja odskocznia, która daje mi całkiem niezłą satysfakcję nauczyłam się też szyc na maszynie oraz tworzyć lale, ale na te ostatnie brakuje mi czasu. Jednak nie poddaje się , wiedząc że dzieci kiedyś podrosną, a lale mogą poczekać założyłam również bloga i bardzo się cieszę, gdy uda mi się coś na niego napisać (pewnie dlatego, że będąc dzieckiem marzyłam o zostaniu pisarką )
Tak sobie myślę, że może po ludzku, wg świata, moje życie to "nic specjalnego". Ale ja... Jestem po prostu szczęśliwym człowiekiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz