Szczery list oficera Wehrmachtu: “Polacy byli od nas lepsi”
Niebywały heroizm powstańców warszawskich robił wrażenie nawet na wrogu. O ile jednak Himmler – porównujący walki w Warszawie do Stalingradu – uważał obrońców za podludzi, o tyle młody oficer Peter Stölten coraz bardziej wątpił w sprawę, za którą przysięgał oddać życie…
Gdy pierwszy raz trafił na front był świeżo upieczonym maturzystą. 18-letni wówczas Peter Stölten od dziecka przejawiał zainteresowania artystyczne. Zaraz po szkole zamierzał zdawać na akademię sztuk pięknych. W czasie wojny uznał jednak, że powinien teraz walczyć za ojczyznę i zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu.
W 1941 r. został wysłany na front wschodni, gdzie walczył w 2 Armii Pancernej gen. Heinza Guderiana. W czerwcu 1944 r. – już jako porucznik i dowódca czołgu – brał udział w ciężkich walkach w Normandii. Dwa miesiące później został przerzucony wraz z innymi żołnierzami 9. armii do ogarniętej powstaniem Warszawy. Tam po raz pierwszy zobaczył jak bezduszni esesmani mordują bezbronnych cywili. Przez głowę młodego żołnierza zaczęły przewijać się przeróżne myśli, które skłoniły go do refleksji nad sensem wojny, w której uczestniczył.
Rozumiał i osobiście popierał dążenia Polaków do wolności. Nie krył również swojego podziwu dla waleczności i odwagi powstańców. “Powstańcy zasłużyli na to, aby traktowano ich jak żołnierzy. Cóż mogli Polacy poradzić na to, że utracili swoją państwowość, że nie mieli już środków do obrony. Ja sam nie chciałbym żyć pod niemiecką administracją” – pisał do swojej matki dwa tygodnie po upadku patriotycznego zrywu w Warszawie.
Polskie Termopile
Młody żołnierz szybko pojął, jaką rolę przewidziano dla niego w polskiej stolicy. 2 sierpnia 1944 r. Heinrich Himmler zwrócił się do Adolfa Hitlera słowami:
“Z punktu widzenia historycznego jest błogosławieństwem, że Polacy to robią. Po pięciu, sześciu tygodniach wybrniemy z tego. A po tym Warszawa, stolica, głowa, inteligencja tego byłego 16-17-milionowego narodu będzie zniszczona, tego narodu, który od 700 lat blokuje nam marsz na Wschód”.
Podobnie musiał wówczas myśleć generalny gubernator Hans Frank, który powiedział wcześniej, że “Warszawa jest ogniskiem zamętu, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju”. W jego ocenie bez tego miasta pozbyto by się ok. 80 proc. problemów, z którymi Niemcy borykali się w Generalnym Gubernatorstwie.
Ale nawet taki zbrodniarz jak Himmler musiał przyznać przed samym sobą, że nieugiętość powstańców była przykładem ogromnego męstwa i poświęcenia. Szef SS twierdził, że obok walk w Stalingradzie te w Warszawie należały do najbardziej zaciętych podczas całej wojny, a w postawie niezłomnej wiary w zwycięstwo, którą przyjmowali żołnierze AK, powinno się wychowywać niemiecką młodzież. Tymczasem obserwujący bieg wypadków Stölten regularnie wysyłał listy do rodziny, w których z rozbrajającą szczerością przedstawiał Polaków jako naród, od którego Niemcy mogliby się bardzo wiele nauczyć.
Refleksje młodego Niemca
Esesmani kroczyli za posuwającymi się oddziałami Wehrmachtu, rabując i paląc wszystko po drodze. W młodym oficerze narastał coraz większy bunt wobec tych barbarzyńskich praktyk. Jednocześnie utrwalał na papierze swoje wrażenia dotyczące pobytu w Polsce. Jako człowiek wrażliwy na piękno był zafascynowany nowoczesnym wystrojem warszawskich mieszkań. Pod tym względem – twierdził Stölten – wyprzedzaliśmy Niemcy oraz “starą i całkiem zakurzoną” Francję.
Przede wszystkim jednak dzięki polskim powstańcom Peter miał zrozumieć, czym są prawdziwe bohaterstwo i honor. „My, Niemcy, nie jesteśmy jeszcze narodem, który wcieliłby w życie tyle patriotyzmu, poświęcenia i siły” – pisał o Polakach w jednym z listów do narzeczonej. Innym razem przyznawał, że obrońcy walczyli znacznie lepiej od Niemców.
W drugim liście do ojca wspominał także o dzielnej Polce, która miała przejść w jego kompanii do legendy:
“Działo się to podczas przejmowania przez nas budynku banku. […] większość cywilów poddała się. Wyszli, ich twarze były pokryte kurzem, nieme ze strachu. […] pełzli po ziemi wśród gwizdu granatów nad ich głowami, błysku strzałów i huku działek szturmowych, skamląc jak opętani. Jednak ta dziewczyna stała wyprostowana ze spokojnym, poważnym wyrazem twarzy, lekko tylko kiwając głową nad tym szalonym zachowaniem wywołanym strachem o życie. Stała w ogniu, w obłąkaniu, nietknięta”.
Pyrrusowe zwycięstwo
Podczas studiowania listów Petera Stöltena szczególnie rzuca się w oczy jego relacja z upadku powstania, która całkowicie różni się od powszechnej dziś opinii, jakoby Niemcy mieli ponieść w Warszawie bardzo niewielkie straty. 16 października 1944 r. pisał w liście do matki:
“Nie oszukujmy się: Warszawa padła na skutek naszej ciężkiej broni, a nie dzięki odwadze przeróżnych oddziałów, nawet jeśli niektóre z nich bardzo dobrze walczyły. Nasze straty stanowią około połowy strat z kampanii wrześniowej (musiałoby zatem zginąć ok. 8 tys. niemieckich żołnierzy – przyp. autora). Warszawa była księgą ludzkich namiętności: słabości, wzlotów, bestialstwa i szaleństwa. Wojna – jak żadna inna – potrafiła pokazać niezgłębione obszary człowieczeństwa i bestialstwa. Bohatersko walczyli jednak pod wpływem sytuacji, w jakiej się znaleźli, przede wszystkim powstańcy”.
Peter twierdził ponadto, że gdyby w owym czasie powstańcy nie skapitulowali, to przelałoby się jeszcze więcej krwi, a Niemcy znaleźliby się w bardzo trudnym położeniu. “Długo jeszcze mielibyśmy twardy orzech do zgryzienia” – konkludował.
Czytaj także:
- Największa femme fatale XX wieku. Modelka, która doprowadziła do dymisji rządu
- Odcinała jądra politycznym przeciwnikom. Rodacy uznali ją za świętą
- Wołyńska wyspa ocalenia. Ta wieś zdołała obronić się przed atakami banderowców
Wobec wielu tragedii, których sprawcami byli niemieccy dowódcy oraz fanatyczni politycy, postawa Stöltena zasługuje dziś na szczególną uwagę. Niewątpliwe był on postacią tragiczną. Znalazł się w patowej sytuacji, w której każdy wybór wiązał się dla niego z cierpieniem: z jednej strony chciał wiernie służyć krajowi, z drugiej – wykonywanie części rozkazów kłóciło się z jego moralnymi przekonaniami. Peter Stölten nie doczekał końca wojny. Zginął w swoim czołgu po tym, jak 24 stycznia 1945 r. został zaatakowany przez Sowietów w okolicach Olsztyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz