jako pochodna określonego zbioru informacji w nie określonej rzeczywistości
ORP " Groźny" 351
sobota, 30 listopada 2019
Zabójcze szczepienia
http://zakazanaprawda.pl/prof-wiackowski-szczepionki-bron-dodepopulacji-swiata/?fbclid=IwAR1lXjY-p_wLv7YMNFn_L6O8lHWB1Y5HeNC7QWqt_FM-yoME5ClqV4VwQQ4
Palestyna w ogniu
https://liveglobalalert.com/palestyna-w-ogniu-izraelskiego-okupanta-zydzi-dokonuja-holocaustu-na-palestynczykach/
piątek, 29 listopada 2019
I haven't seen you for weeks.
Good afternoon |
I am Lidia |
here is my photo for you |
Let`s chat now? |
My e-mail: devadevochka@yandex.ru |
Sweet kiss ) |
Powstanie zabajkalskie - ostatni zryw powstańców styczniowych
Polacy nie rezygnowali łatwo z wolności i prowadzili walkę nawet jako zesłańcy. Powstanie znad jeziora Bajkał było ostatnim starciem polskich żołnierzy z Rosjanami, aż do czynu Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego.
Artur Grottger, "Pochód na Sybir"Foto: Wikimedia Commons/domena publiczna
153 lata temu, 27 listopada 1866 roku w Irkucku władze carskiej Rosji wykonały wyroki śmierci na przywódcach powstania zabajkalskiego, zesłanych na Syberię za udział w Powstaniu Styczniowym. Byli to Narcyz Celiński, Gustaw Szaramowicz, Władysław Kotkowski i Jakub Reiner.
Przed wykonaniem egzekucji Rosjanie pozwolili na pożegnanie się z rodzinami. Niestety, listy zostały zarekwirowane przez cenzurę i nigdy nie dotarły do adresatów. Prof. Wiesław Caban w rozmowie z Polską Agencją Prasową w 2016 roku przytoczył wiadomość napisaną do ojca przez Gustawa Szaramowicza:
"Jutro umieram, ale 32 lata żyłem uczciwie. Przyczyną uczciwości mojej Ty; przyczyną śmierci mojej – ja. Posłano nas daleko; nam chciało się iść jeszcze dalej; ja byłem naczelnikiem; broń była w robocie; do starych klęsk dodała się nowa; rząd to nazwał buntem – i jutro będę rozstrzelany".
Przedłużenie Powstania Styczniowego
Zryw rozpoczął się, gdy więźniowie zostali skierowani do budowy drogi wzdłuż jeziora Bajkał. 24 czerwca 1866 roku konspiratorzy pod dowództwem Kazimierza Arcimowicza i Gustawa Szaramowicza rozbroili konwojentów i wyruszyli, aby oswobodzić pozostałych współwięźniów. Nie wszyscy z zesłańców przyłączyli się do uciekinierów. Ostatecznie udało się zebrać 250 zdecydowanych. Ich celem było przedarcie się do granicy z Chinami.
10 lipca 1866 roku pod Bystrą wyśledził ich liczniejszy i lepiej uzbrojony oddział rosyjski. Ci, którym udało się uciec, zostali pojmani w ciągu miesiąca.
Poza organizatorami ucieczki represje dotknęły również innych uczestników zrywu, którzy zostali skazani na chłostę i dożywotnią katorgę oraz skierowani do ciężkich prac.
Zesłańcy syberyjscy
Historycy szacują, że liczba Polaków zesłanych na katorgę po Powstaniu Styczniowym sięga około 20 tysięcy. Chociaż formalnie byli więźniami, wielu z nich pozwalano pracować w swoich zawodach. Wielu z nich prowadziło badania, które wniosły istotny wkład w światową naukę. Należeli do nich m.in. Wacław Sieroszewski, Bronisław Piłsudski czy Benedykt Dybowski.
– Stali wyżej intelektualnie. Nawet jeżeli zostali wyrwani w trakcie edukacji, to potrafili się urządzić. Cała masa ludzi, która zajęła się rzemiosłem i handlem wniosła duży postęp w cywilizowaniu Syberii. Polacy bywali zatrudniani nawet w policji i sądach, bo Rosjanom brakowało wykształconych ludzi – powiedział historyk prof. Wiesław Caban w audycji Hanny Marii Gizy z cyklu "Klub ludzi ciekawych wszystkiego".
Posłuchaj audycji Polskiego Radia z 2019 roku o zesłańcach na Syberię.
PAP/sa
Aktion Zamość
Romuald Rzeszutek
Te dzieci były wrogami III rzeszy niemieckiej!
28 listopada 1942 r. niemieccy barbarzyńcy rozpoczęli wywózkę Polaków z Zamojszczyzny i rabunek polskich dzieci. Podczas Aktion Zamość wywieziono ok 110 tys. Polaków a wśród nich 30 tys. dzieci przeznaczono do zgermanizowania. Z terenu całej Polski zrabowano ok. 200 tys. naszych dzieciaczków...
PAMIĘTAMY!
28 listopada 1942 r. niemieccy barbarzyńcy rozpoczęli wywózkę Polaków z Zamojszczyzny i rabunek polskich dzieci. Podczas Aktion Zamość wywieziono ok 110 tys. Polaków a wśród nich 30 tys. dzieci przeznaczono do zgermanizowania. Z terenu całej Polski zrabowano ok. 200 tys. naszych dzieciaczków...
PAMIĘTAMY!
czwartek, 28 listopada 2019
Cud narodzin
http://twojenowinki.pl/lol/29063/zobacz-jak-wyglada-9-miesiecy-zycia-w-lonie-matki-w-ciagu-4-minut-zapiera-dech-w-piersiach.html
Szokujące dokumenty! Plan Hitlera dla Polski wciąż aktualny
Już w okresie drugiej wojny światowej Niemcy opracowali dokładny plan podporządkowania sobie terenów położonych za ich wschodnią granicą. Brutalna, masowa eksterminacja Polaków, Ukraińców czy Rosjan nie wchodziła w grę. Trzeba było poszukać „miękkich” rozwiązań, skutecznie wspomagających pomniejszenie niechcianych populacji. Postawiono zatem na promocję aborcji, rozdzielanie rodzin wskutek emigracji ekonomicznej, stłoczenie ludzi w miastach i „cichą sterylizację”. Tak osłabiane, niechciane narody miały się degradować do czasu, gdy pleniący się Niemcy będą mogli zastąpić „słabe” populacje.
Politykę Niemiec wobec ludności na okupowanych ziemiach polskich najlepiej opisują dokumenty wytworzone w czasie drugiej wojny światowej przez wysokich niemieckich funkcjonariuszy. Nie do przecenienia jest w tej kwestii memoriał Traktowanie ludności byłych obszarów Polski z punktu widzenia polityki rasowej autorstwa doktora Erharda Wetzela i Günthera Hechta opublikowany na łamach „Zeszytów Oświęcimskich”.
Nędza dla Polaków
Problem Polski oraz jej ludności postrzegali autorzy dokumentu dwupłaszczyznowo: jako rasowo‑polityczny oraz narodowościowo‑polityczny.
Rozpoczynają oni od dość dokładnej analizy polskiej populacji, próbując przedrzeć się przez – jak się okazało – rozbieżne polskie dane statystyczne dotyczące stanu polskiego społeczeństwa i liczby narodzin.
Liczba urodzin wśród mas polskich wynosi, według niezgodnych zresztą z sobą polskich spisów ludności, jakieś 30 do 32 narodzin na 1000 mieszkańców rocznie, wśród masy żydowskiej trochę poniżej 30, wśród polskiej, jak również żydowskiej inteligencji poniżej 26. Niemcy mieli we wschodnich obszarach rolniczych ponad 25, częściowo do 30 narodzin, w Polsce środkowej i Prusach Zachodnich – Poznańskiem: na wsi około 20, w miastach przeciętnie poniżej 15 narodzin rocznie na tysiąc mieszkańców – czytamy w dokumencie.
Niemcy dane skomentowali w dość jednoznaczny sposób, oceniając, że gdyby nie przesiedlenie Polaków z obszaru Rzeszy, to słuszne byłyby obawy, że polska ludność rozmnażałaby się dalej mniej więcej w tych samych rozmiarach jak przed wojną i dotychczas. To niebezpieczeństwo mogłoby jednak zostać usunięte, gdyby do kraju napłynęły nowe masy ludności i w ten sposób zwiększyłaby się gęstość zaludnienia. Już choćby dlatego, by przeszkodzić szybkiemu przyrostowi ludności tych terenów, przesiedlenie Polaków z obszaru Rzeszy w tę okolicę jest naglącą koniecznością.
W okresie, gdy powstawał dokument, rozwiązanie kwestii organizacji prawno‑państwowej tak zwanej pozostałej części Polski nie było przesądzone. Jednakże Niemcy zakładali, że Polska – zamieszkana przez Polaków i Żydów – będzie w przyszłości pod dominującym wpływem Niemiec. Przy czym nie było wątpliwości, że są to nacje rodzajowo obce i nienadające się do zasymilowania. Stąd też uznano, że niemieckie państwo nie ma żadnego interesu w narodowym i kulturalnym podniesieniu i wychowaniu ani polskiej, ani żydowskiej ludności pozostałego polskiego obszaru.
I ten problem Niemcy musieli jakoś rozwiązać. Proponowano dwa schematy działań. Obydwa rozwiązania polegały na tym samym założeniu: utrzymaniu Polaków i Żydów w jednakowy sposób na niskim poziomie życiowym i pozbawieniu ich wszelkich praw zarówno pod względem politycznym, jak narodowym i kulturalnym. Drugi wariant zakładał, że nieco lepiej traktowani będą Żydzi – mieliby oni otrzymać nieco więcej wolności w zakresie kulturalnym i gospodarczym, tak, że niektóre decyzje w sprawie zarządzeń administracyjnych i gospodarczych następowałyby przy współudziale żydowskiej ludności. Plan był taki, aby rękoma Żydów skrępować Polaków, a Żydom dać powód do ciągłych zażaleń i trudności.
Aborcja i eugenika dla „podludzi”
Niemców zupełnie nie interesował standard życia podbijanych nacji – byleby tylko był on na odpowiednio niskim poziomie. Zadbać należało wyłącznie o to, aby ewentualne choroby nie przenosiły się na teren Rzeszy. A jak Polacy i Żydzi będą korzystać z opieki lekarskiej, to już nikogo nie interesowało. Nie znaczy to jednak, że Niemcy nie byli zainteresowani stroną medyczną. Owszem, byli, a ich plan zakładał szeroki dostęp i promocję wszelkich środków ograniczających rozrodczość.
Spędzenie płodu musi być na pozostałym obszarze Polski niekaralne. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. Homoseksualizm należy uznać za niekaralny. Przeciwko instytucjom i osobom, które trudnią się zawodowo spędzaniem płodu, nie powinny być wszczynane policyjne dochodzenia. Rasowo‑higienicznych zarządzeń w żadnym razie nie należy popierać. Podobna polityka miała dotyczyć Żydów.
Niemcy pracowali też nad metodami cichej sterylizacji. Doświadczenia w zakresie wykorzystania do tego celu promieni rentgenowskich prowadzone były w obozach koncentracyjnych. Opracowano specjalne, bezpieczne dla obsługi pomieszczenia, w których dokonywano próbnych sterylizacji poprzez naświetlanie jąder lub jajników. Metoda ta miała być skrycie wykorzystywana na masową skalę, ale wyniki eksperymentów uznano za mało satysfakcjonujące, szczególnie z uwagi na liczne skutki uboczne spowodowane przyjęciem nadmiernych dawek promieniowania. Jak w marcu 1942 roku pisał odpowiedzialny za wszelakie niemieckie programy masowej zagłady Victor Brack, te niedoskonałości eksperymentowanej metody narażały ją na dekonspirację.
Skazani na zagładę
O takich próbach w swoich zeznaniach z 10 stycznia 1947 roku wspomniał Rudolf Höss, komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz‑Birkenau: Himmler kładł nacisk i przywiązywał wagę do wyszukania takiego sposobu sztucznego wywoływania bezpłodności, który działałby szybko, pewnie, mógł być przeprowadzany niespostrzeżenie i nadawał się do stosowania masowego. Pierwotny plan był taki, by płodności pozbawiać przestępców niekontrolujących swoich popędów oraz patologiczne grupy społeczne (pijaków, włóczęgów i tym podobnych). Osób takich nie obejmowała ustawa o zapobieganiu choremu dziedzicznie potomstwu, a ich rozmnażanie było uznawane za niecelowe. Niemcy nazywali to cichym rozszerzeniem tej regulacji. Plany poszły jednak dalej, bo Himmler zamierzał wykorzystać metodę Clauberga do zlikwidowania i biologicznego wyniszczenia narodu polskiego i narodu czeskiego.
Stał on na stanowisku, że oba te narody należy usunąć z zajmowanych przez nie terytoriów, które należały organicznie do niemieckiej przestrzeni życiowej. Jeszcze przed objęciem władzy przez narodowy socjalizm planował on przesiedlenie obu tych narodów na wschód – zeznał Höss.
Plany te nie były możliwe do przeprowadzenia w praktyce, stąd też Himmler godził się z tym, że Polacy i Czesi pozostaną w ramach niemieckiej przestrzeni życiowej, zorganizowani w formie zależnych od Rzeszy krajów wasalnych. Plan zakładał wytępienie wszystkich elementów, które nie chciałyby się podporządkować niemieckiemu zwierzchnictwu i kierownictwu. Właśnie temu celowi służyć miał sposób na wywoływanie bezpłodności testowany przez Clauberga na Żydówkach więzionych w Auschwitz.
Kolejne ciekawe zapiski dotyczące polityki wschodniej Niemiec pochodzą z 2 października 1940 roku i zostały zawarte w tajnej notatce sygnowanej przez Martina Bormanna, przybocznego Führera. Sygnalizował on, iż Adolf Hitler zainteresowany jest pozyskiwaniem dla Rzeszy własności ziemskich. Chodziło o zapewnienie wyżywienia wielkim miastom. Prócz ziemi potrzebna była tania – i co ważne, sezonowa – siła robocza. Oczywiście robotnicy ściągani byliby z Polski, a po zakończeniu zbiorów – odsyłani z powrotem.
Gdyby robotnicy przez cały rok pracowali w rolnictwie, wówczas sami zjedliby znaczną część tego, co zostało zebrane, a zatem jest całkowicie słuszne, ażeby z Polski przybywali do uprawy ziemi i do żniw sezonowi robotnicy – pisał Bormann. Bezwarunkowo należy baczyć, aby nie było żadnych polskich panów. Tam, gdzie istnieją, powinni – jakkolwiek może to brzmieć twardo – zostać wytępieni – ciągnął Bormann. Jak określił, Generalna Gubernia jest polskim rezerwatem, wielkim polskim obozem pracy. Polacy mają z tego korzyść, ponieważ utrzymujemy ich w zdrowiu, dbamy o to, ażeby nie wyginęli z głodu itd. Nigdy jednak nie wolno nam podnieść ich na wyższy poziom, gdyż wówczas staliby się anarchistami i komunistami – ostrzegał.
Asymilacja albo eliminacja
Taka wizja Polaka – jako najemnego, słabo opłacanego robotnika – znakomicie łączyła się z polityką osłabiania polskiej populacji. Jej tezy w piśmie z 12 grudnia 1941 roku do Centrali Przesiedleńczej w Łodzi wyłożył (bazując na elaboracie niewymienionego z nazwiska autora – honorowego członka służby bezpieczeństwa), Ernst Damzog, rezydujący w Poznaniu inspektor niemieckiej policji bezpieczeństwa, który zasłynął z masowych wysiedleń Polaków z Wielkopolski do Generalnego Gubernatorstwa.
Damzog wskazywał, iż celem polityki państwa jest niszczenie odrębności życiowej obcych narodowości za pomocą odpowiednich środków stosownych do panującego ducha czasów. Rozwiązania były zasadniczo dwa: asymilacja lub eliminacja.
Ludy pierwotne stosowały najczęściej tę ostatnią metodę. Jest to wprawdzie metoda twarda i brutalna, jednakże w ostatecznej konsekwencji prowadzi do naturalnego wyniku, polegającego na tym, że biologicznie silniejszy wchodzi w posiadanie większej przestrzeni życiowej – pisał Ernst Damzog.
Wróćmy jednak do bardziej „cywilizowanych” metod. To na przykład planowe wysyłanie na roboty do Rzeszy w pierwszej kolejności żonatych Polaków i zamężnych Polek. Przez to bowiem rozrywa się rodziny, co spowoduje, przy dłuższym tam zatrudnieniu, wydatne zmniejszenie liczby urodzeń.
Kolejną metodą była sterylizacja polskich warstw prymitywnych. Jak wskazano, postulatu tego oraz jego rezultatów nie można w żadnym wypadku porównywać ze skutkami metod eugeniki. Jak bowiem zauważono, ucisk gospodarczy, stosowany wobec prymitywnych warstw, nie przeszkodzi im w produkowaniu licznego potomstwa. Można więc położyć temu kres jedynie przez środki wypleniające. Ponieważ zaś warstwa ta najczęściej nie przedstawia w procesie pracy zbyt wielkiej wartości, można by, również z gospodarczego punktu widzenia patrząc, przyjąć odpowiedzialność za tę metodę. Oczywiście należałoby, stosując ją, zrobić szeroki użytek z pojęcia „chory dziedzicznie” względnie „społecznie niepotrzebny”. Rozchodzi się tutaj nie o negatywną metodę eugeniczną, lecz po prostu o sposób wyplenienia narodu.
Zakładano, że warstwy wyższe, społecznie wartościowe można znacznie osłabić już w przeciągu kilku pokoleń, gdyż na skutek zarządzeń godzących w rodzinę i jej sytuację gospodarczą, warstwy te zawierałyby małżeństwa dopiero bardzo późno, a i potem zmuszone by były świadomie ograniczyć liczbę potomstwa.
Osobą odpowiedzialną za realizację zagadnień rasowych i narodowościowo-biologicznych miał być lekarz urzędowy. Jego aktywność, jego zdolności i wiedza w tej niezmiernie ważnej życiowo dziedzinie nie będą ostatnim czynnikiem w kształtowaniu przyszłego, rasowego i narodowego oblicza okręgu Warty. Walka narodowościowa nie jest politycznym, lecz biologicznym zmaganiem, z którego zawsze wychodzi zwycięsko naród biologicznie silniejszy i życiowo dzielniejszy. Walka narodowościowa oznacza w swojej ostatecznej konsekwencji alternatywę: ty albo ja, a tym razem chcemy być tymi, którzy walkę poprowadzili lepiej.
Niemcy oczywiście nie skupiali się tylko na sprawie polskiej, bo plan wschodni był znacznie szerszy. Pisał o nim doktor Wetzel w piśmie z 27 kwietnia 1942 roku.
Polacy, których liczbę szacowano na 20–24 milionów, są najbardziej wrogo usposobieni w stosunku do Niemców, liczebnie najsilniejsi, a wskutek tego najniebezpieczniejsi ze wszystkich obcoplemieńców, których wysiedlenie plan przewiduje – diagnozował Wetzel. Jego zdaniem, Polacy są też narodem, który najbardziej skłania się do konspiracji. Niemniej jednak doktor Wetzel odżegnywał się od rozwiązania kwestii polskiej w sposób ostateczny, czyli poprzez masową eliminację.
Tego rodzaju rozwiązanie kwestii polskiej obciążyłoby naród niemiecki na daleką przyszłość i odebrałoby nam wszędzie sympatię, zwłaszcza, że inne sąsiednie narody musiałyby się liczyć z możliwością, iż w odpowiednim czasie potraktowane zostaną podobnie. Moim zdaniem, musi zostać znaleziony taki sposób rozwiązania kwestii polskiej, ażeby wyżej wskazane polityczne niebezpieczeństwa zostały sprowadzone do możliwie najmniejszych rozmiarów – postulował.
Bądźcie bezpłodni i nie rozmnażajcie się!
Wetzel pisał też o rozwiązaniu problemu Rosjan i Ukraińców poprzez stosowanie opisanych już metod zmniejszających i osłabiających populację oraz sprowadzenie liczby urodzin do poziomu leżącego poniżej liczby niemieckiej. Niemcy chcieli utrzymywać w lepszej kondycji społeczeństwo ukraińskie, które miało być przeciwwagą dla Rosjan. Tu Wetzel postulował jednak ostrożność, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której to Ukraińcy zajmą miejsce Rosjan. Chodziło o „znośny” poziom rozmnażania.
Aby ten cel osiągnąć, Wetzel postulował zaniechanie na terenach wschodnich wszelkich zachęt (stosowanych w Rzeszy) mających na celu zwiększenie liczby narodzin. Na terenach tych musimy świadomie prowadzić negatywną politykę ludnościową. Poprzez środki propagandowe, a w szczególności przez prasę, radio, kino, ulotki, krótkie broszury, odczyty uświadamiające itp. należy stale wpajać w ludność myśl, jak szkodliwą rzeczą jest posiadanie wielu dzieci.
Zniechęcać też miały koszty, jakie powoduje posiadanie dzieci. Rozwijane miały być bowiem postawy konsumpcyjne, w myśl: ile więcej mogę mieć dla siebie, nie mając dzieci. Kobiety od ciąż miała odstraszać propaganda groźnych dla zdrowia porodów, która przy okazji napędzałaby zapotrzebowanie na środki zapobiegawcze. Przemysł produkujący tego rodzaju środki musi zostać specjalnie stworzony. Nie może być karalne zachwalanie i rozpowszechnianie środków zapobiegawczych ani też spędzenie płodu. Należy też w pełni popierać powstawanie zakładów dla spędzania płodu.
Postulowano też kształcenie akuszerek i felczerek specjalizujących się w przeprowadzaniu sztucznych poronień. Ich wysoka fachowość miała wzbudzać zaufanie. Rozumie się samo przez się, że i lekarz musi być upoważniony do robienia tych zabiegów, przy czym nie może tu wchodzić w rachubę uchybienie zawodowej lekarskiej godności – wskazywano. Stawiano też na propagowanie dobrowolnej sterylizacji, niezapobieganie śmiertelności niemowląt – ba, wręcz postulowano, aby nie edukować matek w zakresie pielęgnacji niemowląt.
Niemcy chcieli utrzymywać taką politykę do czasu, w którym oni sami byliby w stanie zasiedlić tereny wschodnie. Całkowite biologiczne wyniszczenie Rosjan nie może tak długo leżeć w naszym interesie, jak długo nie jesteśmy sami w stanie zapełnić tego terenu naszymi ludźmi. W przeciwnym bowiem razie inne narody objęłyby ten obszar, co również nie leżałoby w naszym interesie. Naszym celem przy wprowadzeniu tych środków jest tylko to, ażeby Rosjan o tyle osłabić, ażeby nie mogli nas przytłaczać masą swoich ludzi.
Niemcy dążyli bowiem do niezagrożonego przewodnictwa na kontynencie europejskim.
Marcin Austyn
Read more: http://www.pch24.pl/szokujace-dokumenty--plan-hitlera-dla-polski-wciaz-aktualny,45601,i.html?fbclid=IwAR3meI8Egtd9PdDbob0E_X4CEI8ByBMZmDVVRdNgdP2ZQQsBB1oj5OxYm-c#ixzz66Z5DC8HV
Na zdjęciu: rozpoznawczy Ju-88 z 2.(F)/122, zestrzelony nad Istrą 25 lipca 1941 r
UWAGA DŁUGO
Na zdjęciu: rozpoznawczy Ju-88 z 2.(F)/122, zestrzelony nad Istrą 25 lipca 1941 r. Załoga (w składzie: pilot: porucznik Wilhelm Stuckmann; nawigator: starszy sierżant Wilfred Anders; radiooperator: kapral Bruno Sievert; strzelec pokładowy: kapral Werner Ludwig) zdołała przyziemić, ale jej los jest nieustalony do dzisiaj - najprawdopodobniej zostali zamordowani. Pięć dni później samolot wystawiono na Placu Swierdłowa w Moskwie. Do listopada 1941 r. Luftwaffe wykonała 90 nalotów na Moskwę. Wbrew pozorom, niemieckie ataki były dużo słabsze, niż analogiczne na Londyn, i zakończyły się relatywnie niewielkimi zniszczeniami. By chronić Moskwę, Sowieci zgromadzili 40 % swojej artylerii przeciwlotniczej, szczególnie chroniąc Kreml. Mimo to, ludność Moskwy kryła się w tunelach metra przed bombami. [A]
Unternehmen ''Barbarossa'' - cz. XLIV: Moskwa wierzy Führerowi. Sprawdź, czy widziałeś poprzednie części.
Katastrofa pod Briańskiem i Wiaźmą była przerażająca. Niemcy do sowieckiej stolicy mieli zaledwie sto kilometrów...
A co tam się działo? Panika. Tak wielka, że Moskwa długo nie mogła doczekać się uznania, nawet w czasach ZSRR. Przez długie lata skrywano to, co działo się w październiku 1941 r. w sowieckiej stolicy. Nie pasowało to do oficjalnej, bohaterskiej wizji historii...
Na przełomie września i października Sowieci w najwyższej tajemnicy przewieźli trupa Lenina z mauzoleum na Placu Czerwonym do Kujbyszewa. W mieście panował chaos. Tysiące ludzi uciekały. Drogi były zablokowane przez dziesiątki samochodów uciekających bonzów partii bolszewickiej i ich rodzin. Szli także zwykli ludzie, próbując ocalić dobytek. Na rogatkach czekało jednak NKWD z pistoletami maszynowymi, gotowymi do strzału i zawracało wszystkich seriami w powietrze. Co bardziej opornych aresztowało i w trybie pilnym skazywało na parę lat łagru.
Nie lepiej było na dworcach kolejowych. Perony były zawalone ludźmi, próbującymi złapać jakikolwiek pociąg z miasta. Znajdowano całe walizki pełne porzuconych legitymacji partyjnych. Dochodziło do regularnych strzelanin z milicją i NKWD - cywile mieli broń, znalezioną, bądź odebraną siłą. Robotnicy napadali na auta uciekających partyjniaków, grabiąc ich ze wszystkiego i bijąc. Niedługo potem przestała działać cała infrastruktura miejska - nie jeździły tramwaje, autobusy, metro. Milicjanci zniknęli z ulic, powołani do tworzonych ad hoc jednostek obrony. Zastąpili ich sędziwi starcy, pamiętający chyba jeszcze cara Aleksandra. Do obrony powoływano kogo się dało - Armii Czerwonej zaczęło brakować ludzi. Studentów, milicjantów, robotników wcielano do jednostek pospolitego ruszenia, dając im do ręki polskie karabiny bez nabojów i butelki z benzyną. Większość nigdy wcześniej nie trzymała broni. Kobiety przymusowo wysłano do prac w kołchozach, bo mężczyźni poszli na front. Tysiące ludzi zagnano do gorączkowej rozbudowy umocnień - wcześniej pod Briańskiem i Wiaźmą, potem pod Możajskiem, aż w końcu w samej Moskwie. Dniami i nocami kobiety i dzieci kopały rowy przeciwczołgowe, rozciągały zasieki z drutu kolczastego, budowały stanowiska dla dział.
Coraz gorzej było z zaopatrzeniem sklepów - nie można było niczego kupić. Brakowało opału, wielu ludzi rąbało meble i paliło nimi w piecach, by się ogrzać. Nie było też mydła, żyletek, papierosów, nafty. Widokiem codziennym stały się długie kolejki po podstawowe towary. Rozkwitł czarny rynek, sprzedawano rzeczy zrabowane z wojskowych magazynów. Normą stały się też rozruchy i okradanie sklepów, nawet za dnia. Muzea, teatry i kina zostały zamknięte. Miasto otulał czarny śnieg - to spadał popiół z Łubianki, gdzie masowo palono akta.
Do NKWD trafiały kolejne skargi i zażalenia dyrektorów fabryk zbrojeniowych - nikt nie odbierał towaru, który zalegał na składach, więc wstrzymywano produkcję. NKWD dyrektorów aresztowało za sabotaż. Robotników trzymano pod kluczem, bo spóźnienie się do pracy traktowano jako sabotaż i karano rozstrzelaniem. W fabrykach dochodziło nawet do zwyczajnych buntów, gdzie proletariat z okrzykiem ''bić komuchów!'' rzucał się z kluczami i młotkami na przedstawicieli władzy. Rabowano składy alkoholu, pijani żołnierze, robotnicy i milicjanci byli zwykłym widokiem. NKWD, szukając ''dywersantów'' jeździło po mieście i strzelało nawet do ludzi stojących w kolejkach. Szukano przebranych w sowieckie mundury niemieckich spadochroniarzy, rzekomo zrzuconych na Moskwę. Mówiono, że Beria i jego mołojcy z NKWD spać się nie kładli, bo tyle mieli ''pracy''...
Zaczęły się czystki na Łubiance. Rozstrzelano sędziwych Christiana Rakowskiego i Mariję Spiridonową - ostatnich przywódców niebolszewickiego proletariatu. Ten sam los spotkał Ninę Tuchaczewską, żonę rozstrzelanego w '37 marszałka, i Olgę Kamieniewą - siostrę Trockiego i żonę Lwa Kamieniewa. Nie oszczędzono nawet asów lotnictwa z wojny domowej w Hiszpanii - Pawła Ryczagowa i Jakowa Smuszkiewicza, których zamordowano za domniemane członkostwo w ''faszystowskich organizacjach''. NKWD przygotowywało już siatkę partyzancką, pozostawioną w Moskwie, która miała zakłócać niemiecką okupację.
W mieście panował chaos. Obywatele jawnie wygrażali pięściami i wyklinali ''wodzów proletariatu'', nie bacząc na NKWD. Lud Moskwy czekał na Niemców. I karę, jaka miała spaść wraz z nimi na bolszewickich paladynów. A ta jawiła się jak słodka zemsta. Ludzie palili portrety i książki bolszewickich dyktatorów - Lenina i Stalina, wyrzucano popiersia na śmietnik. Niektórzy, usłyszawszy plotkę, że Führer chce napić się herbaty w Moskwie, wystawiali na parapetach samowary. Pastowano podłogi i pieczono powitalne ciasta. Zdarzało się, że malowano po kryjomu swastyki na murach. ''Niemcy to przyzwoici ludzie. Wspierają sztukę. Przecież to w końcu jeden z najbardziej kulturalnych narodów w Europie'', mawiano na ulicach.
16 października ludzie stali jak zwykle w kolejkach po chleb. Dzień zaczął się trzeszczeniem szczekaczek na ulicach, a potem głosem Jurija Lewitana, słynnego spikera sowieckiego radia, znanego ze swojego basowego głosu. Lewitan zaczął: „Komunikat Sowinformbiuro. Przez…”...po czym głos nagle się urwał, a z głośników popłynęła melodia marsza. Przechodnie na ulicach wzięli ją początkowo za sowiecki ''Marsz Lotników'', ale nie pasował tekst. Gdy nagle, w zupełnej ciszy, przetoczyły się przez ulice, niczym zimny powiew wiatru, słowa o towarzyszach rozstrzelanych przez reakcję i komunistów, ludzie zrozumieli, że jest to niemiecka ''Horst Wessel-Lied'', słynny marsz NSDAP. Niemcy byli tak blisko, że zdołali zagłuszyć moskiewskie radio. Brzmiało to niczym proroctwo. Trwało to minutę, może dwie, najdziwniejszej chwili, jaką poznała Moskwa. W końcu marsz urwał się i Lewitan dokończył audycję, jakby nic się nie stało: „Sytuacja w okolicach Moskwy uległa znacznemu pogorszeniu”.
Rząd sowiecki ewakuował się do Kujbyszewa. Tam na miejscu wyrzucano ludzi z mieszkań, by miasto mogło pełnić rolę zastępczej stolicy (i taką było aż do 1943 r.). Z zamiarem takim nosił się sam Stalin. Podobno nawet pojechał na Dworzec Kurski i przespacerował się po peronach, wahając się. Jednak zdecydował pozostać. 15 października wydał rozkaz, by wysadzić w powietrze wszystko, czego nie da się ewakuować - obiekty przemysłowe, wodociągi, tory kolejowe zaminowano. Przerażony niemieckimi postępami dyktator próbował porozumieć się z Niemcami za pośrednictwem Bułgarii, kazał dowiedzieć się Berii, czego oczekuje Rzesza. Był gotów na wszelkie ustępstwa, byleby powstrzymać to, co zdawało się nieuniknione.
Gdy pozostał, zaczął błagać o zmiłowanie i pomoc nawet tego, którego lekceważył i zajadle zwalczał przez ostatnich kilkadziesiąt lat. Błagał o pomoc Boga. Przeprosił się z metropolitą Sergiuszem. Kazał zamknąć antyreligijne organizacje i czasopisma. Do samolotu polecił wsadzić ikonę Matki Boskiej i trzy razy okrążyć Moskwę.
7 listopada 1941 r. odbyła się defilada na pamiątkę rewolucji październikowej. Żołnierzy maszerujących przed wąsatym satrapą pognano z Placu Czerwonego prosto na front. Paradę nazwano później ''defiladą strachu''. Stalin, stojąc na pustym mauzoleum Lenina zakończył przemówienie, jakby próbując samego siebie przekonać: ''Śmierć niemieckim najeźdźcom!''.
Imperium sowieckie wydawało się rozpadać, gdy pancerna pięść Trzeciej Rzeszy rozrywała kolejne linie obrony...
112 lat temu,
28. listopada 1907 roku zmarł Stanisław WYSPIAŃSKI
Dramatopisarz, poeta, inscenizator, twórca nowoczesnego teatru polskiego. Urodził się 15 stycznia 1869 roku w Krakowie, umarł w tym samym mieście 28 listopada 1907 roku.
Dorastał w Krakowie końca XIX wieku, należącym wówczas do Monarchii Austro-Węgierskiej. Miejsce i środowisko, w jakim się wychował, w znacznej mierze ukształtowało jego sposób myślenia i wyobraźnię artystyczną. Ojciec Wyspiańskiego, Franciszek, był rzeźbiarzem. Jego pracownia znajdowała się u podnóża wzgórza wawelskiego z katedrą, pełną pamiątek dawnej świetności nieistniejącego państwa polskiego, i zamkiem królewskim, zmienionym wówczas na koszary, w których stacjonowało wojsko austriackie. Stanisław uczył się w funkcjonującym nieprzerwanie do dzisiaj gimnazjum św. Anny. Wśród jego kolegów szkolnych było wiele osób, które później odegrały dużą rolę w życiu kulturalnym Krakowa - Józef Mehoffer, Lucjan Rydel, Stanisław Estreicher. Nauka w gimnazjum była dwujęzyczna, dzięki temu uczniowie otrzymali również gruntowne wprowadzenie w język, literaturę i kulturę niemiecką. Klasyczne gimnazjum dawało też znakomitą wiedzę o antyku, odwołania do wątków antycznych będą później stale obecne w twórczości Wyspiańskiego. Kraków - dawna stolica wielkiego niegdyś kraju, sprowadzona do roli niewielkiego, podrzędnego miasta niezamożnej prowincji - był miejscem magicznym, znaczącym jako punkt odniesienia i wyzwanie dla świadomości Polaków końca XIX wieku. Specyfika tego miasta kształtowała niejednoznaczny, złożony stosunek do historii. Z jednej strony z pompą celebrowano w nim tradycję i czczono pamiątki przeszłości. Z drugiej - na Uniwersytecie Jagiellońskim powstało środowisko historyków poddających krytycznej rewizji wyobrażenia Polaków o własnych dziejach, wskazujących na źródła późniejszych klęsk i współczesnych zachowań społecznych. Kraków stał się również miejscem narodzin polskiego modernizmu. Wyspiański studiował malarstwo w Szkole Sztuk Pięknych u Jana Matejki, twórcy wielkich płócien historycznych. Zapisał się też na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego. Już jako student razem z kolegami pracował przy renowacji Kościoła Mariackiego, podczas wakacyjnych podróży po Galicji i Kielecczyźnie pomagał w inwentaryzowaniu i opisywaniu zabytków. Zaowocowało to odkryciem w Krużlowej na Podkarpaciu drewnianego posągu Matki Boskiej z XV wieku (obecnie w Muzeum Narodowym w Krakowie: "Madonna z Krużlowej"). Z pewnością nauczyło go to również bardziej osobistego patrzenia na dziedzictwo przeszłości, uwrażliwiło na szczegół, konkret dzieła plastycznego. Specyficzną cechą wyobraźni Wyspiańskiego było traktowanie zarówno oglądanych, jak i opracowywanych dzieł plastycznych jako zatrzymanego fragmentu wydarzenia, którego są utrwalonym śladem. Toteż patrząc na obraz, rzeźbę, a nawet na pomnik architektury, dopowiadał własną historię, jaką starał się z nich wyczytać, dramatyzował, uruchamiał to, co w plastyce z zasady jest statyczne. Wyspiański już od szkolnych lat fascynował się teatrem, mógł oglądać na krakowskiej scenie najwybitniejszych wówczas aktorów polskich (m. in. Helenę Modrzejewską), sam brał udział w przedstawieniach amatorskich. Kształtujący się właśnie w tych latach modernizm rozwijał wrażliwość na współistnienie różnych dziedzin sztuki, ich wzajemne oddziaływanie. Studiując malarstwo Wyspiański równocześnie próbował pisać drobne fragmenty liryczne, ale także scenki dramatyczne, często komentujące jego własne projekty plastyczne - np. komponując witraż dla katedry lwowskiej pisał "Królową Polskiej Korony". Po latach, kiedy już jako dojrzały twórca projektował cykl (niezrealizowanych) witraży dla Katedry Wawelskiej, równocześnie pisał poematy poświęcone przedstawionym na nich postaciom historycznym. W 1890 roku wyjechał za granicę przez Wiedeń, Wenecję, Padwę, Weronę, Mantuę, Mediolan, Como, Lucernę, Bazyleę do Paryża, gdzie zatrzymał się na jakiś czas, zwiedził katedrę w Saint-Denis. Wracał do Polski szlakiem najsłynniejszych katedr gotyckich - Chartres, Rouen, Amiens, Laon, Reims, Strasburg, dalej szlakiem katedr romańskich do Norymbergii. Potem jechał przez miasta niemieckie, gdzie w teatrach oglądał przedstawienia Goethego, Webera, Wagnera i Shakespeare'a. Z tej podróży Wyspiański wysyłał bardzo szczegółowe listy do przyjaciół (przede wszystkim do Lucjana Rydla), które razem z "Notatnikiem z podróży po Francji" miały stać się później materiałem dla przygotowywanej i nie opublikowanej rozprawy o wielkich katedrach francuskich. W maju 1891 roku przez Austrię i Szwajcarię wyjechał na dalsze studia do Paryża, gdzie nie przyjęty do École des Beaux Arts zaczął malować w jednej z paryskich pracowni (tzw. Akademii Colarossi). W tym mieście spędził z przerwami ponad trzy lata, ostatecznie wrócił do Krakowa we wrześniu 1894. Zachwycał się przedstawieniami Comédie Française, bywał też w innych teatrach. Tam, poza tym, że malował obrazy, zaczął pisać dramaty i libretta oper, podejmujące oglądane z perspektywy końca wieku zagadnienia historyczne bądź mitologiczne. Studia za granicą wprowadziły go w świat najnowszych prądów estetycznych (obejmujących także nowoczesne rozumienie sztuki użytkowej), dały znajomość różnorodnych estetyk europejskiego teatru, ale przede wszystkim przyczyniły się do odkrycia gotyku, fenomenu katedry jako dzieła pełnego, najdoskonalszego wyrazu swojej epoki. Od tej pory towarzyszy Wyspiańskiemu myśl o konieczności stworzenia właśnie takiego dzieła totalnego, które jak katedra gotycka zdołałoby ogarnąć całe doświadczenie historii i współczesności.
Wyspiański uprawiał bardzo różne dziedziny sztuki, realizowane z wielką odwagą i rozmachem - sporządzał plany renowacji zabytków, przede wszystkim Zamku Królewskiego na Wawelu, komponował polichromię i monumentalne witraże do krakowskiego kościoła Franciszkanów oraz opracowywał szatę graficzną skupiającego modernistycznych autorów literackiego pisma "Życie", malował obrazy i projektował meble, pisał dramaty i przygotowywał plany scenografii dla Teatru Miejskiego w Krakowie. Pracował szybko i niezwykle intensywnie - jego bardzo różnorodna spuścizna powstawała zaledwie w ciągu kilkunastu lat twórczego życia; wiele planów plastycznych nie doczekało się realizacji, na scenę trafiła tylko część napisanych dramatów.
środa, 27 listopada 2019
8 lat trwał kryzys
Stopa Bezrobocia w Polsce:
Platforma:
2008 r : 9,5%
2009 r : 12,1%
2010 r : 12,4%
2011 r : 12,5%
2012 r : 13,4%
2013 r : 13,4%
2014 r : 11,4%
2015 r : 9,7%
Jedyny kraj na Ziemi gdzie 8 lat trwał kryzys
Rządy Amatorów z PiS:
2016 r : 8,2%
2017 r : 6,6%
2018 r 5,8%
2019 r 5,1%
(1904-1905) zatopił Rosyjską Imperialną Flotę Bałtycką podczas Bitwy pod Cuszimą
Andrzej Wodzynski do Obrona PRO
Japoński trolling lvl master. Kraj Kwitnącej Wiśni odwiedził naczelny dowódca rosyjskiej MW, admirał Nikołaj Ewmienow, aby porozmawiać o życiu i takich tam nieporozumieniach między niedźwiedziami i samurajami. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, po zakończeniu rozmów nadszedł czas na pamiątkowe zdjęcie. Bezlitośni Japończycy ustawili nieświadomego rosyjskiego dowódcę oraz jego świadomego skośnego odpowiednika do zdjęcia, na którym mistrzem drugiego planu został admirał Togo, znany z tego, że podczas wojny rosyjsko-japońskiej (1904-1905) zatopił Rosyjską Imperialną Flotę Bałtycką podczas Bitwy pod Cuszimą, przez co zyskał przydomek Nelsona Wschodu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)