W 2014 roku grupa dwustu trzydziestu ortodoksyjnych żydów wyleciała z hukiem z indiańskiej wioski San Juan La Laguna w Gwatemali. Po sześciu latach zgrzytania zębami i płaczu Indianie powiedzieli wreszcie hasta la vista „wybranej rasie”.
Mieli dość konfliktowej natury wieczystych „uchodźców”, prób narzucania miejscowym religii i zwyczajów oraz przejawów wrogiego szowinizmu na własnej ziemi. Ale cóż to? Czyżby indiańskie zwierzęta, bowiem tak talmud każe nazywać ogół ludzkości (wszystkie dzieci gojów to zwierzęta, Yebamoth 98a), nie zrozumiały mistycznej natury żyda? Jego „wybraniectwa” przez to ich bóstwo, które dzielą wraz z islamistami, lecz które nie jest Bogiem Chrześcijaństwa? Cóż za bezrozumne bestie ci Indianie! I co z tego, że przodkowie ich wnosili piramidy ku samemu niebu, obliczali ruchy ciał niebieskich?! Czas to w pył obrócił. A żyd? Nieśmiertelny żyd przetrwał „holokaustów” tyle, że już ich liczby doszacować się nie może.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz