We wczesnej młodości miałem okres wzmożonej pobożności i biegałem do kościoła, zbierając chyba pierwsze piątki miesiąca. Właśnie z pośpiechem wychodziłem z domu, gdy ojciec zagadnął z zainteresowaniem:
- Dokąd się wybierasz?
- Do spowiedzi – rzuciłem przez ramię.
- A ty wiesz, co to jest? – zapytał zaczepnie.
- Myślę, że wiem – odparłem z przekonaniem, przeczuwając jednak komplikacje.
- Nie – odparłem zgodnie z prawdą.
- To nie pójdziesz – spojrzałem na niego oniemiały. – Wpierw musisz przeprosić mamę.
Zwiesiłem nos na kwintę i poszedłem szukać matki.
- No już. Przeprosiłem – mamrotałem, zbierając się do wyjścia.
- A babcię? – drążył.
- Co? Babcię?
- Oczywiście. Babcię – naciskał.
Ruszyłem do jej pokoju. Po chwili byłem gotowy do wyjścia.
- A siostrę? – zapytał spokojnie.
- Siostrę? – powtórzyłem wyprowadzony z równowagi. – No nie zrobisz mi tego. Błagam, tylko nie siostrę.
- Siostrę! Inaczej nie pójdziesz – był zdecydowany.
Zdenerwowany ruszyłem na poszukiwanie siostry. Po chwili:
- No to już idę.
- A sąsiadkę z góry?
- Co takiego? – wytrzeszczyłem na niego oczy z niedowierzaniem.
- Tak, sąsiadkę – powtórzył. – Co ty sobie myślisz, że gdzieś tam po ciemku, szeptem pozałatwiasz sobie wszystko z tym twoim Bogiem i wszystkie krzywdy są naprawione? A ludzie? Są ludzie i nie każ Bogu, aby On za ciebie załatwiał to, co należy do ciebie. Marsz do sąsiadki!
Drzwi jej mieszkania były zaraz na końcu stromych schodów. Nie wiem, co ta kobieta sobie myślała, gdy każdego miesiąca zjawiał się u niej mały sąsiad. Pukałem do drzwi, ona otwierała, ja mówiłem „przepraszam”, po czym w tył zwrot i nura po schodach w dół.
Myślę, że to była jedna z najlepszych katechez, czym jest sakrament pokuty, a wygłosił ją rzekomo niedowierzający ojciec.
Zobaczcie więcej tutaj https://sklep.2ryby.pl/malina/rozsypane-puzzle/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz