Bieszczady to nie tylko pięknie widoki. To również historia ludzi którzy tu żyli, pracowali i zostawali tu na zawsze. Ludzkie wspomnienia ukrywane skrzętnie w zakamarkach pamięci. Historie o których do dziś boją się mówić potomni. Dziś jedna z nich. Wieczorem mama wyciągała z szuflady album i ostatni list od ojca. Był to rytuał niezmienny odkąd pamiętam. Poznali się w leśnej partyzantce. Oboje byli w Batalionach Chłopskich. Ona sanitariuszka on dowódca plutonu. Ślub wzięli gdy skończyła się wojna. W wojsku pozostał ojciec mama znalazła pracę na poczcie. Był rok 1946 mama była ze mną w ciąży gdy ojca oddelegowano do walk z bandami w Bieszczady. Atutem była jego partyzancka przeszłość. Listy dochodziły regularnie. W ostatnim jaki przyszedł przed Wielkanocną ojciec zapewniał że następne święta spędzą już w gronie rodzinnym. Niestety kilka dni później w drzwiach stanęli żołnierze. Zawiadomili mamę że ojciec zaginął bez śladu wraz kilkoma podwładnymi. Dla mamy wychowującej kilkumiesięczne dziecko był to cios prosto w serce. Co dzień chodziła do jednostki pytać czy nie przyszły jakiś informacje. Niestety ojciec zaginął bez śladu. Cały czas żywiła nadzieję że mąż wróci i stanie w drzwiach. Mijały lata skończyłem szkołę podstawową byłem harcerzem. Trenowałem kilka dyscyplin sportowych. Gdy byłem w szkole średniej przyrzekałem sobie że gdy zdam maturę pojadę w Bieszczady poszukać śladów ojca. Aby nie drążyć domowego budżetu , cały rok dorabiałem sobie roznoszą przed szkołą mleko. Aż nastał dzień wyjazdu matka uścisnęła mnie mocno. Uważaj na siebie straciłam męża, nie chcę stracić syna. Lesko przywitało mnie deszczem. Do Baligrodu dotarłem o zmierzchu. Noc spędziłem na peryferiach w stogu siana. Miałem ze sobą zdjęcie ojca. Niestety nikt z napotkanych ludzi nie umiał mi pomóc. Postanowiłem iść w kierunku Cisnej po drodze odbijając na kolejne miejscowości. Mijały dni kilku ludzi rozpoznało tatę. Lecz nic więcej nie mogli powiedzieć. Zgodnie z obietnicą daną mamie nieuchronnie zbliżał się czas powrotu. Nocowałem wtedy u przemiłych gospodarzy .Opowiedzieli mi jakie piekło zgotowali im ludzie spod znaku tryzuba. Wskazali mi wtedy człowieka który może mi pomóc. Był wozakiem w parku konnym. Po wojnie walczył przeciw sotniom. Uchodził za dziwaka mieszkał sam włóczył się po lasach. Spakowałam plecak i ruszyłem w drogę. Słońce grzało mocno. Pod lasem zobaczyłem waląca się chałupę. Potężny jak tur chłop rąbał drwa. Po wymianie uprzejmości wręczyłem mu zdjęcie ojca. Jesteś synem Karola. Od razu poznałem. Znałem twojego ojca .Był prawym człowiekiem. Niestety uprowadzono go i ślad po nim zaginął. Mogę jutro zaprowadź cię w miejsce gdzie widziałem go ostatni raz. Z chęcią przystałem na tę propozycję. Wieczorem spożyliśmy kolację. Robiło się późno ściągałem koszulę. Na piersi miałem szkaplerz otrzymany od mamy na drogę .Taki sam nosił mój ojciec. Rodzice dostali je w prezencie od księdza z okazji ślubu. Kiedy gospodarz zobaczył co mam na szyi aż podskoczył. Skąd to masz. To mamy tata miał taki sam. W mgnieniu oka rzucił się do czegoś co przypominało stary kredens. Przewracał kubki otwierał pudełka. Wreszcie coś wyciągnął. Był to rzemyk z identycznym obrazkiem. Usiadł i zaczął opowiadać. Było to pod koniec roku 1949. Jesień już była tam na tej górze za mną znalazłem szkielet. Był przywiązany drutem kolczastym do drzewa. Wiedziałem czyja to robota. Dranie namęczyli tu ludzi. Na szyi miał to. Pochowałem nieszczęśnika. Nie wiedziałem że to był Karol. Nazajutrz skoro świt stanąłem na grobem ojca .Mama ruszyła niebo i ziemię. Sprowadziła szczątki taty na rodzinną ziemię. Był honorowy pogrzeb. Pośmiertnie odznaczono tatę Krzyżem Walecznych. Wieczorem po ceremonii przyśnił mi się ojciec. Staliśmy na zalesionej górze. Był w żołnierskim mundurze. Pozwiedzał do mnie.,, Dziękuję ci synu jestem z ciebie dumny,, Zdjęcie pochodzi z archiwum UPA przedstawia żołnierza przesłuchiwanego przez sotnie .Jeśli ktoś rozpozna człowieka na fotografii będę wdzięczny za informację.
Wszystkie reakc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz