Banderowcy podzieleni byli na grupy - jedne, głównie mężczyźni wdzierali się siłą do mieszkań, wyłamywali drzwi i okna, mordowali, najczęściej przy użyciu siekier i noży.
Druga rabowała i ładowała na wozy zagrabiony dobytek.
Trzecia podpalała budynki, a do uciekających strzelała.
Napastnicy byli bezwzględni, nikomu nie darowali życia.
Plon napadu był przerażający.
Większość kobiet, starców i dzieci była zarąbana siekierami lub zakłuta bagnetami czy nożami.
Ściany i podłogi domów, łóżka, całe zbryzgane krwią.
Spotykało się dzieci z rozciętymi do połowy lub całkowicie odciętymi głowami, niemowlęta zabijano uderzając główkami o narożniki łóżek.
Kilka osób walczyło ze śmiercią i skonało po kilku godzinach.
Wtedy wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że sowieckie władze tolerują szalejący terror rozpętany przez ukraińskich szowinistów.
Było to im zresztą na rękę, bo rozwiązywało problem etniczny tych ziem, które Ukraińcy uważali za swoje.
Wśród atakujących rozpoznano Ukraińców z sąsiednich wiosek: Kurnik Szlachcinieckich, Stechnikowiec, Czernichowiec i Szlachciniec.
W domu Pawła Kozioła upowcy zabili jego matkę oraz pobili jego żonę, z pochodzenia Ukrainkę.
Koziołowa padając nakryła własnym ciałem dziecko, ratując mu życie i udawała martwą.
Leżąc zauważyła towarzyszące upowcom kobiety ukraińskie, plądrujące izbę.
Jedną z nich była jej własna siostra...
Zamordowanych pochowano 31.12.1944 r., w zbiorowej mogile na przykościelnym placu.
Podczas pogrzebu na odgłos strzałów wybuchła panika - wystraszony tłum ruszył ku posterunkowi radzieckiemu na moście kolejowym.
Zdezorientowani żołnierze oddali strzały do biegnących, przez co zginął Wojciech Grabas, którego także pochowano w przygotowanym wspólnym grobie.
W latach 80 - tych, zbiorowy grób ofiar został przeniesiony na cmentarz w pobliskich Szlachcińcach .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz