ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Był całkowicie zdezorientowany, gdy zamiast tego spotkał się z życzliwością.

 

Höss feared not death but torture, which he felt certain to receive at the hands of his Polish captors. After all, Auschwitz was in German occupied Poland. He was wholly confounded when he met with kindness instead. "I have to confess that I never would have expected to be treated so decently and so kindly in a Polish prison.” The fact that several of the guards showed him their tattoos from Auschwitz further put him to shame. If persons whom he had caused such suffering could forgive him, then perhaps God could forgive him as well. A light opened in his mind; apathy evolved into deep-seated repentance and trust in God. It is significant that he recognized the true gravity of his crimes through the kindness of the Polish guards. His soul responded to a ray of love. Nazi ideology taught him that Poles were sub-human and little better than cattle. Now he clearly understood the dignity of persons whom he caused to suffer terribly. “In the solitude of my prison cell, I have come to the bitter recognition that I have sinned gravely against humanity…I caused unspeakable suffering for the Polish people in particular. I am to pay for this with my life. May the Lord God forgive one day what I have done. I ask the Polish people for forgiveness.” — Rudolf Höss By all appearances, Höss’ repentance was sincere. On April 4, 1947, which was Good Friday that year, he asked that a priest might hear his confession. After several days of searching, the guards could unfortunately find no priest who knew enough German. Höss then recalled Fr. Władysław Lohn, the Jesuit whom he at one time saved from death. This priest spoke fluent German. Höss wrote his name out and gave it to the guards. They found Fr. Władysław in Lagiewniki, Poland, where he was then serving as chaplain at the Shrine of Divine Mercy. This fact is momentous, as will be seen. Fr. Władysław heard Höss’ confession on the Thursday of Easter week, which understandably took a long time. The next day, he gave him Holy Communion and Viaticum. According to the guards, Höss appeared as a small boy as he received Holy Communion, kneeling and weeping in his prison cell. The former SS Commandant, trained to conceal every sign of weakness, openly wept in front of others. Five days later (April 16), as the noose was placed over his head in Auschwitz, Fr. Tadeusz Zaremba remained at his side reciting the prayers for the dying. It was for such souls that Christ sacrificed Himself, thus opening the doors of mercy. Every person can judge for themselves if he deserves forgiveness , but the German crimes should never ever be forgotten. Source: Owlcation

Höss nie bał się śmierci, lecz tortur, których z pewnością doznał z rąk polskich oprawców. Przecież Auschwitz znajdował się na terenie okupowanej przez Niemcy Polski. Był całkowicie zdezorientowany, gdy zamiast tego spotkał się z życzliwością. „Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałem się, że w polskim więzieniu będę traktowany tak przyzwoicie i życzliwie”. Fakt, że kilku strażników pokazało mu swoje tatuaże z Auschwitz, jeszcze bardziej go zawstydził. Jeśli osoby, którym sprawił tyle cierpienia, mogły mu wybaczyć, to być może Bóg również mógłby mu wybaczyć. W jego umyśle zajaśniało światło; apatia przerodziła się w głęboko zakorzenioną skruchę i ufność w Boga. Znamienne jest, że uświadomił sobie prawdziwą powagę swoich zbrodni dzięki życzliwości polskich strażników. Jego dusza odpowiedziała na promień miłości. Ideologia nazistowska nauczyła go, że Polacy są podludźmi i niewiele różnią się od bydła. Teraz wyraźnie zrozumiał godność osób, którym sprawił straszne cierpienie. „W samotności mojej celi więziennej doszedłem do gorzkiego wniosku, że zgrzeszyłem ciężko przeciwko ludzkości… Sprawiłem niewypowiedziane cierpienie, szczególnie dla narodu polskiego. Mam za to zapłacić swoim życiem. Niech Pan Bóg wybaczy mi kiedyś to, co zrobiłem. Proszę naród polski o wybaczenie”. — Rudolf Höss Wszystko wskazuje na to, że skrucha Hössa była szczera. 4 kwietnia 1947 roku, a był to Wielki Piątek, poprosił księdza o możliwość wyspowiadania go. Po kilku dniach poszukiwań strażnicy nie mogli niestety znaleźć żadnego księdza, który znałby wystarczająco dobrze niemiecki. Höss przypomniał sobie wtedy o. Władysława Lohna, jezuitę, którego kiedyś uratował przed śmiercią. Ten ksiądz mówił płynnie po niemiecku. Höss napisał jego nazwisko i podał je strażnikom. Znaleźli o. Władysława w Łagiewnikach, w Polsce, gdzie pełnił wówczas funkcję kapelana w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Ten fakt jest doniosły, jak się okaże. Ks. Władysław wysłuchał spowiedzi Hössa w czwartek wielkanocny, co zrozumiałe zajęło dużo czasu. Następnego dnia udzielił mu Komunii Świętej i Wiatyku. Według strażników, Höss ukazał się jako mały chłopiec, który przyjmował Komunię Świętą, klęcząc i płacząc w swojej celi więziennej. Były komendant SS, wyszkolony w ukrywaniu wszelkich oznak słabości, otwarcie płakał w obecności innych. Pięć dni później (16 kwietnia), gdy w Auschwitz nałożono mu pętlę na głowę, ks. Tadeusz Zaremba pozostał przy nim i odmawiał modlitwy za konających. Za takie właśnie dusze Chrystus poświęcił samego siebie, otwierając w ten sposób drzwi miłosierdzia. Każdy może sam ocenić, czy zasługuje na przebaczenie, ale zbrodnie niemieckie nigdy nie powinny zostać zapomniane. Źródło: Owlcation

Brak komentarzy: