ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

wtorek, 7 stycznia 2025

Wolfgang Amadeusz Mozart

 Kulturalny zakątek Janusza Niżyńskiego

Miłość, muzyka i długi: historia Konstancji Mozart
Wolfgang Amadeusz Mozart – któż nie kojarzy nazwiska...? – Przypomnę więc krótko: geniusz, wirtuoz, kompozytor, którego dzieła rozbrzmiewają w salach koncertowych i domach na całym świecie. Ale czy wiecie Państwo, że ten sam Mozart, twórca nieśmiertelnych kompozycji, był… notorycznym dłużnikiem? Owszem, geniusz geniuszem, ale rachunki same się nie spłacały, a artyzm bożyszcza nie zawsze szedł w parze z rozwagą finansową. I tu na scenę wkracza nasza bohaterka, Konstancja – nie tylko żona, muza i matka jego dzieci, ale prawdziwa menedżerka osiemnastego stulecia, kobieta z misją, planem i, co najważniejsze, z nosem do interesów.
Konstancja Weber-Mozart, której dziś obchodzimy rocznicę urodzin (5 stycznia 1762), to nie była "pani domu" w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. To była prawdziwa spiritus movens, która nie tylko wpłynęła na życie i twórczość swojego sławnego męża, ale wręcz uratowała jego spuściznę przed zapomnieniem, a siebie i dzieci przed nędzą. Jej historia to fascynujący przykład kobiecej przedsiębiorczości, determinacji i miłości do muzyki, która przetrwała nawet najtrudniejsze próby.
Przenieśmy się na chwilę do Wiednia końca XVIII wieku. Wyobraźmy sobie Mozarta pochylonego nad partyturą Wielkiej Mszy c-moll. W pracowni panuje twórczy chaos, wszędzie porozrzucane nuty, a kompozytor, zmierzwiony i skupiony, próbuje okiełznać natłok dźwięków w swojej głowie. Nagle do pokoju wchodzi Konstancja. Nie przerywa pracy męża, lecz dyskretnie zerka mu przez ramię. Po chwili, z delikatnym uśmiechem, rzuca: "Kochanie, a może by tak dodać tu jakąś ładną partię dla sopranu?". – I voilà! Z tej, zdawałoby się, niewinnej sugestii rodzi się przepiękne solo, które Konstancja, obdarzona zresztą niemałym talentem wokalnym, wykonuje później w Salzburgu w 1783 roku. Jej występ podczas premiery mszy wywołuje prawdziwą furorę, publiczność jest zachwycona. Czy to przypadek, czy genialny, choć nieświadomy zabieg marketingowy? Trudno powiedzieć. Jedno jest pewne: Konstancja, niczym pierwsza "żona-testerka" kompozycji Mozarta, potrafiła nie tylko docenić geniusz męża, ale i subtelnie pokierować nim dla dobra wspólnego dzieła. A przy okazji zapewnić sobie miejsce w historii muzyki.
Miłość Konstancji do muzyki nie ograniczała się jednak do podpowiadania mężowi melodii. Okazuje się, że miała ona szczególną słabość do baroku. Uwielbiała Bacha i Handla – cóż, trudno jej się dziwić. Kłopot w tym, że Mozart, zapatrzony w własny, lekki i "zwiewny jak piórko na wietrze" styl, nie podzielał jej fascynacji. Konstancja jednak, uparta niczym przysłowiowy osioł (a może raczej lwica broniąca swoich muzycznych upodobań?), postanowiła nawrócić męża na barokową wiarę. I tu na scenę wkracza Baron Gottfried van Swieten, posiadacz pokaźnej, wręcz oszałamiającej kolekcji nut Bacha i Handla. Konstancja, działając niczym rasowy agent wpływu, zaczęła aranżować "przypadkowe" spotkania Mozarta z Baronem. "Wolfgang, kochanie – mówiła słodkim głosem – musimy koniecznie wpaść do Gottfrieda, ma takie cudowne nuty, będziesz zachwycony!". I biedny Mozart, zakochany po uszy, posłusznie wędrował do barokowego królestwa Barona, czuąc się zapewne jak na skazaniu. Efekt? Mozart, zainspirowany (a może raczej: z delikatnym przymusem) miłością Konstancji i przytłoczony ogromem barokowych manuskryptów, zaczął komponować w stylu, który dotąd traktował z dystansem. Można by rzec, że przeszedł wymuszony przez żonę "barokowy coming out". Ot, potęga miłości i dyplomacji w jednym!
A potem nadszedł 5 grudnia 1791 roku – dzień, który na zawsze zmienił życie Konstancji. Mozart odszedł, zostawiając po sobie nie tylko nieśmiertelne dzieła, ale i… morze długów. I co zrobiła Konstancja w obliczu takiej tragedii? Załamała się? Poświęciła się rozpaczy? Nic z tych rzeczy! Ta niezwykła kobieta, z charakterystyczną dla siebie energią i determinacją, zakasała rękawy i wzięła się do roboty. Z zimną krwią i trzeźwym umysłem załatwiła rentę od cesarza, zorganizowała serię dochodowych koncertów ku pamięci męża (bilety, rzecz jasna, rozchodziły się jak ciepłe bułeczki), a na deser, niczym wytrawny strateg, rozpoczęła publikację dzieł Mozarta. I nie mówimy tu o jakiejś amatorskiej, chałupniczej działalności. Konstancja z rozmachem prowadziła pełną profesjonalną kampanię wydawniczą, z dbałością o każdy szczegół. Efekt? Konstancja nie tylko spłaciła długi męża, ale sama stała się kobietą zamożną! Z wdowy po zadłużonym kompozytorze przeistoczyła się w prawdziwą potentatkę muzycznego biznesu.
A synowie? Oni również nie próżnowali. Wyjechali do Pragi, aby kształcić się pod okiem wybitnego Franza Xavera Niemetschka, z którym Konstancja, nie tracąc rozpędu, wspólnie napisała pierwszą biografię Mozarta. Marketing, marketing i jeszcze raz marketing! Genialny posunięcie, które utrwaliło legendę kompozytora. I jakby tego było mało, Konstancja wyszła za mąż po raz drugi – tym razem za duńskiego dyplomatę Georga Nikolausa von Nissena. Razem pracowali nad kolejną biografią Mozarta, cementując jego miejsce w panteonie wielkich kompozytorów. Konstancja to prawdziwy wzorzec kobiety sukcesu, która potrafiła poradzić sobie w każdej sytuacji.
Na koniec, niczym w najlepszej komedii romantycznej, Konstancja osiadła w Salzburgu, gdzie w towarzystwie sióstr, Alojzy i Zofii, spędziła ostatnie lata swojego długiego i z pewnością niezwykłego życia. Koniec. Aplauz. Zasłona.
Może być zdjęciem przedstawiającym 2 osoby, pianino i tekst


Brak komentarzy: