Dokładnie 107 lat temu, 15 listopada 1917 roku generał Michaił Aleksiejew przybył do Nowoczerkaska, co zapoczątkowało powstanie „Aleksiejewskiej Organizacji”. Data ta jednocześnie uznawana jest za narodziny Armii Ochotniczej oraz Białego Ruchu.
Tego dnia generał Aleksiejew wygłosił przejmujący apel do zgromadzonych w mieście oficerów, wzywając ich do ratowania pogrążonej w rewolucyjnym chaosie i anarchii Ojczyzny. Choć początkowo towarzyszyła mu jedynie garstka wiernych oficerów, niezwłocznie rozpoczął organizowanie sił, które z czasem miały przekształcić się w legendarną Armię Ochotniczą. Na jego apel odpowiedzieli głównie młodzi i pełni zapału oficerowie, junkrzy, kadeci, studenci i gimnazjaliści.
Już 17 listopada 1917 roku, po przebyciu nad Don, grupy 45 ochotników pod dowództwem sztabskapitana Parfionowa utworzono pierwszą jednostkę – Zbiorczą Kompanię Oficerską, która stała się zalążkiem przyszłych rosyjskich sił antybolszewickich.
Choć organizacja była jeszcze w fazie formowania, to już od pierwszych dni ochotnicy musieli stawić czoła przeważającym siłom bolszewików, broniąc „Cichego Donu”. 19 grudnia 1917 roku do Nowoczerkaska przybył generał Ławr Kornilow, co stało się punktem zwrotnym w formowaniu Armii Ochotniczej. 7 stycznia 1918 roku oficjalnie powołano do życia Armię Ochotniczą – jedną z pierwszych antybolszewickich formacji podczas wojny domowej w Rosji.
Generał Denikin w swojej książce „Biała Armia” pisał o tych wydarzeniach w następujący sposób:
„Zupełnie pozbawiony środków, lecz pełen zapału generał Aleksiejew nie ustawał w wysiłku formowania Armii Ochotniczej. Słał na wszystkie strony zaszyfrowane telegramy, zwołując oficerów do Nowoczerkaska. Jeden ze szpitali przekształcono w kwaterę dla oficerów, czyniąc zeń kolebkę ruchu ochotniczego, zaś datki na rzecz „Aleksiejewskiej Organizacji” wkrótce zaczęły napływać. Był to poruszający - choć dla niektórych może groteskowy - widok, jak były wódz naczelny, który twardą ręką prowadził milionowe armie i dysponował milionami w budżecie wojennym, teraz krząta się, by zorganizować tuzin łóżek, kilka funtów cukru i, o ile to możliwe, niewielką sumę pieniędzy, aby udzielić dachu nad głową, odrobiny ciepła i strawy tułającym się, represjonowanym wojownikom.
A przybywali licznie - oficerowie, kadeci, uczniowie szkół wojskowych i trochę starszych żołnierzy najpierw pojedynczo, później w grupach. Jedni uciekłszy z więzień, inni z rozproszonych oddziałów. Niektórzy z łatwością przedzierali się przez kordony bolszewickie, inni byli łapani i wtrącani za kraty, przetrzymywani jako zakładnicy albo zaciągani do Czerwonej Gwardii, często zaś kończąc w grobie… Wszyscy ciągnęli nad Don, nie mając bladego pojęcia, co ich tam czeka; parli na ślepo przez nieprzejrzaną czerń bolszewickiej nocy tam, gdzie nazwiska dowódców, których legenda zrosła się z dońską ziemią, jaśniały niczym latarnie morskie wśród otaczających mroków. Lecz niestety, były ich zaledwie setki, podczas gdy dziesiątki tysięcy traciły zmysły w poszukiwaniu dalszego celu, a zmuszone przez okoliczności, by „czekać i patrzeć, co będzie”, zwracały się ku pokojowym zajęciom, przechodziły „do cywila” bądź, potulnie zgłaszając się do rejestru bolszewickich komisarzy, trafiały do czekistowskich katowni, by następnie przyjąć żołd w Armii Czerwonej. Wczesne etapy formowania pierwocin Białej Armii przedstawiały niebywałe widowisko”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz