Polityka to religia lewicy. Czci ona swoje polityczne cele niczym złote ciele, i strzeże granic debaty publicznej, wyznaczonych gdzieś na anglosaskich kampusach, równie zażarcie jak chasydzi zasad koszerności. I biada temu kto złamie zasady czystej doktryny. Jest wyśmiewany, marginalizowany i stygmatyzowany. Przypina się mu łatkę „nacjonalisty”, „rasisty”, „ksenofoba” lub –„populisty”. To ostatnie pojęcie– jak zauważył Francis Fukuyama – „z grubsza określa wszystkie polityczne działania, wspierane przez zwykłych ludzi, ale znienawidzone przez elity”. Lewica i liberałowie głośno domagają się tolerancji, poszanowania zasad pluralizmu, wolności słowa i szacunku, szybko jednak o nich zapominają gdy zderzają się z odmiennymi poglądami. Jedyne opinie, które są bowiem w stanie tolerować to własne, i nie stronią w walce z przeciwnikami politycznymi od brudnych metod.
W nim filozof mówił m.in., że islamofobia to słowo propagandowe wymyślone przez Bractwo Muzułmańskie by uciszyć krytykę islamu, podkreślił istnienie „imperium” George’a Sorosa na Węgrzech oraz bronił Viktora Orbana, nazywając falę imigrantów jesienią 2015 r. „inwazją plemion muzułmańskich z Bliskiego Wschodu”. Ponadto oskarżył chińską partię komunistyczną o „robienie robotów z własnych ludzi”. Uwagi te wywołały falę oburzenia na lewicy oraz w części Partii Konserwatywnej. Zostały uznane za antysemickie, rasistowskie i obraźliwe dla muzułmanów. Usunięcia Scrutona z rządowej komisji ds. budownictwa domagali się nie tylko Laburzyści ale także Królewski Instytut Brytyjskich Architektów (RIBA), który od dawna ma mu za złe, że broni „tradycyjnej architektury” przed modernizmem. Usunięcie Scrutona z komisji było świętowane od lewa do prawa. „Teraz zamiast skupiać się na absurdalnych pojęciach jak będziemy mogli budować tanie (oraz w domyśle brzydkie -red.) mieszkania” – podkreśliła Tamsie Thomson, szefowa Londyńskiego Festiwalu Architektury. A rzecznik premier Theresy May nazwał odejście filozofa z komisji „słusznym”. Świętował także sam autor wywiadu, dziennikarz i wicenaczelny „The New Statesman” George Eaton. Opublikował zdjęcie na Twitterze na którym pije szampana z butelki, ciesząc się z dymisji tego „prawicowego rasisty i homofoba”.
Zdehumanizować i zdezawuować
Można by zarzucić Scrutonowi naiwność. Wiedział przecież, że lewica, dla której jego nominacja do rządowej komisji budownictwa była rzeczą skandaliczną, tylko czekała na to, że podwinie mu się noga. A „The New Statesman” to w końcu pismo lewicowe. Tyle, że Scruton przez lata pisał kolumnę o winie dla tygodnika. Dlatego - jak przyznaje na łamach „The Spectator” w artykule zatytułowanym „Przeprosiny za myślenie” - uznał, że „zostanie potraktowany przez dawnego pracodawcę fair”. „Nie po raz pierwszy jestem zmuszony przyznać, że popełniłem błąd zwracając się do młodych lewicowców, tak jakby byli odpowiedzialnymi ludźmi. Ten wywiad to zbiór wyrwanych z kontekstu uwag, służący do oskarżenia mnie o zbrodnie myślowe” – zauważa, gorzko, filozof.
Według niego Eaton wywiad zmanipulował, skracając jego wypowiedzi tak, by zmienić ich znaczenie. Scruton mówiąc o Chińczykach stwierdził: „Oni robią roboty z własnych ludzi. Każdy chińczyk jest jakby kopią następnego i to jest przerażające”. Chodziło mu o Chińską Partię Komunistyczną wymuszającą na obywatelach konformizm. Dziennikarz „The News Statesman” uciął pierwszą część zdania, zostawiając tylko „każdy Chińczyk jest kopią drugiego”. To rzeczywiście brzmi rasistowsko. I o to chodziło. Podobnie było z uwagami Scrutona na temat Sorosa. Eaton przeprosił za zdjęcie na Twitterze. Za zmanipulowanie wywiadu przepraszać jednak nie zamierza. Można by długo rozpisywać się o tchórzostwie brytyjskiej Partii Konserwatywnej oraz związanych z nią intelektualistów, z których zaledwie garstka odważyła się stanąć w obronie Scrutona. Jak wicenaczelny „The Spectator” Douglas Murray. O wiele istotniejszy jest jednak powód dla którego filozof stał się głównym celem ataków politycznie poprawnej lewicy. Scruton to wybitny intelektualista z ogromnym dorobkiem, znany międzynarodowo. Królowa Elżbieta II nadała mu w 2016 r. tytuł szlachecki. Wydawał się nietykalny. Jeśli można obalić kogoś takiego jak Scruton, można zdezawuować najlepsze konserwatywne argumenty przeciwko najgorszym liberalnym ideom.
Akademickie myślozbrodnie
A terror myślowy się nasila, szczególnie w środowisku akademickim. Uniwersytety na Zachodzie stały się miejscami, gdzie nie sposób prowadzić debaty, a nawet wykładów. I to nie tylko w USA. Grupy skrajnie lewicowych studentów odnotowują każdy domniemany objaw seksizmu, rasizmu, islamofobii czy homofobii. Jak pisze Susanne Gaschke na łamach niemieckiego dziennika „Die Welt” studenci coraz częściej odgrywają rolę cenzorów i terroryzują wykładowców, którzy ich zdaniem łamią zasadę politycznej poprawności. Ofiarami tego terroru padli m.in. politolog Herfried Münkler z uniwersytetu Humboldta w Berlinie, jego kolega historyk ds. Europy Wschodniej Jörg Baberowski oraz Johannes Varwick, kierownik katedry stosunków międzynarodowych na uniwersytecie w Halle-Wittenberg. W przypadku Münklera, przekonanego Socjaldemokraty, grupa skrajnie lewicowych studentów zarzuciła mu seksizm, eurocentryzm oraz imperializm. Zaczęło się – jak opowiada Münkler w rozmowie z „Die Welt” - w semestrze letnim 2014 r. Politolog prowadził zajęcia z teorii polityki i historii idei. Jeden ze studentów zarzucił mu, że nie przedstawił wystarczającej liczby przykładów kobiet, które wpłynęły na kształtowanie się myśli politycznej, a ponadto miał się opierać „zbyt mocno na autorach europejskich”.
Naukowiec był gotów do dyskusji nad zawartością swojego wykładu, ale ta propozycja została przez studentów odrzucona. Zamiast tego założyli oni blog („Münkler-Watch“), który monitoruje każe wypowiedziane przez niego słowo. Jakiś czas później „nieznani sprawcy” zdemolowali jego biuro i namalowali na jego drzwiach czerwona farbą ciała obryzgane krwią. Jako swoiste „ostrzeżenie”. W przypadku Varwicka studenci o skrajnie lewicowych inklinacjach protestowali przeciwko jego powołaniu na kierownika katedry. Nie chcieli na uczelni „naukowca, który zajmuje się polityką bezpieczeństwa”. Gdy zaprosił na jeden ze swoich wykładów byłego generała Bundeswehry – pisze „Die Welt” - uznano go za militarystę i od tego momentu nie zaznał już spokoju. Studenci obkleili całe miasto plakatami z portretem politologa – ubranego w pickielhaubę. „Gdy nosi się już łatkę militarysty wykonywanie zawodu staje się trudne. Jeszcze trudniej w takich warunkach uzyskać środki na badania” – skarży się politolog.
Jakikolwiek opór jest daremny
Baberowski jest już od lat terroryzowany przez grupę trockistowskich studentów, którzy nienawidzą go za jego badania porównawcze nad bolszewizmem i narodowym socjalizmem. Część z nich stale za nim podążą, nawet gdy podróżuję zagranicę, filmując każdy jego krok i występ. Niedawno sąd uznał, że mają oni prawo nazywać go publicznie „prawicowym ekstremistą”, nawet jeśli nie jest to zgodne z prawdą. Ma to poważne skutki dla naukowca: uczelnia nie chcę udzielić zgody na utworzenie przez niego centrum ds. badań porównawczych nad dyktaturami.
Przeszłość historyka została doszczętnie prześwietlona: jego ojciec, Ślązak, który służył w Wehrmachcie, matka Polka i katoliczka. On sam: były trockista, który się nawrócił. To wszytko podszyte tanią psychologią (chce zrozumieć ojca, a może przybliżyć się do kultury matki, w końcu żaden normalny Niemiec tak myśleć nie może). Baberowski otrzymuje pogróżki, ktoś namalował czerwoną farbą słowo „strach” na drzwiach jego domu w Berlinie. Zdaniem historyka niemieckie uniwersytety są przeżarte lewicową ideologią, a kto nie myśli tak jak większość jest „skrajnie prawicowy”, albo gorzej „faszystą”. „Nie ma kultury debaty na uczelniach. Gdy ktoś mówi coś co odbiega od wyznaczonej linii to wszyscy patrzą z zażenowaniem na podłogę i udają, że tego nie usłyszeli. Nikt nie polemizuje z tym co zostało powiedziane. Przekaz jest jasny: czegoś takiego się nie mówi i o tym się nie dyskutuje” – przekonuje w rozmowie z szwajcarską gazetą „Neue Zürcher Zeitung”. Według niego każdy kto inaczej ocenia kwestię rasizmu, imigracji, wojny i pokoju, stosunku płci niż pozwala na to hegemoniczny dyskurs, jest moralnie dyskredytowany.
„Wynikiem jest ujednolicenie. Myślenia. Nie chodzi o to co jest prawdą a co nie, tylko by stać moralnie po właściwej stronie. Myślący inaczej jest wpierw określany jako idiota, potem jako moralnie wątpliwa jednostka, następnie jako człowiek chory a na końcu odmawia mu się prawa do wyrażania poglądów” – mówi Baberowski dalej. W konsekwencji wszyscy mówią to samo: naukowcy, politycy, twórcy kultury. Byle nie odbiegać od linii. Według historyka lewica dążyła do hegemonii kulturowej w sensie Antoniego Gramsciego i ją uzyskała. „Ta walka o hegemonię nie toczy się w polityce, bo polityka tylko reaguje, wykonuje to, co było już przedmiotem interpretacji. Rzeczywiste konflikty zachodzącą w instytucjach społeczeństwa obywatelskiego, w mediach, w szkołach, na uniwersytetach. Tam hegemonia kulturowa lewicy została zabezpieczona strukturalnie w taki sposób, że jakikolwiek opór jest daremny” – przekonuje.
Ajschylos rasista
25 marca na scenie teatralnej paryskiej Sorbony miał się odbyć spektakl teatralny „Błagalnice” jednego z najbardziej znanych autorów starożytnej Grecji - Ajschylosa. Ale się nie odbył. Grupa studentów oraz działaczy francuskich organizacji zrzeszających osoby o ciemnym kolorze skóry (w tym Liga Obrony Czarnej Afryki) zablokowało przedstawienie, uznając noszone przez część aktorek i aktorów czarne maski za przejaw rasizmu. Według nich starożytny tekst propaguje rasizm i stanowi „propagandę kolonialną”. Nie pomogły tłumaczenia reżysera Philippe’a Bruneta, że chodziło o odróżnienie na scenie postaci przybywających z Egiptu od starożytnych Greków, którzy mieli jaśniejszy kolor skóry - a maski są tradycją w antycznym teatrze.
„Nie chciałem się naśmiewać z czarnych, tylko pokazać wpływ Afryki na starożytną Grecję” – wyjaśniał Brunet. W odpowiedzi usłyszał, że „nie chodzi o intencje, bowiem popełnianie błędów jest ludzkie, ale o końcowy efekt, a nim jest rasizm”. Świadomy czy nie. Skrajnie lewicowy związek studentów UNEF zażądał wręcz przeprowadzenia narodowej debaty na temat kwestii „balckface” we Francji oraz zadośćuczynienia dla obrażonych. Według dziennika „Le Monde”, któremu trudno zarzucić prawicowe inklinacje stosunki na francuskich uniwersytetach „stały się w ostatnich latach bardzo napięte”. Jak twierdzi gazeta co chwila wybuchają konflikty „tożsamościowe” wokół kwestii rasy, płci czy religii. „Zawsze istniały spory o dyskurs akademicki, oskarżenia o ideologiczne uprzedzenia … Są to tematy, które zmieniają się wraz z upływem czasu, a dziś skupiają się na kwestiach tożsamości” - mówi Alain Tallon, dziekan wydziału literatury Sorbony, który zamierza ponownie wystawić sztukę Ajschylosa w maju. Inni mówią otwarcie o lewicowym terrorze. „Ci, którzy atakują Ajschylosa chcą zbudować totalitarne społeczeństwo w którym będą między sobą” – pisze Sébastien Le Fol na łamach tygodnika „Le Point”. „To tożsamościowy terror” – dodaje. Kierownictwo Sorbony stanęło w obronie reżysera „Błagalnic”. Podobnie jak cała rzesza prominentnych przedstawicieli świata kultury.
Znany krytyk literacki i były komunista Pierre Jourde był szefem UNEF oraz komunistycznego związku studentów na Sorbonie w latach 70-tych XX wieku. „Byliśmy niezbyt mądrzy wtedy, odrobinę totalitarni, ale nie byliśmy idiotami, analfabetami czy obskurantami. A oni nimi są. Ponieważ istniały w przeszłości rasistowskie praktyki W USA, drwiące z czarnych, to każde przebranie (za czarnego) jest kpiną? To jest kretyńskie, totalitarne myślenie. Wojna dzisiejszych studentów z kulturą bardziej przypomina nazizm lub czerwoną gwardię (która zakazywała sztuki, bo nie były wystarczająco rewolucyjne) niż demokratyczne ideały” – podkreśla Jourde na łamach „Le Nouvel Observateur”.
Myślenie stadne i nietolerancja cechuje dziś lewicę. Czyli ciemnota, niewiedza i ciasnota umysłowa. Jest to wprawdzie ciemnota postępowa – ale zawsze tylko ciemnota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz