ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

niedziela, 23 kwietnia 2023

Św. Wojciech

 Alicja Kondraciuk

ŻYWOT ŚWIĘTEGO WOJCIECHA
23 kwietnie wspominamy Świętego Wojciecha, biskupa praskiego, męczennika (956 - 997.)
Z hrabiowskiej rodziny Sławników, potężnego w Czechach znaczenia, urodził się r. 956 św.Wojciech jako ostatnie dziecię z siedmiorga rodzeństwa. Może dlatego, że ojciec zamierzał ostatniego syna wychować na rycarza, dziecię otrzymało na chrzcie św. imię Wojciecha t. j. wojska pociecha. Bóg zamiary ojcowskie pokrzyżował, bo synek niespodzianą, a ciężką dotknięty chorobą, nie zdawał się rokować dłuższego życia. Wtedy to pobożna matka Strzeżysława nakłoniła męża, aby ofiarować dziecko Najśw. Maryi Pannie w tej myśli, że poświęci się na wyłączną służbę Bożą, jeśli odzyska zagrożone zdrowie. Prośba gorąca bogobojnych rodziców została wysłuchana; Wojciech mały wyzdrowiał.
Odtąd w sumiennem wykonaniu ślubu złożonego wychowanie chłopca w szczególnej pobożności poruszało się granicach; zaprawiony do cnoty i nauki pod okiem matki, udał się Wojciech z woli ojca r. 972 do Magdeburga, aby w tamtejszej szkole katedralnej nabyć wiedzy pod kierunkiem słynnego Otryka, a pod okiem arcybiskupa Adalberta zaprawić się w cnotach do stanu duchownego. Tutaj przyjął imię Adalberta przez cześć dla swego dostojnego opiekuna, przejętego dlań uczuciem prawdziwie ojcowskiem; stało to się może z sposobności bierzmowania. Już w Magdeburgu jaśniał św.Wojciech gorącą modlitwą, miłosierdziem dla ubogich i chorych, nie mniej przecież i rzetelną nauką. To też dostatecznie był przygotowany, aby wracając po śmierci Adalberta magdeburskiego r. 781 do Czech przyjąć święcenia kapłańskie z rąk Dytmara, ówczesnego biskupa Pragi.
Otoczenie więcej rozluźnione wpłynęło niekorzystnie na młodego kapłana; przestrogą wszakże przerażającą była śmierć pełna rozpaczy, jaką zeszedł z tego świata biskup Dytmar, który w obawie przed wiecznem potępieniem oskarżał głośno sam siebie, że za mało troszczył się o nałożone obowiązki, a za wiele dbał o względy świata, o zaszczyty, bogactwa, o zaspokojenie swych skłonności. Śmierć ta straszna niemałą wywołała zmianę w św.Wojciechu; usunął się od swych towarzyszy, w głębokiej skrusze opłakiwał na samotności swe zapomnienia. Osobiste przymioty, rozwinięta na nowo gorliwość, dostojność rodu spowodowały zarazem wyniesienie św.Wojciecha przez jednogłośną wolę duchowieństwa i ludu na osieroconą stolicę biskupią Pragi. Sakrę odebrał w Weronie dnia 29. czerwca r. 983 z rąk Wiligisa, arcybiskupa mogunckiego. Powiadają, że wybór św.Wojciecha na biskupstwo przeraził złych duchów, że przez opętanych klęskę swoją wyjawiali przyszłą.
Niezaprzeczoną prawdą, że od chwili wyboru na ustach Wojciecha nigdy nie pokazał się uśmiech; czuł wielką swą odpowiedzialność przed Bogiem, aby oddawać się, chociażby na chwilę, jakiejkolwiek ziemskiej radości. Ingres do swej katedry odprawił w obecności księcia Bolesława czeskiego jak pielgrzym ubogi, boso, pełen pokutniczej powagi. Rządy biskupie rozpoczął dziełami niezwykłej gorliwości. Z dochodów swych przeznaczył jedną część na podtrzymanie kościołów i nabożeństw, drugą na wspieranie duchownych, trzecią na ubogich i więźniów, czwatrą nakoniec dopiero na swoje własne potrzeby. Podobnie rozłożył sobie swój czas na załatwianie obowiązków, wyznaczył sobie godziny modlitwy, publicznego nabożeństwa, spraw biskupich, snu i potrzeb osobistych życia. Sypiał na prostej rogoży albo na gołej ziemi; umartwiał ciało włosiennicą, postami, czuwaniami; miłosierdziem wiedziony żywił codziennie przy swym stole 12 ubogich, odwiedzał ich w chatach, pocieszał więźniów i jeńców, których dolę odczuwał litościwem swem sercem.
Całą siłę wszakże swego zapału biskupiego wytężył św.Wojciech, aby przywrócić znaczenie i wpływ wiary Chrystusowej w swej dyecezyi, w której pogaństwo zaczęło znowu brać górę. Wkradło się ogólne zepsucie obyczajów, wielożeństwo, handel niewolnikami, kwitnęły zabobony, a niestety i duchowieństwo nie świeciło koniecznym przykładem ludowi. Walka, jaką biskup podjął z temi naleciałościami, zdawała się bezowocną. Z obawy przed odpowiedzialnością na sądzie Bożym, opuścił r. 989 swoją stolicę, aby z zezwoleniem papieża Jana XV. po odwiedzeniu zakonników w Monte Kasyno razem z bratem Gaudentym czyli Radzimem wstąpić r. 993 do klasztoru rzymskiego Benedyktynów pod wezwaniem św. Bonifacego i św. Aleksego; wybrał właśnie ten klasztor z natchnienia św. Nila, opata bazyliańskiego pod Bari; tym sposobem upadła też myśl pielgrzymki do Ziemi św., z jaką św. Wojciech się nosił, aż mu jej odradził opat Menso z Monte Kasyno.
Kilka lat przeżył były biskup w klasztornym zaciszu na modlitwach, ćwiczeniach pokutnych, najniższych posługach, aż na prośby Czechów, gotowych do poprawy, i na wezwanie metropolity mogunckiego z woli papieża, udał się z powrotem do Pragi ku wielkiej radości swych owieczek. Nowy dowód zdziczałych obyczajów spowodował go do ponownego opuszczenia stolicy biskupiej; w pościgu bowiem za cudzołożnicą nie uszanowano świętości kościoła i praw nietykalności dla wszystkich, którzy w świątyniach Pańskich szukają przed karą schronienia. Z Pragi udał się do Węgier, gdzie w Ostrzyhoniu ochrzcił króla Gejzę i jego rodzinę, a prawdopodobnie i św. Stefana, późniejszego króla. Celem wszakże ostatecznym dobrowolnej tułaczki był Rzym; wrócił do dawniejszego klasztoru, a z woli opata Leona zajął stanowisko przeora. Z czasów tego powtórnego pobytu w Rzymie opowiadają o cudach i dziełach wzniosłego miłosierdzia, jakiemi jaśniał św. Wojciech. Pewnej kobiecie oddał własną swą szatę, kiedy go o jałmużnę prosiła, bo nie chciał odwlekać wsparcia do niepewnego jutra. Naczynie wina, upuszczone przez Wojciecha na ziemię, pozostało niestłuczone; chorej na oczy dzieweczce dotknięciem ręki przywrócił zdrowie; w cudowny sposób ułagodził z woli Bożej popędliwego swego towarzysza Ascheryka. Dostąpił też łaski widzenia, w którem ujrzał chwałę niebieską męczenników i wyznawców.
Z zacisza klasztornego wywołała św. Wojciecha wola papieża, który na prośby cesarza Otona III. wezwał go do powrotu na biskupstwo pragskie. Usłuchał zakonnik Grzegorza V. tem chętniej, że na przypadek ponownych, dalszych w ojczyźnie swej trudności odebrał pełnomocnictwo podjęcia misyi w krajach pogańskich.
Nie wracał św. Wojciech wprost do Czech; drogę swą obrał na Niemcy, aby w Moguncyi się spotkać z cesarzem Otonem i z nim się co do przyszłości porozumieć. Było to r. 996. Pobyt św. Wojciecha w Moguncyi zapełniały pobożne rozmowy, modlitwy, uczynki miłosierdzia. Miał i tutaj widzenie, które zapowiadało przyszłe jego męczeństwo. Nim ostatecznie wybrał się z powrotem do Czech, nie omieszkał wezwać przyczyny świętych o łaskę i pomoc na przyszłe znoje biskupich rządów. W tym celu jako pielgrzym zwiedził groby św. Marcina w Tours, św. Dyonizego w Paryżu, św.Benedykta w Floryaku, św. Maura pod Moguncyą.
Powstrzymała św. Wojciecha w podróży straszliwa wiadomość: oto doszły go pewne wieści, że Czesi oburzają się na przyszły powrót swego biskupa, że wichrzenia domowe doprowadziły do zaciętych bójek, zbójstwa i grabieży; że mianowicie ród Sławników, z którego pochodził św. Wojciech, padł wycięty na swym zamku ofiarą możnych Wrszowców. Dokąd się zwrócić? W Czechach wobec takich stosunków praca wszelka była bezskuteczna. Myśl biskupa skierowała się na polskie krainy, gdzie podobno już w roku 965 przebywał najstarszy brat jego Poraj, pradziad możnego rodu późniejszego Porajów. Przez Szląsk więc, gdzie w Opolu uzdrowił konającą już córkę pobożnej Złotki i licznych dokonał nawróceń, na Kraków przybywa na koniec na dwór Bolesława Chrobrego, który nosił się z dotąd nie urzeczywistnioną myślą, aby w Gnieźnie stworzyć środowisko Kościoła polskiego, niezależne od obcych, mianowicie niemieckich wpływów; tam miało być też ognisko usiłowań w przyszłości podejmowanych nad pozyskaniem sąsiednich szczepów dla wiary Chrystusowej. Ulegając jednak życzeniom św. Wojciecha, wezwał jeszcze raz Czechów, czy zechcą przyjąć i uznać prawowitego swego biskupa. Odpowiedź brzmiała wobec panujących tam stosunków odmownie. Zwolniony więc pomimo swej dobrej woli z obowiązków swych wobec Czechów, postanowił Wojciech pójść w myśl papieża w pogańskie kraje, aby głosić wiarę Jezusa.
Do pobytu św. Wojciecha w Polsce odnoszą zaprowadzenie pierwotnego 9 tygodniowego postu wielkiego, jaki dopiero r. 1248 na synodzie w Wrocławiu został złagodzony. Cały szereg legend najróżnorodniejszych opromienia też ówczesną działalność świętego biskupa. z nią się wiążą istnienie źródła koło Trzemeszna, kamienie z dziwnymi śladami woza i stopy około Strzelna i tyle innych pobożnych wspomnień.
Jako cel przyszłej swej misji obrał sobie św. Wojciech na życzenie Bolesława przede wszystkiem kraj pogańskich Prusaków, zamieszkujących skraje ziemi nad Bałtykiem. Zabierając z sobą brata Radzyma i kapłana Bogusza (Benedykta), ruszył św. Wojciech Wisłą na północ, aż stanął pod Gdańskiem na Pomorzu; stąd morzem dotarł do Fischhausen niedaleko Królewca dzisiejszego. Rzeką Pregel puścili się misjonarze w głąb kraju pogańskiego. Koło dzisiejszego Brandenburga pierwszej zniewagi doznał św. biskup od pruskich krajowców; uderzony wiosłem omdlał. Niezrażony taką zapłatą za swe poświęcenie, ruszył dalej aż do gaju świętego Prusaków, zwanym Romowe, niedaleko Fischhausen. Tutaj po odprawieniu Mszy św. ujrzał się otoczony zgrajami krwiożerczych pogan. Ofiarnik Sygon pierwszy włócznią przebił św. Wojciecha, wołając szyderczo, że spełnia życzenia obcego przybysza, który niczego wedle swych słow tak bardzo nie pragnął, jak życie położyć za swoje nauki i za swego Boga. Przykład Sygona rozbudził innych. Siedmiu ranami ubezwładniony padł misjonarz i wyzionął ducha swego dnia 23. kwietnia 997. roku. W zapalczywości swej nie przebaczyli nawet zwłokom, bo głowę odcięli zabójcy od tułowia.
Od Radzyma i Bogusza dowiedział się Bolesław Chrobry o śmierci męczeńskiej św. Wojciecha. Za zgodą Prusaków ofiarował na wykup tyle srebra, ileby ważyło ciało biskupa. Powiadają, że cudownym sposobem tak lekkie okazały się zwłoki, że okup bardzo małe przyniósł zyski chciwym poganom. Przeniesiono je do Trzemeszna, później do Gniezna, gdzie dotąd spoczywają, ukryte swego czasu przed grabieżą czeską z roku 1040. Za wzorem Otona III., cesarza niemieckiego, który r. 1000 odprawił pielgrzymkę do grobu św. męczennika, władcy polscy starali się o podniesienie miejsca, przeznaczonego na wieczny spoczynek świętego biskupa; lud zaś dotąd czci je nabożeństwami i pielgrzymkami. Dotąd rozbrzmiewa przed konfesyą św.Wojciecha w Gnieźnie w każdą niedzielę pieśń Boga Rodzica, przypisywana, lubo nisłusznie, wielkiemu apostołowi Prus i Polski, który w osobie swego brata Radzyma pierwszego dał arcybiskupa na stolicy gnieźnieńskiej.
Może być zdjęciem przedstawiającym tekst „Król-Bolesław pocztem dostojników kościelnychi świeckich oczekuje nad granicą swych posłów, mających przywieść ciało Åw.Wojciecha.”

Brak komentarzy: