ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

poniedziałek, 25 marca 2024

Symbole Naszych Marzeń

 

Kpt. Borchardt był tez harcerzem, o czym pisze Tomasz Maracewicz w swojej książce o żaglowcach - Symbole Naszych Marzeń. Bardzo ją polecamy - można nawet upolowac jeden z ostatnich egz. z autografem. Linki w komentarzach
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba
URODZINY KAROLA OLGIERDA BORCHARDTA
Tak pisze o nim Tomasz Maracewicz w swojej książce:
Karol Olgierd Borchardt urodził się 25 marca 1905 roku w Moskwie, dokąd za pracą przyjechał z Litwy jego ojciec Hilary, carski lekarz wojskowy wywodzący się z rodziny dworzan księcia Karola Kurlandzkiego, oraz będąca urzędniczką matka, Maria z Raczkiewiczów. Jak wspominał Borchardt, małżeństwo to było niejako wymuszone przez zdesperowanego ojca630, zatem gdy mały Karol ukończył roczek, Maria, porzucając męża, wyjechała z synem do Paryża. Prawdopodobnie te wydarzenia sprawiły, iż Borchardt przez całe życie miał bardzo silną więź z matką. Pisał o niej, że była osobą energiczną i niezależną. Nazwał ją „pierwszą polską sufrażystką”.
W Paryżu Maria Borchardtowa utrzymywała się z rysowania damskich kreacji dla magazynu mód. Spędzili tam oboje pięć lat i dopiero gdy okazało się, że mały Karol powoli zapomina język polski i wyrasta na Francuza, zapadła decyzja powrotu do kraju. Ponownie trafili do Wilna, gdzie Karol chodził do szkoły podstawowej, a następnie gimnazjum. Po wybuchu wojny bolszewickiej piętnastoletni Karol zaciągnął się do wojska. Jako harcerz otrzymał przydział do 6. Pułku Piechoty. Na wojnie odniósł rany i otrzymał swoje pierwsze odznaczenie – Krzyż Walecznych.
Jak wspominał w swojej najznamienitszej książce, "Znaczy Kapitan", już we wczesnej młodości, czytając literaturę przygodową, natrafił na ilustrację, na której przedstawiono rufę statku ze zwisającą liną i wspinającym się po niej marynarzem. Pod rysunkiem widniał podpis: „Jako ostatni wspiął się marynarz olbrzymiego wzrostu”. To właśnie wtedy Karolek zapragnął zostać marynarzem.
Już jako młodzieniec wyróżniający się wzrostem i sprawnością fizyczną (ćwiczył jogę i gimnastykę atletyczną, a organizm hartował kąpielami w przerębli) w roku 1924 zdał wyśmienicie maturę i złożył podanie do Szkoły Morskiej w Tczewie, które to podanie… odrzucono ze względu na stan zdrowia. Wprawdzie orzeczono wówczas u niego „skłonność do reumatyzmu”, niemniej za orzeczeniem tym stał ojczym Karola, uważający, iż zawód marynarza nie będzie dla niego odpowiedni. W związku z powyższym Borchardt rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Stefana Batorego. Jednakże ojczym nie spodziewał się, iż dorastający Karol stał się właśnie „kapitanem własnej duszy”*, który sam, wedle własnej silnej woli kształtuje swoje życie. Zatem w roku kolejnym niedoszły prawnik Borchardt ponownie wystartował do Szkoły Morskiej, odwiedzając uprzednio wojskową komisję lekarską, która oddaliła wszelkie wątpliwości. I tak Borchardt trafił na kandydatkę na pokład „Lwowa” – prosto w objęcia „strasznego” starszego oficera Konstantego Maciejewicza i pod opiekę swojego przyszłego mistrza, komendanta żaglowca Mamerta Stankiewicza, który pierwsze wyczyny młodego marynarza skwitował krótko: „Znaczy, za silny!”. Owe praktyki na „Lwowie” stanowiły później kanwę dla pierwszej części słynnej książki Borchardta, przyczyniając się walnie do zbudowania legendy polskiej marynarki handlowej II Rzeczypospolitej i stanowiąc niejako jej mit założycielski.
Szkołę Morską Borchardt ukończył w 1928 roku, wtedy też ożenił się z wyczynową pilotką szybowcową Karoliną Iwaszkiewiczówną, z którą miał jedyną córkę, Danutę. Przez pierwsze lata Borchardt pływał jako oficer na statkach pasażerskich GAL, wreszcie w 1938 roku przyszedł na „Dar Pomorza” jako zastępca komendanta, którym został wówczas jego szkolny kolega Konstanty „Kot” Kowalski. Dla młodych kapitanów był to czas powrotu do ich dziecinnych marzeń, to wtedy właśnie „Dar” udał się w karaibską podróż śladami kapitana Blooda. Można sobie wyobrazić, jak wielki wpływ na te wojaże miała nieposkromiona wyobraźnia Borchardta. (...)

Brak komentarzy: