NAŁĘCZÓW, czyli lecznicze wód głębinowych wezbranie w mikroklimacie lessowym
Do Nałęczowa znanego nie tylko w Polsce ale też w świecie dotarliśmy chwilę po południu. Był kwiecień i chłodno, ale na szczęście nie padało i nie wiało więc spacer zapowiadał się dobrze i tak było faktycznie. Zaparkowaliśmy tuż obok Parku Zdrojowego, czyli najbliżej jak się dało co miało oczywiście swoje konsekwencje, gdyż znudzony stróż w budce aż zatarł ręce gdy zobaczył zagraniczne numery rejestracyjne auta i ten błysk w oczach zapowiadał, że za postój policzy nam przynajmniej trzy razy tyle co normalnie. No cóż, wiadomo jak się chce exlusiv to trzeba liczyć się z dodatkowymi kosztami. Z parkingu ruszyliśmy prosto do parku o harmonogram wycieczki nie musieliśmy się troszczyć mieliśmy przecież znajomych, starych bywalców kurortu Nałęczów obeznanych z jego atrakcjami i tajemnicami więc w zupełności zdaliśmy się na naszych pilotów, i nie żałowaliśmy bo atrakcji było aż zadość. Najpierw był zatem Park Zdrojowy ze stawem i Pałacem Małachowskich. Tyle że w związku z trwającymi przygotowaniami do sezonu zaczynającego się tu od maja a trwającego nieprzerwanie do końca września i prowadzonymi równolegle zakrojonymi na szerszą skalę pracami rewitalizacyjnymi wody w stawie i łabędzi nie było. Cóż pech ale zaraz powędrowaliśmy na stragany, gdzie nabyliśmy obowiązkowo magnez a nawet dwa i pyszny miód. Potem spacer alejkami i że słodko już było na myśl o tym miodzie skierowaliśmy się zaraz do Pijalni Czekolady. Mniam. Pycha. I te desery i ciasta. Palce lizać. Stąd był już tylko krok do Pijalni Wód i słynnego Źródła MIŁOŚĆ mieszczącego się w Palmiarni. Następnie nasi niezwykle cenni przewodnicy zabrali nas na dłuższy spacer. Nie sposób opisać wszystkich atrakcji ale spróbujmy po kolei przynajmniej te ciekawsze. Z Parku Zdrojowego skierowaliśmy się podziwiając architekturę miasteczka na Wąwozy, mało tego wdrapaliśmy się na szczyt wzgórza, gdzie w lesie ukryte były Domki w Drzewach wiszące tuż nad skrajem przepaści parowu. Potem było Muzeum Żeromskiego a tuż za nim grobowiec jego przedwcześnie zmarłego syna. Dalej Drewniany Kościółek w stylu zakopiańskim i w podobnym szereg drewnianych willi przy ulicy Armatniej. Byliśmy też w Jaskini pod Domem ha tak i wielu, wielu innych tajemniczych i pięknych miejscach. Późny obiad zjedliśmy zaś ze smakiem w Karczmie Nałęczowskiej choć nie bez problemów parkingowych była bowiem niedziela i zarówno postój dla aut z jednej, jak i drugiej strony zapchany był samochodami do granic możliwości ale po kilku próbach i cofaniu do tyłu wreszcie się udało. Za nasz upór czekała rzecz jasna nagroda kulinarna, gdyż Karczma słynna jest na całą okolicę z dań regionalnych a uwierzycie, że kiedy czytacie iż w ofercie jest wyśmienicie przyrządzona dziczyzna, przysmaki lasu, ryby i domowe jedzenie to zapewniamy was, że tak właśnie jest. My byliśmy pod absolutnym wrażeniem i te ciemne piwko, i naleweczki, i wódeczki ech! Do Nałęczowa wrócimy jeszcze w kolejnym odcinku bo miejsce to wymaga znacznie więcej słów i obrazów by chociaż w małej części oddać nienależną chwałę historyczno, krajoznawczą i leczniczą. Za tem do zobaczenia w następnej części Semper w Nałęczowie.
Foto/Tekst Ewa K. Skarżyńska i Dariusz M. Kosieradzki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz