Baron Piotr Wrangel w swoich wspomnieniach pisał o generale Szkuro w następujący sposób:
„Wreszcie pułkownika Szkurę znałem z jego działalności w Karpatach na czele „oddziału partyzanckiego”. Był to okres fascynacji kwatery głównej partyzantką. Oddziały partyzanckie, formowane kosztem pułków kawaleryjskich i kozackich, działały na froncie niejako autonomicznie, podlegały bowiem bezpośrednio sztabowi atamana polowego. Z nielicznymi wyjątkami zaciągał się tam głównie najgorszy element spośród kadry oficerskiej, ludzie, którym z jakichś powodów ciążyła służba w oddziałach macierzystych. Oddział esauła Szkury ze swym dowódcą na czele, działając w rejonie XVIII korpusu, w którego skład wchodziła moja dywizja ussuryjska, przeważnie wałęsał się na tyłach, urządzał pijatyki i dopuszczał się grabieży; wreszcie, na nalegania dowódcy korpusu generała Krymowa, został z odcinka korpusu odwołany”.
„Na posiedzenie Rady Krajowej przybył, oprócz generała Pokrowskiego, pułkownik Szkuro i sporo oficerów z armii. Mimo obecności w Jekatierinodarze kwatery głównej, zarówno przybyli, jak i przebywający na tyłach oficerowie zachowywali się gorsząco: urządzali pijatyki, awantury i szastali pieniędzmi. Szczególnie skandalicznie zachowywał się pułkownik Szkuro. Przyprowadził ze sobą do Jekatierinodaru oddział swoich partyzantów, noszący przezwisko „wilczy”. W wilczych papachach, z wilczymi ogonami na buńczukach, partyzanci pułkownika Szkury wyglądali nie jak oddział wojskowy, ale jak typowi wolontariusze Stieńki Razina. Co noc po pijatyce partyzant Szkuro ze swymi „wilkami” przebiegał przez ulice miasta śpiewając, pohukując i strzelając. Któregoś wieczoru, wracając do hotelu, spotkałem na ulicy Krasnej tłum ludzi. W otwartych oknach jednego z domów paliło się światło, na chodniku pod oknami grali trębacze i tańczyli Kozacy. Nieopodal stało paru „wilków”, trzymając konie za uzdy. Na pytanie, co to ma znaczyć, otrzymałem odpowiedź, że to „hula” pułkownik Szkuro. W hotelu wojskowym, w którym mieszkaliśmy, trwały niekończące się hulanki. O jedenastej, dwunastej w nocy zjawiała się wataha podchmielonych oficerów, do ogólnej sali wprowadzano śpiewaków miejscowego oddziału gwardyjskiego i zabawiano się na oczach publiczności. Na honorowym miejscu za stołem siedzieli zazwyczaj generał Pokrowski, pułkownik Szkuro i inni wyżsi oficerowie. Jedna z takich libacji pod przewodem generała Pokrowskiego zakończyła się tragicznie. Oficer z konwoju zastrzelił oficera dywizjonu tatarskiego. Wszystkie gorszące wypadki miały miejsce na oczach sztabu głównodowodzącego, wiedziało o nich całe miasto, a nie robiono nic, by ukrócić to rozpasanie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz