Andrzej Gendera
Odwiedziłem w tym roku Trzebnicę a w niej kościół św. Bartłomieja Apostoła i św. Jadwigi Śląskiej.
Miejsce pobudza do refleksji, to Henryk Brodaty, mąż św. Jadwigi, namówił księcia Konrada Mazowieckiego na sprowadzenie Krzyżaków, największego nieszczęścia politycznego Polski.
Co napisał prof. Feliks Koneczny na ten temat:
"Św. Jadwiga bliższa była dynastii piastowskiej niż św. Stanisław, boć sama do tej dynastii należała, jako księżna piastowska. A jednak ani wielkopolscy, ani małopolscy Piastowie nigdy ją za swoją patronkę nie uważali; lud zaś polski poza Śląskiem nie wie niemal nic o tej świętej. Do wyjątków należy taka Jadwiga w Polsce, która by wiedziała, że imię nosi po księżnej wrocławskiej! Wszystkie niemal nasze Jadwigi są przekonane, że nadano im na chrzcie to imię na cześć całkiem innej Jadwigi, której będzie poświęcony rozdział 13.
Obojętność Piastów pozaśląskich wobec kanonizowanej ich własnej powinowatej wyjaśnia się stosunkami, jakie zapanowały w Trzebnicy. A były one ogromnie przykre! Klasztor stał się ogniskiem germanizacji. Dochowały się ciekawe dwa listy czeskiej królowej Kunegundy z wyrzutami do Agnieszki (córki Henryka Pobożnego) ksieni w Trzebnicy (gdzie umarła w r. 1272). Zarzuca jej królowa, że księżniczka i ksieni otacza swą opieką Franciszkanów niemieckich, a nie pamięta o polskich lub czeskich, chociaż sama powinna się uważać za Polkę. W drugim liście, pisanym do jednego z kardynałów. oskarża wprost Franciszkanów niemieckich, że polskich chcą wytępić! Jakoż istotnie tak było na Śląsku; nie przyjmowali nawet całkiem polskiej młodzieży do nowicjatu! Dziwna rzecz, że Niemiec, chociaż zakonnik, tracił ducha św. Franciszka w sobie, gdy słyszał mowę polską! Prawdą jest, że Franciszkanie śląscy przyczyniali się z całych sił do zniemczenia Śląska."
[-]"Książę wrocławski, Henryk Brodaty, znany był z tego, że sprowadzał na Śląsk całymi gromadami osadników niemieckich; sam bowiem był nieco zniemczony. Zniemczenie znać było nawet w tym, jak na jego dworze pojmowano świętość. Było to doprawdy trochę formalistycznie, trochę z niemiecka po bizantyńsku.
Sam przydomek księcia wrocławskiego pochodzi z jego świątobliwej formalistyczności. Był to człowiek uczciwy i bardzo religijny. O jego chrześcijańskiej pokorze świadczyła broda. Tak, broda! Była wtedy moda golenia, brodę nosili tylko ludzie zaniedbujący się, wędrowne ubóstwo itp. Z pobudek nabożnych upokorzył się nasz książę aż tak dalece, iż także zapuścił brodę i stąd przydomek Brodatego. Nie nosił kosztownych strojów, ani złota, ani drogich kamieni; najbardziej lubił chadzać w prostym ubraniu płóciennym. W domu jego panował surowy obyczaj i wielka nabożność. Żona jego, Jadwiga z książąt frankońskich - późniejsza święta - liczyła lat trzynaście, gdy wychodziła za mąż. Dostosowała się najzupełniej do obyczaju swego męża i niebawem prześcignęła go w nabożeństwie, umartwieniach, i w nadzwyczajnej dobroczynności. O miłosierdziu jej opowiadają rzeczy niezwykłe. Oboje założyli w r. 1203 klasztor cysterski męski w Trzebnicy, nieco na północ od Wrocławia; a gdy rozszerzoną już po całej Europie regułę cysterską przystosowano także do zakonnic, ufundowała księżna tamże klasztor żeński i zamknęła się tam w r. 1213 wraz z córką, którą zrobiła ksienią. Sama ślubów zakonnych nie składała i zakonnicą wcale nie była, chociaż spełniała wszystkie bez reszty wymagania reguły zakonnej. I tak przeżyła tam całych trzydzieści lat.
Rozeszła się z mężem za jego zgodą i z jego zezwoleniem zamieszkała w klasztorze, jak tego wymaga prawo kościelne. Żąda ono nadto, żeby dzieci w tego rodzaju wypadkach były materialnie zaopatrzone, o co w rodzie książęcym nie było kłopotu.
Przestąpiwszy progi klasztorne, prowadziła Jadwiga żywot wśród wymyślanych umartwień, odmawiając sobie wszystkiego; żyła jak nędzarka, jak najsurowsza pokutnica. Usunęła ze swego żywota wszystko, co zalatywałoby choćby najmniejszym dobrobytem. A cechy dobrobytu bywają rozmaite w rozmaitych czasach. Na przykład dzisiaj najuboższy musi mieć bieliznę, ale wówczas książęta jej nie miewali, bo jeszcze tego nie znano. Kąpiel w domu mógł mieć tylko zamożny, bo trzeba było do tego odpowiednich kadzi, ognisk i służby. Mydło stanowiło kosztowną rzadkość; było czymś tak cennym, iż ani nawet na dworach książęcych nie można było dawać go do codziennego użytku. Świeciło się szczapami, paliło się na otwartych ogniskach, a zimą woda w kuble zamarzała do rana. Ani w pałacach nie było jeszcze szyb szklanych, tylko pęcherze natłuszczone, ani podłóg z desek, tylko nalepa, a tylko u najbogatszych i tylko w paradnych pokojach podłoga kamienna. My dzisiaj uznalibyśmy za umartwienie to, co w XIII wieku uważało się za życie wygodne! Jeżeli tedy wówczas chcieli się umartwiać, urządzali sobie sztuczną, umyślną nędzę. Na przykład św. Jadwiga chodziła boso. Gdy jej spowiednik tego zakazał, nosiła trzewiki pod pachą, aż uprosiła spowiednika, że zezwolił jej chodzić boso aż do końca życia. Stopy obłocone twardniały i grubiały, a w razie najlżejszego skaleczenia ropiały; wreszcie porobiły się w nich dziury, a byli świadkowie na to, że do niektórych dał się włożyć palec, takie były duże. Rany te krwawiły, a w zimie okrywały się ropną skorupą. Dzisiaj nie pozwolono by na to w najsurowszym klasztorze! Ale wówczas, gdy higieny jeszcze nie znano, mniej też dbano o czystość. Może by zgorszył się o to i owo dzisiejszy czytelnik, gdyby czytał żywot tej świętej obszernie, szczegółowo. Taki niech pamięta o tym, że kanonizowano ją nie dla ówczesnych zwyczajów, lecz pomimo nich, a dla cnót takich, które zawsze jednakowo są cnotami, dla jej całkowitego zaparcia się siebie i niezrównanego miłosierdzia."
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz