ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

czwartek, 31 marca 2022

15 NAJCZĘŚCIEJ POPEŁNIANYCH BŁĘDÓW W INTERNECIE.


Zdjęcie

149,3km/h na motocyklu Junak

https://www.jednoslad.pl/1493km-h-na-motocyklu-junak-absolutny-polski-rekord-predkosci-historia-ktora-nalezy-poznac/?fbclid=IwAR2bJCPgaKy26ENK5ZCzmOeBn9GzjyOsdfeo5TDJ3TW_s1cMto4GUSIXWmc 

Iga Świątek

https://twitter.com/WTA/status/1509500759364284418?s=20&t=M21brU4qq8DnJ2FMTJ4vHg

Przekleństwo liczb pierwszych. Hipoteza Riemanna

Prof. Adam Wielomski: Inkwizycja hiszpańska, jezuici i Wojna Trzydziesto...

Ukraina i broń nuklearna

https://www.facebook.com/100030488442012/posts/703854853974123/

Stanisław Maczek

https://www.facebook.com/100000770216416/posts/5060677803967843/

środa, 30 marca 2022

Mychajło Pohotowko

 Damian Bieńko

31 marca 1944 r. Akcja likwidacyjna Armii Krajowej ,, Komitet Ukraiński", w swoim biurze w Warszawie został zabity wraz z kilkoma działaczami ukraińskimi płk Mychajło Pohotowko, szef warszawskiego oddziału Ukraińskiego Komitetu Centralnego.
W czasie niemieckiej okupacji Polski wiosną 1940 r. stanął na czele miejscowego oddziału Centralnego Ukraińskiego Komitetu Narodowego z siedzibą w okupowanym Krakowie. Opowiadał się za formowaniem ukraińskich oddziałów wojskowych w służbie niemieckiej. Był jednym z inicjatorów utworzenia Ukraińskiego Wojska Wyzwoleńczego. Od 1943 r. był przedstawicielem Zarządu Wojskowego 14 Dywizji Grenadierów SS "Galizien". Denuncjował dla Niemców Polaków, jak też Ukraińców, którzy z nimi współpracowali .
Zdj. Grób Mychajły Pohotowki na cmentarzu prawosławnym na warszawskiej Woli.
Może być zdjęciem przedstawiającym na świeżym powietrzu i pomnik

„Mały Katyń”. Obława Augustowska – największa powojenna sowiecka łapanka w Europie

https://histmag.org/Maly-Katyn-Oblawa-Augustowska-najwieksza-powojenna-sowiecka-lapanka-w-Europie--23830?fbclid=IwAR2h5qa-5NO4EtUzygWprsXGS0bjNucJR4jnwxLmxvokNvkfNjHA9Cbq1sU 

Zdanie z Afryki

https://www.facebook.com/100001454924992/posts/5206667242725055/

Nieszpory sycylijskie

https://www.facebook.com/115388459002936/posts/1175792592962512/

Marian Hemar

https://www.facebook.com/groups/klubmilosnikowhistoriipolski/permalink/5482859588410617/

Szwoleżerowie

https://www.facebook.com/groups/klubmilosnikowhistoriipolski/permalink/5482848625078380/

Skroplili tlen

https://www.facebook.com/groups/klubmilosnikowhistoriipolski/permalink/5482773665085876/

Zygmunt Góralski

https://www.facebook.com/1514102375481795/posts/3847339192158090/

Stefan Banach

https://www.facebook.com/1181684038602267/posts/4973774882726478/

M 20

https://www.facebook.com/593136810709197/posts/5081694808520019/

wtorek, 29 marca 2022

Zenon Laskowik

 Dawne Czasy

26 marca 1945 roku urodzil się Zenon Laskowik, aktor, satyryk, artysta kabaretowy, twórca kabaretu Tey. Na festiwalu w Opolu przedstawił spektakl " Z tyłu sklepu " W latach 90 wycofał się z życia estradowego, powrócił w 2003 roku z nowymi skeczami grając w teatrze Apollo, potem w Teatrze Polskim, Gościnnie wystąpił w Mrągowie na Mazurskiej nocy kabaretowej,

500 lat getta w Wenecji

 Epoka nowożytna

Włochy: 500 lat getta w Wenecji - pierwszego na świecie

AKTUALIZACJA: 14.07.2016, PUBLIKACJA: 29.03.2016 Wiadomości

Dyskusje na temat rasizmu i ksenofobii oraz wartości tolerancji zdominowały w Wenecji wtorkowe obchody 500. rocznicy założenia getta, pierwszego na świecie. 29 marca 1516 roku Senat Republiki Weneckiej postanowił, że „wszyscy Żydzi muszą mieszkać razem”.

W wyniku tej decyzji podjętej za rządów doży Leonardo Loredana utworzony został na wniosek chrześcijan zamknięty od zmierzchu do świtu, ogrodzony teren, gdzie zamieszkali weneccy Żydzi. Pilnowały go chrześcijańskie patrole, którym pensje musieli wypłacać mieszkańcy getta.

Żydzi mieli obowiązek nosić żółte nakrycia głowy. Mogli tam bez przeszkód, ale oddzieleni od pozostałych mieszkańców, prowadzić swą działalność handlową i finansową, praktykę medyczną i adwokacką.

Przypomina się, że samo określenie „getto” pochodzi bezpośrednio od nazwy miejsca w peryferyjnej wówczas, otoczonej kanałami i cieszącej się złą sławą dzielnicy Cannaregio, gdzie kazano osiedlić się Żydom. Była tam odlewnia metali, a słowo „getto” oznacza między innymi odlew.

Weneckie getto zasłynęło nie tylko jako pierwsze, ale także najbardziej otwarte, co podkreśla się w przywoływaniu tragicznych dziejów Żydów w następnych wiekach w Europie, zakończonych dramatem Holokaustu.

Obecnie mieszka tam około 30 osób żydowskiego pochodzenia.

To, co czyni to miejsce wyjątkowym na mapie kontynentu, to oprócz malowniczych zakątków przede wszystkim nietknięte dziedzictwo historyczne, m.in. pięć synagog i muzeum. Do rejonu tego przybywają codziennie tłumy turystów z całego świata.

Zauważa się, że urok zaułków tej części miasta miesza się ze smutkiem i głęboką, pełną niepokoju refleksją, że to właśnie tam rozpoczął się nowy rozdział represjonowania ludności żydowskiej i budowania murów.

Historycy przypominają, że Żydzi zostali zamknięci na wydzielonym terenie, ponieważ dominowało przekonanie, że nie mogą oni zintegrować się z resztą społeczności i dlatego muszą zostać odseparowani.

W szczytowym okresie, czyli w XVII wieku mieszkało tam 5 tysięcy osób. Ponieważ terenu nie można było powiększać, a liczba ludności rosła, zbudowano tam pierwsze „drapacze chmur”, mające nawet 7 i 8 pięter, a więc bardzo wysokie jak na owe czasy. Pozostały one do tej pory jednymi z najwyższych budynków w Wenecji.

Bramy getta zostały otwarte w 1797 roku.

Minęło pół tysiąca lat od narodzin tego symbolu prześladowań, a mury i ogrodzenia wracają i coraz więcej osób znów ich sobie życzy wobec obcych dlatego, że budzą strach - podkreślają mieszkańcy weneckiego getta w rozmowach z włoskimi mediami, które wiele miejsca poświęcają rocznicy.

W bogatym programie jej obchodów, przygotowanych przez miejscową gminę żydowską we współpracy z wieloma międzynarodowymi instytucjami, jest uroczysty wtorkowy koncert w teatrze La Fenice i wystawa „Wenecja, Żydzi i Europa. 1516-2016” w Pałacu Dożów.

W lipcu na terenie getta odbędą się specjalne spektakle “Kupca weneckiego” Williama Szekspira, którego jednym z głównych bohaterów jest Żyd Shylock.

Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)

Ludność Polski w roku 1000. Ilu mieszkańców miało państwo Bolesława Chrobrego?

https://wielkahistoria.pl/ludnosc-polski-w-roku-1000-ilu-mieszkancow-mialo-panstwo-boleslawa-chrobrego/?fbclid=IwAR2X9f5VmR2mf68v6HkegvcE9jZ9LJ6Xk2xc_WbkzOA0Ks2oEIm8qmDZuDs 

ORP Błyskawica

 1944 - The Polish Navy destroyer ORP Błyskawica stationary.

Może być zdjęciem przedstawiającym na świeżym powietrzu

Podróż z Bagdadu do Rusi

https://youtu.be/OZ-Uz7LnGpk

Bitwa pod Beresteczkiem. Daremna rzeź?

https://histmag.org/Bitwa-pod-Beresteczkiem-Daremna-rzez-23813?fbclid=IwAR3J6ZVbiku8J7xbOVm_gGs6fD3uRelqYNGk9jcUF7e4kTYxO132Jux1h3g 

"Jędrusie"

Instytut Pamięci Narodowej

⬛ Brawurowe rozbicie niemieckiego więzienia
79 lat temu partyzanci z oddziału "Jędrusie" (wywodzącego się z lokalnej organizacji konspiracyjnej "Odwet" założonej w 1941 r. przez Władysława Jasińskiego Jędrusia" w Tarnobrzegu) wspólnie z żołnierzami Armii Krajowej dokonali ataku na niemieckie więzienie w Mielcu, uwalniając ponad 120 osób.
Podkomendni Józefa Wiącka "Sowy" uciekli dzięki tratwom służącym do transportu wikliny. Tymi łodziami popłynęli Wisłoką aż do ujścia Wisły.
„Jędrusiów” założył w 1939 r. Władysław Jasiński. Organizacja ta dopiero z czasem przyjęła nazwę „Jędrusie” od pseudonimu jej założyciela. Poza działalnością bojową „Jędrusie” wydawali konspiracyjną gazetę – „Odwet”. Po śmierci Jasińskiego w potyczce z niemiecką żandarmerią (9 stycznia 1943 r.) nawiązano współpracę z AK i Batalionami Chłopskimi. „Jędrusie" działali do stycznia 1945 roku.
Po zakończeniu II wojny światowej wielu członków oddziału dostało się w ręce NKWD i UB. Część została zesłana do sowieckich łagrów, część otrzymała długoletnie wyroki więzienia.
Fot. NAC
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i stoi

Arno Saxén

https://twitter.com/AnitaSchelde/status/1508722549554876425?t=fSc3tqDwt-f97dQDZeRwlg&s=19

Panorama Soko.

https://www.facebook.com/1554656201467104/posts/2986062284993148/

O Libii

https://www.facebook.com/100008568396446/posts/2761529844142602/

poniedziałek, 28 marca 2022

Przesądy i wierzenia – Sposoby na wiatr

Z pokładu dawnych żaglowców

Z cyklu: „Różności”

„Gwizdanie na pokładzie statku lub okrętu w czasie sztormowej pogody uchodziło niegdyś za poważne przewinienie. Na dawnych żaglowcach karano za gwizdanie w czasie sztormu umieszczeniem marynarza na rei masztu aż do końca wachty.
Wskazanym było natomiast gwizdanie na żaglowcach wtedy, gdy wiatru nie było, wierzono bowiem, iż tym sposobem się go wywoła. Na dawnych żaglowcach skandynawskich w czasie ciszy na morzu wszyscy marynarze głośno gwizdali, wierząc, iż Thor, bożek grzmotu, odpowie im i jego potężny oddech wypełni żagle.
Gwizdanie na pokładzie zabraniane jest do dziś – oczywiście dopuszcza się sygnały wykonywane gwizdkiem służbowym.
W epoce dużych okrętów żaglowych, których ruch uzależniony był tylko od wiatru, wynajdywano przeróżne sposoby, aby wiatr wywołać. W czasie ciszy na morzu, marynarze przybijali płetwę rybią do bukszprytu lub przeklinali najgorszymi wyrazami, aby w ten sposób obudzić św. Antoniego i sprowokować go do ruszenia wiatru.
Niektórzy marynarze chłostali się nawzajem batogami lub drapali maszt paznokciami, wypowiadając przy tym różne zaklęcia. Jeszcze inni wykonywali na linie specjalne węzły
i przywiązywali ją do masztu albo gwiżdżąc wbijali w maszt noże rękojeścią ustawione w kierunku, z którego powinien nadejść wiatr.
Dla zapewnienia pomyślnych wiatrów dobrze jest, aby kobiety wstępujące na pokłady jachtów podrapały paznokciami podstawy masztów. Chociaż współczesne kobiety nie wierzą w przesądy, chętnie godzą się na uczynienie zadość morskiemu zwyczajowi”.
Powyższy fragment pochodzi z książki pt. „Zwyczaje i ceremoniał morski” (E. Koczorowski i inni) i należy go traktować jako ciekawostkę, ale pamiętajmy, że w czasach żaglowców bez
tzw. napędu pomocniczego, cisza morska budziła wśród marynarzy chyba większe obawy niż sztormy...
Sail-ho!
Źródło zdjęcia: https://workingsail.co.uk/nautical-superstitions-good-and..., dostęp 28.02.2022
Może być zdjęciem przedstawiającym 2 osoby

„Zapomniana tragedia”. Mało znany tekst abp. Fultona Sheena o Polsce i imperializmie Rosji

https://pl.aleteia.org/2022/03/28/zapomniana-tragedia-malo-znany-tekst-abp-fultona-sheena-o-polsce-i-imperializmie-rosji/?fbclid=IwAR2znlBhFhSLaWjr9h4UDLeH0OkYyLad5Ukf4KOzwtkCYEbsW8q4720Wj-s&utm_medium=aleteiapl&utm_source=facebook 

Roman Szumski

Historia Polski dzień po dniu

28 marca 1949 roku w Lubinie funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego aresztowali porucznika Romana Szumskiego Szczura (zdjęcie), w latach trzydziestych żołnierza 23. Pułku Piechoty w Włodzimierzu Wołyńskim, oficera Armii Krajowej, dowódcę placówek Stary Zamość i Nielisz Obwodu Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej Zamość.
Na swoim koncie miał między innymi ucieczkę z transportu zsyłkowego do ZSRR, rozbicie posterunku Milicji Obywatelskiej w Skrebieszowie i uwolnienie z aresztu UB w Zamościu w maju 1946 roku razem z grupą 12 żołnierzy zrzeszenia Wolność i Niezawisłość ponad 300 uwięzionych tam osób. Wobec powyższego, w czerwcu 1946 roku wyjechał na Ziemie Zachodnie, by uniknąć aresztowania. Ujawnił się 22 marca 1947 roku w Warszawie. Jednak jeszcze 11 marca 1949 roku przeprowadził akcję rekwizycyjną na Bank Spółdzielczy w Nowej Soli. Zdobyte w jej wyniku pieniądze miały sfinansować pomoc dla ukrywających się żołnierzy oraz na wsparcie dla rodzin aresztowanych.
21 września 1949 roku, podczas sesji wyjazdowej w Nowej Soli Wojskowy Sąd Rejonowy we Wrocławiu skazał go na karę śmierci, którą wykonano 23 stycznia 1950 roku w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu.
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i mundur wojskowy

Nicefor Czernichowski – polski władca na Syberii

https://histmag.org/Nicefor-Czernichowski-polski-wladca-na-Syberii-4682?fbclid=IwAR1NdcwR_XURcgs1mGlvf4zLHcPP4bo2Ua03C54rsGMf9QhP0nAWnOqwG0c 

Zapomniane maszyny Luftwaffe

https://histmag.org/Zapomniane-maszyny-Luftwaffe-11359?fbclid=IwAR1EYoBnlQz7JpJWsBd3Sc2SDdfRv0HjhE630A5GYWRp9UDeSjhwWbV-2-4 

Jelczańskie Zakłady Samochodowe

Historia Polski dzień po dniu

28 marca 1952 roku otwarto Jelczańskie Zakłady Samochodowe. Powstały one w miejscu przedwojennej niemieckiej fabryki zbrojeniowej Bertha Werke.
Jednym z pierwszych produkowanych tu pojazdów był 25 miejscowy i niezbyt funkcjonalny autobus "Stonka" zbudowany na podwoziu Stara 20.
6 grudnia 1958 roku podpisano umowę licencyjną z Czechosłowacją na produkcję nowego autobusu Skoda 706 RTO czyli popularnego " Ogórka" Pierwszą serię 20 sztuk tych autobusów zmontowano z części nadesłanych z fabryki Karosa pod koniec 1959 roku.
Otrzymały one nazwę Jelcz, a ich docelowa produkcja miała wynosić 1500 sztuk rocznie.
W 1963 roku do produkcji wszedł protoplasta późniejszego ciężarowego Jelcza samochód Żubr A80. Zmodyfikowana wersja tego pojazdu nosiła nazwę Jelcz 315. Oprócz tego powstawały tu modele 317, 318 i 420.
1 sierpnia 1975 roku do produkcji wszedł nowy autobus miejski Jelcz PR100 produkowany na licencji francuskiego Berlieta. Produkowano go do 1983 roku. Jego następcą został Ikarus.
Trudno tu wymienić wszystkie powstałe w tej fabryce modele samochodów. Warto dodać ,że obecnym właścicielem fabryki w Jelczu jest Huta Stalowa Wola, która produkuje tam samochody dla wojska.
Na zdjęciu samochód ciężarowy "Żubr"-kiedyś królowały na polskich szosach i ulicach miast.
Boguś
Może być zdjęciem przedstawiającym tekst „50938 dolny.slask.org.pl”

Pan Wołodyjowski

Historia Polski dzień po dniu

28 marca 1969 roku w warszawskim kinie Kongresowa odbyła się premiera jednego z najbardziej kasowych filmów w historii polskiej kinematografii, czyli filmu Pan Wołodyjowski - w reżyserii Jerzego Hoffmana. Scenariusz według powieści Henryka Sienkiewicza napisali Jerzy Lutowski i Jerzy Hoffman. Film opowiada historię pułkownika Michała Wołodyjowskiego (Tadeusz Łomnicki), który po śmierci narzeczonej z rozpaczy wstępuje do zakonu kamedułów. Tymczasem kraj znów szykuje się do wojny z tureckim najeźdźcą. Jan Onufry Zagłoba (Mieczysław Pawlikowski) znajduje sposób, by "mały żołnierz" znów wrócił do służby. Przypadkowo na leśnej drodze rycerze spotykają siostrę pana Michała i jej dwie podopieczne, Krzysię (Barbara Brylska) i Basię (Magdalena Zawadzka). Wołodyjowski zabiera panie do domu, który Ketling (Jan Nowicki) przed wyjazdem powierzył jego opiece. Powrót gospodarza burzy nadzieję Michała na szczęście u boku Krzysi. Jednak druga z panien nie będzie miała wątpliwości co do wyboru swego serca.
Główni twórcy filmu Jerzy Hoffman (reżyseria i scenariusz), Jerzy Lipman (współpraca realizatorska i zdjęcia) i Jerzy Lutowski (scenariusz) zostali nagrodzeni Nagrodą Ministra Kultury i Sztuki
I stopnia. Odtwórca roli pułkownika Wołodyjowskiego - Tadeusz Łomnicki otrzymał nagrodę za najlepszą rolę męską na festiwalu filmowym w Moskwie.
Film zrealizowano przy współpracy jednostek Wojska Polskiego.
Film można obejrzeć na kanale ,,polskifilmfabularny'' na You Tube: https://www.youtube.com/watch?v=qNTWbslnmjk
/Marta
Może być zdjęciem przedstawiającym 2 osoby i ludzie stoją

Janusz Kusociński

 

Janusz Kusociński – człowiek i sportowiec niezłomny

Twardy, nieustępliwy charakter często pomagał mu w sporcie i w życiu. Przed II wojną światową był jednym z najpopularniejszych, o ile nie najpopularniejszym sportowcem w Polsce. Ale sława i wyniki wcale nie przychodziły mu łatwo. Rodzice krytykowali jego sportowe aspiracje, potrafił szczerze nie znosić rywala, dopadały go kontuzje, a szansę na drugi wielki tryumf skradła mu wojna. Zresztą zabrała mu wszystko.

Był rok 1925. Na jednym z warszawskich stadionów trwał mecz lekkoatletyczny zorganizowany z okazji święta sportu robotniczego. Kilku biegaczy i działaczy klubu RKS „Saramata” Warszawa nerwowo gestykulowało. Ktoś podniósł głos. Okazało się, że nie mogą wystawić zespołu do rywalizacji sztafet (3×800 m). Brakowało im jednego zawodnika.

W pewnym momencie któryś z kierowników klubu dostrzegł na trybunach znajomego piłkarza. Podszedł do niego i zaproponował mu start. Osiemnastoletni młodzieniec o kruczoczarnych, starannie zaczesanych do tyłu włosach zdziwił się nieco – przecież on grał w piłkę nożną, w głowie już dawno tworzył wizje swoich wielkich, futbolowych sukcesów. Ale skoro klubowa sekcja lekkoatletyki potrzebowała wsparcia, to głupio było odmówić. Przecież to byli jego koledzy. Zgodził się.

Kilka minut później „Saramata” pokonała stołeczną „Skrę”. Ów nieprzygotowany i zaskoczony startem młodzieniec bez problemu poradził sobie z rywalami. Później zbierał jeszcze gratulacje, słuchał pochwał i poważnie zaczął się zastanawiać, czy nie rzucić futbolu dla biegania. Tamten dzień na zawsze zmienił jego życie. Życie Janusza Kusocińskiego.

I co ci z tego, zdrowie stracisz

Janusz Kusociński urodził się 15 stycznia 1907 roku w Warszawie w rodzinie Klemensa, pracownika kolei, i Zofii. Jako dziecko nie cieszył się dobrym zdrowiem, przez co częstym gościem w domu Kusocińskich był jego stryj Zygmunt, z zawodu lekarz. Pół roku po narodzinach syna rodzice postanowili przeprowadzić się do Ołtarzewa. Od tej pory z małym Januszem było już tylko lepiej: rósł, tryskał energią i za sprawą swojego brata Tadeusza pokochał sport. Najmocniej palanta i piłkę nożną.

Na rodzinie Kusocińskich historia odcisnęła wyraźne piętno. Najstarszy syn Zygmunt był polskim studentem, który wstąpił do francuskiej armii i w jej szeregach walczył na frontach I wojny światowej. Zmarł niedługo po jej zakończeniu, prawdopodobnie z wycieńczenia. Drugi w kolejności Tadeusz zginął w 1920 roku w bitwie pod Zamościem, a Halina – najmłodsza z rodzeństwa – zmarła w 1929 roku, mając ledwie 23 lata. „Kusy” bardzo przeżył jej śmierć. Przeszedł załamanie nerwowe. W domu były jeszcze Marysia i Janina.

Janusz Kusociński. Źródło: Ilustrowany Kurier Codzienny 1932

Po śmierci synów Klemens Kusociński starał się, aby Janusz zdobył jak najlepsze wykształcenie. Niestety chłopak nie bardzo garnął się do nauki, a po niepowodzeniach w kolejnych szkołach ojciec stwierdził, że przecież syn powinien mieć fach w ręku i musi zdobyć jakiś zawód. Wysłał go więc do szkoły ogrodniczej.

„Kusy” wolał sport niż naukową karierę, wobec czego rodzice stanowili dlań pewną przeszkodę. Ojciec uchodził wręcz za przeciwnika aktywności fizycznej, a matka często powtarzała: „I co ci z tego, zdrowie stracisz, nerwy poharatasz i tyle”. Ale Janusz robił swoje. Trochę na przekór, bo jak już coś postanowił, to późniejsza zmiana zdania przychodziła mu z trudem. Taka postawa towarzyszyła mu do końca życia.

Czytaj także: Ateny 1896. Pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie

Charakter mistrza

Dwa lata po dobrym występie w sztafecie Kusociński pojechał na pierwsze oficjalne zawody; na igrzyskach robotniczych w Pradze zajął trzecie miejsce na dystansie 800 m, a w biegu na 1500 m był drugi. Poczynaniom utalentowanego biegacza bacznie przyglądał się Aleksander Klumberg – estoński trener, który jako zawodnik w trakcie igrzysk olimpijskich w 1924 roku wywalczył brązowy medal olimpijski w dziesięcioboju. Dostrzegł w nim diament, który należało odpowiednio oszlifować.

Klumberg, zorientowawszy się w możliwościach „Kusego”, zastosował specjalny, indywidualny trening. W dużej mierze opierał się on na ćwiczeniach gimnastycznych i ciężkich sesjach interwałowych. Szkoleniowiec miał nawet powiedzieć jednemu ze swoich znajomych, że albo „Januszek” – lubił tak się zwracać do swojego podopiecznego – wytrzyma obciążenia i będzie wielkim biegaczem, albo da sobie spokój ze sportem. I to raz na zawsze.

Kusociński realizował założenia trenera, któremu swoją drogą przez całą karierę bezgranicznie ufał. Klumberg był jego sportowym ojcem. Opoką. Znał nie tylko jego możliwości fizyczne. Wspólne zajęcia i rozmowy zbliżyły mężczyzn na tyle, że świetnie poznali swoje charaktery. A ten „Kusego”, wcale nie był łatwy.

Biegacz uchodził za człowieka niespotykanie twardego, ambitnego i nieustępliwego. Czasami nawet za bardzo. Takiego, który na słowa „nie zrobisz tego”, wspinał się na wyżyny swoich możliwości i udowadniał, że jednak potrafi. Gorzej, kiedy mu nie wychodziło – wówczas łatwo się denerwował i zamykał w sobie. Kwintesencją jego osobowości była rywalizacja, która elektryzowała środowisko sportowe przełomu lat 20. i 30. ubiegłego stulecia.

Czytaj także: Po zwycięstwo! Do czego zdolni byli sportowcy, by pokonać przeciwników?

Jak Janusz ze Staszkiem wzajemnie się napędzali

Latem 1928 roku Janusz Kusociński za namową kolegów Buczyńskiego i Żubera zmienił barwy klubowe. Przeszedł do „Warszawianki”, która słynęła z silnej sekcji lekkoatletycznej. W tym samym czasie udało mu się też skończyć szkołę zawodową, co z radością przyjął jego ojciec. Jeśli dodamy do tego fakt, że 8 września pobił rekord kraju w biegu na 5000 m, to śmiało można stwierdzić, że „Kusy” przechodził jeden z piękniejszych okresów w dotychczasowym życiu.

Tymczasem w Warszawie pojawił się Stanisław Petkiewicz, Polak mieszkający na Łotwie i siódmy zawodnik olimpijskiego biegu na 5000 m z Amsterdamu. Petkiewicz zdawał się być przeciwieństwem Kusocińskiego. Czarował wszystkich nie tylko na bieżni, ale i poza nią. Uchodził za inteligentnego, kulturalnego i otwartego człowieka. Dał się lubić. Początkowo przekonał do siebie nawet Janusza. Panowie spotykali się wówczas na treningach w klubie.

Lekkoatleci przed biegiem. Widoczni od lewej: Janusz Kusociński, Stanisław Petkiewicz, Paavo Nurmi. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Pierwszy wspólny start na warszawskiej Agrykoli zakończył się zwycięstwem Kusocińskiego. Petkiewicz nie wytrzymał narzuconego przez rywala tempa i wycofał się z rywalizacji 100 m przed metą. To był początek konfliktu. Stanisław myślał, że przyjeżdżając do Warszawy, będzie tym najlepszym, Janusz od razu chciał zaznaczyć, kto będzie rozdawał karty.

W 1929 roku Kusociński rozpoczął służbę wojskową, a to wiązało się z ograniczeniem liczby treningów i słabszymi występami. Dodatkowo nabawił się kontuzji kostki. W tym samym czasie forma Petkiewicza eksplodowała, a jej apogeum nastąpiło w trakcie wydarzenia, które elektryzowało całą stolicę: 7 września 1929 roku w Warszawie pojawił się najlepszy ówczesny biegacz świata, Fin Paavo Nurmi – zdobywca dziewięciu tytułów mistrza olimpijskiego. Ku wielkiej radości kibiców, w biegu na 3000 m Stanisław Petkiewicz pokonał „Wielkiego Niemowę”.

Dla Kusocińskiego była to sytuacja trudna do zaakceptowania. Godziła w jego ambicję, tym bardziej że kilka tygodni wcześniej Petkiewicz miał zignorować go w Ośrodku Wychowania Fizycznego. „Nagle widzę, drzwi się otwierają, wchodzi Petkiewicz. Spojrzał na mnie, udał, że mnie nie widzi, i nie zdjąwszy nawet kapelusza przeszedł do sali masażystów” – wspominał Kusociński.

Czytaj także: Ze szkolnej sali gimnastycznej na światowe areny. Jak narodziły się najpopularniejsze sporty zespołowe?

Janusz zawziął się, wyleczył kontuzję i wznowił treningi. Wiosną 1930 roku, w biegu rozgrywanym na Okęciu, w końcu tryumfował. Rywalizacja przybrała na sile.

Trener Klumberg, widząc jak mocno zaangażował się w nią „Kusy” i jak mocno forsuje swój organizm, nakazał mu odpocząć. Janusz posłuchał… a po dwóch tygodniach wrócił i postanowił wymazać z tabel wszystkie rekordy konkurenta. Kto wie, jak długo trwałaby ta wzajemna walka, gdyby nie dyskwalifikacja Petkiewicza. W marcu 1932 roku Stanisławowi zabroniono oficjalnych startów. Miał złamać zasady amatorstwa. Plotki głoszą, że wniosek w tej sprawie złożyli działacze „Warszawianki”, którzy chcieli zatrzymać Kusocińskiego u siebie.

Lekkoatleta Stanisław Petkiewicz podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Rywalizacja nie skończyła się wraz z zejściem z bieżni Stanisława. W prasie sportowej Petkiewicz „wbijał szpilki” Januszowi. Ot, chociażby w „Stadjonie” (nr 44/1932), gdzie zasugerował, że gdyby nie trener Klumberg, to jego konkurent nigdy nie rozwinąłby swojego talentu:

Moim zdaniem – jest to smutna rzeczywistość – Kusociński sam nie potrafi ułożyć sobie żadnego treningu, za to słucha się swego trenera i to mu doskonale robi, nie potrafił również zastosować tej czy innej metody przed zawodami. (…) Kusociński był zawsze złym taktykiem, nie układa sobie planu walki, nie myślał podczas biegu.

Konflikt biegaczy miał też dobre strony. Obaj, chcąc zwyciężyć, przesuwali granice swoich możliwości. Rozwijali się. Wojciech Trojanowski, kapitan lekkoatletycznej reprezentacji Polski napisał:

Jeśli ktoś chce mówić o Kusocińskim, nie wolno mu zapomnieć o rywalizacji tego wielkiego biegacza z Petkiewiczem, o tej rywalizacji, która podniecała „Kusego” do coraz to większych wysiłków i poświeceń, a równocześnie wzbudzała uczucia po prostu patologiczne wrogie.

W tej całej historii jest jednak chwila, którą można określić mianem pojednania. Jadwiga Jędrzejowska, znakomita polska tenisistka, w swojej autobiografii wspomniała, że pewnego dnia w trakcie II wojny światowej, kiedy pracowała z Kusocińskim w gospodzie „Pod Kogutem”, na salę wszedł Petkiewicz. Szukał Janusza, a gdy w końcu go odnalazł, wyciągnął rękę i chciał się pożegnać. Wyjeżdżał do Argentyny, gdzie przebywał aż do śmierci w 1960 roku. „Kusy” miał uścisnąć mu dłoń. Mężczyźni już nigdy więcej się nie spotkali.

Złoty Janusz

Na igrzyska olimpijskie w 1932 roku Janusz wyjechał szybciej niż pozostali reprezentanci – chciał się zaaklimatyzować. W Los Angeles zobaczył inny świat. Dowiedział się również, że Paavo Nurmi nie wystartuje na tych igrzyskach – łamanie zasad amatorstwa znów dało o sobie znać, a on nie mógł udowodnić swojej wyższości nad wielką gwiazdą biegów. Mógł natomiast rozprawić się z jego kolegami z fińskiej kadry, którzy byli wówczas mistrzami w swoim fachu: Iso-Hollą i Virtanenenem.

31 lipca na stadionie zasiadło 40 tysięcy widzów. Bieg na 10 000 m wzbudzał wielkie zainteresowanie. Polscy olimpijczycy przyszli wspierać „Kusego”. Liczyli, że będzie drugim po Halinie Konopackiej złotym medalistą olimpijskim znad Wisły. On sam też o tym marzył. Jadwiga Wajsówna była blisko tamtych wydarzeń, relacjonowała:

Kusy” szedł wspaniale. Virtanen odpadł, inni odpadli, trzymał się jedynie drugi z Finów Iso Hollo. Trzeba było widzieć Nurmiegio. Zdyskwalifikowany Nurmi siedział na trybunach z kamienną twarzą, nic nie mówił jak zwykle i z niedowierzaniem kręcił głową. On chyba przeczuwał, że tym razem Finlandia poniesie klęskę.

Dwa okrążenia przed metą. Polak i Fin biegną razem. Ale co się dzieje z Kusocińskim? Robi się siny, wykrzywia. Widać cierpi jakiś ból. Nie wiemy jednak, co mu jest. Zdenerwowanie. Co z Kusym? Zbliża się ostatnie okrążenie. Kusy atakuje, Iso zostaje. Polak pierwszy dobiegł do mety, pierwszy przerwał taśmę. Sensacja, dla nas ogromne wzruszenie. Raptem dowiadujemy się o tragedii Janusza – metalowy kolec wbił mu się w stopę, biegł tak przez kilka okrążeń.

Nowy mistrz olimpijski wykazał ogromną determinację. Co prawda kontuzja stopy wyeliminowała go z dalszej rywalizacji, ale nie pozbawiła upragnionego mistrzostwa.

Po igrzyskach w Los Angeles Janusz zmagał się z kontuzją kolana. Startował jeszcze w mistrzostwach Europy w 1934 roku, gdzie zdobył srebro na dystansie 5000 m, sensacyjnie przegrywając z Francuzem Rogerem Rochardalem. Dwa lata później, na berlińskich igrzyskach był „tylko” korespondentem „Przeglądu Sportowego”.

Później odbudowywał formę. Cieszył się, że w 1940 roku będzie mógł wystartować w kolejnych igrzyskach. Wyniki, jakie osiągał, sprawiały, że był jednym z faworytów do złota. W maju 1939 roku złożył nawet przysięgę olimpijską. Radość prysła 1 września 1939 roku. Jak się później okazało, wojna zabrała Kusocińskiemu nie tylko igrzyska.

Czytaj także: Igrzyska za drutem kolczastym. Pod nosem Niemców więźniowie obozów zorganizowali dwie olimpiady!

A co mi zrobią?

28 marca 1940 roku Janusz Kusociński został wepchnięty do separatki mokotowskiego więzienia przy ulicy Rakowieckiej. Dwa dni wcześniej w bramie kamienicy przy Nowakowskiego 16 otoczyła go grupa gestapowców. Mistrz olimpijski nie słuchał ich poleceń. Szarpał się, walczył. Ale agentów było kilku i szybko obezwładnili sportowca: założyli mu kajdanki i zaprowadzili do samochodu. Co właściwie było powodem zatrzymania „Kusego”? Czym się naraził? Istnieje kilka hipotez.

Kusociński był doskonale znany w III Rzeszy. Dla Niemców był symbolem polskiego sportu, co zresztą dziwić nie powinno, dlatego został objęty tzw. akcją AB. W trakcie przesłuchań gestapowcy mieli proponować mu wyjazd na Zachód i funkcję głównego szkoleniowca niemieckich średniodystansowców. Co ciekawe, w tych rozmowach pertraktował Edward Luckhas, olimpijczyk z Berlina, który w 1942 roku ochotniczo zgłosił się do Wermachtu. Janusz odmówił. To uraziło Niemców.

Grób Janusza Kusocińskiego na Cmentarzu w Palmirach. Źródło: Przemysław Jahr / Wikimedia Commons – Praca własna

Agenci dobrze wiedzieli też, że „Kusy” walczył we wrześniu 1939 roku. W trakcie wojny obronnej dał się poznać z najlepszej strony. Odznaczono go Krzyżem Walecznych. Po zakończeniu walk pod pseudonimem „Prawdzic” działał w konspiracji. Być może okupant chciał go przykładnie ukarać, pokazując przy tym każdemu, komu zamarzy się działalność konspiracyjna, że nie ma taryfy ulgowej. Dla nikogo.

Prawdopodobne jest również to, że na mistrza olimpijskiego ktoś życzliwy złożył donos. Jego siostra – Janina Kusocińska-Czaplińska – wspomniała kiedyś:

Janusz był nieostrożny. Już po wydaniu przez Niemców zarządzenia o oddawaniu aparatów radiowych, przewoził z moim mężem radio, wcale się z tym nie kryjąc. Wszelkie przestrogi zbywał uśmiechem i słowami: a co mi zrobią?

Wojna rządzi się swoimi prawami. W więzieniu „Kusy” przekonał się, jak okrutni potrafią być gestapowcy. Przez dwa tygodnie był bity, torturowany, głodzony. Miał obite płuca, nerki i wybite zęby. Ciągle jednak milczał. Nie wydał swoich współpracowników.

21 czerwca 1940 roku razem z innymi osadzonymi został wrzucony do ciężarówki, która podjechała pod więzienie na Pawiaku. Następnie wywieziono go na polanę w Palmirach i postawiono nad wykopanym dołem. W tej grupie byli inni polscy sportowcy: lekkoatleta Feliks Żuber, czy kolarz Tomasz Stankiewicz. Żołnierz niemiecki położył palec na spuście karabinu. Potem padł strzał…

Bibliografia:

  1. Kusociński, Od palanta do olimpiady, wyd. Miles, Kraków 2020
  2. Tuszyński, Ostatnie okrążenie Kusego, wyd. Sport i Turystyka, Warszawa 1990
  3. Gołębiowski, Stroynowski, Królowie bieżni i ringu, wyd. Iskry, Warszawa 1956
  4. Bartelski, Poczet polskich olimpijczyków 1924-1984, wyd. KAW, Warszawa 1984
  5. Lis, Romantyczne olimpiady, wyd. Alfa, Warszawa 1984
  6. Jucewicz, Stępiński, Chwała olimpijczykom, wyd. Sport i Turystyka, Warszawa 1964
  7. Praca zbiorowa, 50 lat na olimpijskim szlaku, wyd. Sport i Turystyka, Warszawa 1969.
  8. Petkiewicz, Janusz Kusociński, (w) Stadion, nr 44/1932.