Sporo wędkuję z synkiem. To dla dziecka lepsze niż tkwić przed telewizorem, nie mówiąc już o tych przeklętych grach komputerowych, od których mózg zamienia się w twaróg. Mam w związku z tym wędkowaniem garść przemyśleń, bo o czymś trzeba myśleć, gdy się obserwuje spławik. Otóż co roku wiosną trafiamy z synkiem na ten sam problem. Typową, tradycyjną przynętą wędkarską są tzw. czerwone robaki, czyli dżdżownice. Są bardzo atrakcyjne np. dla okoni. Rzecz w tym, że o tej porze roku, czyli w kwietniu, okoń ma tarło. Okoń w Polsce nie ma okresu ochronnego, czyli legalnie można go łowić nawet i teraz, ale wielkie jest ryzyko, że się trafi na ciężarną samicę, pełną ikry. Te samice są przy tym tak głodne, że połykają haczyk natychmiast głęboko aż do wnętrzności, więc nawet nie ma jak ich wypuścić, bo i tak umrą na skutek wewnętrznych obrażeń. Należy więc, moim zdaniem, powstrzymać się od używania czerwonych robaków jako przynęty, jakoś tak od połowy marca aż do końca kwitnienia gruszy pospolitej, który to moment jest od dawna uważany przez wędkarzy za znacznik końca tarła okonia. Nie wiadomo jaki niby mógłby być związek okonia z gruszą, pewnie żadnego nie ma, ale starzy wędkarze dawno temu zauważyli, że tak po prostu jest. I to się faktycznie sprawdza, gdy skończy kwitnąć grusza, znikają z łowisk samice okonia z ikrą. Tak oto starodawne obyczaje, biorące się z obserwowania przyrody, muszą wyręczać oficjalne prawo, które sobie nie radzi z wykonywaniem swych obowiązków. Potrafi tylko zadzierać wysoko nos.
Polskie prawo jest pod wieloma względami tak żenująco dziurawe, że aż płakać się chce. Po dziesięcioleciach zajmowania się nim straciłem wszelkie złudzenia co do tego, że to prawo jest – jak mawiali prawnicy rzymscy – sztuką dobra i słuszności. O żadnej słuszności mowy nie ma, i gadać tu nie ma o czym. Chwila, w której człowiek zaczyna patrzeć tylko na to czy coś jest legalne czy nielegalne, jest nie tylko końcem jakiejkolwiek moralności tego człowieka, ale nawet końcem jego zdrowego rozsądku. Łowienie okonia w tarle jest, o zgrozo, legalne. O ile nienawidzę używania argumentów moralnych czy etycznych – życie mnie bowiem nauczyło, że ich skuteczność jest przeraźliwie niska – o tyle mam słabość do argumentów zdroworozsądkowych – bo widzę, że bywają potężnie skuteczne. Otóż, Koleżanki i Koledzy wędkarze, jeśli chcemy mieć na jesieni, albo za rok, stada pięknych okoni na łowiskach, to teraz pozwólmy im się spokojnie urodzić.
A do rozprawy habilitacyjnej, na temat dysfunkcyjności normy prawnej i całego systemu prawnego, jeszcze wrócę. Złe prawo to nie takie, które zostało nieprawidłowo uchwalone. Złe prawo to takie, które zostało co prawda prawidłowo uchwalone, ale jest bez sensu. Jako obywatel państwa, w którym wolno zabijać ciężarne samice okoni, ale nie wolno zimą uruchomić silnika samochodu, a potem na chwilę wysiąść, żeby oczyścić z lodu szybę, widzę to bardzo wyraźnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz