fot: Ponary, czerwiec 1941
Prawda o zbrodni katyńskiej przez kilkadziesiąt lat była ukrywana. Jednak w końcu ujrzała światło dzienne i dziś zna ją każdy Polak. Do polskiej opinii publicznej coraz bardziej dociera prawda o ludobójstwie wołyńskim. Jednak mało kto wie o zbrodni, jakiej za przyzwoleniem Niemców dokonali Litwini w Ponarach pod Wilnem. Zamordowano tam 100 tysięcy ludzi, z czego zdecydowaną większość stanowili obywatele Rzeczpospolitej - Żydzi i Polacy.
Prawda o zbrodni katyńskiej przez kilkadziesiąt lat była ukrywana. Jednak w końcu ujrzała światło dzienne i dziś zna ją każdy Polak. Do polskiej opinii publicznej coraz bardziej dociera prawda o ludobójstwie wołyńskim. Jednak mało kto wie o zbrodni, jakiej za przyzwoleniem Niemców dokonali Litwini w Ponarach pod Wilnem. Zamordowano tam 100 tysięcy ludzi, z czego zdecydowaną większość stanowili obywatele Rzeczpospolitej - Żydzi i Polacy.
Ponary przed wojną były uroczą miejscowością wypoczynkową położoną zaledwie 9 kilometrów od Wilna. Tu posiadali swoje domy zamożniejsi wilnianie, a błogą ciszę przerywały czasami wystrzały pojedynkujących się dżentelmenów. Wypoczywający tu jeszcze latem 1939 roku Polacy nie przypuszczali jak przerażającym miejscem już wkrótce staną się Ponary.
Ramię w ramię z Rosjanami i Niemcami
Wilno przed wojną uchodziło za miasto kipiące polskością. Według spisu z 1931 r. Polacy stanowili większość mieszkańców – aż 66 procent. Jednak pozostający w mniejszości Litwini uważali tę ziemię za swoją, chociaż w Wilnie mieszkało ich niewiele - zaledwie 1% (sic!). Nacjonalizm litewski był bardzo silny i jednym z jego głównych celów było pozbycie się panowania polskiego - "ucisku" jak to określali, chociaż Litwini nie doznali od władz II Rzeczpospolitej żadnych prześladowań, ani właściwie nie zamieszkiwali tych ziem. W 1939 r. Litwini zrobili wiele, aby pozbyć się Polaków i okryli się jako naród hańbą najpierw kolaborując z Sowietami, a później jeszcze ściślej z III Rzeszą.
Już wiosną 1938 r. Niemcy zaczęli zachęcać Litwinów do wspólnego ataku na Polskę. Starali się o to, mimo iż III Rzesza odebrała im Kłajpedę - ważny port morski. Litwini jednak nawet się o to miasto specjalnie nie upominali, ponieważ za swój najważniejszy cel uważali zajęcie Wilna i Wileńszczyzny. Wrogość ich narodu do Polaków osiągnęła apogeum w 1939 roku.
Sowieci zajęli Wilno 19 września. Rozpoczęły się masowe aresztowania i grabieże majątku tak publicznego, jak i prywatnego. Po krótkim "panowaniu" Rosjan, którzy splądrowali co się dało, władzę przejęli Litwini. Obie strony zawarły bowiem 10 października układ, na mocy którego Litwini mieli nie dopuścić do "panowania polskiego". Swoje rządy zaczęli sprawować 28 października i od tego momentu rozpoczęli intensywną, trwającą zresztą do dziś, lituanizację Wilna i Wileńszczyzny. Zdarto wszystkie oznaczenia ulic w języku polskim i zmieniono je na litewskie (jedna z głównych ulic w centrum - ul. Mickiewicza stała się ulicą Giedymina i taką nazwę nosi do dziś), wyrzucone zostały z przestrzeni publicznej wszystkie symbole narodowe Rzeczypospolitej. Wilnian narodowości polskiej uznano za cudzoziemców, nakładając na nich obowiązek rejestracji i wyrobienia nowych dokumentów tożsamości. Litewskie władze wydały zakaz zatrudniania Polaków w instytucjach państwowych, co sprawiło, że wielu naszych rodaków znalazło się w tragicznej sytuacji materialnej. Policja i bojówki litewskie atakowały Polaków, w tym kobiety i starców, na ulicach bito ich pałkami, wyciągano ich często w tym celu z kościołów. 15 grudnia padł najważniejszy polski ośrodek intelektualny w Wilnie, czyli Uniwersytet Stefana Batorego - trzeci najstarszy uniwersytet na terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Litewscy komuniści zwrócili się z prośbą do Stalina o włączenie Litwy do Związku Sowieckiego, na co Moskwa skwapliwie przystała i 15 sierpnia (cóż za ironia!) 1940 roku Rosjanie zajęli Wileńszczyznę oraz jej stolicę. Sowieci zaczęli prowadzić na szeroką skalę masowe aresztowania i deportacje Polaków, szczególnie wojskowych, wyższych urzędników, inteligencję i duchownych. Wielu z wojskowych zostało później zamordowanych w Katyniu.
W czerwcu 1941 r., kiedy wybuchła wojna pomiędzy III Rzeszą, a Związkiem Sowieckim nowymi okupantami Wilna stali się Niemcy. 24 czerwca wkraczających do miasta żołnierzy Wehrmachtu Litwini witali z kwiatami w dłoniach i z uśmiechem na ustach. I choć liczyli na dużo więcej, czyli na utworzenie własnego, niezależnego państwa, to i tak wielu z nich zajęło wysokie stanowiska administracyjne. I to właśnie dzięki dużej pomocy Litwinów Niemcy dokonali potwornych zbrodni na Wileńszczyźnie - m.in. uwięziono prawie półtora tysiąca Polaków w katowni na Łukiszkach i przy ulicy Ofiarnej, rozstrzelano ponad tysiąc sowieckich jeńców, wymordowano Żydów z getta wileńskiego, które zostało zlikwidowane w 1943 r. I warto zaznaczyć, że zagłady Żydów - 80 tysięcy dokonywali przeważnie Litwini na polecenie Niemców. Niewielkiej liczbie Żydów udało się wojnę przeżyć dzięki pomocy Polaków.
Sytuacja na Wileńszczyźnie pogorszyła się w 1942 roku, kiedy gestapo i litewska policja (ich metody działania niczym się od siebie nie różniły) zaczęły akcję aresztowań przedstawicieli polskiej inteligencji i duchownych, którzy do tej pory nie zostali jeszcze uwięzieni. Jednak najgorsze miało dopiero nastąpić.
Podwileńskie piekło
W 1941 r. litewscy kapłani (sic!) zaczęli nawoływać swoich rodaków, aby zgłaszali się do pomocy Niemcom w specjalnej ochotniczej jednostce, która bezpośrednio podlegała SD - kontrwywiadowi bezpieczeństwa SS. Zgłosiły się do niej setki Litwinów. Formacja nazywała się Ypatingasis būrys (lit. "oddział specjalny") - Specjalny Oddział SD i Niemieckiej Policji Bezpieczeństwa (lit. Vokiečių Saugumo policijos ir SD ypatingasis būrys). Potocznie mówiono o nich: strzelcy ponarscy, litewska kolaboracyjna formacja policyjna albo szaulisi. Członkowie oddziału nosili niemieckie mundury, takie jak w SS. Dowódcą formacji został Niemiec - SS-Obersturmbannführer Martin Gottfried Weiss (sprawował tę funkcję przez większość czasu), ale na czele poszczególnych kompanii stali Litwini. Dokumenty potwierdzają, że jedynym zadaniem szaulisów była eksterminacja Polaków, Żydów oraz innych narodowości takich jak Cyganie czy Tatarzy oraz jeńców sowieckich.
To Litwini latem 1941 r. zaproponowali miejscowość Ponary - 9 kilometrów od Wilna jako najlepsze miejsce, gdzie można dokonać mordów na wyżej wymienionych narodowościach. Ponary położone były w lasach, wśród wzgórz, a blisko znajdowało się skrzyżowanie linii kolejowych Warszawa - Wilno i Grodno - Wilno. Jednak najważniejszym argumentem, który zadecydował o tej lokalizacji był fakt, że w 1940 r. w tej miejscowości Sowieci rozpoczęli budowę wojskowych magazynów paliwa. W tym celu zostało wykopanych tam kilkanaście ogromnych dołów o głębokości dziesięciu metrów. Plan, aby tam dokonywać mordów został zaakceptowany przez Niemców, ale jego wykonawcami byli przede wszystkim Litwini.
Polaków i Żydów łapano na ulicach Wilna oraz w okolicach miasta. Aby schwytać Żydów Litwini nie musieli mieć nawet pretekstu. W przypadku Polaków udawało im się najczęściej coś zmyślić, np. że zatrzymany nie miał przy sobie dokumentów albo padło podejrzenie, że nie pracował, co było w większości przypadków kłamstwem. Często ofiary były katowane na śmierć (w tym kobiety, dzieci i starcy) na ulicach, a ich ciała trafiały do dołów w Ponarach, gdzie zasypywano je wapnem i mordowano kolejne ofiary przypędzone do tej miejscowości. Litewscy kaci zabijali Polaków i Żydów na brzegu dołu strzałem w tył głowy. Potworność zbrodni potęgował fakt, że ci którzy czekali na swoją kolej byli zmuszeni zasypywać ciała ofiar niegaszonym wapnem, by za po skończeniu tej pracy stanąć nad brzegiem dołu i po chwili znów się tam znaleźć
Ofiary były przed śmiercią odzierane z ubrań, obuwia, biżuterii, którymi później "bohaterscy" litewscy strzelcy handlowali w Wilnie i dalej położonych miastach. Te przerażające wydarzenia opisał prof. Roman Korab-Żebryk. Oto fragment relacji jednego ze strzelców ponarskich: "(...) uszy puchły od wystrzałów i rozpaczliwych błagań i jęków. Strzelaliśmy w tył głowy. Była jednak zasada, że kto był z dzieckiem na ręku, musiał stanąć do nas twarzą. Wtedy jeden strzelał do niego - do niej, a drugi do dziecka.(...)". Zeznanie to złożył Jozuas Miakisis, który jako jeden z nielicznych (ledwie 20) został osądzony przez polski sąd i skazany na karę śmierci w 1973 r.
Litwini do dziś ukrywają liczbę ofiar, ale oblicza się, że było ich ponad 100 tysięcy, z czego 70 tysięcy to Żydzi, ponad 20 tysięcy to Polacy, a także Cyganie, Tatarzy, Białorusini i Rosjanie. Jednak mordy miały miejsce nie tylko w Ponarach, ale również w Niemenczynie, Nowej Wilejce, Oranach, Jaszunach, Ejszyszkach, Trokach, Semeliškės i Święcianach.
(Nie)pamięć o zamordowanych
Bez wątpienia do dziś mamy do czynienia z Kłamstwem Ponarskim. Zbrodnia dokonana rękami Litwinów przy pełnej aprobacie Niemców jest w Polsce bardzo mało znana, a pamięć o niej jest relatywizowana. Litewskich zbrodniarzy nie dosięgła ręka sprawiedliwości i w spokoju dożyli za granicą bądź na Litwie sędziwych lat.
Kolejne rządy III RP nie upominały się o prawdę dotyczącą tego, kto mordował Polaków z Wileńszczyzny. W rezultacie do dziś w Ponarach, gdzie istnieje Ponarski Memoriał - oprócz polskiej kwatery nie ma wyraźnych śladów tego, że Polacy stanowili najliczniejszą, zaraz po Żydach, narodowość, której przedstawiciele zostali tu wymordowani. Nieporównanie bardziej o pamięć zadbali Żydzi i Rosjanie. Kiedy tylko Litwa stała się państwem niepodległym, Światowy Związek Żydów wymógł postawienie dużego monumentu w kształcie Gwiazdy Dawida i umieszczenie na obszarze całego Memorialu Ponarskiego wielu napisów w języku hebrajskim. Z kolei Moskwa dołożyła starań jeszcze w czasach ZSRR, aby nie zabrakło napisów i pomników w języku rosyjskim. W przypadku ofiar polskich - owszem istnieje kwatera polska, która została wzniesiona dopiero w 1990 r., ale przy wejściu do Memoriału polskich napisów już brak. Oczywiście jest to celowe działanie strony litewskiej, ale strona polska nigdy specjalnie nie przejęła się tym, aby zadbać o godne uczczenie pamięci pomordowanych tu Polaków z Wileńszczyzny.
W Ponarach z inicjatywy Stowarzyszenia Rodzina Ponarska ustawiono także wielki metalowy krzyż z wypisanymi nazwiskami wybitnych zamordowanych tu Polaków. Najbardziej zasłużonymi osobami zabitymi w Ponarach byli m.in.: Mieczysław Engiel – adwokat, poseł na Sejm Wileński, działacz społeczny na Wileńszczyźnie; Mieczysław Gutkowski – prawnik, profesor nauki skarbowości i prawa skarbowego na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie; Kazimierz Pelczar – lekarz, naukowiec, pionier polskiej onkologii, profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie; Chaim Siemiatycki – poeta żydowski, tworzący w języku jidysz, rabin; Stanisław Węsławski – adwokat, kompozytor, pierwszy konspiracyjny prezydent miasta Wilna i prezes Polskiego Czerwonego Krzyża w Wilnie; Wanda Rewieńska – geograf, działaczka harcerska i niepodległościowa, żona instruktora harcerskiego Alojzego Pawełka.
Czy prawda o zbrodni, jakiej dokonali kolaborujący z III Rzeszą Litwini ujrzy wreszcie światło dzienne? Dzisiaj nazwa Ponary niewielu Polakom coś mówi. To kolejny, ponury symbol faktu, że historia Polski wciąż nie jest dobrze znana, a ofiary wieu zbrodni nie zostały należycie upamiętnione, zaś sprawców nie spotkała zasłużona kara. To do polskich władz należy upominanie się o to, aby w miejscu kaźni tysięcy Polaków znalazły się tablice w języku polskim, informujące o tym kim byli kaci, a kim ofiary. Jednak tak jak w przypadku Ukrainy kolejne rządy nie chcą najwidoczniej tego robić z powodu "pokąsania Giedroyciem", które to wyrządziło wiele zła w polskiej polityce wschodniej.
Również Litwini powinni wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy - w czasie wojny współpracowali z Rosjanami, ale szczególnie gorliwie z Niemcami, ponieważ ci pozwolili im wreszcie pozbyć się znienawidzonych Polaków. Dzisiaj Litwini cieszą się wolnym i niepodległym państwem, ale pytanie czy na nie zasługują, skoro jego podwalinami były morderstwa dokonywane na bezbronnych Żydach, Polakach i osobach innych narodowości? Współcześnie Litwini stanowią większość mieszkańców Wilna, z czego się bardzo cieszą. Jednak czy będą mieli kiedykolwiek odwagę przyznać się przed samymi sobą i przed światem, jakimi środkami do osiągnęli?
Bibliografia: Roman Korab-Żebryk "Biała Księga: W obronie Armii Krajowej na Wileńszczyznie", Wydawnictwo Lubelskie, 1991; Ryszard Jan Czarnowski, Eugeniusz Wojdecki "Wilno. Dzieje i obraz miasta", Wydawnictwo Jedność 2016; kresy24.pl, rodzinaponarska.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz