Po przybyciu do Wielkiej Brytanii, we wrześniu 1939 r., załoga polskiego niszczyciela ORP „Błyskawica” zapoznawała się z brytyjskimi barami i restauracjami. Wówczas okazało się, że polska kuchnia do jakiej przywykli marynarze z „Błyskawicy” znacznie różniła się od angielskiej. Dokładnie pisał o tym jeden z polskich marynarzy, Wincenty Cygan, wspominając wizyty w restauracjach w Plymouth (za: „Granatowa załoga”):
‘Bary podobne są jak w Szkocji. Ileż to razy, widząc napis „bar” z pięknie wymalowaną fasadą, wchodziłem z pragnieniem zobaczenia czegoś podobnego do gdyńskich urządzeń. Ale nie: rzeźnik [barman] w kamizelce i w fartuchu oraz spluwanie w trociny. Spędzanie czasu na lądzie zawsze zaczynało się w jeden i ten sam sposób. Najpierw do restauracji, albo raczej do dwóch lub więcej, w poszukiwaniu dobrego podkładu do picia.
Ale w restauracjach jak i w barach zupełne rozczarowanie: niczego w rodzaju świńskiej nogi z kapustą, gulaszu, czy bigosu. Najpopularniejszym daniem było tu ‘fish and chips’, to znaczy ryba smażona w tłuszczu i kartofle pokrajane w podłużne paski, podobnie smażone. Niewiele potraw odpowiadało naszym żołądkom. Raz i drugi wybierałem z jadłospisu na chybił trafił, a po otrzymaniu nie wiedziałem, co z tym robić: używać łyżki i jeść, czy też pić? Sadzone jaja były potrawą, na której się kończyło, po bezskutecznej próbie innych, przeważnie bez smaku, dań.
Pewnego wieczoru weszliśmy w sześciu do jadłodajni. Tak na podkład kazaliśmy dać sobie po sześć jaj. Po dłuższej chwili kelnerka postawiła przed nami talerze i na każdym po jednym jajku. Puściliśmy ręce w ruch, by jej na palcach wytłumaczyć, że chcieliśmy po sześć jaj dla każdego. Zdaje się, że zrozumiała, ale zrobiła takie oczy, jakbyśmy sobie kazali co najmniej słonia postawić. Dla świętej zgody przyniosła jeszcze po jednym. Anglik nie zjada więcej niż jedno jajo, a człowiek, który zje dwa, uważany już jest za obżartucha.
Według rutyny, po restauracjach następowała nagonka po barach. Potem każdy robił to, co mu okoliczności i wolna wola nakazywały. Różne cuda można było usłyszeć po północy, kiedy, wróciwszy z lądu, jeden drugiemu zwierzał się z doznanych przygód.’
Po tym fragmencie widać także, jak przez lata zmieniała się kuchnia w Polsce. Dzisiaj „fish and chips”, czyli ryba z frytkami, uchodzi w Polsce za popularne i całkiem zwyczajne danie. A tymczasem w 1939 r. dla marynarzy z „Błyskawicy” nawet sam wygląd frytek wydawał się co najmniej dziwny.
Bibliografia: Wincenty Cygan „Granatowa załoga”.
Fotografia: polski niszczyciel ORP „Błyskawica” w doku wykończeniowym w Southampton w listopadzie 1937 roku. Źródło: NAC, Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz