Po klęsce powstania styczniowego wielu Polaków zostało skazanych na wieloletnią katorgę. Jak wyglądały ich domostwa, które stworzyli sobie na Syberii?
Posiadanie domu lub mieszkania określało status zesłańca. Nie chodziło tylko o status materialny, ale również ten związany z rodzajem kary, jaką zmuszony był odbywać. Zesłani na katorgę w początkowym okresie jej odbywania nie mogli mieszkać samodzielnie. Zakaz ten nie dotyczył skazanych na osiedlenie1. Położenie materialne tych, którzy znaleźli się na Syberii wraz z rodzinami, było zwykle trochę lepsze od sytuacji wielu samotnych zesłańców. Wynikało to zapewne z tego, że rodziny bardzo biedne nie decydowały się raczej na wspólny wyjazd. Podobnie lepsze były warunki odbywania kary katorgi osób przybyłych z rodzinami niż katorżników, którzy przeżywali ją samotnie. Żonaci bowiem podlegali różnego typu przywilejom, stosowano wobec nich zwykle łagodniejsze przepisy odnośnie warunków mieszkaniowych.
Polski ksiądz w Cytadeli Warszawskiej w okresie powstania styczniowego (francuska grafika nieznanego autorstwa, 1868 rok)
Katorżnicy dowiadywali się, gdzie będą odbywać karę dopiero po przybyciu do Irkucka. Najstraszniejszym miejscem były kopalnie srebra w Akatui. To stamtąd wywodzi się symboliczny wizerunek skazańca przykutego łańcuchem do taczki. Drugim pod względem złej sławy stał się karyjski rejon poszukiwań kruszców i płuczek oraz kopalnie. Po powstaniu styczniowym wysyłano na te tereny głównie obciążonych najcięższymi wyrokami i z karą bezterminowej katorgi w kopalniach. Spośród zakładów przemysłowych, do których trafiali postyczniowi katorżnicy, można wymienić między innymi dwie warzelnie soli: w Ust Kut nad Leną i w Usolu nad Angarą. Tych katorżników, którym towarzyszyły rodziny, wysyłano zwykle do Usola. Miejsce to miało niewątpliwie swoje zalety i stąd wielu zesłańców zabiegało o to, aby stało się ono dla nich celem podróży. Dzięki Bogu naznaczeni jesteśmy do Usola – donosiła w liście do matki Konstancja Łozińska. – Jest tam fabryka soli, gdzie naszych posyłają, odległa ona jest tylko 72 wiorsty od Irkucka. Dwa dni drogi wszystkiego 2. Właśnie ta niewielka odległość stanowiła jedną z zalet tego miejsca. Przydział do Usola oznaczał rychłe zakończenie długiej podróży. Ponadto bliskość gubernialnego miasta dawała nadzieję na to, że korespondencja z krajem będzie mogła przebiegać w miarę regularnie i raz na 2 miesiące skazani będą mogli bliskim posyłać wiadomości o sobie3.
Kolejną zaletą Usola był stosunkowo łagodny, jak na wschodnią cześć Syberii, klimat. Można było uniknąć również innych niedogodności przyrodniczych. Na przykład Konstancja Łozińska cieszyła się, że słynne komary syberyjskie, które w innych miejscach są plagą syberyjskiego lata, w Usolu nie są tak dokuczliwe4. Jednocześnie fakt, że przebywało tam około 50 rodzin, a także kilka skazanych samotnych kobiet, powodował, że miejsce to zdawało się być innym od reszty syberyjskiej katorgi, bardziej ludzkim, bardziej przyjaznym, zapamiętanym z rodzinnego domu5. Dzięki dobrej opinii, jaką się cieszyło, wielu zesłańców zabiegało o przydział właśnie do tej osady. Interwencja rodziny lub miejscowych urzędników umożliwiła znalezienie się tam Józefowi Kalinowskiemu, Włodzimierzowi Czetwertyńskiemu i Augustowi Iwańskiemu. Usol skupił w stopniu nieznanym na Syberii ludzi wykształconych, zamożnych, ustabilizowanych życiowo – czyli, jak wówczas mawiano, ludzi poważnych6.
Konsekwencją tego stanu rzeczy jest nieproporcjonalnie duża, w stosunku do innych miejsc zesłania, liczba spisanych wspomnień odnoszących się do pobytu w tej osadzie. Specyficzny skład społeczny zesłańców powodował, że katorżnicze życie w Usolu przebiegało trochę inaczej niż w innych tego typu miejscach. Wszystkie te spostrzeżenia warto mieć na uwadze, rozpatrując warunki, w jakich przyszło wieść życie na tym terenie kilkudziesięciu rodzinom zesłańców.
Właściwe miasteczko Usol leżało na lewym brzegu Angary. Same zaś warzelnie soli, popularnie zwane „zawodem”, znajdowały się na jednej z wysp na rzece. Tam też umieszczano katorżników w osobnym budynku stanowiącym jedną wielką salę7. Tych, którzy przybywali z rodzinami, starano się zakwaterować oddzielnie. Początkowo były to pomieszczenia szpitalne, jednak wkrótce zabrakło ich dla kolejnych zesłanych rodzin. Kiedy do Usola przybyli Łagowscy, nie znaleźli już miejsca w wyznaczonym budynku. W związku z tym Łagowski zamieszkał razem z nieżonatymi katorżnikami, a jego żona wynajęła sobie bardzo wygodną kwaterkę we wsi, u jakiegoś dobrego gospodarza, wcale przystępnie8.
Kazimierz Alchimowicz, Na etapie. Zesłańcy, 1894 rok | Michał Elwiro Andriolli, Obrazki z Syberii, 1895 rok |
Wkrótce władze zaadaptowały na potrzeby rodzin starą szkołę. Tak o niej pisał do bliskich w kraju Zienkowicz:9Mieścimy się w sześć rodzin (Bnińscy, Łozińscy, Gruszeccy, Rolkowie, Majowie i my) w rządowym budynku, ex szkole, gdzie mamy na każdą rodzinę osobny kącik i wspólne dość obszerne gospodarskie zabudowania z kawałkiem ogrodu10. Wspólne mieszkanie, mimo że narzucone przez władze, żony zesłańców traktowały jako okoliczność sprzyjającą, bowiem ułatwiało ono zaadaptowanie się do nowych warunków. Kobiety usiłowały wspólnie zorganizować życie. Konstancja Łozińska jeszcze w Irkucku planowała: W Usolu mieszkać będziemy razem z Bnińską, żoną Wacława, bardzo miła kobieta. Starać się będziemy znaleźć domek złożony choćby z czterech izb, tak żeby dla każdej choć jakkolwiek miejsce było, a życie każda miała w swojej możności (…). Tym sposobem jednak w czasie choroby jedna drugiej będzie mogła pomóc11.Budynki, które udostępniono w Usolu zesłańcom i ich rodzinom, były zwykle w bardzo złym stanie. Małżeństwo Lasockich postanowiło przygotować samodzielnie swoją kwaterę na zimę. W tym celu wymienili okna, naprawili piec i wreszcie odmalowali pomieszczenia12.
Główne miejsca zesłań Polaków w Imperium Rosyjskim (rys. Maciej Szczepańczyk i Hellerick, na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)
Rodziny, które towarzyszyły skazanym na osiedlenie, mogły już od momentu przybycia do miejsca przeznaczenia planować wspólne z nimi zamieszkanie. W związku z tym do jednej z pierwszych czynności po zakończeniu podróży należało znalezienie odpowiedniego lokum. Nie było to jednak proste zadanie. Problem stanowiło odnalezienie się w obcym środowisku, wyszukanie kogoś spośród miejscowej ludności, nie zawsze przychylnie nastawionej do Polaków, kto chciałby wynająć kwaterę. Sytuacja była o tyle trudniejsza, że czasu na rozejrzenie się po okolicy pozostawało niewiele, ponieważ od razu po przybyciu należało się zgłosić do miejscowego urzędnika i dopiero potem można było zatroszczyć się o nocleg.
Jeśli miejscem zesłania nie było jedno z większych miast syberyjskich, to raczej hotel nie wchodził w rachubę. Właśnie dlatego nieocenioną pomoc nieśli ci zesłańcy, którzy już mieszkali jakiś czas na tym terenie. W większości wspomnień podkreślana jest ogromna rola, jaką odgrywali w tej sytuacji ci, którzy już zdążyli się wcześniej zaadaptować w mieście. Wśród miejscowych Polaków wieść o przybyciu kogoś nowego roznosiła się szybko. Zwykle zanim podróżni zdążyli załatwić wszystkie swoje obowiązki u miejscowego urzędnika, to już ktoś czekał na nich z pomocą. Najczęściej polegała ona na przygarnięciu nowo przybyłej rodziny pod swój dach, a w następnych dniach na udziale w wyszukaniu mieszkania. Jadwiga Ostromęcka zapamiętała, że rolę takiej przystani dla nowo przybyłych lub będących przejazdem zesłańców pełnił dom jej rodziców w Tomsku13. Podobną funkcję w Ufie można przypisać posiadłości hrabiego Stanisława Mohla. Sam hrabia wychodził za każdym razem na brzeg, kiedy dopływał statek, wyłuskiwał spośród pasażerów zesłańców i oferował im możliwość noclegu i pomoc w znalezieniu kwatery. Z tej oferty skorzystali Zamorscy: jakiś czas mieszkali u Mohlów, zanim (również dzięki pomocy hrabiego) nie znaleźli odpowiedniej kwatery14.
Wyszukane mieszkania zwykle nie budziły zachwytu zesłańców. Byli przyzwyczajeni do innego typu zabudowy i aranżacji wnętrz. Jadwiga Prendowska narzekała: _Domy budują wąskim bokiem do ulicy (…). Wchodzi się po paru schodach do sieni, w której znów kilka schodów prowadzi do paradnych mieszkań, jak je nazywają (…). Paradne komnaty składają się zwykle z wąskiego, ciemnego przedpokoiku i czterech pokoi, to jest po jednym małym z jednej i drugiej strony drzwi wchodowych, wprost do największego niby salonu i jeden narożny pokój, zwykle najprzyjemniejszy. Jest to rozkład ogólnie przyjęty.Żadnej wygody gospodarczej. Okien wszędzie bez miary, w narożnym cztery, w największym pięć bocznych po trzy; ledwo ćwierćłokciowe podziały pomiędzy oknami. Można sobie wyobrazić, jak komnaty są niewygodne i nieustawne_
15.
Mieszkańcy Syberii, budując domy, zwracali uwagę na kompletnie inne elementy niż Polacy czy Litwini. W tych warunkach klimatycznych ważne były szczelne okna (stąd wstawiano je podwójne), ocieplone drzwi wejściowe, a małe pomieszczenia miały zapobiegać utracie ciepła. Syberyjskie wnętrza nie były zatem atrakcyjne dla polskich rodzin, ale często bardzo funkcjonalne. Zresztą nie wszyscy przyjezdni podchodzili tak krytycznie do swoich nowych mieszkań, jak Jadwiga Prendowska. Niektórzy, szczęśliwi z powodu zakończonej podróży, potrafili się cieszyć zastanymi warunkami. Tak było w przypadku Jana Bogdanowicza, który pisał do matki zaraz po przybyciu na zesłanie do Kiereńska: Mieszkanie nasze jest bardzo dogodne i przyznam, że o takim komforcie, jaki mamy tutaj, nie marzyłem16.
Niektórym, tak jak rodzinie Zahorskich, udało się urządzić zupełnie wygodnie. Ich syn pisał w swoich wspomnieniach:
Podczas długiego okresu zesłania rodziny zwykle kilkukrotnie zmieniały miejsca zamieszkania. W wypadku rodzin katorżników przeprowadzki często wymuszała miejscowa władza. Tak było z małżeństwem Lasockich. Ledwo sobie odremontowali pomieszczenia w byłej szkole, dostali polecenie przeniesienia się do właściwej osady Usol. Chociaż przedstawiano im tę decyzję jako formę wyróżnienia, oni sami nie byli specjalnie z tego zadowoleni. Zainwestowali całkiem sporo pieniędzy i wysiłku, żeby przysposobić sobie pokoje w budynku na wyspie. Nie mieli jednak innego wyjścia. Musieli się przeprowadzić, ponieważ do Usola przybywały kolejne rodziny, które władze chciały ulokować w budynku dla żonatych katorżników. Lasoccy wynajęli zatem trzypokojowy domek w wiosce 18.Rodzice moi zajmowali obszerne mieszkanie, przy najdłuższej i zabrukowanej ulicy w Ufie. Mieszkanie składało się z kilkunastu umeblowanych pokojów na piętrze, a na parterze była kuchnia i pokój, w którym najpierw mieszkał Abłamowicz, a po jego wypędzeniu dwaj wygnańcy. Do rodziny należały również stajnie17.
Przekwaterowania związane były również ze złagodzeniem odbywanej kary. W ramach amnestii katorga zwykle zmieniana była na osiedlenie. Ponieważ osiedleńcy musieli się już sami utrzymywać, starano się uzyskać zgodę na przeprowadzkę do większych miast, gdzie łatwiej było znaleźć pracę. Większość rodzin z Usola przenosiła się do Irkucka. Lasockim natomiast przydzielono małą wioskę Kamionki. Ostatecznie udało im się wyjednać pozwolenie na pozostanie w Usolu, gdzie Lasocki pracował jako lekarz.Interwencje rodzin powodowały czasami zgodę władz na przenosiny do bardziej przyjaznych pod względem klimatycznym czy cywilizacyjnym miejsc. Przeprowadzki spowodowane były także chęcią poprawy dotychczasowych warunków mieszkaniowych. Niektórzy decydowali się nawet na kupno domu. Była to jednak bardzo poważna decyzja i niewiele osób podejmowało takie rozwiązanie. Przeszkody nie stanowił bynajmniej tylko brak możliwości finansowych. Posiadanie własnej posiadłości mogło budzić szereg zastrzeżeń wśród pozostałych zesłańców. Własna siedziba stała się bowiem symbolem zakorzenienia na Syberii, a to interpretowano jako zdradę wobec ojczyzny, która była jedynym właściwym miejscem na prawdziwy dom19.
Z drugiej strony takie posunięcie świadczyło o przedsiębiorczości kupującego. Po pierwsze nieruchomości nabywano zwykle dopiero po wielu latach pobytu na Syberii, po zgromadzeniu odpowiednich funduszy, zazwyczaj dzięki ciężkiej pracy. Poza tym inwestycja taka mogła być bardziej opłacalna niż wynajem mieszkania. Zienkowicz wprawdzie twierdził, że ceny domów są bardzo wysokie, bo za nowy domek z obejściem, takiem jak był u dziadzia w Wysokiem, trzeba zapłacić rubli 200–30020. Mimo to interes był opłacalny. Zapotrzebowanie na wynajem mieszkań, wraz z kolejnymi przybywającymi na zesłanie rodzinami, zwiększało się. Okoliczność tę wykorzystywała miejscowa ludność, podbijając ceny do tego stopnia, że czynsz za dwuletni wynajem był równy z ceną kupowanego domu
21. Prawdopodobnie z tego właśnie powodu sporo rodzin w Usolu decydowało się na nabycie jakiejś nieruchomości. Ci, którzy sami stawiali swój dom, starali się zamanifestować jego polski charakter, lekceważąc wszelkie cechy praktycznej architektury syberyjskiej. Dom wybudowany przez jednego z zesłańców, niejakiego Daszkiewicza, miał wszelkie znamiona soplicowskiego dworku22.
Onufry Rymkiewicz kupił dom wraz z placem zaraz po przyjeździe do Tobolska. Wkrótce postawił obok drugi. Oba miały przynosić dochód. W jednym znajdowało się mieszkanie rodziny Rymkiewiczów, ale większość pomieszczeń przeznaczona była na sklepy, a nawet na atelier fotograficzne. Oprócz dwóch dużych domów na placu znajdował się jeszcze mały budynek, w którym umiejscowiono łaźnię i wędzarnię23. Na kupno własnej posiadłości w Usolu zdecydowali się też ostatecznie Lasoccy. Był to czteropokojowy dom, z pomieszczeniem dla kucharza, werandą i ogródkiem.
Właśnie przydomowe ogródki były największą ekstrawagancją, na jaką decydowali się Polacy w warunkach syberyjskiego klimatu. Zakładano je nawet przy wynajmowanych domach, a modzie tej uległy nie tylko rodziny, ale i samotni zesłańcy24. Ogródki były kwiatowo-warzywne. O ile hodowane warzywa miały zastosowanie praktyczne, to wysiłek wkładany w utrzymanie kwiatów był niewspółmierny do osiąganych efektów. Nasiona sprowadzano z kraju i rzadko docierały one w dobrym stanie. Zaś nocne przymrozki, które bywały częstym zjawiskiem nawet w czerwcu, niszczyły te rośliny, które udało się kosztem dużego wysiłku wyhodować
25. Czasami poprzestawano zatem na uprawianiu roślin w doniczkach na parapetach. Wszystkie te ogrodnicze zapędy związane były z chęcią zmiany estetyki syberyjskiego otoczenia. Wynikało to zapewne z tęsknoty za krajem, ale wiązało się również z chęcią okazania swojej wyższości kulturowej wobec mieszkańców Syberii26.
Obawy, że kupno nieruchomości na stałe łączy jego mieszkańców z Syberią, okazały się bezpodstawne. Dom Lasockich tylko chwilowo związał ich z Usolem. Rzeczywiście nie zdecydowali się (jak reszta ich znajomych katorżników) na przeprowadzkę do Irkucka, bo Marii Lasockiej szkoda było rezygnować ze stworzonej domowej atmosfery. Jednak kiedy amnestia umożliwiła im przeprowadzkę bliżej kraju, bez wahania wystawili posiadłość na sprzedaż. Spowodowało to półroczne opóźnienie wyjazdu, ponieważ trudno było znaleźć kupca. Ostatecznie udało się sfinalizować transakcję27.
Osobną kwestię stanowiło urządzenie domu lub mieszkania. Zwykle starano się wynająć pokoje z umeblowaniem, ale nie zawsze było to możliwe. Jadwiga Prendowska zapamiętała, że największym problemem w początkach zesłania w Kungurze było zaopatrzenie się w łóżka. Jeden z zesłańców wymyślił niskie krzyże, na takich dawniej stoły kuchenne robili. W te krzyże osadzone dwa porzeczne drążki obszywało się rogożą mocno wyciągniętą i było spanie wcale niezłe28. Czasami urządzającym się sprzyjał przypadek. Rymkiewiczowie zakupili całe umeblowanie od opuszczającego Tobolsk rosyjskiego pułkownika. W ten oto sposób zaopatrzyli się nie tylko w niezbędne sprzęty, ale udało im się też wejść w posiadanie fortepianu, czyli sprzętu, za którym tęskniły rzesze skazanych w różnych częściach Syberii29.
W miarę upływu czasu zesłańcy zdobywali coraz większą liczbę potrzebnych mebli, które miały służyć nie tylko wygodzie, ale także wpływać na atmosferę nowego domu. Wacław Lasocki pisał:
W krótkim czasie udało się nabyć przyzwoite niedrogie umeblowanie, a mianowicie przegrodę z zielonymi wełnianymi firankami, drugie łóżko (jedno żelazne, składane przybyło z nami), parę stołów, parę szaf, parę krzeseł. W końcu tygodnia dokonaliśmy upiększenia naszego gniazdka pamiątkowymi drobiazgami, tak iż całość miłe robiła wrażenie30.
Ciekawostką jest, że te „pamiątkowe drobiazgi” w niektórych zesłańczych domach mogły być prezentowane znacznie bardziej odważnie niż w kraju. Miejscowa ludność, włącznie z urzędnikami, nie zawsze była w stanie rozpoznać, czy na ścianie wisi podobizna przodka, czy też portret jakiegoś bohatera narodowego. Okoliczność tę wykorzystywali zesłańcy, wieszając na ścianach swoich mieszkań pamiątki narodowe, których nieraz nie odważyliby się wyeksponować w domu w kraju31.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz