W tej wsi Niemcy zastrzelili i spalili żywcem 204 Polaków. Jak Armia Krajowa odpowiedziała na obrzydliwą zbrodnię?
Okupant wymordował wieś znaną z pomocy partyzantom. W odwecie Armia Krajowa zorganizowała jedną ze swoich szczególnie brawurowych akcji.
Szacuje się, że w okresie II wojny światowej Niemcy spacyfikowali ponad 800 polskich miejscowości. W niektórych przypadkach wymordowana została niemal cała ich ludność. Symbol męczeństwa polskiej wsi stanowi spacyfikowana w dniach 12–13 lipca 1943 r. świętokrzyska wioska Michniów, w której Niemcy zastrzelili bądź spalili żywcem 204 osoby.
Tragedia wioski wynikała z ofiarności mieszkańców wobec oddziałów partyzanckich i doprowadziła do akowskiego uderzenia odwetowego na niemiecki pociąg osobowy koło bloku kolejowego Podłazie pod Suchedniowem.
Partyzancka wioska
Michniów znajduje się kilka kilometrów na południe od Suchedniowa. Jest bardzo malowniczo położony wśród niewielkich wzgórz, lasów i pól świętokrzyskich. Podczas II wojny światowej mieszkańcy wioski dość szybko włączyli się w wir działalności podziemnej, wstępując do organizacji konspiracyjnych, a następie zasilając grupy dywersyjne i oddziały partyzanckie.
Szczególnie mocną pozycję w Michniowie miała AK, a zwłaszcza oddziały stworzone przez przybyłego w maju 1943 r. w Góry Świętokrzyskie cichociemnego por. Jana Piwnika „Ponurego”. Piwnik zaczął skupiać pod swą komendą chodzące do tej pory luźno grupy leśne, tworząc z nich Zgrupowania Partyzanckie AK „Ponury”. 4 czerwca objął również dowództwo okręgowego Kedywu.
W Michniowie początkowo stacjonował jego sztab. Jednak po przeniesieniu bazy na wzgórze Wykus w Lasach Siekierzyńskich wioska spełniała funkcję punktu kontaktowego. Kilka pierwszych tygodni Piwnik poświęcił na sprawy organizacyjne. W jego wojsku znalazły się oddziały różnorakiej proweniencji od Narodowych Sił Zbrojnych, poprzez AK i BCh, po Gwardię Ludową (GL). Przyjmował również partyzantów innych narodowości: Rosjan, Gruzinów oraz Żydów. Wkrótce Zgrupowania liczyły ponad 300 żołnierzy.
Na początku lipca przeprowadził pierwszą akcję zbrojną. W nocy z 2 na 3 lipca zaatakowane zostały dwa pociągi pod Łączną koło Suchedniowa, z których jeden zderzył się dodatkowo z pociągiem towarowym. Następnie wagony zostały ostrzelane przez partyzantów. Był to swoisty chrzest całości wojska „Ponurego”. Dowódca zadowolony z wyniku uderzenia w niedzielę 11 lipca zorganizował podniosłe święto partyzanckie na Wykusie. Podczas uroczystości żołnierze złożyli przysięgę oraz otrzymali symboliczne orzełki. Jednak dzień później nastroje diametralnie się zmieniły.
Spóźniona odsiecz
Rankiem 12 lipca na Wykus przybył ppor. Stefan Obara „Stefan”, informując, że w Michniowie Niemcy aresztują mieszkańców. Piwnik zebrał 100 najlepiej uzbrojonych ludzi i ruszył z nimi szybkim marszem do oddalonej o około 15 kilometrów wioski. Niestety odsiecz przybyła za późno. Niemcy zdążyli już wymordować część mieszkańców. Jak wspominał jeden z żołnierzy „Ponurego” Zdzisław Rachtan „Halny”:
Wszystko się jeszcze tliło, głownie całe leżały. Niezapomniany obraz kobiety, która stała spalona z dzieckiem na ręku. Stała spalona między ścianą a piecem, takim jak były na wsi do spania. Straszny widok. Coś niesamowitego. Słodki, przedziwny zapach. Ja pamiętam swoje krótkie włosy, bo byłem ostrzyżony, to pod furażerką myślałem, że mi się to wszystko podnosi.
Widok spalonych ciał szokował nawet najbardziej doświadczonych partyzantów. Grozy sytuacji dodawał fakt, że część z nich wśród zamordowanych rozpoznało swych najbliższych. Także Piwnik, jako chłopski syn z Janowic koło Opatowa, bardzo mocno przeżył śmierć mieszkańców wioski. Wkrótce, po naradzie z oficerami, podjął decyzję, że Niemcy muszą odpowiedzieć za swą zbrodnię. Rozkazał wymarsz w kierunku bloku kolejowego Podłazie położonego między Suchedniowem a Łączną, gdzie planowano zaatakować niemiecki pociąg i zlikwidować jego pasażerów.
Odwet Ponurego
Plan zakładał zatrzymanie pociągu jadącego z Krakowa do Warszawy za pomocą detonacji ładunku pod lokomotywą. Uderzeniem dowodził dowódca I Zgrupowania cichociemny por. Eugeniusz Gedymin Kaszyński „Nurt”. Próba nie powiodła się. Zawiódł materiał wybuchowy, z którego sporządzono ładunek. Dowodzenie przejął dowódca II Zgrupowania, również skoczek ppor. Waldemar Szwiec „Robot”. Tym razem zamierzano za pomocą opuszczenia semafora zatrzymać pociąg jadący około godz. 2.40 z Warszawy do Krakowa. Jak można przeczytać w dzienniku prowadzonym przez żołnierza II Zgrupowania Stanisława Wolffa „Staszka”:
Otrzymujemy teraz nowy rozkaz: zatrzymać pociąg jadący ze Skarżyska. W słowa rozkazu włącza się już znowu rosnący łoskot zbliżającego się pociągu. Chorąży „Marian” [Marian Wikło – W.K.] opanował już przystanek, słychać zgrzyty hamulców i maszyna staje. Kolega „Wąs” [kpr. Kazimierz Skrzynecki – W.K.] ładuje serię z cekaemu w kocioł parowozu, wypryskuje woda, z sykiem uchodzi para. Pada rozkaz: „Do pociągu”.
Część Niemców zdołała wyskoczyć na zewnątrz i ostrzeliwała atakujących. Kłęby buchającej pary stanowiły dla nich swoistą zasłonę dymną. Mimo to po przełamaniu obrony partyzanci wtargnęli do wagonów i rozprawili się z niemieckimi pasażerami. Nie było miejsca na litość. Według źródeł akowskich w pociągu zginęło od 60 do 180 Niemców, a około 70 było rannych. W meldunkach niemieckich straty określone zostały na 5 do 8 zabitych i na 10 do 14 rannych. Prawda leży zapewne gdzieś po środku.
Wśród partyzantów było 5 rannych, w tym cichociemny por. Jan Rogowski „Czarka”. Rogowski otrzymał postrzał w pierś. Pocisk przeszedł przez sutek i utkwił w łopatce. Rana była na tyle poważna, że po jakimś czasie musiał wyjechać do Warszawy na leczenie.
Po akcji Zgrupowania powróciły do Michniowa, aby ewakuować pozostałą ludność do lasu. Jednak mieszkańcy nie wyrazili takiej chęci. Dlatego oddziały odeszły na Wykus. Kilka godzin później do wioski ponownie przybyli Niemcy i dokończyli rzezi, mordując i paląc żywcem w zamkniętych zabudowaniach kolejną grupę osób.
Do dziś udało się zidentyfikować 204 ofiary dwudniowej pacyfikacji, w tym 54 kobiety i 48 dzieci, z czego najmłodsze miało zaledwie dziewięć dni. Kilkadziesiąt osób trafiło do obozów koncentracyjnych, gdzie część zmarła. Grupa mieszkańców została także wysłana na roboty przymusowe. Niemcy mordowanie dzieci i kobiet przedstawiali jako walkę z bandami. W jednym z meldunków czytamy:
Podczas przeczesywania terenu przez siły Policji Porządkowej 53 osoby podejrzewane o współpracę z bandytami zostały rozstrzelane. Większość zabitych pochodzi ze wsi Michniów. Dla działań prewencyjnych w tej wsi spalono niektóre zabudowania, gdyż ukrywający się tam ludzie usiłowali stawiać opór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz