Po co w ogóle się modlić? Strata czasu, zwrot z takiej inwestycji niepewny, a nawet jeśli się przytrafi to zawsze można go wytłumaczyć innymi czynnikami. Czy modlitwa ma jakikolwiek sens, a może to relikt zacofania i minionej już cywilizacji?
Bóg - istota najwyższa, towarzyszy ludzkości od zawsze. Jego istnienie (jakkolwiek by nie był rozumiany) jest przedmiotem powszechnej i niezależnej od siebie świadomości wszystkich ludów całej Ziemi. Istnienie Stwórcy i jego ingerencję w świat można wywieść z przesłanek logicznych, z praw natury i porządku świata stworzonego. Sprawa ta zresztą wiele razy już pojawiała się w innych tekstach Naturalnie. Ot choćby przy okazji wpisów o dowodzie ontologicznym (https://innaapologetyka.home.blog/…/czy-mozna-dowiesc-ze-b…/) czy przykazaniu pierwszym dekalogu (https://innaapologetyka.home.blog/…/nie-bedziesz-mial-bogo…/).
Można więc spokojnie uznać pogląd, że poznanie Boga przez wierzących może mieć podstawy racjonalne, logiczne, zakorzenione w umysłowej spekulacji. Co za tym idzie takie logiczne wywodzenie jest dostępne w zasadzie każdemu człowiekowi - polega bowiem na obiektywnym badaniu faktów i ich sensownym przyswojeniu. Nie brakuje zresztą ludzi, którzy taki proces przeszli, potwierdzając powiązanie aktu wiary z logicznym wnioskowaniem. Co jednak ma do tego modlitwa?
Można więc spokojnie uznać pogląd, że poznanie Boga przez wierzących może mieć podstawy racjonalne, logiczne, zakorzenione w umysłowej spekulacji. Co za tym idzie takie logiczne wywodzenie jest dostępne w zasadzie każdemu człowiekowi - polega bowiem na obiektywnym badaniu faktów i ich sensownym przyswojeniu. Nie brakuje zresztą ludzi, którzy taki proces przeszli, potwierdzając powiązanie aktu wiary z logicznym wnioskowaniem. Co jednak ma do tego modlitwa?
Modlitwa wydaje się być z natury aktem uczuciowym - rozmowy z Bogiem, prośby, podziękowania. Modlitwa wydaje się konsekwencją religijnych uczuć i irracjonalnej potrzeby kontaktu z niepoznawalnym całkowicie bytem wyższym. Idąc jeszcze o krok modlitwa wydaje się czymś oderwanym od racjonalnej rzeczywistości, bowiem za wzór modlitwy stawia się mistyczne, duchowe, uczuciowe zjednoczenie z Bogiem - coś co należy do porządku wymykającego się naturze. Stąd wielu ludzi mówi: "Ja nie mam takich zdolności, nie mam daru wiary, a nawet jak rozum mi każe w coś tam wierzyć, to na pewno nie mam w sobie uczuć potrzebnych do bycia pobożnym, nie każdy je przecież ma"
Usprawiedliwienie? Nic bardziej mylnego...
Usprawiedliwienie? Nic bardziej mylnego...
W rzeczywistości, modlitwa jest racjonalną konsekwencją, równie racjonalnego rozpoznania faktu istnienia Boga - Stwórcy. Z logicznego faktu istnienia Boga, tego że jest jeden, że stworzył świat, obdarowuje ludzi szczególną w nim pozycją i jest tego świata rządcą, wyłania się naturalna konieczność oddawania mu czci.
Bóg ma bowiem to wszystko co nas otacza w swoim ręku, a dobrowolnie dając nam to w użytkowanie i zarząd nie przestaje być przyczyną wszystkich rzeczy. Co więcej, prawa (tak biologiczne, fizyczne jak i moralne) rządzące światem mają swoje źródło w Bogu. Bóg oczywiście wszechmocnie może wykroczyć ponad powszechne prawa natury, które stworzył jednak nie jest to dla niego konieczne jako forma zwykłego działania, bo na to nadał światu takie prawa natury aby one były wypełnieniem jego woli. Z umieszczenia w tym planie człowieka i nadania mu natury nie tylko cielesnej, ale też tęsknoty duchowej (powszechnej dla ludzi), oraz nadania mu w tym całym planie istotnej roli, jasno wynika konieczność wdzięczności Bogu za tak wspaniałe obdarowanie i współpraca z jego doskonałym planem.
Bóg ma bowiem to wszystko co nas otacza w swoim ręku, a dobrowolnie dając nam to w użytkowanie i zarząd nie przestaje być przyczyną wszystkich rzeczy. Co więcej, prawa (tak biologiczne, fizyczne jak i moralne) rządzące światem mają swoje źródło w Bogu. Bóg oczywiście wszechmocnie może wykroczyć ponad powszechne prawa natury, które stworzył jednak nie jest to dla niego konieczne jako forma zwykłego działania, bo na to nadał światu takie prawa natury aby one były wypełnieniem jego woli. Z umieszczenia w tym planie człowieka i nadania mu natury nie tylko cielesnej, ale też tęsknoty duchowej (powszechnej dla ludzi), oraz nadania mu w tym całym planie istotnej roli, jasno wynika konieczność wdzięczności Bogu za tak wspaniałe obdarowanie i współpraca z jego doskonałym planem.
Właśnie modlitwa jest wyrazem tej wdzięczności i w takim ujęciu jest ona rzeczywiście logicznym następstwem wiary w Boga i obserwacji porządku świata.
Nie jest więc celem modlitwy ani poprawa swojego samopoczucia - dzięki przyjemności czerpanej z modlitwy, nie jest celem autopsychoterpaia, nie jest nawet uzyskanie pomyślności w jakiejś ważnej sprawie. Modlitwa to nie czynność magiczna, to nie handel wymienny z Bogiem. Celem jest tylko (do bólu logiczne) oddanie Bogu czci i wdzięczności. Wszystkie te inne aspekty są oczywiście z modlitwą związane i są cenne, z niej wynikają, ale nie stanowią celu same w sobie.
Przeżycia mistyczne, szczególne uczucia pobożne, choć są czymś dobrym, to nie są konieczną częścią życia modlitwy, nie każdy ma do nich predyspozycje, a już na pewno nie w równym stopniu.
Doświadczenie zresztą uczy, że życie wiary i modlitwy oparte jedynie na sentymentalnym uczuciu często rozpada się całkowicie wobec życiowych klęsk np. ciężkiej choroby wobec, której człowiek popada we frustrację i pretensje, obrażony na Stwórcę rezygnuje z modlitwy, a swój stan interpretuje jako niewywiązanie się Boga z modlitewnych układów.
Prawdziwa modlitwa, oparta o logiczne wynikanie odwrotnie. Ona nie tyle zapewnia pomyślność, co uczy człowieka przyjmowania wszystkich radości, ale też i trudów życia, bo uczucia (z natury nietrwałe) są w niej podporządkowane zasadniczej relacji (czci) z Bogiem, a nie stanową wartości same w sobie.
Nie jest więc celem modlitwy ani poprawa swojego samopoczucia - dzięki przyjemności czerpanej z modlitwy, nie jest celem autopsychoterpaia, nie jest nawet uzyskanie pomyślności w jakiejś ważnej sprawie. Modlitwa to nie czynność magiczna, to nie handel wymienny z Bogiem. Celem jest tylko (do bólu logiczne) oddanie Bogu czci i wdzięczności. Wszystkie te inne aspekty są oczywiście z modlitwą związane i są cenne, z niej wynikają, ale nie stanowią celu same w sobie.
Przeżycia mistyczne, szczególne uczucia pobożne, choć są czymś dobrym, to nie są konieczną częścią życia modlitwy, nie każdy ma do nich predyspozycje, a już na pewno nie w równym stopniu.
Doświadczenie zresztą uczy, że życie wiary i modlitwy oparte jedynie na sentymentalnym uczuciu często rozpada się całkowicie wobec życiowych klęsk np. ciężkiej choroby wobec, której człowiek popada we frustrację i pretensje, obrażony na Stwórcę rezygnuje z modlitwy, a swój stan interpretuje jako niewywiązanie się Boga z modlitewnych układów.
Prawdziwa modlitwa, oparta o logiczne wynikanie odwrotnie. Ona nie tyle zapewnia pomyślność, co uczy człowieka przyjmowania wszystkich radości, ale też i trudów życia, bo uczucia (z natury nietrwałe) są w niej podporządkowane zasadniczej relacji (czci) z Bogiem, a nie stanową wartości same w sobie.
Cóż... Chyba niestety takie rozumienie sprawy, choć całkiem logiczne, nie jest popularne, zwłaszcza w naszym kraju. Kraju w którym często pobożność (sama w sobie dobra), nieproporcjonalnie góruje tak nad logiką wiary, jak i nie idzie w parze z postawą życia tą wiarą w codzienności.
Szkoda... może dlatego wciąż nie możemy sobie dać rady z potężnym ewenementem w statystykach religijności jakim jest zjawisko człowieka "wierzącego i zarazem niepraktykującego".
Szkoda... może dlatego wciąż nie możemy sobie dać rady z potężnym ewenementem w statystykach religijności jakim jest zjawisko człowieka "wierzącego i zarazem niepraktykującego".
Na obrazie: "Truth presenting a Mirror to the Vanities of the World" (Prawda ukazująca lustro marnościom tego świata), anonimowy autor ze szkoły Caravaggia, ok. 1630.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz