1 maja 1943 roku na wieś Tajkury w powiecie rówieńskim na Wołyniu napadła sotnia UPA. Ofiarami ukraińskich nacjonalistów padło 30 Polaków. Poniżej przedstawiam fragment wspomień 13 letniego wówczas Antoniego Gajewskiego:
" Moja mama czuła, że coś jest nie tak w tę noc. Było gdzieś po dwunastej, ona w tym okienku siedzi i mówi: coś u Kikinderów się dzieje. Do nich było jakieś pięćdziesiąt metrów. Tam tak światło zaświeca się i gaśnie, zaświeca i gaśnie. Tam ich mordują chyba.
A wujek mówi: a tam, mordują. Może Niemcy przyjechali, bo syn Kikindera był zatrudniony jako goniec w gminie ukraińskiej. Nie minęły jakieś dobre dwie godziny – idą. Stryjek, mama i tata patrzą przez tę szparkę w oknie, no idą blisko, widać ich jak nie wiem. Wujek miał psa złego, ten zaczął szczekać.
Niemcy, Ukraińce?
Pies leciał do nich, to jeden złapał kamień i powiedział: paszoł won ty sukinsynu.
Ukraińce.
Tata patrzył na nasze mieszkanie. Widać było, bo piękna noc była, śliczna, księżycowa taka. Podleciał jeden z ulicy, pomacał za zamek i słychać było: job ich mać, nie ma ich w domu. Uszli.
U Kikinderów była piątka. Przyjechała do nich siostra z Równego pomóc im przy sadzeniu ziemniaków, bo to był akurat czas.
Masakra.
Wskoczyli do domu. Wyprowadzali ich z takiego pokoiku małego do dużego. Najpierw ojca położyli, przykryli jakimiś kołdrami i w głowę siekierą. A tamci czekali na swoją kolej.
Później matkę. Po matce siostrę, tę co przyjechała pomóc im. Po siostrze tego syna, co był gońcem w biurze ukraińskim. Później była córka – piękna dziewczyna, Lucyna. Był też syn z mojego rocznika, miał 13 lat.
Poszli kawałek dalej, zabili Ukraińca. Piękny chłopak był – grał na gitarze, śpiewał. Chodził do tej Lucyny Kikinderów. Kochali się po prostu. Przed wojną brali Polaki Ukrainki, Ukraińcy Polki i była zgoda.
Polecieli na dół na Podzamcze. Tam mieszkał Janusz, miał dwie córki. Nie wpuszczał ich. Podpalili mieszkanie, córki bały się, że się spalą. Uciekły, to je zastrzelili. A on, syn i matka zostali żywi.
Na dole też Ogrodniczuk mieszkał. Na oknach takie skrzynie z flancami pomidorów stały. Rzucał w nich co miał w domu. Zmęczony był, usta miał otwarte, to kula mu trafiła prosto w zęby i wyszła koło ucha. Wparowali do domu. Żona była i syn. Syn był młodszy dwa, trzy lata ode mnie, wskoczył pod stół, a oni do matki dopadli. Matkę w głowę siekierą, zakryła głowę, to odciął jej dłoń, ale została przy życiu. A ten chłopak był pod kołdrami, łachmanami. Pomyliło im się, ile tych osób.
Ogrodniczuk skoczył przez okno i uciekł. Strzelali za nim. Bali się, bo niedaleko było do Zdołbunowa, że powie Niemcom i Węgrom. A Węgry byli za nami bardzo."
W czasie tej zbrodni miał miejsce wart szczególnej uwagi fakt. Jeden z Ukraińców, który nazywał się Petro Poteruch, z narażeniem własnego życia ukrył Polkę Wojciechowską a następnie wywiózł ją potajemnie do Równego. Spotkała go za to kara najgorsza z możliwych. Tuż po powrocie został schwytany i prawdopodobnie spalony żywcem.
Boguś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz