Historia związana z Warszawą
Tadeusz Fijewski śmierci uniknął co najmniej dwa razy. Pierwszy raz kiedy z łapanki ulicznej trafił najpierw do KL Sachsenhausen (Oranienburg), potem do KL Dachau. Po 1,5 roku udało się go wykupić. Drugi raz kiedy po Powstaniu Warszawskim trafił do oflagu i musiał uczestniczyć w marszu śmierci.
Koledzy pamiętają go jako człowieka, który w tak trudnych okolicznościach próbował humorem dodać im sił.
Na stronie niedziela.pl, przytoczony został poniższy fragment wspomnień Tomasza Domaniewskiego:
(...)"Gdy na początku 1945 r. zaczyna zbliżać się do Grossborn front, obóz ewakuowano. „Niemcy mieli sporo do wywożenia - popędzili przeto gefangerów na piechotę, nie zważając, że to sam środek zimy, luty, mrozy i śniegi siarczyste, a jeńcy nie byli w kondycji pozwalającej na długodystansowe wycieczki zimowe. Dobra forma fizyczna potrzebna była jak nigdy. Sławny aktor, Tadzio Fijewski, szedł wytrwale z nami i mimo poważnej wady serca zachowywał niezmienny humor. Cudowny, kochany Tadzio, na pewno wielu wtedy kolegów uratował swym humorem, nieustannymi dowcipami, długimi monologami i wygłupami. Czynił to w najgorszych momentach, czynił to nawet wtedy, gdy - wiem to dobrze - formalnie zdychał, trzymając się za umęczone serce, ledwie mogąc złapać trochę oddechu. Lekarze ratowali go jakimś kroplami, pastylkami, a Tadzio posłusznie łykał, dawał się badać, a później wstawał i szedł dalej. Szedł z nami także ostatni dowódca Powstania, płk Ziemski. Przeszliśmy 1000 km pieszo do Bremy” (Tomasz Domaniewski, „Niedaleko od prawdy/Oflag II C w Grossborn”).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz