Semper Iuncti w podróży BUŁGARIA część 4 Rzeka Kamczaija, czyli na łodzi po bułgarskich tropikach.
Na przystani w Kamczij czekała na nas duża łódź motorowa, taki mini wycieczkowy statek, idealny do swobodnego poruszania się po rzece. Już jak schodziliśmy z brzegu ku pomostowi, gdzie zacumowanych było znacznie więcej różnego rodzaju jednostek pływających czuliśmy, że będzie to niezwykła wyprawa. Czuć to było w powietrzu, ta aura, ten specyficzny mikroklimat, to gorąco buchające od rzeki, której drugi brzeg tajemniczo skrywała przed naszymi oczami gęsta, bujna i aż ciemna od zieleni roślinność. Przez chwilę i to dość długą poczuliśmy się jakbyśmy byli nie w Bułgarii ale daleko, bardzo daleko na południe od niej, i kiedy łódź wreszcie wolno ruszyła w stronę tej nieprzeniknionej dżungli prując dziobem wodę coraz śmielej i szybciej w wyobraźni znaleźliśmy się gdzieś nad brzegami Eufratu, względnie Nilu, i że pływające w zatoczkach gałęzie i brązowe kłody to nic innego jak krokodyle haha. Tak, tak moi drodzy, aż strach było zamoczyć rękę mimo, że burta przecież niziutko więc zdawać się by mogło, że żaden problem przecież, a jednak fantazja podpowiadała: skoro krokodyl to nóż, widelec może i piranie. Na szczęście drzewa wokół mimo że liściaste to jednak wyglądały swojsko, więc obawy szybko znikły i dłonie zaczerpnęły i zmąciły zielonkawą toń, a my mogliśmy wreszcie w spokoju zobaczyć ten przecudny widok, jak z baśni tysiąca i jednej nocy bułgarskiej. Coś oszałamiającego. Tego doświadczenia nie da się opisać słowami, bo nawet barwnie opisane oddadzą jedynie ułamek rzeczywistości. Musicie to po prostu przeżyć sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz