Lecz w drodze do miejsca przeznaczenia ty i twój kolega, szeregowiec John Tankey, dostajecie się pod ostrzał artyleryjski nieprzyjaciela.
I się gubicie.
Dobrze, że napatoczył się pododdział kanadyjskiej żandarmerii, bo już źle by było.
Walczycie 6 tygodni.
Potem wreszcie odnajdujecie swój przydział.
Ale te 6 tygodni wystarczyło, by coś z tobą zaczęło się dziać.
Nie – nie fizycznie.
Psychicznie coś jest nie tak.
Wojna weryfikuje wszystko.
Potrafi z tchórza zrobić bohatera i odwrotnie.
Tchórzem nie jesteś, ale...
Na drugi dzień po znalezieniu jednostki meldujesz się u swojego dowódcy - kapitana Ralpha Grotte’ego i prosisz, by odesłał cię na tyły.
Nie nadajesz się na front.
Będziesz pracował dla armii, ale na tyłach.
Kapitan odmawia.
Trzeci dzień od znalezienia jednostki – zostawiasz w placówce żandarmerii wojskowej notatkę, że jak nie przeniosą cię na tyły, to zdezerterujesz.
Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji?
Tak – doskonale zdajesz.
Zostajesz oskarżony o dezercję w obliczu nieprzyjaciela i postawiony przed sądem polowym 11.11.1944 r.
Rozprawa rozpoczęła się o godz. 10.00, zakończyła o 11.40.
Zapada wyrok – kara śmierci przez rozstrzelanie.
Prośba do gen. Eisenhowera o ułaskawienie nic nie daje.
Będziesz przykładem, bo dezercje w armii stają się plagą.
31.01.1945 r., o godz. 10.04. pluton egzekucyjny wykona wyrok.
Umierając, miałeś 24 lata.
To ciebie sportretuje w swojej książce „Rzeźnia nr 5” Kurt Vonnegut.
To o tobie będzie chciał nakręcić film Frank Sinatra.
Nazywałeś się Edward Donald Slovik i byłeś jedynym amerykańskim żołnierzem rozstrzelanym za dezercję od czasów wojny secesyjnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz