W czasach wojny secesyjnej i powstania styczniowego Waszyngton i Petersburg dogadywali się jak starzy kumple.
Amerykanie wydali i pozwolili Rosjanom wieszać Polaków w nowojorskim porcie
W styczniu 1864 roku, gdy w Polsce wybuchło Powstanie Styczniowe, a w Ameryce szalała wojna domowa, tłum w porcie Nowego Jorku przyglądał się egzekucji marynarza na rosyjskiej fregacie. Wieszanie skazańców nie było wtedy niczym niezwykłym – w USA i Europie robiono to publicznie. Ale ta historia miała w sobie coś nietypowego.
Okręt należał do Rosji, a skazany był Polakiem – Aleksandrem Milewskim. Wiadomo o nim tylko tyle, że uciekł z rosyjskiej służby i dołączył do wojsk Unii, walczących z południowymi buntownikami. Po naciskach carskiej ambasady namierzył go i złapał generał Benjamin Butler, zwany „Bestią” za swoją zajadłość wobec konfederatów. Milewskiego oddano Rosjanom, a ci szybko urządzili sąd polowy i powiesili go na rei.
Kilka miesięcy wcześniej, w czerwcu 1863 roku, amerykański ambasador w Petersburgu, Cassius Marcellus Clay, pisał: „Stoję po stronie Rosji – tej liberalnej – a nie reakcyjnej, katolickiej i despotycznej Polski”. Brzmi zaskakująco? Może dla tych, którzy myślą, że USA i Rosja zawsze były wrogami. Nic bardziej mylnego. W czasach wojny secesyjnej i powstania styczniowego Waszyngton i Petersburg dogadywali się jak starzy kumple.
Czy dzisiejszy reset i ocieplenie stosunków USA z Rosją mogłoby znów wpędzić Polskę w kłopoty, tak jak kiedyś Milewskiego? To pytanie, które warto sobie zadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz