Jakub Szela. Chłopski wódz czy Kain i pospolity zbrodniarz?
Jakub (Jakób) Szela, stając na czele chłopstwa mordującego szlachtę i grabiącego dwory podczas rabacji galicyjskiej, wpisał się na karty polskiej historii. Przeszedł tym samym do narodowej legendy w krwawej od krwi bratniej sukmanie w polskiej ikonografii, poezji i literaturze. Jak pisał Henryk Słotwiński we wspomnieniach z rabacji galicyjskiej: „Rzeź w roku 1846 jest niewątpliwie najczarniejszą kartą dziejów naszych porozbiorowych. Rzucenie się braci na braci, rabunki, pożogi, strumienie łez i krwi, rozlane ręką rozwścieklonego ludu. To zaiste obraz tak szatański, że co do piekielnych barw jego, groza domowej wojny ledwo porównywalna być może!”.
Jakub SzelaJuż na kilka tygodni przed wybuchem powstania krakowskiego Szela miał kontaktować się z Austriakami i z woli starosty Józefa Breindla von Wallensterna uzyskał niemal nieograniczoną władzę nad cyrkułem tarnowskim. Umawiał się z gromadami chłopów po wsiach, pod przysięgą milczenia zmawiał z zaufanymi chłopami i wójtami, na dowódców wyznaczał ludzi „uwolnionych z kryminału i zbiegów”. Do tej roli zaangażował też swojego syna Staszka (Stanisława) Szelę. Wyznaczał miejsca napadów i typował osobiście osoby „do wytępienia”. Chwalił się przy tym, że „ma taką moc, jak drugi arcyksiążę w Galicji i że mu było wolno przez 24 godziny robić co mu się podoba ze szlachtą”. Zwracając się do chłopów pokazywał im „jakieś papiery i druki z pieczęciami mówiąc, iż są to cesarskie rozkazy”. Hasłem jego gromad były słowa „Bóg i cesarz”, zaś podróżnym na swoim obszarze wydawał glejty bezpieczeństwa, podpisane przez niego jako plenipotenta rządowego, uznawane przez administrację austriacką. Chłopów traktował surowo, ale wynikało to raczej z troski o przynależną mu z każdego rabunku „dziesięcinę” niż z dbałości o dyscyplinę. Dzięki rabunkom równać się miał majątkiem ze szlachtą, a na okolicznych miasteczkach samą groźbą napadu wymuszał okup oraz wydawanie buntowników. Według relacji z XIX wieku Szeli udało się stworzyć sieć „konfidentów”, służących mu w nadziei spodziewanych zysków z rabunków. Jego władzę porównywano do władzy dyktatora, która jednak skończyła się równie szybko, jak się zaczęła. Otrzymał ją bowiem od Austriaków, którzy posłużyli się nim jako użytecznym narzędziem i usunęli z Galicji, gdy uznali za niepotrzebnego.
Przebiegły, zuchwały, brutalny...
Urodzony w 1787 roku w Smarzowej (Smarzowy) koło Jasła, z ojca Jana i matki Anny Łukasikówny, od najmłodszych lat odznaczać się miał zuchwałością i zaciekłością. Od służby wojskowej wyłgał się odcinając sobie siekierą dwa palce u lewej ręki. „Czytać ani pisać nie umiał, ale był inteligentny i wkrótce wysunął się na przewodnika i doradcę chłopskiego we wszystkich sprawach gminnych i imponował im nieraz zdrowym zdaniem i stanowczością”. Wybrany został więc przez włościan plenipotentem (deputatem gminnym) do regulowania spraw poddanych z dworem o pańszczyznę. Zatwierdził go starosta austriacki Breindl pomimo protestów Wiktoryna Bogusza. Nominacja miała wynikać z postawy Szeli w 1830 roku, kiedy to szpiegował dla Austriaków chłopów i dwory, zwłaszcza Boguszów, mających krewnych w armii Królestwa Polskiego i zaangażowanych w pomoc dla powstania listopadowego.
Według różnych relacji dwukrotnie lub nawet czterokrotnie żonaty, brutalny wobec wszystkich małżonek i niezbyt zamożny, cieśla i kołodziej, który w posagu pierwszej żony otrzymał zagrodę od dworu, wszedł więc w konflikt z Boguszami, właścicielami Smarzowej. Domagał się od nich uznania chłopskich praw do serwitutów. Jego nieustępliwa postawa zaowocowała dalszym zbliżeniem z Austriakami nie tylko w Tarnowie, ale i we Lwowie. Udawał się tam pieszo, „z denuncyacyą” na dwory i wnosił pisma do namiestnika arcyksięcia Ferdynanda. Słowa Szeli na papier przelewał jego pisarz i przyboczny sekretarz, dawny kapral Winiarski z Brzostku, opłacany z pieniędzy gminnych. W jednej ze skarg oskarżył on Boguszy o uwięzienie na 7 tygodni i wystawienie na pośmiewisko w kajdanach w kościele w 1833 roku. Pisząc ciągłe skargi do cesarskich urzędników i spotykając się z nimi osobiście zyskał wśród chłopów na podtarnowskiej wsi rzeczywisty autorytet i sławę człowieka związanego z Austriakami. Wiedziano jednak przy tym powszechnie o ciemnych stronach jego charakteru. Miejscowe podanie gminne głosiło, że na jego rodzinie ciążyła od wieków klątwa za zabicie pierwszego proboszcza Siedlisk, który został zamordowany przez opryszków. Ich łupem paść miał jednak tylko jeden szeląg, stąd przezwano ich później Szelągami lub Szelami. Podejrzewano też go, że z zazdrości o młodocianą żonę Niewiarowską tak zbił kijem swego parobka, że „ten wskutek tego ducha wyzionął”. Jego ofiarą miał też paść w lesie Żyd Maślanka, który został zabity i obrabowany, gdy szedł na jarmark, a zyskiem tego mordu miał być długi czarny płaszcz, który Szela okrywał „swój strój płócienny”. Występki te uchodzić jednak miały Szeli na sucho z racji jego kontaktów ze starostą. W owych czasach prawie każdy większy dwór w Galicji był pod nadzorem policyjnym starosty i taki nadzór co do dworu Boguszów w Siedliskach sprawował właśnie Szela, a spór między dworem a wsią w Galicji wynikał z wprowadzonego przez Austriaków podziału na ziemię dominikalną, pod bezpośrednim zarządem dziedzica i ziemię rustykalną, użytkowaną przez chłopów. Ta ostatnia też była własnością dworu, ale włościanie mieli prawo ja dziedzicznie uprawiać. Nie wolno jej było włączać do folwarku, a z tytułu jej uprawiania chłopi musieli odrabiać pańszczyznę.
Galicja na mapie Austro-Węgier (1905)
Konflikty zaogniał fakt, że dziedzic reprezentował państwo przy poborze podatków i rekrutów do armii. Sytuacja ta oznaczała, że ziemianie mieli w swych rękach silny instrument nacisku wobec chłopstwa. Kiedy jednak dochodziło do nadużyć, to przeciw dziedzicowi a nie przeciw zaborcy kierowała się niechęć wsi. Jurysdykcję dominikalną w Siedliskach i Smorzowej (Smarzowy) sprawował Wiktoryn Bogusz. Według relacji rodziny Boguszów sąsiedzi chwalili Wiktoryna za dobre serce i ducha poświecenia dla krewnych i poddanych, a jeden tylko Jakub Szela od dawna czuł nienawiść, której powody były bardziej natury osobistej niż politycznej. Pomiędzy Szelą a Breindlem dojść miało wręcz do pewnej fraternizacji, gdyż urzędnik: „go na kanapie sadzał, z nim konferencje odbywał i łudził obietnicą zniesienia pańszczyzny”. Skutek był taki, że Szela przez kilka lat nie odrabiał żadnej pańszczyzny, a od chłopów zbierał pieniądze na wędrówkę do Wiednia, gdzie jakoby u samego cesarza chciał się dowiedzieć co należy się dworowi.
Na czele rabacji
Gdy w lutym 1846 roku szlachta polska zbierała siły do powstania Szela wykorzystał sytuację i powołując się na wolę samego cesarza nakazał wymordowanie pańskich buntowników. Było to tym łatwiejsze, że o przygotowaniach do powstania „wiedzieli wszyscy w Galicji, a najlepiej o tym był poinformowany rząd, który organizował obronę chłopską”. Feliks Bogusz ostrzegał resztę rodziny, że powstanie jest szaleństwem i skończyć się może tym, że chłopi rzucą się na dwory. Radził schronić się w rodzinnym zamku w Rzemieniu w celu lepszej obrony. Jednak członkowie rodziny, jako nie zaangażowani w przygotowania powstańcze, nie usłuchali i pewni bezpieczeństwa zjechali na uroczystości rodzinne do Siedlisk. Powstanie wybuchło 18 lutego i w tym samym dniu Józef Braindl zwołał naradę deputowanych chłopskich do Tarnowa, w której wziął udział Szela. Jeszcze tego samego dnia Szela powrócił na wieś i działając w ścisłym porozumieniu z austriackimi urzędnikami z Tarnowa zorganizował gromady chłopskie, tzw. „czerniawy”, stając się na kilka dni panem życia i śmierci wielu szlacheckich rodzin. Chłopi galicyjscy, biedni, głodni, obarczeni potomstwem, skonfliktowani z dworami o ziemię chętnie poszli „na zbój”, tym bardziej, że oferowano imChłop Jan Słomka w swoim pamiętniku zanotował, że „czerniawa należąca do rabacji szła od wsi do wsi i wszędzie zabierała chłopów ze sobą i w ten sposób tworzyła się coraz większa banda, a jakby nie chciał kto z nimi iść, to bili i zabijali. Ale w każdej wsi było dosyć takich, co chętnie do nich przystawali: jedni dla rabunku, inni chowali różne zemsty za pańszczyznę, a z resztą zrobiła swoje wódka, bo gdzie zdybali karczmę, to pili co się dało, a czego nie wypili, to po pijanemu rozbijali, wylewali”. Podczas rzezi jako jedni z pierwszych położyli głowy Bogusze, rodzina, której członkowie odznaczyli się w wyprawie wiedeńskiej i w trakcie prac nad Konstytucją 3 Maja. „Tak w 19tym wieku rodzina polska, jak niegdyś Machabeusze, w Polsce wyginęła”. Zaczęło się 20 lutego od mordu Wiktoryna Bogusza, który pochwycony został przez chłopów na gościńcu i uwięziony w karczmie w Kamienicy. Tam dopadł go Szela i, mimo próby ratunku ze strony Żyda Herscha Titenfassa, ugodził pierwszy w głowę szyną żelazną, wskutek czego „inni przypadli i zabili na śmierć” zachęceni okrzykiem mordercy, aby bili i zabijali, „bo mi go na funty zapłacą”. Zabito też ze szlachty Antoniego Pleszczyńskiego, Zabierzowskiego i Pohorockiego. Potem Szela wyruszył do Siedlisk mordując po drodze w Gorzejowej Feliksa Gumińskiego (chorego „dodusili w łóżku”) i Henryka Roskosznego. Gromada chłopów, kobiet i dzieci otoczyła następnie dwór w Siedliskach. Stanisław Bogusz, 86-letni starzec, usiłował wykupić życie bliskich rozdając pieniądze, ale pochwycono go i doprowadzono przed oblicze Szeli. Ten oświadczył, że więcej do aresztu go Stanisław nie wsadzi, bo „przyszła [jego] godzina”. Zrabowanym pałaszem ugodzono starca w głowę i konał kilka godzin w strasznych mękach. Oprawcy dopadli też 18-letniego Włodzimierza Bogusza, którego „zabili cepami”. Wydała go jedna z dziewek dworskich. Kolejna doniosła zabójcom, że Tytus Bogusz ukrywa się na strychu pod płótnem sufitowym. „Kłując widłami, przebili mu wnętrzności, rozdarli płótno, a przez ten otwór zleciał nieborak na kamienną posadzkę, połamał nogi i tam go dobili”. Zamordowano także w Siedliskach ekonoma Jana Stradomskiego i jego imiennika siostrzeńca. Zrabowano cały dom, drzwi, okna i podłogi powyrywano.
Rabacja galicyjska
Szela wyruszył wtedy do Smarzowy na zrabowanym koniu i kazał zabić Nikodema Bogusza, który mu wcześniej kryminałem groził. Rozkaz skwapliwie wykonali Staszek Dziedzic i Jędrzej Szydłowski, właśni poddani Nikodema. Chłopi zrabowali także plebanię w Siedliskach i próbowali zabić miejscowego proboszcza, którego z trudem ocaliła Apolonia Bogusz argumentując, że „jak księdza zabiją, to nie będzie komu odprawiać nabożeństwa”. Z kolei w Lipnicy jezuita Karol Antoniewicz miał ujść śmierci, tylko dzięki grzmiącemu kazaniu, w którym zwrócił się do szemrającego ludu słowami: „Wy mówicie, że przekupieni od szlachty tu przysłani jesteśmy, ale nie od szlachty, nie od cesarza, bo my w tym miejscu ani cesarza, ani pana, ani chłopa nie znamy i nie lękamy się, tylko tego jednego, który nas do was przysłał i przed nim tylko rachunek zdawać będziemy ze słowa każdego, co do was mówimy. […] nie przelęknę się ani cepów ani noży waszych, bo mi nie idzie o życie moje, ale o zbawienie wasze i umierając jeszcze wołać będę: bracia, nawróćcie się do Boga waszego”. W międzyczasie Stanisław Bogusz został śmiertelnie zraniony przez rzemieślników i chłopów w Pilźnie, aby „w karczmie w Machowej ducha” wyzionąć. Chłopskie gromady napadły też na Głobikowy, Grudny i Kamienicę, gdzie w sumie „pod razami chłopów 23 osób, przeważnie samej szlachty” życie swe tragicznie zakończyło. Oprócz nich zabito w czasie rabacji do 2000 osób. Setki innych okaleczono bądź dotkliwie pobito. Szela przyjmował raporty w karczmie Żyda Semka, gdzie kazał zabić posesora Niemca Kleina z Kopalin, „bo żadnych panów nie potrzebujemy”. Ofiarowywać miał też 5000 monet nagrody za głowy tych mężczyzn z rodziny Boguszów, którzy uszli z rąk jego gromady. W chałupie Szeli przebywała zaś przez trzy dni Apolonia Bogusz oraz jej dwie krewne wraz z czworgiem dzieci, którym Szela darował życie. Jej to morderca miał wyznać, że był wezwany prze starostę już trzy tygodnie wcześniej i otrzymał władzę nieograniczoną. Powtarzał też, że w cyrkule płacili Austriacy po 10 florenów za zabitego, 8 za pokaleczonego i 5 za zdrowego oraz darowywali chłopom zrabowane rzeczy na własność. Podczas, gdy pijane chłopstwo splądrowało prawie 500 dworów, Szela kreował się jako moralista i mściciel. Jeszcze nie zdążyła obeschnąć krew na kosach i cepach, a już zabronił odrabiania pańszczyzny i wysłał petycje do rządu o jej ograniczenie. Zorganizował też chłopską samoobronę. Chciał syna ożenić z 10-letnią Zosią Bogusz ze Smarzowy, ale kobiety wybawił z opresji i wywiózł do Jasła austriacki major Rosner na czele oddziału wojska. Chłopi aż do „Wielkiejnocy” nie odrabiali żadnej pańszczyzny i wycinali samowolnie lasy. Dopiero stanowczy rozkaz ze starostwa o odrabianiu nadal pańszczyzny sprawił, że Szela „zafrasował się bardzo” i doszedł do wniosku, że został oszukany, „ale kiej kazano, to trzeba – befel, jest befel”. Stracił wtedy posłuch we wsi i przeniósł się do starosty Tarnowa.
Pod „opieką” starosty
Odejście Szeli nie nastąpiło jednak dobrowolnie. Breindl miał wziąć Szelę pod swój dozór po tym jak jego chłopska banda ruszyła do miasteczka Brzostek na rozbój i została stamtąd odparta przez oddział wojska, co zakrawało na bunt. Tego wszystkiego było już za dużo dla władz austriackich. Aresztowano więc chłopskiego wodza i po dwóch latach więzienia zesłano na Bukowinę. Otoczony nadzorem policyjnym gospodarzył tam aż do swej śmierci w 1862 lub 1866 roku. Osiągnął właściwie tylko jedno: na wiele lat pogłębił przepaść pomiędzy dworem a chłopstwem. Na przykład pradziadek chłopskiego działacza ludowego Teofila Kurczaka miał jeszcze wiele lat później mawiać: „Dzieci, prośta Boga, ażebyśta Polski nie doczekały, bo nam w Polsce źle było”. Z drugiej strony odezwały się głosy, że za masakrą stoi niesprawiedliwość społeczna, której winne szlacheckie swobody. Nie była to myśl nowa, bo działacz chłopski Kazimierz Deczyński już po upadku powstania listopadowego pisał, że „aż do samego rozbioru Polski w 1795 roku chłopi wyzuci byli z wszelkich praw, chłopi byli zabijani, gnębieni przez szlachtę, jak nie-ludzie, chłopi byli okrutniej traktowani jak dziś we Francji osły”.
Za Kaina i pospolitego zbrodniarza, który działał dla prywaty uważała Szelę polska emigracja polityczna we Francji. W Galicji podczas Wiosny Ludów zyskał miano wilka, który z chłopów polskich uczynił zbójców. Zarazem wskazywano na rzeczywistych morderców – cesarskich urzędników i żołnierzy, którzy z chłopstwa uczynili „ciemny miecz”. Świadczą o tym słowa „Chorału” Kornela Ujejskiego, że choć „Mnóstwo Kainów jest pośród nas” to oni niewinni, bo „Inni szatani byli tam czynni, O [Panie] rękę karaj, nie ślepy miecz!”. Tłum chłopów mordował wszak dla pieniężnej nagrody, tym wyższej, gdy przed oblicza urzędników rzucano zwłoki a nawet głowy pomordowanych. Za każdym razem na ich czele stał jednak nie kto inny a Szela. W zapomnienie odeszły nazwiska innych „hersztów” – Korygi, Szydłowskiego, Janochy i Brzostka. Jak słusznie zauważył F. Ziejka, Szela wzbudził bowiem w polskiej szlachcie taką grozę, jaką porównać można chyba tylko z terrorem samego Bohdana Chmielnickiego, stojącego na czele mas „czerni” pod murami Zbaraża. pieniądze „za fatygę”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz