23 kwietnia 1945 roku miała miejsce dezercja żołnierzy prawie całego 2. Samodzielnego Batalionu Wojsk Wewnętrznych z Lubaczowa. Formacja ta miała wejść w struktury formowanego na podstawie uchwały Rządu Tymczasowego z 26 marca 1945 roku Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Wspomina jeden z żołnierzy Leon Gąsior:
"W lutym 1945 roku porzucam matkę w 8 klasie szkoły średniej w Stanisławowie. Niebawem staję przed lekarska komisja wojskową RKU w Rzeszowie. Ściska mnie w dołku ze strachu, co powiedzą, o co będą mnie pytać, szesnastoletniego chłopaka? Powtarzam w myślach to, co potem powiedziałem komisji: chcę pomścić śmierć ojca. Poszło gładko. Jeszcze tego samego dnia, w mroźny marcowy wieczór, z kilkudziesięcioma starszymi kolegami dotarłem do Lubaczowa, do koszar pamiętających czasy I wojny światowej. Targały mną mieszane uczucia. Rozterki przeżywali również koledzy. Większość z nas uważała, że jeśli jesteśmy w wojsku, to powinniśmy pójść na front, walczyć z Niemcami. Tymczasem oficerowie, wtrącając co drugie słowo rosyjskie, mówili „będziecie walczyć z reakcyjnymi, faszystowskimi bandami AK i NSZ”. Nastroje wśród żołnierzy pogarszały się z dnia na dzień. Nie poprawiały humoru nowe mundury, ciepłe płaszcze, broń. W rozmowach miedzy sobą nie ukrywaliśmy przekonania, że w walkach bratobójczych nie należy brać udziału… 23 kwietnia 1945 r. wybuchła bomba rozgoryczenia i gniewu. Do Lubaczowa przybyła grupa operacyjna NKWD. Rozeszła się wśród żołnierzy wieść, ze aresztowano kilku naszych podoficerów z rodowodem AK i NSZ. Wybuchł bunt. Zabraliśmy broń i amunicje. Do lasu ruszyły pierwsza, druga i trzecia kompania, cały batalion operacyjny. W koszarach pozostała tylko garstka podoficerów, oficerów przeważnie ruskich i żołnierze wywodzący się z AL. Zdezerterował wraz z uzbrojeniem cały batalion, ponad 300 żołnierzy. Większość żołnierzy przygarnęły oddziały AK i NSZ działające w rejonie Lubaczowa, Zamościa i Łańcuta."
Grafika: Odznaka Oficerskiej Szkoły Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Boguś
Wspomina jeden z żołnierzy Leon Gąsior:
"W lutym 1945 roku porzucam matkę w 8 klasie szkoły średniej w Stanisławowie. Niebawem staję przed lekarska komisja wojskową RKU w Rzeszowie. Ściska mnie w dołku ze strachu, co powiedzą, o co będą mnie pytać, szesnastoletniego chłopaka? Powtarzam w myślach to, co potem powiedziałem komisji: chcę pomścić śmierć ojca. Poszło gładko. Jeszcze tego samego dnia, w mroźny marcowy wieczór, z kilkudziesięcioma starszymi kolegami dotarłem do Lubaczowa, do koszar pamiętających czasy I wojny światowej. Targały mną mieszane uczucia. Rozterki przeżywali również koledzy. Większość z nas uważała, że jeśli jesteśmy w wojsku, to powinniśmy pójść na front, walczyć z Niemcami. Tymczasem oficerowie, wtrącając co drugie słowo rosyjskie, mówili „będziecie walczyć z reakcyjnymi, faszystowskimi bandami AK i NSZ”. Nastroje wśród żołnierzy pogarszały się z dnia na dzień. Nie poprawiały humoru nowe mundury, ciepłe płaszcze, broń. W rozmowach miedzy sobą nie ukrywaliśmy przekonania, że w walkach bratobójczych nie należy brać udziału… 23 kwietnia 1945 r. wybuchła bomba rozgoryczenia i gniewu. Do Lubaczowa przybyła grupa operacyjna NKWD. Rozeszła się wśród żołnierzy wieść, ze aresztowano kilku naszych podoficerów z rodowodem AK i NSZ. Wybuchł bunt. Zabraliśmy broń i amunicje. Do lasu ruszyły pierwsza, druga i trzecia kompania, cały batalion operacyjny. W koszarach pozostała tylko garstka podoficerów, oficerów przeważnie ruskich i żołnierze wywodzący się z AL. Zdezerterował wraz z uzbrojeniem cały batalion, ponad 300 żołnierzy. Większość żołnierzy przygarnęły oddziały AK i NSZ działające w rejonie Lubaczowa, Zamościa i Łańcuta."
Grafika: Odznaka Oficerskiej Szkoły Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Boguś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz