niedziela, 30 kwietnia 2017
Niemieccy żołnierze pozują z martwym Hubalem.
Fotografia wykonana prawdopodobnie na podwórku
zagrody Laskowskich w Anielinie, 30.04.1940 |
Major Hubal nie żyje. Człowiek, który swój mundur polskiego żołnierza nałożony w 1914 r. ukochał ponad wszystko, nie zdjąwszy go ani razu, w nim został pochowany. [...] Niech cały naród zda sobie sprawę, że stracił w Nim jednego z najbardziej wartościowych ludzi. Ludzi, którzy czynami, a nie słowami dowodzili swojej wartości.
Tymi słowami Hubalczycy zawiadamiali o śmierci swojego dowódcy. W wydanym dla ludności komunikacie w pełnych emocji słowach oddawali majorowi hołd i przedstawiali okoliczności, w których zginął. Mowa tam między innymi o zdradzie, na skutek której oddział miał być zaskoczony przez Niemców, a Hubal zginął. Ale czy rzeczywiście tak było? W rocznicę śmierci majora, spróbujmy odtworzyć wydarzenia sprzed 77 lat.
W końcu kwietnia 1940 r. przy majorze jest zaledwie kilkunastu ułanów. Reszta wykruszyła się podczas ciągłego wymykania niemieckiej obławie. Warunki bytowania są ogromnie ciężkie. By nie narażać ludności na represje, Hubalczycy kwaterują w lasach. Mimo że kalendarzowa wiosna już w pełni, wśród drzew wciąż jeszcze leży śnieg. Konie na skutek forsownych przemarszów, żywione byle czym, bardzo zmizerniały. Nie lepiej jest zresztą i z ludźmi. Żołnierze żywią się skromnym pożywieniem, które przywożą ze sobą patrole.
29 kwietnia oddział biwakuje w Wólce Kuligowskiej. Tam odnajduje go granatowy policjant z Poświętnego, Jan Krukowski. Przyjeżdża ostrzec majora o zaciskającym się pierścieniu niemieckiej obławy. Wiele jednak wskazuje na to, że prawdziwym celem jego wizyty było ustalenie dokładnego miejsca pobytu ułanów. (Po wojnie Krukowski został zresztą skazany za okupacyjną współpracę z Niemcami ). Po jego odjeździe bowiem posterunek wartowniczy został ostrzelany przez nieprzyjaciela. W starciu zginął ułan Józef Kośka, ostatni ochotnik przyjęty przez majora. Sam oddział przesunął się głębiej w las, a pod osłoną nocy ruszył w kierunku południowo-zachodnim.
We Fryszerce zaprzyjaźniony młynarz Sobczyński poinformował Hubalczyków o silnym nasyceniu terenu przez wojska nieprzyjaciela. (W akcję przeciwko majorowi Wehrmacht zaangażował pododdziały 650 i 651 pułku piechoty). Dodał również, że okrążenie sięga najprawdopodobniej do Anielina i jeśli oddziałowi uda się tam przedostać - co będzie bardzo trudne - powinien wymknąć się przeciwnikowi. Lewy brzeg Pilicy miał być wolny od niemieckich oddziałów.
Początkowo major decyduje się na przeprawę i kieruje w kierunku rzeki. Docierają na brzeg, konie powoli zanurzają się w wodę, aż po brzuchy. Nagle Hubal zmienił zamiar i zawrócił. Prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że w czasie przeprawy oddział będzie doskonałym celem dla przeciwnika. Hubalczycy ponownie wjeżdżają w las i zatrzymują się w zagajniku nieopodal Anielina.
To młody, niewielki las, mogący jednak ukryć ludzi i konie. Od jakiegoś czasu nie natknęli się na żaden oddział niemiecki i być może dlatego ułanów ogarnia poczucie bezpieczeństwa. Nawet Hubal rzuca do adiutanta, pchor. Ossowskiego "Dołęgi" - Tu nas chyba nikt nie znajdzie. Mimo to major decyduje się wystawić jeden posterunek od strony wsi Anielin, który obejmuje kpr. Lisiecki "Zemsta". Żołnierze przywiązują konie do drzewek i śmiertelnie zmęczeni układają się spać. Na swoim kożuchu zasypia i sam Dobrzański.
Wstaje ostatni dzień kwietnia, w lesie jest cicho, tylko ptaki śpiewają. Kapral "Zemsta", który również usnął, budzi się nagle i widzi nad sobą Niemca. Zaskoczenie jest obustronne, tamten mówi Hände hoch!, Polak jednak jest szybszy. Wyrywa mu karabin i biegnie do "Dołęgi": Panie adiutancie, Niemcy! Ossowski przytomnieje, biegnie do Hubala i budzi go, powtarzając kwestię Lisieckiego: Panie majorze, Niemcy! Dobrzański zrywa się, wkłada kożuch. W tym czasie w ich kierunku czołgają się dwaj Niemcy - oficer i żołnierz. Są niedaleko, jakieś dziesięć metrów. Ossowski dostrzega ich pierwszy i klęcząc, strzałem kładzie pierwszego. Drugi również przyklęka i oddaje strzał w jego kierunku. Mógł celować chyba tylko w moją głowę, strzelił, zamiast mnie w głowę, trafił w serce majora, który stał za mną.
Relacja "Dołęgi" zdaje się dość jednoznacznie wyznaczać moment śmierci Hubala. Według niej miałby polec od już pierwszego strzału przeciwnika. Zresztą, po tej dwustrzałowej wymianie ognia w zagajniku miała jeszcze na jakiś czas zapaść cisza. Ale "Dołęga" sam sobie przeczy kilka zdań dalej. Mówi bowiem, że Hubal zdążył jeszcze wydać mu ostatni rozkaz - ratowania teczki z dokumentami oddziału. Czy gdyby, jak chce Ossowski, otrzymał śmiertelny postrzał w serce, miałby jeszcze siłę myśleć przytomnie i wydawać polecenia?
Istnieje jeszcze jedna relacja, która moment śmierci Majora odsuwa nieco w czasie. To wspomnienia wachmistrza Józefa Alickiego, według których Hubal próbował jeszcze zorganizować obronę, choć w gęstym jak szczotka zagajniku było to raczej trudne:
Major obracał tym karabinem [niemieckim] i jakimś cichym, przygnębionym, głosem powiedział:
— Tak, musimy umrzeć mężnie.
[...] Strzałów na razie nie ma. Naraz major się ożywił i wydaje rozkazy. Zwraca się do mnie i mówi:
— Skocz po erkaemy, biegnij w kierunku Pilicy i powstrzymaj przeciwnika, podciągniemy popręgi i siądziemy na koń, będziemy czekać na Was. Po ostrzelaniu wracajcie szybko i pomkniemy w duży las.
Słowa Alickiego potwierdza relacja plut. Romualda Rodziewicza "Romana", który zapamiętał, że Hubal "krzyczał coś do Alickiego". Ten ostatni pobiegł wykonać rozkaz dowódcy i stracił Majora z oczu. W zagajniku rozpętała się już zresztą bezładna strzelanina, z której każdy próbował ratować się na własną rękę. Oddajmy głos Romanowi: Biegnę do konia. Siodło. Koń staje dęba. Chwytam za chlebak i z visem w dłoni biegnę w kierunku strzałów. Wywalam część magazynka, rzucam granaty. Wokół zamieszanie, strzały, wybuchy granatów, nawoływania. Również Major próbował wsiąść na konia i właśnie wtedy dosięgła go seria z karabinu maszynowego. Otrzymał postrzał w klatkę piersiową i lewą dłoń. Razem z nim zginął luzak, kapral Antoni Kossowski "Ryś" oraz zabite zostały ich konie.
Momentu śmierci Hubala nikt nie widział. Wobec braku dowódcy, jego konia i luzaka, część ułanów stwierdziła, że pewnie walczy w innym miejscu lub nawet zdołał już wydostać się z lasu. Sami Hubalczycy, podzieleni na grupki, próbowali dostać się na punkt kontaktowy do chałupy sołtysa Wojakowskiego w Rzeczycy. Tam 1 maja dowiedzieli się o śmierci dowódcy.
Ciało majora Dobrzańskiego Niemcy zabrali z zagajnika i zawieźli do koszar w Tomaszowie Mazowieckim. Pochowali go w tajemnicy, w miejscu do dziś nieznanym. Być może nigdy już nie dowiemy się, gdzie znajduje się jego grób. Jedno za to wydaje się pewne. Wraz ze śmiercią Majora narodziła się jego legenda. Zabijając Hubala, Niemcy w pewnym sensie uczynili go nieśmiertelnym.
Relacja "Dołęgi" zdaje się dość jednoznacznie wyznaczać moment śmierci Hubala. Według niej miałby polec od już pierwszego strzału przeciwnika. Zresztą, po tej dwustrzałowej wymianie ognia w zagajniku miała jeszcze na jakiś czas zapaść cisza. Ale "Dołęga" sam sobie przeczy kilka zdań dalej. Mówi bowiem, że Hubal zdążył jeszcze wydać mu ostatni rozkaz - ratowania teczki z dokumentami oddziału. Czy gdyby, jak chce Ossowski, otrzymał śmiertelny postrzał w serce, miałby jeszcze siłę myśleć przytomnie i wydawać polecenia?
Istnieje jeszcze jedna relacja, która moment śmierci Majora odsuwa nieco w czasie. To wspomnienia wachmistrza Józefa Alickiego, według których Hubal próbował jeszcze zorganizować obronę, choć w gęstym jak szczotka zagajniku było to raczej trudne:
Major obracał tym karabinem [niemieckim] i jakimś cichym, przygnębionym, głosem powiedział:
— Tak, musimy umrzeć mężnie.
[...] Strzałów na razie nie ma. Naraz major się ożywił i wydaje rozkazy. Zwraca się do mnie i mówi:
— Skocz po erkaemy, biegnij w kierunku Pilicy i powstrzymaj przeciwnika, podciągniemy popręgi i siądziemy na koń, będziemy czekać na Was. Po ostrzelaniu wracajcie szybko i pomkniemy w duży las.
Słowa Alickiego potwierdza relacja plut. Romualda Rodziewicza "Romana", który zapamiętał, że Hubal "krzyczał coś do Alickiego". Ten ostatni pobiegł wykonać rozkaz dowódcy i stracił Majora z oczu. W zagajniku rozpętała się już zresztą bezładna strzelanina, z której każdy próbował ratować się na własną rękę. Oddajmy głos Romanowi: Biegnę do konia. Siodło. Koń staje dęba. Chwytam za chlebak i z visem w dłoni biegnę w kierunku strzałów. Wywalam część magazynka, rzucam granaty. Wokół zamieszanie, strzały, wybuchy granatów, nawoływania. Również Major próbował wsiąść na konia i właśnie wtedy dosięgła go seria z karabinu maszynowego. Otrzymał postrzał w klatkę piersiową i lewą dłoń. Razem z nim zginął luzak, kapral Antoni Kossowski "Ryś" oraz zabite zostały ich konie.
Momentu śmierci Hubala nikt nie widział. Wobec braku dowódcy, jego konia i luzaka, część ułanów stwierdziła, że pewnie walczy w innym miejscu lub nawet zdołał już wydostać się z lasu. Sami Hubalczycy, podzieleni na grupki, próbowali dostać się na punkt kontaktowy do chałupy sołtysa Wojakowskiego w Rzeczycy. Tam 1 maja dowiedzieli się o śmierci dowódcy.
Ciało majora Dobrzańskiego Niemcy zabrali z zagajnika i zawieźli do koszar w Tomaszowie Mazowieckim. Pochowali go w tajemnicy, w miejscu do dziś nieznanym. Być może nigdy już nie dowiemy się, gdzie znajduje się jego grób. Jedno za to wydaje się pewne. Wraz ze śmiercią Majora narodziła się jego legenda. Zabijając Hubala, Niemcy w pewnym sensie uczynili go nieśmiertelnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz