Ponad 20 mln Polaków na świecie nie ma polskich paszportów, mimo że pielęgnują polskość i utożsamiają się z Polską. Władze w Warszawie nie tylko nie mają pomysłu na rozwiązanie tego problemu, ale zachowują się tak, jakby chciały zerwać ich więzi z Macierzą. Odbierając Polsce Kresy żydokomuna głosiła: będziecie państwem narodowościowo jednolitym!
Tyle że poza granicami pozostawiła miliony Polaków, a w obecne granice przesiedliła z Kresów prawie wszystkich Żydów i setki tysięcy Ukraińców. W dodatku, niezwykle agresywnych i roszczeniowych, skrytych pod polskimi nazwiskami. Repatriacja oznacza powrót do Ojczyzny, ale wśród tzw. repatriantów było 65 proc. osób pochodzenia żydowskiego. Pochodzili z obszaru całego ZSRR, z miejsc tak egzotycznych jak Gruzja i Armenia, często nie mieli z Polską nic wspólnego, często po polsku nie mówili. U zarania III RP wydawało się, że Polska przypomni sobie o rodakach w Kazachstanie, że sprowadzi ich do Macierzy. Stało się inaczej. Opanowane przez przepoczwarzoną stalinowską nomenklaturę struktury nowego państwa uznały ich za „niechcianych Polaków”, okazały się obce, nieżyczliwe, wręcz wrogie. Nastawienie do Polaków na Wschodzie szczególnie pogorszyło się po przejęciu sterów dyplomacji przez Sikorskiego, który konsekwentnie osłabiał i niszczył skupiska Polaków za granicą i zarządził, aby w miejsce pojęcia Polonia i Polacy za granicą zacząć stosować nowe – „diaspora polska”. W Senacie wyjaśnił: – By być częścią „diaspory polskiej”, nie trzeba mieć polskich korzeni. Wystarczy mieć sentyment do Polski lub związki rodzinne lub historyczne z ziemiami historycznej Rzeczypospolitej. – Skąd ten pomysł? Sikorski szybko zdradził: – Dotychczas stosowane określenie „Polonia” było zbyt „plemienne” i „wyznaniowe” […] dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tys. paszportów w USA. – Do świństw Sikorskiego doszło przeniesienie środków wsparcia dla Polaków za granicą z Senatu do MSZ. A tak w ogóle, to ciekawe, jacy to ludzie dzielą publiczny grosz w MSZ, czy aby nie z owej „polskiej diaspory”?
Lenin wiecznie żywy
Na polu dbania o Polaków na Wschodzie zawiodły wszystkie rządy. Nie ma znaczenia, kto jest u władzy. Jest za to stała ekipa w MSW, bo generał Sierow i Berman wychowali sobie godnych następców. To oni stworzyli ten cały genialny system. Np. ustawę o repatriacji tylko po to, by jej nie wykonywać, i pieniądze w budżecie na repatriację tylko po to, by ich nie wydawać. Nikt ich nie kontroluje i nikt nie rozlicza. Rządy się zmieniały, nie zmieniała się osoba, która zajmuje się repatriacją – Piotr Stachańczyk. Do służby doszlusował w 1990 z WiP wraz z Sienkiewiczem, Brochwiczem i Rokitą. Za Geremka dyrektor departamentu konsularnego i Polonii w MSZ, w latach 2001–2007 prezes Urzędu ds.Repatriacji i Cudzoziemców, dziś sekretarz stanu w MSW, wkrótce ambasador wszystkich Polaków w Genewie. To on od 20 lat blokuje repatriację z Kazachstanu, pod wielce wydumanym pretekstem – Ruscy umieszczą wśród nich szpiegów-nielegałów. Jego obrazu dopełnia wygląd Lenina i leninowskie korzenie etniczne. To na jego zdecydowany opór napotkały starania potomków zesłańców o powrót do Ojczyzny. To on jednoznacznie wykazał – repatriacji „etnicznych Polaków” nie będzie.
W sierpniu 2012 r. weszła w życie ustawa o obywatelstwie. Jasno stwierdza, że nie dotyczy Polaków, którzy znaleźli się poza krajem po zmianie granic. Jej przepisy preferują natomiast nabywanie obywatelstwa przez tych, którzy mają przodka z polskim obywatelstwem, czyli wszystkich mających związek z przedwojenną Polską. Dotyczy praktycznie każdego, kto udowodni, że był w Polsce przejazdem (jak ten handlarz lechickimi niewolnikami z Muzeum Polin). Posłom PO i chłopom z PSL zabrakło wyobraźni, bo ustawa obejmuje potomków banderowców oraz tych, którzy podczas wojny polsko-bolszewickiej przeszli na stronę wroga. Będą mogli osiedlić się w Polsce i korzystać z praw socjalnych, o których nawet marzyć nie mogą rodacy z kazachskich stepów. Prawo do polskiego paszportu nabywają automatycznie także ich dzieci, wnuki i prawnuki, niezależnie od tego, gdzie się urodziły i czy cokolwiek o Polsce wiedzą. Przy pisaniu ustawy Stachańczyk nie wpadł na pomysł, by przywrócić obywatelstwo etnicznym Polakom. Polskim obywatelem łatwiej jest więc dziś zostać Tatarowi, niż Polakowi. Żeby zostać repatriantem, trzeba spełnić wiele warunków. Uchodźca nie musi żadnego. Dużo bardziej uprzywilejowani od Polaków stali się Ukraińcy. Nic, literalnie nic Stachańczykom nie wychodzi, ale w ściąganiu ich do Polski są bardzo sprawni. Na uczelniach polskich z 35 tys. obcych połowa to Ukraińcy. Rocznie polskie konsulaty wydają 700 tys. wiz dla Ukraińców (a kilkanaście dla Polaków z Kazachstanu). W naszym kraju przebywa ich, w większości nielegalnie, milion. W 2014 padła rekordowa liczba Ukraińców ubiegających się o status uchodźcy. Status taki uzyskały także setki Tatarów. Przy czym mnożą się groteskowe sytuacje, kiedy weterani Majdanu „bronią” ojczyzny przed Ruskimi, żądając azylu w Polsce. Kolega Stachańczyka z WiP, niesławnej pamięci Sienkiewicz, w dzień po aneksji Krymu oświadczył: – Polska jest gotowa na przyjęcie 20 tys. osób – i natychmiast zorganizował ośrodek dla 5 tys. z nich. Od początku lat 90. z Kazachstanu wróciło zaledwie 4,5 tys. Polaków. Kolejka po polski paszport jest bardzo długa. Repatriacja zamiera. Rocznie wraca do Macierzy kilka rodzin. Jesteśmy jedynym krajem, który jest tak nieudolny. Po upadku ZSRR ogromne i przemyślane przedsięwzięcie objęło ponad 2 mln Niemców. Z samego Kazachstanu wróciło ich 700 tys. Putin ściągnął do siebie słowiańską ludność z republik azjatyckich, w tym 20 tys. Polaków. Nie bał się przy tym polskich szpiegów-nielegałów. I swoistym chichotem historii jest, że dziś najwięcej polskich repatriantów żyje w Rosji. Chichotem historii jest też, że ambasada RP w Ałmaty, przy zaangażowaniu ogromnych środków pomagała Niemcom w repatriacji swych ziomków, organizując przerzut przez Warszawę i wydając bezpłatnie kilkanaście tysięcy wiz.
Zagony kozackie w Polsce
No i stało się. 20 lipca Polska zadeklarowała przyjęcie 2 tys. uchodźców z Afryki. Poinformował o tym oficjalnie... Piotr Stachańczyk. Stachańczykowie mają genialny plan ratowania „tego kraju” – chcą importować 5 mln obcokrajowców. „Gazety Wyborcze” w całej Polsce głoszą: – Polska się wyludnia; aby nie zabrakło rąk do pracy do 2060 r. musi się u nas osiedlić 5,2 mln osób, tj. 100 tys. rocznie. – Przekonują, że nie da się z tym walczyć polityką prorodzinną, a jedynym panaceum jest przygarnięcie uchodźców i budowanie „kolektywu otwartego na wielokulturowość”. Krzewią każdą kulturę bez względu na stopień jej zacofania, a nawet barbarzyństwa, poniżają cywilizację białego człowieka (białą rasę, nowotwór na ciele ludzkości – copyright Susan Sontag). Z szyderczą satysfakcją nawołują wszelkie męty świata do osiedlania się w Polsce. Pomysł, by sprowadzić do kraju Polaków ze Wschodu jest w tym kontekście zawstydzający, świadczy o zaściankowości, a nawet rasizmie. Liczby są rzeczywiście porażające. W ciągu 30 lat stracimy więcej ludności, niż podczas drugiej wojny. Pamiętajmy też, co stało się w stanie wojennym – systemowa ekspatriacja Polaków, zmuszanie do wyjazdu tych najbardziej prężnych, odważnych. Wyjechał milion, i bardzo niewielu wróciło. To była największa zbrodnia Jaruzelskiego. Dodajmy do tego, że spora grupa opozycjonistów została wymordowana wg klucza rasowego. Dziś kolejny demograficzny pogrom młodych Polaków łączy się z nazwiskiem Tuska. Gdyby nie Berman, Jaruzelski i Tusk, to Polaków byłoby 60 mln. Skąd ta liczba? Mówił o niej prymas Wyszyński. Dodajmy też rabunek polskich dzieci w Niemczech, ich przymusową germanizację i podobne praktyki w Norwegii, których polscy konsulowie nie dostrzegają.
Repatrianci z Tel Awiwu
Ubiegający się o obywatelstwo Polacy z Kazachstanu odprawiani są z kwitkiem. Muszą udowodnić swój związek z Polską. Jesteśmy jedynym państwem, gdzie wymaga się od repatrianta biegłej znajomości języka (nawiasem mówiąc, osobnik z ramienia MSZ, który kodyfikował taki zapis ustawy, paskudnie żydłaczył). Polak z Kazachstanu, w przeciwieństwie do „Polaka” z Izraela, musi znać świetnie polski. Bo jeśli nie zna, to nieważne, że ojciec zmarł w bydlęcym wagonie, a brat i siostra z głodu w stepowej lepiance. Prawa powrotu nie ma. „Polski” konsul przepytuje delikwenta, kim był Geremek, z jego polszczyzny się naśmiewa, i mówi: won, Polakiem nie jesteś! O wiele sprawniej przebiega przyznawanie obywatelstwa Żydom. Liczba „Polaków” w Izraelu rośnie. Tamtejsze media informują, że w kolejkach do polskiego konsulatu zaledwie jedna na 20 osób mówi po polsku. Niektóre z nich nie wiedzą nawet, gdzie Polska leży. Patrząc na obecną tendencję, można śmiało założyć, że za lat kilka będziemy mieli w Izraelu sto tysięcy „rodaków”, których z Polską nie łączy nic. Przypomnieć w tym miejscu należy, że bardzo sprawnie obywatelstwo przywrócono tzw. marcowym emigrantom, którzy wyjeżdżając z Polski, sami się go zrzekli. Akcja rozpoczęła się za kadencji Kwaśniewskiego. Nabrała tempa za Lecha Kaczyńskiego, który obywatelstwo przywrócił 15 300 osobnikom. W lutym 2008 r. list otwarty w tej sprawie wystosowała Gołda Tencer. W odpowiedzi Grzegorz Schetyna zadeklarował, że podlegli mu wojewodowie będą potwierdzać obywatelstwo „szybko i bardzo szybko”, a procedura ma być „wręcz błyskawiczna”. – Żydzi z Polski wyjechali, antysemici pozostali – zawiadomił swego czasu marcowy emigrant Aleksander Perski na łamach szwedzkiego „Dagens Nyheter”. Dziś mógłby rzec: Antysemici z Polski wyjechali, Żydzi pozostali. Coraz więcej Żydów ma polskie paszporty, ale do Polski nie przyjeżdżają. Jakby na coś czekali. Może na polskie lasy, może na 65 mld? Do tego dochodzi jeszcze jedno. Zacytujmy Szewacha Weissa, b. agenta Mosadu, a dziś wpływu, o „ciemnych chmurach nad Izraelem”. Ponieważ siedzą na beczce prochu, to szukają bezpiecznego schronienia i wiele wskazuje na to, że część wybrała Polskę.
– Żydzi wrócą, wytną polskie lasy, a na wykarczowanych terenach zbudują kibuce. Buntujmy się przeciwko temu. Będą tego miliony. Nie damy rady. Jak dziś nie dajemy rady z tymi z „Wyborczej”. – Nie naśmiewajmy się z tych, którzy tak wieszczą, bo mogą mieć rację. Tusk w 2007 r. zapowiadał wielki powrót Polaków z emigracji. Nie do końca był szczery. Miał zapewne na myśli „Polaków” Sikorskiego, przerzuconych czymś na wzór operacji MOST za pieniądze firmy Bulla.
W czerwcu doszło do imprezy UB-owców polskich i izraelskich. W gronie organizatorów, obok Bagsika i Gąsiorowskiego, znalazł się Rafi Eitan z Mosadu (szef akcji porwania Adolfa Eichmanna). Byli przedstawiciele Gminy Żydowskiej z Szewachem Weissem na czele i płk Derlatka (ten od tortur w Kiejkutach). W egzotycznym składzie komitetu honorowego znalazł się i b. prezes firmy Menachema Mendla Bulla, której udziałowcami i pracownikami jest wielu emerytowanych oficerów wywiadu PRL, wspólnie „dopinających” duże kontrakty zbrojeniowe oraz gen. Skrzypczak (też od Bulla!).
Rok 1990. Tysiące Żydów chcą wyjechać z rozpadającego się sowieckiego imperium. Szukają bezpiecznej drogi. Izrael zwraca się do Polski. 26 marca 1990 r. na spotkaniu z przedstawicielami Amerykańskiego Kongresu Żydów w nowojorskim hotelu „Plaza” Mazowiecki zapowiada udział w przedsięwzięciu naszej bezpieki. Operacja otrzymuje kryptonim MOST. I to jej dotyczyła czerwcowa impreza. W ramach operacji przerzucono przez Warszawę do Tel Awiwu, pod politycznym patronatem Mazowieckiego i bezpieczniackim Petelickiego, 60 tys. Żydów. Znalazły się też pieniądze na operację, a była to kasa Art-B. Bo Polaków okradli, za pomocą mechanizmu zwanego oscylatorem, organizatorzy warszawskiej konferencji. Innymi słowy, Izrael sfinansował sobie repatriację ziomków pieniędzmi ukradzionymi polskiemu państwu przez firmę Mosadu. Właściciele Art-B po zakończeniu operacji też „repatriowali się” do Izraela. Sądząc po dzisiejszym obywatelstwie aferzystów i po tym, że azylu udzielił im Izrael, jest jasne, kto dał pierwszy milion na rozruszanie interesu i kto interesu pilnował (à propos Gąsiorowskiego, w kwietniu wziął on udział w Sejmie w konferencji dotyczącej wartości w biznesie, obok... b. premiera Buzka). Oficer SB Sławomir Petelicki dosłużył się stopnia generała na początku lat 90. Zasadniczy wpływ na to miało niewątpliwie wsparcie Mosadu. Zresztą oficerowie SB zaczęli zawierać przymierza bezpieczniackie na kierunku izraelskim jeszcze przed 1989 r. Z polskimi interesami miało to mały związek, ale miało z manewrem Jaruzelskiego z czasów stanu wojennego, który zniesienie bojkotu USA załatwiał via Tel Awiw. Kierunek izraelski penetrował także Kwaśniewski, bo wprzągł Polskę w wojnę z Arabami, i Miller, bo kupił nieprzetestowane izraelskie rakiety. Dzięki temu USA puściły w niepamięć ich współpracę z KGB. Czemu konferencja miała służyć? Budowie nowego mostu, tym razem z Tel Awiwu do Warszawy? Próbie wkupienia się starych esbeków w łaski filosemickiego PiS-u, przy wsparciu starych druhów z Mosadu? Nawiasem mówiąc, pomysłodawca i organizator konferencji utrzymuje od dawna bliskie kontakty z posłem PiS Witoldem W. I temu ostatniemu zadajmy tu pytanie: ilu sowieckich agentów dzięki operacji MOST znalazło się w Izraelu? Pytanie ważne także dlatego, bo przekłada się na politykę historyczną Putina i Żydów wobec Polski.
Miejsce potomków zesłańców do Kazachstanu jest tutaj, w Ojczyźnie. Oni wszyscy już dawno powinni tu być. Zaniechania w tym względzie to największa hańba rządów III RP. I czas najwyższy głośno mówić – zdrada. Na pytanie, co trzeba zmienić w Polsce, żeby ci ludzie wrócili, jest tylko jedna odpowiedź: Zmienić Stachańczyków. Polska nie potrzebuje żadnej nowej ustawy o repatriacji, potrzebuje polonizacji i wymiany elit na ludzi, którzy myślą po polsku, którzy czują się odpowiedzialni za Polaków, a nie traktują ich jak bydło, przeganiane z jednego krańca świata na drugi, poupychane w zdezelowanych busach, jak niegdyś w bydlęcych wagonach.
I rację mają ci, którzy twierdzą, że wielu spośród tych, co rządzą dziś Polską, zdaje sobie sprawę, że Polacy w Kazachstanie są bardziej Polakami niż oni sami, i że ich doktryna to: Polacy mają z Polski uciekać, a nie wracać. Jak nie na zmywak, to na wojnę z Ruskimi lub Arabami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz