20.02.1932 r.
Wszedł do służby okręt podwodny ORP Żbik.
ORP Żbik był jednym z trzech okrętów podwodnych Polskiej Marynarki Wojennej, które noc poprzedzającą wybuch wojny spędziły w bazie na Helu. Wraz z nim przy nabrzeżu cumowały ORP Sęp i Ryś. Gdy tylko załogi otrzymały rozkaz opuszczenia bazy, wyprowadziły swoje okręty na pełne morze. Sęp minął główki helskiego portu o godzinie 5.58, Ryś równo o godzinie szóstej zaś Żbik, jako ostatni, dziesięć minut później.
Według planu „Worek” sektorem działania ORP Żbik były wody na północny-wschód od Jastarni. Sąsiadował on od zachodu z sektorem Sępa zaś od wschodu z rejonem operacyjnym Rysia.
Dowódcą ORP Żbik był komandor podporucznik Michał Żebrowski, urodzony 28 marca 1901 roku w Mińsku Litewskim. Podczas wojny polsko-bolszewickiej wstąpił ochotniczo do Wojska Polskiego i służył w kawalerii, w 10 Pułku Ułanów Litewskich a następnie w 23 Pułku Ułanów Grodzieńskich i w Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Między rokiem 1921 a 1923 studiował w Akademii Rolniczej, zaś do lipca 1924 roku był słuchaczem Szkoły Podchorążych Piechoty w Warszawie. Od 1 października 1924 był słuchaczem Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej. Na pierwszy stopień oficerski został promowany 10 października 1927 roku. Był słuchaczem Ecole des officiers torpilleurs oraz Ecole d’application des enseignes de vaisseaux (szkoły inżynierów okrętowych). Służył we Flotylli Pińskiej oraz w Kierownictwie Marynarki Wojennej. Od 1932 roku służył we Flocie jako oficer broni podwodnej na torpedowcach OORP Ślązak i Kujawiak oraz na kontrtorpedowcu ORP Wicher. W latach 1934-1935 był oficerem broni podwodnej na ORP Żbik a następnie wykładowcą na I Kursie Oficerów Broni Podwodnej. Od 1935 roku do grudnia 1936 roku był zastępca dowódcy ORP Wilk. Miedzy lutym a majem 1935 roku ukończył Kurs Oficerów Podwodnego Pływania. W lipcu 1938 roku objął dowództwo na ORP Żbik.
Kadrę oficerską Żbika uzupełniali: kpt. mar. Wilhelm Kamuda – zastępca dowódcy okrętu, por. mar. Roman Jankisz – oficer nawigacyjny, ppor.mar. Kazimierz Sadowski – oficer broni podwodnej i por. mar. Henryk Zdzienicki – oficer mechanik.
Dziesięć minut po minięciu główek portu okręt zanurzył się. O godzinie 10.10 odebrano radiogram z Dowództwa Floty z ostrzeżeniem, aby nie wynurzać się przed zapadnięciem zmroku, ze względu na ewentualność ataków z powietrza. W międzyczasie zaobserwowano przez peryskop niemieckie samoloty nad Helem. Podobnie jak w przypadku Sępa, również na ORP Żbik przez pierwsze godziny nie dotarł żaden meldunek o sytuacji i zachowaniu na morzu. Dopiero o godzinie 11.00 odebrano sygnał o rozpoczęciu wojny i rozkaz atakowania okrętów oraz statków nieprzyjaciela. Do tego czasu obserwatorzy rozpoznali statek handlowy płynący w eskorcie okrętu wojennego, nieprzyjacielski trałowiec chodzący różnymi szybkościami i zmiennymi kursami oraz sześć wodnosamolotów typu Henkel, latających nisko nad woda, na wysokości 20-50 metrów. Aby uniknąć wykrycia okręt zanurzał się wówczas na głębokość 16-18 metrów. Idąc na głębokości peryskopowej w stronę sektora, zauważono kolejne dwa trałowce, dwa kontrtorpedowce typu Leberecht Maass i jeden ścigacz. Kontrtorpedowce znajdowały się 4000-5000 metrów od Żbika i dla własnego bezpieczeństwa często zygzakowały rozwijając prędkość ponad 14 węzłów. O godzinie 18.50 ORP Żbik dotarł do wyznaczonego mu sektora. Stwierdzono ożywiony ruch małych okrętów niemieckich, nie godnych zaatakowania. Po zachodzie słońca polski okręt wynurzył się i aby załadować akumulatory udał się ze względów bezpieczeństwa poza 55 równoleżnik. Był tym samym, w pierwszym dniu wojny, najdalej na północ wysuniętym okrętem Polskiej Marynarki Wojennej. Podczas ładowania baterii rozpoznano kilka oświetlonych statków handlowych.
Po godzinie drugiej ORP Żbik został zmuszony do alarmowego zanurzenia i zejścia na głębokość 20 metrów. Powodem tego manewru było wykrycie Żbika przez okręt nieprzyjaciela, który obserwatorzy znajdujący się na pomoście rozpoznali jako trałowiec. W rzeczywistości był to okręt podwodny Kriegsmarine U 18, którym dowodził 37-letni Kapitanleutnant Max-Hermann Bauer. Według dziennika bojowego niemieckiej jednostki, ORP Żbik został przez nią wykryty 28 minut przed tym jak przeprowadził manewr zanurzenia, jednak nie został od razu zaatakowany, gdyż dowódca U 18 postanowił zaczekać z atakiem do nadejścia świtu. Niemieccy marynarze nie zauważyli jednak, że w pewnym momencie Żbik się zanurzył i do godziny siódmej rano prowadzili jego usilne poszukiwania.
Natomiast polski okręt wrócił do swojego sektora. Miedzy 2 a 4 września, z powodu niesprzyjających dla okrętów podwodnych warunków pogodowych (dobra widoczność i gładka powierzchnia morza), Żbik pozostawał na głębokości 20 metrów, rzadko wychodząc na głębokość peryskopowa (zazwyczaj co dwie godziny) aby przeprowadzić obserwacje.
Podczas lustrowania horyzontu nie zauważono jednak żadnego celu na który można by było przeprowadzić atak. Jednostkami wroga, które znalazły się w polu widzenia peryskopu były zazwyczaj trałowce i ścigacze. Dwukrotnie zauważono kontrtorpedowiec typu Leberecht Maass, który przechodził jednak za daleko od polskiego okrętu, by móc go storpedować.
Dnia 2 września, dowódca Dywizjonu Okrętów Podwodnych, kmdr por. Aleksander Mohuczy, otrzymał od dowódcy Floty, kontradmirała Józefa Unruga, zadanie opracowania planu ustawienia przez trzy podwodne stawiacze min zagród minowych gwieździście na wodach wokół Półwyspu Helskiego, będących w zasięgu helskiej XXXI baterii artylerii nadbrzeżnej (cztery działa 152,4 mm usytuowane na cyplu helskim), aby okręty niemieckie nie mogły ich wytrałować. Każdy z okrętów typu Wilk posiadał na swoim pokładzie po 20 min typu SM 5, które mógł postawić wyłącznie na rozkaz. W dniu 3 września o godzinie 00.50 z Dowództwa Floty został wysłany taki rozkaz oraz współrzędne geograficzne dotyczące miejsc rozmieszczenia zagród minowych. Okręt komandora Żebrowskiego swój ładunek miał postawić po morskiej stronie półwyspu, w odległości 9 mil morskich na północny wschód od Jastarni. Radiodepesza ta jednak nie została odebrana przez załogę Żbika. Odczytano ją dopiero dwa dni później gdy jej treść została powtórzona przez Dowództwo Floty. Polski okręt znajdował się wówczas na wschód od południowego cypla szwedzkiej wyspy Gotlandia i po odebraniu rozkazu udał się w kierunku wyznaczonego miejsca. Został wówczas, 5 i 6 września, trzykrotnie namierzony przez niemieckie kontrtorpedowce. Za każdym razem okręt był atakowany przez nieprzyjaciela bombami głębinowymi, które nie wyrządziły polskiej jednostce żadnej szkody. 7 września o godzinie 23.15, w odległości 200 metrów od lewej burty Żbika nastąpiła potężna eksplozja po której ukazał się słup wody. Natychmiast został wydany rozkaz zanurzenia alarmowego. Podobnie jak w przypadku Sępa i tym razem nastąpiła przedwczesna detonacja niemieckiej torpedy wystrzelonej w stronę polskiego okrętu. Torpedę tę wystrzelił U 22 dowodzony przez Kapitanleutnanta Wernera Wintera. W dzienniku bojowym U 22 znajduje się następujący opis nocnego spotkania obu okrętów:
Godzina 23.05. Na patrolu na północ od Rozewia „U 22” zauważył nieprzyjacielski okręt podwodny, prawdopodobnie zwrócony dziobem. Odległośćokoło 600 metrów. Pozycja w przybliżeniu 55°36’ Nord, 18°54’ Ost. O godzinie 23.09 „U 22” odpalił z odległości około 200 metrów torpedę, która trafiła okręt podwodny tużza kioskiem. Zameldowałem o zniszczeniu okrętu podwodnego.
Po opadnięciu słupa wody i chmury dymu wywołanej eksplozja, zamiast polskiego okrętu, niemieckiemu dowódcy ukazała się na powierzchni niewielka plama paliwa. Na tej podstawie Kapitanleutnant Winter złożył meldunek o zatopieniu Żbika a za swój „sukces” otrzymał odznaczenie w postaci Żelaznego Krzyża. Jak wiemy, wybuch torpedy nastąpił w odległości 200 metrów od lewej burty polskiego okrętu, zatem opis zawarty w dzienniku bojowym U 22 nie tylko jest nieprawdziwy w kwestii wyniku spotkania ale również w kwestii odległości z jakiej niemiecki okręt zaatakował polską jednostkę. Prawdopodobnie wybuch torpedy nastąpił w połowie dystansu dzielącego oba okręty a był, podobnie jak w przypadku ataku U 14 na ORP Sęp, spowodowany zbyt czułym zapalnikiem magnetycznym torpedy typu G7a.
W obawie przed kolejnym atakiem i zdemaskowaniem planów postawienia pola minowego, Żbik szedł przez resztę nocy i cały następny dzień pod wodą. Wynurzył się dopiero 8 września o godzinie 23.00 by naładować baterie akumulatorów. Na wyznaczone przez dowódcę Dywizjonu miejsce postawienie min okręt przybył przed wschodem słońca. Operacje minowania rozpoczęto o godzinie 6.05. Pierwszą zagrodę, złożoną z dziesięciu min, postawiono w pozycji 54°47’ N i 18°39,5’ E, zaś drugą, złożoną z tej samej liczby min, w pozycji 54°46,3’ N i 18°45,5’ E. Zadanie zakończono o godzinie 7.50. Na jedną z tych min wszedł 1 października niemiecki trałowiec M 85, należący do 7 Flotylli Trałowców.
Wybuch, który miał miejsce o godzinie 14.30, rozerwał dziobową część okrętu, który następnie w ciągu paru minut zatonął wraz z 23 członkami załogi. Uratowano natomiast 47 marynarzy i oficerów wraz z dowódcą okrętu, kpt. mar. Ottonem Ulrichem. Drugą jednostką, która zatonęła na skutek kontaktu z miną postawioną przez Żbika był zbudowany w 1938 roku niemiecki trawler Mühlhausen PG 314 o tonażu 327 BRT, który zatonął około północy 22 stycznia 1940 roku wraz z całą, 14-osobową załogą.
Po wykonaniu zadania ORP Żbik skierował się do nowego sektora, który według rozkazu otrzymanego 5 września, powinien zająć już 7 września do godziny 4.00. Sektor ten znajdował się między 16 a 17 stopniem długości geograficznej. Po dotarciu do niego 10 września załoga polskiego okrętu wielokrotnie spotykała na swoim kursie niemieckie statki płynące samotnie, których, zgodnie z prawem międzynarodowym, nie można było zaatakować bez wcześniejszego skontrolowania ładunku i zapewnieniu bezpieczeństwa załodze. Tak wiec zamiast użyć torped, Żbik musiał chować się przed napotykanymi jednostkami, aby nie zostać rozpoznanym, co mogło na niego w niedługim czasie sprowadzić niemieckie lotnictwo i marynarkę, wyczekując na pojawienie się eskortowanego konwoju bądź okrętów bojowych. W międzyczasie część załogi okrętu zaczęła skarżyć się na poważne dolegliwości żołądkowe którym towarzyszyły wymioty, wysoka gorączka oraz zasłabnięcia.
Z powodu braku na jednostce alkoholu, kmdr Michał Żebrowski wydał polecenie, aby zrobić wódkę ze spirytusu torpedowego. Wydawał on ja chorym marynarzom, co wpłynęło dodatnie na poprawę ich stanu zdrowia.
W dniu 12 września okręt przebywał w pobliżu Olandii poczym następnie udał się w rejon wyspy Sodramisjobanken. Tam, podczas kilkudniowej sztormowej pogody, doszło do obniżenia sprawności technicznej Żbika. Meldowano nieszczelność włazów i klap torpedowych, woda zalewała szyby wentylacyjne oraz przez właz na kiosku dostała się do wnętrza okrętu, przez co zaczęła w nim panować ogromna wilgoć. 17 września o godzinie 3.20, podczas kolejnego sztormu, wysoka fala po raz kolejny zalała szyby wentylacyjne i dostała się do baterii akumulatorów. W pomieszczeniu rufowym natychmiast wytworzył się silnie stężony chlor zaś załoga uszkodzenia musiała usuwać pracując w maskach. Okręt dopiero po dziesięciu godzinach odzyskał zdolność podwodnego pływania. O godzinie 16.00 dostrzeżono kontrtorpedowiec nierozpoznanej narodowości. ORP Żbik ukrył się pod wodą, a że sztorm na powierzchni nie ustawał, pozostał w zanurzeniu aż do zachodu słońca 19 września. Komandor Żebrowski skierował swój okręt na północ, mając nadzieję, że tam znajdzie trochę spokoju aby móc w ciągu paru dni usunąć powstałe uszkodzenia. Podczas przejścia wzdłuż zachodnich wybrzeży wyspy Gotlandia, 20 września napotkano dwa niemieckie statki – o godzinie 9.45 statek Köln, zaś w samo południe statek należący do linii Oldenburg Portugalische Damp. Następnego dnia napotkano kolejne trzy statki.
Komandor Żebrowski, podobnie jak pozostali czterej dowódcy polskich okrętów podwodnych, otrzymał 15 września z Dowództwa Floty rozkaz aby szkodzić nieprzyjacielowi aż do wyczerpania wszystkich środków a następnie udać się do Anglii bądź, jeśli to nie będzie możliwe, internować się w Szwecji. Już wówczas, po rozmowie ze swoimi oficerami, podjęto decyzję przejścia przez cieśniny, jednak uszkodzenia, których doznał okręt podczas sztormu, rozwiały nadzieję załogi na powodzenie tej akcji, przede wszystkich ze względu na niemożność naprawy uszczelnienia włazów, przez które do wnętrza jednostki wlewała się woda za każdym razem gdy schodzono na głębokość większą niż peryskopowa.
25 września, po blisko czterech tygodniach kampanii, uznano, że dalszy pobyt na morzu jest bezcelowy. Nie natrafiono na eskortowane statki oraz większe okręty wroga, zaś musiano uważać na lekkie siły Kriegsmarine i lotnictwo, na zwalczanie których nie było środków. Dotkliwy był brak na okręcie aparatów podsłuchowych, przez co jednostka znajdująca się w zanurzeniu pozostawała głucha i ślepa. Kolejnym problemem jaki się pojawił było zamglenie szkieł peryskopów, które zaczęły się podczas chłodniejszych dni i nie można ich było w żadnym stanie usunąć. Zły stan techniczny okrętu oraz niewielkie zapasy paliwa pozostające na nim, były powodem podjęcia decyzji o skierowaniu się w stronę szwedzkiego portu. W pobliżu Almagrundet wezwano pilota, oświadczając, że Żbik wymaga naprawy. Gdy się okazało, że nie będzie można jej dokonać w ciągu 24 godzin, okręt poddano internowaniu. W obecności kmdr Żebrowskiego i kpt. Kamudy spalono koperty z rozkazami, komplet szyfrów, tabele, notatki i książkę szyfrowanych depesz, po czym zawiadomiono o przybyciu posła Rzeczypospolitej w Sztokholmie.
ORP Żbik został przeprowadzony do bazy szwedzkiej marynarki wojennej w Stavanas i poddany identycznym procedurom jak w przypadku znajdujących się już tam OORP Sęp i Ryś. Był ostatnim polskim okrętem podwodnym zatrzymanym w Szwecji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz