28 czerwca 1651 r. rozpoczęła się jedna z największych bitew XVII wiecznej Europy (równa, co do ilości wojsk bitwie pod Wiedniem). Była końcowym etapem walk w czasie pierwszej polsko-kozackiej wojny, która przeszła do historii pod nazwą powstania Chmielnickiego. Pod Beresteczkiem, naprzeciw kozacko-tatarskiej armii pod wodzą Chmielnickiego i chana Islama Gireja, stanęły wojska Rzeczypospolitej, którymi dowodził król Jan Kazimierz ze szwedzkiej dynastii Wazów.
Nieszczęścia Rzeczypospolitej zaczęły się na poważnie, kiedy na tronie w wyniku elekcji zasiedli królowie ze szwedzkiej dynastii Wazów. Wielu ówczesnych polskich polityków, książąt, magnatów i przedstawicieli dworu typowało na króla Polski syna króla szwedzkiego Jana z dynastii Wazów i Katarzyny Jagiellonki, najmłodszej córki Zygmunta Starego i Bony Sforzy. Założenia polityczne były słuszne. Jan był po kądzieli Jagiellonem. Spodziewano się, że będzie królem Rzeczypospolitej, a nie królem szwedzkim. Wszyscy Wazowie na tronie polskim myśleli jednak głównie o koronie Szwecji, Polska stanowiła dla nich dodatek w postaci beneficji.
W owym czasie Rzeczypospolita była olbrzymim krajem z bardzo bogatą magnaterią i szlachtą. Problem w tym, że w wyniku podpisywanych „pacta conventa” uprzywilejowane warstwy społeczne i duchowieństwo prawie nie płaciły podatków. Wschodnie tereny Rzeczypospolitej, zwane kresami, były zamieszkiwane przez ludność wyznania prawosławnego. Magnateria i szlachta też w części wyznawała prawosławie. Kresy, mimo iż dysponowały bardzo dobrymi ziemiami, na skutek ciągłych najazdów tatarskich były bardzo biedne, ludność często żyła w nędzy. Jedyną szansą większego zarobku były łupy, zdobywane w czasie samodzielnych wypraw wojennych przeciw Tatarom Krymskim, a nawet Turkom w Konstantynopolu. Rzeczypospolita, aby mieć dobrze wyszkoloną i bitną armię, utrzymywała na żołdzie (rejestrze) do 40 tysięcy Kozaków, co pozwoliło im jakoś żyć.
Skarb Rzeczypospolitej był zwyczajowo pusty, a królowie elekcyjni niezbyt majętni. Przybywali często do Rzeczypospolitej aby się wzbogacić. Pusty skarb, łaska szlachty, która nie zamierzała płacić podatków, doprowadzał do buntów wśród Kozaków rejestrowych. Były krwawo tłumione przez książąt kresowych, wywodzących się często z dawnych ruskich rodów: Wiśniowieckich, Zasławskich, Koniecpolskich, Potockich. Ale przejdźmy do bitwy...
Siły obu stron są do dzisiaj przedmiotem kontrowersji. Albrycht Radziwiłł pisał we wspomnieniach o ok. 100 tysięcznej armii koronnej, jego kuzyn Bogusław (ten z „Potopu”) wspomina o 80 tysiącach. Kozaków z Tatarami szacowano często na 150-200 tysięcy ludzi. Obecnie najczęściej przyjmuje się, że ze strony polskiej uczestniczyło w bitwie 55-65 tysięcy (mniej więcej pół na pół żołnierze zaciężni i pospolite ruszenie), natomiast sprzymierzeni wystawili 70-80 tysięcy Kozaków, którym towarzyszyło 20-30 tysięcy Tatarów.
Kozakami dowodził osobiście Chmielnicki, a Tatarami chan Islam Girej. Po stronie polskiej głównodowodzącym był oczywiście król Jan Kazimierz, obecni byli też obaj hetmani koronni – Mikołaj Potocki i Marcin Kalinowski, ale w decydującym, trzecim dniu bitwy w dowodzeniu zastąpili ich bardziej utalentowani dowódcy: Potockiego – Stanisław Lanckoroński, a Kalinowskiego – Jeremi Wiśniowiecki, odwieczny rywal Kalinowskiego do tytułu hetmana. Ważną rolę odgrywali również doświadczeni oficerowie cudzoziemskiego autoramentu: Zbigniew Przyjemski i Krzysztof Houvaldt.
Bitwa pod Beresteczkiem rozegrała się 28-30 czerwca 1651 r., w trakcie powstania Chmielnickiego, między wojskami polskimi pod dowództwem Jana Kazimierza a siłami tatarsko-kozackimi i była, można rzec, zakończeniem tego etapu wojny polsko-kozackiej. Zakończyła się zwycięstwem strony polskiej. Wygrana jest zasługą dowodzącego polskimi wojskami Jana Kazimierza, który zastosował skuteczną taktykę ustawienia w szachownicę oddziałów piechoty na przemian z jazdą. W decydującej fazie bitwy ważne okazało się też wykorzystanie, przez znajdującą się w centrum ugrupowania polskiego piechotę, siły ognia muszkietów i artylerii.
Wojska koronne zbierały się w obozie w Sokalu nad Bugiem. Król, doświadczony kampanią zborowską, chciał starannie przygotować się do bitwy. Rozesłano wici na pospolite ruszenie i zaciągano wojska obcego autoramentu, głównie zaciężną piechotę niemiecką. Uszykowano też godnie artylerię w sile ok. 85-100 dział wszelkiego kalibru. Wyjątkowo zadbano o wszystkie rodzaje broni. Przygotowanie armii zajęło kilka tygodni. Tuż przed starciem odesłano ok. 2 tys. jezdnych dla stłumienia buntu Kostki Napierskiego na Podhalu. W sumie zebrano ok. 78 tys. wojska, ok. 95 dział i pokaźny tabor z czeladzią w sile ok. 10 tys. Rozkład sił Rzeczypospolitej: piechota najemna, dragoni, husaria i artyleria w środku pod dowództwem Jana Kazimierza. Skrzydła obsadzili: lewe – na czele jazdy wraz z pospolitym ruszeniem, hetman polny koronny Marcin Kalinowski i książę Jeremi Wiśniowiecki; prawe – wojewoda bracławski Stanisław Lanckoroński.
Kozacy zgromadzili ogromną armię w sile ok. 100-150 tys. żołnierzy pod dowództwem Bohdana Chmielnickiego i potężny tabor ciągnący ok. 100-145 dział z zapasami żywności oraz sprzętem wojskowym. Tatarzy, pod dowództwem osobistym chana Islama Gireja, przybyli na wojnę w sile ok. 35-55 tys. żołnierzy świetnie wyszkolonych i bardzo odważnych. Strona kozacko-tatarska była pewna kolejnego zwycięstwa, ale chan mamiony przez Chmielnickiego wiedział, że skończył się czas łatwych zwycięstw.
Pierwsze potyczki odbyły się 28 czerwca. Ten dzień polskie wojsko rozpoczęło uroczystą Mszą świętą. Zwiadowcy donieśli o przeprawie nieprzyjaciela przez rzekę Płaszówkę. Chwilę później orda pojawiła się na polu i rozpoczęła się bitwa. Polska artyleria w większości została w obozie, aby osłonić ewentualny odwrót. Po południu król pozwolił na harce, w których lepsi okazali się Polacy. Potem zniecierpliwiona orda ruszyła do ataku. Król kazał chorągwiom Koniecpolskiego i Lubomirskiego wyjść im naprzeciw. Tatarzy rzucili resztę czambułów do odparcia polskich chorągwi. W tym właśnie momencie książę Jeremi Wiśniowiecki uderzył na ordyńców swoimi chorągwiami kozackimi oraz oddziałem Stefana Czarnieckiego, za nimi poszło pospolite ruszenie. Walka była zacięta, jednak Tatarzy musieli uznać wyższość polskich wojsk. Większość ich sił zbiegła z pola. Tuż po walce zapadł zmierzch i armie udały się na spoczynek.
29 czerwca, o godz. 8.00 rozpoczął się drugi dzień bitwy i obie armie wyszły w pole. O godz. 11.00 rozpoczęły się harce, po nich oddział polskiej jazdy Rewery Potockiego spędził z pola Tatarów. Po południu najlepsza jazda tatarska uderzyła na pozycje polskie. Lewe skrzydło przyjęło atak, jednak czambuły zawróciły tuż przed szykiem ostrzeliwując Polaków z łuków. Oddział tatarski, który przedarł się między jazdą szarżując na szańce, został jednak odrzucony ogniem muszkietów i kontratakiem jazdy Wiśniowieckiego. Tatarzy, wzmocnieni posiłkami, z jeszcze większym impetem uderzyli w jazdę w centrum pod dowództwem Szymona Szczawińskiego. Ten, wsparty jazdą Lanckorońskiego, zażarcie się bronił cofając powoli. Wkrótce Tatarom udało się przedrzeć na skrzydłach i zaatakować polski obóz. W tym momencie dała się poznać rozwaga króla Jana Kazimierza, który kazał całej doborowej piechocie dać salwy rzędowe z muszkietów i bić z wszystkich dział. Zagrożenie minęło, a Tatarzy ponieśli ogromne straty. Na ordyńców uderzyły z dużym impetem chorągwie Potockiego (hetmana wielkiego), Czarnieckiego, Lubomirskiego i Sapiehy spychając ich daleko od szańców. Kilka oddziałów posunęło się jednak za daleko i zostały okrążone.
W heroicznej obronie zginęli m.in. kasztelan halicki Adam Kazanowski, starosta lubelski Jerzy Ossoliński, miecznik przemyski Ligęza, towarzysz husarski Rzeczycki i podkomorzy sanocki Jan Stadnicki. Do chwilowej niewoli dostał się ranny starosta jaworowski Jan Sobieski, po czym został odbity przez swoich żołnierzy, biorąc do niewoli podskarbiego chańskiego Mufrahha. Sytuację wyjaśniła szarża jazdy Wiśniowieckiego. Nowe czambuły tatarskie runęły ze wzgórz na pułk Lanckorońskiego, wtedy król pchnął do ataku stojące w odwodzie chorągwie Rewery Potockiego. Ordyńcy zostali zepchnięci z pola. Około godz. 4:00 walka ustała. Bilans nie był tak korzystny dla strony polskiej, jak w dniu poprzednim. Tatarzy nie odnieśli sukcesu i ponieśli bardzo duże straty, około 1,8 – 2,0 tys. ludzi. Z polskiej strony zginęło ok. 350 żołnierzy. Król zdecydował o taktyce na następny dzień: miało dojść do frontalnego starcia całej armii w polu.
Od samego poranka 30 czerwca nad polem unosiła się gęsta mgła, toteż do przedpołudnia nie podejmowano żadnych działań. Około godz.10:00 opadły mgły i obie armie mogły się już dojrzeć. Na prawym polskim skrzydle dowodził wojewoda bracławski Stanisław Lanckoroński. Centrum było pod osobistym dowództwem Jana Kazimierza, a lewe skrzydło Jeremiego Wiśniowieckiego. Po stronie kozacko-tatarskiej przybył wielki tabor, który został pospiesznie ufortyfikowany, a jazda kozacko-tatarska zajęła lewe skrzydło oraz centrum. Dowodzili Bohdan Chmielnicki i chan Islam Girej. Bitwę rozpoczęły czambuły tatarskie, które ruszyły do szarży i ponownie zatrzymały się obsypując szyki polskie gradem strzał. Następnie król rozkazał artylerii ostrzelać szyki tatarskie. Odniosło to skutek, ponieważ ordyńcy nie ruszali już do ataku, aż do wczesnego popołudnia. Król dał rozkaz piechocie do powolnego marszu naprzód próbując zrobić wyrwę między Tatarami a szykującymi się do ataku kozakami. Wtedy kniaź Jeremi Wiśniowiecki poprosił o zgodę na atak na Kozaków, na co król przystał. Żołnierze odśpiewali Bogurodzicę i rozpoczęła się szarża 18 chorągwi jazdy (ok. 2,5 tys. ludzi).
Wsparły ją chorągwie Rewery Potockiego i Szymona Szczawińskiego w sile ok. 1,5 tys. ludzi, prawie rozrywając tabor kozacki. Od całkowitego rozbicia kozaków uratował kontratak czambułów Nuradyna, uderzających w bok oddziałów Szczawińskiego. Zasypani gradem strzał Polacy cofnęli się. Teraz Tatarzy zagrozili wojskom zdobywającym tabor. W tym momencie swoje zdolności dowódcze potwierdził król Jan Kazimierz. W mgnieniu oka rzucił do walki stojące w odwodzie chorągwie jazdy łęczycko-sieradzkiej. Uderzenie wsparli rajtarzy ks. Bogusława Radziwiłła oraz rajtaria elektorska. Kontratak odrzucił na chwilę Tatarów, co wystarczyło, aby jazda kniazia Jeremiego Wiśniowieckiego zrobiła nawrót i uderzyła na nich od tyłu. Jednocześnie odezwały się polskie działa. Tatarzy poszli w rozsypkę i zostali zepchnięci ponosząc duże straty. Wiśniowiecki znowu uderzył na tabor powoli go zdobywając.
Teraz król rozkazał ruszyć taborowi polskiemu do przodu. Widząc to, chan pchnął swoje najlepsze czambuły do ataku na polskie centrum. Nawała ok. 5 tys. doborowej jazdy krymskiej i nogajskiej ruszyła do ataku. Centrum polskie tworzyło tzw. ognistego węża. Po kilku salwach uderzenie tatarskie zostało powstrzymane, ale ordyńcy nie zbiegli i kilka razy atakowali szyki polskie bez skutku, za każdym razem ponosząc olbrzymie straty. Tymczasem, na lewym skrzydle Wiśniowiecki rozrywał tabor i odciął Kozaków od Tatarów. Na prawym skrzydle jazda Lanckorońskiego rozniosła straże tatarskie i posuwała się na przód.
Losy bitwy, mimo przewagi i inicjatywy polskiej, były jeszcze nie rozstrzygnięte. Chan raniony został w nogę, widząc śmierć swego brata i wielu dostojników tatarskich, załamał się ostatecznie i rzucił do ucieczki. Widząc białą chorągiew chana, polscy artylerzyści wypalili w jej kierunku z działa. Strzał był precyzyjny − stojący tuż obok chana Tatar spadł zabity z konia. Kiedy na dodatek szwadron cudzoziemski spod komendy Bogusława Radziwiłła dał salwę z muszkietów, w ślad za wodzem zaczęła uciekać cała jazda tatarska, zostawiając kozaków samych na polu bitwy. Widząc co się dzieje, Bohdan Chmielnicki pognał do chana, by go zatrzymać. Przymówił mu zbyt ostro. Dość, że Islam Gerej wściekł się, kazał ordyńcom związać hetmana zaporoskiego i związanego uwiózł ze sobą w stronę Wiśniowca.
Kozaków, którzy za jednym zamachem nie tylko stracili sojusznika, ale wraz z nim naczelnego wodza, ogarnęła panika. Zaczęli uciekać z pola, próbowali schronić się w taborze, który tymczasem cofnął się teraz na prawe skrzydło polskie, dotąd nietknięte. Tabor obronny był nie tylko kilkoma rzędami wozów spiętych łańcuchami, ale także samą obronnością miejsca. Zabezpieczało go zakole rzeki, bagno i las. W tych warunkach trudno było go szturmować. Postanowiono więc na razie przystąpić do oblężenia, zanim król nie sprowadzi z Zamościa, Lwowa i Brodów potężnych dział, które mogłyby skutecznie razić kozaków. Na razie przystąpiono do rozmów. Polacy nie wiedzieli, że Chmielnickiego nie ma w taborze, toteż jako jeden z warunków postawili jego wydanie. Kozacy, gdy zrozumieli, że Polacy nic nie wiedzą o uprowadzeniu hetmana zaporoskiego, postanowili wytargować jak najlepsze warunki poddania, a w każdym razie, możliwie długo przeciągać rokowania, by w tym czasie obmyślić jakąś drogę ucieczki z matni.
Pod osłoną rokowań kozacy sypali przez bagna groblę. Kiedy dowodzący taborem pułkownik Dziedziała gotów był poddać się, zrzucono go z dowództwa, wybierając na jego miejsce Iwana Bohuna. Nowy wódz nie w układach szukał rozwiązania, lecz polecił co prędzej kończyć groblę przez bagna. Rąbano więc las, topiono w bagnie wozy, grobla krok po kroku przedzierała się przez topieliska. Po tygodniu oblężenia, Bohun wraz ze starszyzną udali się na lustrację obozu i grobli. Wówczas ktoś krzyknął, że starszyzna ucieka. Zdemoralizowanych klęską w polu, a teraz tygodniowym oblężeniem Kozaków ogarnęła panika. Rozpoczęto − rozrywając wozy − bezładnie uciekać z taboru. Widząc co się dzieje, chorągwie polskiej jazdy od razu ruszyły w pogoń. Była to nie bitwa, lecz rzeź. Od polskich szabel padło wiele tysięcy Kozaków, wielu utonęło w wodzie lub w bagnach. Tylko część udało się uratować Bohunowi, wyprowadzając przez groblę na drugą stronę bagien.
W czasie, gdy część chorągwi dorzynała bezładnie uciekających w pole, część wdarła się do wnętrza opustoszałego już obozu kozackiego. W polskie ręce wpadły olbrzymie łupy: namiot i zbroje chana, szaty, bogate tkaniny oraz mnóstwo kosztowności. Ponadto, wiele świetnych koni tatarskich, szable, buńczuki większości czambułów, łuki i siodła oraz buława Chmielnickiego. Wzięto do niewoli bardzo wielu Tatarów, których większość stanowili ranni. Odnaleziono tron polowy chana, porzucony w pośpiechu. W zdobytym taborze kozackim znaleziono masę sprzętu wojskowego oraz zrabowane dobra. Zdobyto insygnia wojskowe hetmana zaporoskiego, całą kancelarię Chmielnickiego wraz z korespondencją zagraniczną, wielką ilość żywności i różnych dóbr, w większej części zrabowanych szlachcie i miastom w poprzednich kampaniach.
W rozbitym taborze poniósł śmierć gość Chmielnickiego – patriarcha jerozolimski, a do niewoli dostał się poseł patriarchy carogrodzkiego, który przywiózł kozackiemu wodzowi złotą szablę i benedykcję z imieniem całej religii greckiej. Tego ostatniego złapał żywcem rotmistrz wołoskiej chorągwi Jeremiego, zatem złota szabla trafiła do Wiśniowieckiego, ten jednak odesłał ją królowi, by monarcha dołożył broń do innych trofeów, wśród których samych chorągwi kozackich było kilkadziesiąt.
Zwycięstwo odniesione na polach beresteckich było olbrzymie. 10 lipca król wraz z całym wojskiem śpiewali na pobojowisku „Te Deum laudamus”. Było to jedno z największych zwycięstw oręża polskiego. Jak się okazuje, nie wielkość odniesionego zwycięstwa ma decydujący wpływ na dzieje. Dla losów Polski o wiele większe znaczenie miały bitwy nad Żółtymi Wodami czy pod Korsuniem, gdzie po obu stronach w sumie walczyło zaledwie kilkanaście tysięcy ludzi. Wielkość beresteckiego zwycięstwa nie potrafiła zatrzeć skutków żółtowodzkiej czy korsuńskiej klęski. Jak widać, małe zwycięstwo odniesione we właściwym czasie, znaczy więcej niż największe w czasie mniej właściwym. Straty kozacko-tatarskie wyniosły ok. 40–70 tys. żołnierzy. Zginął sam Tuhaj-bej oraz bracia chana Nuradyn i Amurat. Wzięto łącznie ok. 5 – 15 tys. jeńców. Własne straty wynosiły ok. 850 ludzi.
18 stycznia 1654 r. Bohdan Chmielnicki i Rada Kozacka podpisują w Perejasławiu ugodę z Rosją Carską. Rosję reprezentuje bojar Wasilij Buturlin, jako pełnomocnik cara Rosji Aleksego I Michajłowicza z dynastii Romanowych. To on, skromny bojar, przyjmuje przysięgę. Kiedy hetman zaporoski Bohdan Chmielnicki i Rada Kozacka zwracają się do Buturlina o zagwarantowanie wolności Kozackich i majątków, ten odmawia. Kiedy Rada Kozacka powołuje się na zwyczaje polskie, Baturlin odpowiada: „Tego za wzór przyjmować nie można. To nawet nieobyczajnie. Królowie są niewiernymi, a poza tym – to nie samowładcy”. Jedynym ze starszyzny kozackiej, który nie podpisał perejasławskiej ugody był Iwan Bohun. Nie złożył przysięgi na wierność carowi, a w czasie potopu szwedzkiego namawiał Chmielnickiego by ten poparł króla Rzeczypospolitej.