20.06.1624 r.
Zwycięstwo wojsk polskich pod wodzą hetmana Stanisława Koniecpolskiego nad Tatarami w bitwie pod Martynowem.
Tym razem będę opowiadał o bitwie z Tatarami w cztery lata po Cecorze 1620, gdzie zginął hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski, a także uległa zagładzie prawie cała armia Rzeczpospolitej. Będziemy rozmawiać o polskiej odpowiedzi wymierzonej w tatarskie czambuły, które napadły na nasze południowo-wschodnie tereny królestwa polskiego. Była to odpowiedź godna królów, a jeśli nie, to hetmanów z pewnością. Wracając do przyszłych zadań, trzeba powiedzieć, że wynik mierzy czyny; cel uświęca środki, a po łacinie brzmi to „Exitus acta probat” Przy okazji muszę zaznaczyć, że tatarska jazda była często szybsza niż gońcy rozwożący alarmowe wieści (larum) w głąb kraju.
5 czerwca 1624 roku znacznie ponad 6000 ordy budziackiej wraz z posiłkami krymskimi pod wodzą Kantymica Murzy, zwycięzcy spod Cecory, wpadło z Wołoch od Sniatynia na Pokucie. Szeroko rozrzucone chorągwie kwarciane wykryły najazd w porę i ludność została ostrzeżona. Nie na wiele się to jednak zdało, ponieważ Kantymir zamierzał przejść w szykach zwartych aż pod Przemyśl i dopiero w głębi ziem koronnych rozpocząć rabunek. Hetman Stanisław Koniecpolski, stojący obozem w Gorczyczanach pod Kamieńcem, zdołał zrazu zgromadzić, wraz z pocztami prywatnymi i pospolitym ruszeniem, zaledwie 1500 ludzi. Tatarzy mieli przewagę. Postanowiono wobec tego bronić przepraw na Dniestrze. Przez trzy dni oba wojska posuwały się równolegle wzdłuż obu brzegów rzeki; Kantymir południowym - na Stanisławów, Kałusz, a Polacy północnym - "mimo Czortków, Buczacz, Podhajce". Tatarzy maszerowali jednak szybciej. Gdy 9 czerwca hetman doszedł do Dulicha powyżej Ujścia, Tatarzy już przeprawili się częścią pod Haliczem, częścią pod Martynowem, na północny brzeg Dniestru. Minąwszy następnie Bołszowiec i Bursztyn, skoncentrowali się pod Brzeżanami, po czym skręcili na zachód, minęli Lwów i 10 czerwca pod Medyką koło Przemyśla założyli kosz.
Stąd rozpuścili zagony pod Krosno, Jarosław i Rzeszów. Jeden z nich dotarł aż do Sędziszowa w ziemi sandomierskiej. Możliwość rozbicia kosza i kolejnego potem znoszenia czambułów hetman odrzucił. Wciąż miał tylko 1500 ludzi. Postanowiono więc zorganizować zasadzkę na powracający kosz na brodzie pod Martynowem. Ruchy Tatarów były szczegółowo obserwowane od samego Sniatynia. Ciągnął za nimi rotmistrz Odrzywolski z 200 kozakami. Gdy 13 czerwca dał on znać, że Tatarzy wracają, hetman pozostawił pod Martynowem tylko garść jazdy, a sam z taborem przeprawił się na południowy brzeg Dniestru i tam urządził zasadzkę. Na wszelki wypadek, gdyby Kantymirowi udało się przedrzeć, kazano chłopom zasiec biegnący przez pagórki i lasy gościniec Kałusz - Bednarów - Stanisławów. W tym czasie skoncentrowało się więcej sił polskich. Ogółem hetman miał w ręku 600 husarii kwarciane), 1350 kozaków kwarcianych, 350 piechoty (w tym 100 zaporożców, reszta hajducy prywatni), 650 jazdy zaporoskiej. Poczty prywatne (1450 koni) i pospolite ruszenie (450 koni) dopełniały do 5000 ludzi. Z tego do walki w polu nadawało się tylko 12 chorągwi kozackich, kwarcianych i zaciężnych Tomasza Zamoyskiego (późniejszego kanclerza), w którego służbie był wtedy słynny później Stefan Chmielecki. Reszta stanowić mogła jedynie załogę taboru. Nawet husarze kwarciani użyci być mieli jako arkebuzerzy z muszkietami, bez kopii.
19 czerwca po południu Tatarzy nadeszli pod Martynów. Podstęp z zasadzką nie udał się. Kantymir rozpoznał stanowiska polskie i cofnął się o milę, wysuwając do przodu harcowników. Groziło, że wykryty tabor polski będzie szachowany komunikiem, a sam kosz pociągnie północnym brzegiem Dniestru na Bursztyn, Bołszowce, Halicz, ku następnej przeprawie, gdzie przejdzie rzekę i ujdzie bezkarnie. Hetman postanowił wobec tego wrócić na brzeg północny i osłaniać przeprawę pod Haliczem. Gdyby Tatarzy przeszli odsłonięty bród pod Martynowem, zasieczony leśny szlak na Bednarów - Stanisławów dawał szansę ich dopędzenia. Kantymir musiał poza tym rozdzielić swe siły i część skierować do hamowania marszu wojsk polskich. Gdyby tego zaniechał i po prostu osłaniał komunikiem odwrót, hetman mógłby przejść Dniestr pod Haliczem i wyjść na nieosłontęte czoło kosza. Gdyby z kolei Kantymir posuwał się z komunikiem na czole, Polacy zaatakowaliby przez Martynów kosz od tylu. Komunik rozdzielony na dwie części, straż przednią i tylną, również uległby przewadze Polaków, a liczne ciaśniny na szlaku Bednarów - Stanisławów uniemożliwiały przerzucanie sił w czasie marszu. Ominięcie Halicza od północy także nie było możliwe.
Czekałyby Tatarów bagniste - a łatwo dla Polaków spod Halicza osiągalne - przeprawy przez Gniła i Złotą Lipę. W nocy z 19 na 20 czerwca tabor polski cichaczem przeprawił się na północny brzeg Dniestru i pociągnął ku Haliczowi. Dobrze przemyślany manewr zaczął dawać wyniki. Kantymir rozdzielił siły, wybrał jednak wyjście najlepsze. Cały komunik rzucił za hetmanem w pogoń, a kosz szybko przeprawił pod Martynowem, nakazując jak najspieszniejsze minięcie Halicza. Przytrzymawszy hetmana, mógł komunik potem oderwać się od sił polskich i przeprawiwszy się bądź pod Haliczem, bądź pod Martynowem z łatwością dopędzić kosz. Obie przeprawy dzieliła odległość 15 km w linii prostej, przy łagodnych skrętach rzeki. 20 czerwca, około godz. 2.50 nad ranem, zaczęły się walki straży na drodze do Halicza. Tymczasem tabor polski cofał się ku Popławnikom, wsi na jedenastym kilometrze (w linii prostej) od Martynowa. Tam postanowił hetman przejść do przeciwnatarcia. Lekkie taborowe kolasy (ciężkie wozy odesłano wcześniej do zaników) ustawiono w osiem rzędów, frontem do Dniestru, na łagodnych wzgórzach, równoległych do koryta rzeki. Między wozami stanęła jazda. Walczący z Tatarami kozacy straży przedniej, cofając się do Halicza mieli wciągnąć Kantymira między Dniestr a tabor. Wsparte ogniem natarcie flankowe Polaków miało następnie zepchnąć Tatarów do wody. Znajdujące się po drugiej stronie bagna u ujścia Łomnicy (dopływu Dniestru) gwarantowały zupełny pogrom. Podstęp nie udał się.
Kantymir nie próbował zdobywać przeprawy pod Haliczem, lecz wyraźnie grał na zwłokę, by umożliwić jak najdalsze odejście kosza. Gdy harcownicy podciągnęli Tatarów pod tabor i hetman rzucił na nich kilka dalszych chorągwi kozackich, Kantymir rozpoczął powolny odwrót do Martynowa. Hetman był więc zmuszony opuścić dogodną pozycję. Gdy jednak wozy zeszły ze wzgórz. Tatarzy natarli. Niedogodny, nieco zabagniony teren, nie pozwolił zapewne na szybkie rozwinięcie taboru i impet uderzenia musiały wziąć na siebie chorągwie kozackie. Walczono przeszło godzinę na szable, gdyż hetman wyraźnie nakazał pistolety i karabiny trzymać nabite aż do momentu krytycznego bitwy. Później Tatarzy znów rozpoczęli powolny ruch do tyłu, cofając się przez blisko 7 km. Postępujący za walczącymi tabor polski z resztą jazdy wyszedł tymczasem na dogodną równinę i hetman postanowił nacierać. Gdy wozy taborowe zaczęły wychodzić zza obu skrzydeł drugiego rzutu polskiego, walczący z Tatarami kozacy odskoczyli do tyłu, by sprowokować energiczne natarcie wroga. Lecz i tym razem podstęp udał się tylko częściowo. Tatarzy wstrzymali wprawdzie odwrót, ale nie uderzyli. Oba wojska były jednak tak blisko, że równoczesna salwa działek i strzelb taborowych oraz pistoletów i karabinków jazdy polskiej dosięgła Tatarów, wywołując u nich panikę. 12 chorągwi kozackich (w tym 10 kwarcianych) rzuciło się wtedy w pogoń, usiłując za wszelką cenę przeskrzydlić uciekających od północy, co też się udało tuż pod Martynowem. Znów nastąpiła salwa "z łuków, z rusznic".
Zepchnięto Tatarów do Dniestru, zmuszając do skakania z wysokiego brzegu i zadano im znaczne straty. Chorągwie kozackie przeprawiły się natychmiast, śladem Tatarów i przed brodem martynowskim utworzyły przyczółek. Kantymir tymczasem ochłonął, lecz jego przeciwnatarcie na przyczółek zostało wstrzymane ogniem. Na odgłosy walki hetman porzucił tabor i zaraz przeprawił resztę jazdy. Komunik został ostatecznie rozpędzony i 1000 kozaków pod Stefanem Chmieleckim rzuciło się w pogoń za koszem. Wojska koszowe przyspieszyły marsz. Wycięły z jasyru kilkuset mężczyzn, stawiających zapewne opór. Porzuciły uprowadzone dzieci. Mimo tego po około siedmiokilometrowej pogoni zostały dopędzone. Jasyr pieszy i bydło odbito bez wielkiego trudu. Jeńców uprowadzonych na koniach uwolniono częściowo na przeprawie przez Bystrzycę, pod Jezupolem. Dopiero pod Chocimierzem (90 km od Martynowa) Chmielecki wstrzymał pościg z powodu zapadłych ciemności. Kontynuowali go już tylko służący w rotach koronnych Czerkiesi. Rozproszonych po lasach Tatarów wymordowali chłopi. Bili ich również Wołosi. Mimo wszystko część ich uszła z Kantymirem na Budziak, nawet z garścią jeńców spośród szlachty, uprowadzonych dla okupu. Dowodzenie hetmana było zgodne z zasadami staropolskiej sztuki wojennej, nakazującej nieprzyjaciela "na działa, na prochy, albo na obóz zawarty, albo na fortel..., skądby nieprzyjaciel mógł wielką szkodę wziąć, przywieść". Natomiast uszykowanie taboru pod Popławnikami przypominało wzory klasyczne bitwę Hannibala z Rzymianami nad Jeziorem Trazymeńskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz