Czy LGBT to ludzie czy ideologia? I czy redukcja faktów do poglądów służy komukolwiek?
Scena społeczno-polityczna zawrzała po słowach kilku polityków wypowiadających w ostatnich dniach hasła w stylu: LGBT to nie ludzie tylko ideologia, to nie są normalni ludzie itp. Przy całym zgorszeniu jakie faktycznie takie słowa powodują, dało to doskonały asumpt środowiskom LGBT i im sprzyjającym do zredukowania problemu terminu LGBT do skrótowca opisującego grupę ludzi.
Pojawia się jednak istotne pytanie, czy sformułowanie “LGBT” stanowi wyłącznie termin opisujący tożsamość osób o odmiennych niż heteroseksualne preferencjach seksualnych, czy też może być też rzeczywiście rozumiany jako nazwa pewnego nurtu ideowego – ideologi.
Ideologia definicyjnie, stanowi zbiór postulatów, na temat urządzenia pewnej części lub całości życia np. społecznego. Stanowi spójną wizję rozwiązania jakiejś kwestii w duchu konkretnego systemu wartości, a w efekcie tego wytwarza narzędzia i wdraża je dla realizacji swoich postulatów.
Pojawia się znów pytanie, czy “LGBT” może być w tym świetle potraktowane jako ideologia, lub cześć innej szerszej ideologii, czy pozostaje wyłącznie terminem opisującym tożsamość wszystkich osób homoseksualnych, biseksualnych, transseksualnych i reprezentujących inne pokrewne grupy?
Bez wątpienia tak, poza personalną przynależnością do LGBT w sensie bycia homoseksualistą, biseksualistą itd. (co od razu trzeba zaznaczyć nie daje sankcji do jakichkolwiek ataków, wrogości i aktów agresji, bowiem byłaby to agresja wymierzona w dana osobę – w samego człowieka!), można uznać LGBT za ideologię i poddawać analogicznym osądom, pochwałom i krytyce jak inne ideologię obecne w przestrzeni publicznej.
Istnienie ideologii LGBT bywa negowane przez samo środowisko LGBT, które woli się określać “stanem faktycznym”, ale wystarczy krótka analiza, aby dowieść, że termin ten zdecydowanie wykracza ze sfery opisu rzeczywistości w sferę postulatów ideowych.
Na przykład, deklaracja programowa Warszawskiej Parady Równości, czyli głośnej platformy wyrażającej środowisko ideologii LGBT, wymienia postulaty takie jak wprowadzenie do porządku prawnego nowych rozwiązań, zarówno z zakresu “małżeństw jednopłciowych” czy konkretnych, bardzo liberalnych rozwiązań w edukacji seksualnej, ale także ochrony środowiska, czy praw zwierząt.
Jest oczywistym, że postulaty te są spójną ideologią, nie oceniając w tym momencie czy dobrą czy złą, ale pełnoprawną ideologią. Ideologią, która proponuje konkretne rozwiązania prawne i optuje (szanując(?) demokratyczne decyzje) za ich wprowadzeniem w życie.
Trudno odnaleźć też powód, dlaczego miałoby być to dla samych tych środowisk, czymś wstydliwym. Bycie ruchem ideowym nie jest przecież czymś z gruntu negatywnym. Pozostaje pytanie, czy taka retoryka: “Nie jesteśmy ideologią, jesteśmy stanem faktycznym”, nie jest po prostu wygodną figurą, osłoną, żeby na sprzeciw innych odpowiadać: jesteście źli, zacofani, brutalni, walczycie z rzeczywistością.
Chwytliwe hasło walki o prawa człowieka jest tu mocno nadużywane. O ile należy całkowicie się zgodzić i wesprzeć walkę o przestrzeganie należnych osobom LGBT praw człowieka (należnych niezależnie od bycia osobami LGBT), na przykład prawa do wolności zgromadzeń, wolności od tortur, prześladowań itp.
To wypada się zastanowić czy przykładowo postulat wprowadzenia "małżeństw jednopłciowych" w ogóle mieści się w zakresie praw człowieka?
Małżeństwo z perspektywy państwa jest miejscem pojawiania się, stabilnego rozwoju i wychowywania dzieci. Nie chodzi tu o zanegowanie roli relacji, ale dla państwa i jego żywotnego interesu przetrwania ten aspekt prokreacyjny i socjalizacyjny jest kluczowy. Stąd przyznało ono przywilej małżeństwa i towarzyszących mu ulg i form wsparcia tym, którzy mogą ten państwowy cel rozrodczy podtrzymać. Wspomniane przywileje mają właśnie ten cel - zapewnienia stabilnego wzrostu i rozwoju rodzin z ich dziećmi. Czy jest to dyskryminacja par jednopłciowych? Nie, ponieważ, przede wszystkim, ich członkowie mają takie samo prawo zawrzeć związek małżeński z osobą przeciwnej płci jak wszyscy ludzie (jednocześnie nikt przecież prawnie nie zakazuje utrzymywania relacji partnerskich czy seksualnych z osobami tej samej płci!). Problemem jest, że nie mają możliwości małżeńskiej formalizacji związku z osobą tej samej płci? To wciąż nie dyskryminacja, po prostu nie spełniają wymogu prawnego do uzyskania przywileju należnego (zapewniającej przetrwanie państwa) rodzinie kobiety i mężczyzny. Małżeństwo więc i płynące z niego ulgi państwowe, to raczej przywilej niż prawo w sensie rozumianym jako prawa człowieka.
Pozostaje oczywiście droga prawnej zmiany definicji małżeństwa (choć tu pytanie jaki jest zysk państwa z poszerzania małżeńskich przywilejów na grupy nie podnoszące dobrostanu ot, choćby tego demograficznego). Jest jednak pewien problem. Znów jest to sprawa walki politycznej, a nie praw człowieka. Walkę polityczną można przegrać, ot demokracja. Dlatego liczne środowiska w obawie przed klęską w merytorycznej debacie, toczonej jak równy z równym, wolą zasłaniać się maską łamania praw.
Trzeba też zaznaczyć, że ruchy LGBT związane z ideologią o tej nazwie, nie są przedstawicielami wszystkich homoseksualistów, biseksualistów itd. W debacie publicznej obecne są głosy osób LGBT odcinające się od radykalnie ideowych działań ruchu LGBT. To kolejny ważny argument za potrzeba rozdzielenia w dyskusji pojęć LGBT ideowego i osób LGBT.
Powraca jeszcze temat retoryki używanej w tym sporze. Twarda mowa jest wprawdzie dopuszczalna gdy mowa o krytyce ideologicznej warstwy LGBT, ale nigdy nie ludzi LGBT. Dopuszczalna, ponieważ ostrość tych słów w przypadku każdej innej ideologii (np. liberalizmu) przeszłaby raczej bez zainteresowania mediów. Pojawia się jednak pytanie, czy ze względu na delikatną kwestię terminologicznej zbieżności LGBT rozumianego jako tożsamość konkretnych osób i LGBT rozumianego jako ideologię, nie należałoby: po pierwsze jeszcze dobitniej rozróżniać sądy o ideologii LGBT od reszty znaczeń tego terminu. Być może warto byłoby ponad podziałami dokonać redefinicji nazwy ideologicznego LGBT tak aby nie zaciemniało to społecznej dyskusji? Zwłaszcza, że czasem, ze względu na powszechne niezrozumienie i przeinaczanie tej różnicy, obserwujemy wielkie społeczne szkody i zgorszenie, a na przykład przez chuligańskie bandy z obu stron barykady te niejasności mogą zostać całkiem błędnie odczytane jako legitymacja ich agresywnych działań.
Pozostaje pytanie czy komukolwiek dziś zależy aby to rozróżnienie uczynić? Wszak jednym pasuje kreowanie retoryki wroga społecznego, a drugim maskowanie swojej części ideowej pod pozorem obrony podstawowych praw człowieka. Niestety wycinkowe opisywanie rzeczywistości - przeciwstawianie sobie prawdy i szacunku, człowieka i ideologii zawsze prowadzi do kłamstwa, nienawiści, błędnych doktryn i dehumanizacji. Wszytko to zmierza do eskalacji napięcia (ot choćby sprawa parad równości opisana już kiedyś na Naturalnie: https://www.facebook.com/InnaApologetykaKatolicka/posts/329698894636196?__tn__=K-R ), winne temu będą obie strony sporu, zapewne też obie tą wina się będą wzajemnie obarczać...
Czy jest w naszym społeczeństwie jeszcze miejsce na prawdę i szacunek bez fałszywych ustępstw, czy jeszcze mamy czas zawrócić z tej niebezpiecznej drogi?
Na obrazie: "Hope (rainbow version)" Nadzieja (wersja z tęczą), George Frederic Watts, 1886.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz