05.03.1942 r.
W Szkocji przeprowadzono pierwsze praktyczne próby prototypu wykrywacza min wynalezionego przez poruczników Józefa Kosackiego i Andrzeja Garbosia.
23 października 1942 roku rozpoczęła się II bitwa pod El Alamein. Nacierający alianccy saperzy przedzierali się przez niemieckie pola minowe mając w ręku Mine Detector (Polish) Mark I. Czy jednak wykrywacze min były polskim wynalazkiem?
Wykrywacz min Kosackiego to bez wątpienia jedną z najważniejszych konstrukcji technicznych II wojny światowej. To nowoczesne jak na owe czasy urządzenie dało ludzkości skuteczne narzędzie do zwalczania min lądowych, stanowiących olbrzymie zagrożenie zarówno dla żołnierzy, jak i cywili. Historia wykrywaczy jest jednak o wiele dłuższa i skomplikowana, niż się to wydaje.
O minie lądowej:
Czym jest mina lądowa? Według Małej Encyklopedii Wojskowej jest to „ładunek materiału wybuchowego w specjalnym kadłubie z urządzeniem zapalającym”. Konstrukcje spełniające wymogi tej definicji pojawiły się dopiero podczas amerykańskiej wojny secesyjnej, choć sama idea zakopywania materiałów wybuchowych w celu szkodzenia nieprzyjacielowi jest znacznie starsza. Pierwsze ślady takiego działania napotkamy już w XIV-wiecznych Chinach, a w Europie odnotowuje się ich użycie już w XVI wieku. Były to jednak najczęściej tzw. fugasy, stosowane przy obronie twierdz.
Pierwsze „nowoczesne” miny lądowe weszły do użytku w maju 1862 roku, kiedy to wycofujący się z Yorktown żołnierze Konfederacji zastawili liczne pułapki na unionistów za pomocą wynalazków generała brygady Gabriela J. Rainsa. Podstawą tych konstrukcji były zwykłe pociski artyleryjskie z odpowiednim zapalnikiem-pułapką, detonującym ładunek na skutek nacisku lub też szarpnięcia linki naciągowej przez nieuważnego żołnierza.
Użycie tych „machin piekielnych”, jak je szybko ochrzczono, wywołało kontrowersje po obu stronach linii frontu, były one jednak zbyt efektywną bronią (szczególnie dla strony broniącej się), by z nich zrezygnować. Choć nie wszystkim się to podobało, mina lądowa weszła na stałe do uzbrojenia wojujących armii.
I wojna światowa nie przyniosła ze sobą większego postępu w dziedzinie min lądowych aż do pojawienia się czołgów. Walcząc z nowym zagrożeniem, Niemcy stworzyli Flachmine 17, pierwszą na świecie masowo produkowaną minę przeciwpancerną.
Prawdziwy rozkwit tego rodzaju broni nastąpił jednak dopiero podczas II wojny światowej, co zresztą dało impuls do poszukiwania nowych metod ich wykrywania i niszczenia.
Krótka historia wykrywaczy min:
Dziwnym zrządzeniem losu historia min lądowych zaczęła się prawie w tym samym czasie, co próby skonstruowania odpowiednich narzędzi do wykrywania metalu kryjącego się pod powierzchnią ziemi. Już w 1830 roku brytyjski geolog R.W. Fox rozpoczął próby z prostym urządzeniem do poszukiwania rud metali, składającym się z kilku metalowych prętów i baterii.
Jego użytkowanie było niezwykle proste. Najpierw wbijano jeden z prętów w ziemię i podłączano go do któregoś z biegunów baterii. Następnie Fox wbijał pozostałe pręty dookoła i dotykał je drutem przymocowanym do drugiego bieguna baterii. Jeśli w tym momencie pojawiała się iskra, oznaczało to, że „coś”, czyli złoże rud metali, pomogło elektryczności w przedostaniu się z jednego pręta do drugiego. Była to dość prymitywna technika, niemniej Fox wyznaczył na następne dziesięciolecia kierunek rozwoju urządzeń do poszukiwania rud metali.
W 1881 roku George Hopkins skonstruował pierwszy przenośny wykrywacz złóż niewymagający wbijania żadnych elementów w ziemię. Stało się on pierwowzorem wszystkich współczesnych wykrywaczy metali, choć przez długi czas równolegle stosowano inne przyrządy.
I wojna światowa przyczyniła się do dalszego rozwoju wykrywaczy. Nie używano ich co prawda na pierwszej linii frontu, lecz wykorzystywano do oczyszczania pól uprawnych z niewybuchów. Było to bardzo potrzebne, szczególnie we Francji, zarówno w trakcie, jak i po zakończeniu konfliktu. Wkrótce potem wykrywacze znalazły zastosowanie przy pracach archeologicznych. Nadal jednak były to dosyć ciężkie, nieporęczne i skomplikowane urządzenia.
Aż do II wojny światowej nie planowano, jak się wydaje, masowego wykorzystywania wykrywaczy metali przeciwko minom lądowym. Dopiero kiedy w trakcie działań wojennych pojawiły się rozległe pola minowe, stanowiące znaczną przeszkodę dla walczących wojsk, zaczęto rozglądać się za rozwiązaniami tego problemu.
Polski wykrywacz min:
Prace nad polskim wykrywaczem obiektów metalowych rozpoczęły się już w okresie międzywojennym. Zadaniem owego urządzenia nie miała być jednak pomoc przy usuwaniu min lądowych zagrażających żołnierzom, lecz znajdowanie niewybuchów artyleryjskich na poligonach. W pewnym sensie nawiązywano więc do sposobu wykorzystywania podobnych przyrządów podczas I wojny światowej.
Twórcą nowego urządzenia był kapitan Tadeusz Lisicki z Biura Badań Technicznych Wojsk Łączności. Niestety, niewiele wiadomo o efektach jego pracy z wyjątkiem tego, że przed 1939 rokiem zbudowano prototyp i zaplanowano produkcję seryjną jego wynalazku.
Dalszy ciąg historii polskiego wykrywacza napisano na emigracji, a dokładnie rzecz biorąc w Szkocji, gdzie stacjonował I Korpus Polski. Polscy pełnili tam zadania związane z obroną wybrzeży przed spodziewaną niemiecką inwazją. Bezpośrednim impulsem do podjęcia prac konstrukcyjnych był nieszczęśliwy wypadek będący skutkiem przypadkowego wejścia polskiego patrolu na pole minowe w kwietniu 1941 roku.
To zdarzenie zainspirowało porucznika Józefa Kosackiego z polskiego Centrum Wyszkolenia Łączności do budowy urządzenia mogącego chronić polskich żołnierzy przed zagrożeniem ze strony min. Kosacki podjął więc – w wymiarze idei lub też bezpośrednio – prace kpt. Lisickiego. Wraz z pomocnikiem, plutonowym Andrzejem Garbosiem, w ciągu trzech miesięcy skonstruował działający prototyp wykrywacza min. Urządzenie nie zawierało żadnych nowatorskich rozwiązań technicznych, niemniej Polakom udało się po raz pierwszy osiągnąć to, co nie udało się nikomu innemu na świecie: zbudowali prosty, lekki i wytrzymały wykrywacz min, nadający się do wykorzystania przez żołnierzy wprost na polu bitwy.
Zastosowanie bojowe:
Brytyjczycy sami poszukiwali nowych metod pokonywania pól minowych i we wrześniu 1941 roku przeprowadzili na poligonie w Ripon testy porównawcze różnych prototypów wykrywaczy metali. Zadanie, jakie przed nimi stawiano, było proste: znaleźć monety rozrzucone w trawie.
Urządzenie Kosackiego i Garbosia okazało się bezkonkurencyjne. Po krótkim czasie wprowadzono je na wyposażenie wojska pod nazwą Mine Detektor (Polish) Mark I. Od tego momentu armia brytyjska dysponowała skutecznym środkiem wykrywania min, a wkrótce sekrety urządzenia przekazano także do USA i ZSRS. W ten sposób polski wykrywacz odegrał znaczącą rolę w działaniach wojennych aliantów.
Prawdziwym testem polskiej konstrukcji stała się tak zwana II bitwa pod El Alamein, podczas której siły Montgomery’ego usiłowały przełamać niemiecko-włoskie pozycje i odepchnąć nieprzyjaciela na zachód. Spodziewając się alianckiego ataku, Rommel rozkazał ułożenie rozległych pól minowych, zawierających, jak obliczali sami Niemcy, 445 tys. min, w tym 14 tys. przeciwpiechotnych.
Tradycyjne metody pokonywania takich przeszkód zakładały wyznaczanie ścieżek przez saperów, ręcznie badających grunt za pomocą specjalnych kłujek lub bagnetów. Była to bardzo pracochłonna metoda, niegwarantująca wykonania przejścia przez szerokie pole minowe w przeciągu jednej nocy. Jak obliczano, saper z wykrywaczem mógł usunąć 200 min na godzinę, wyposażony w bagnet jedynie 100. Na szczęście, dzięki Kosackiemu i Garbosiowi, alianci mieli asa w rękawie.
Specjalnie na potrzeby planowanej ofensywy do Egiptu wysłano 500 sztuk skonstruowanych przez Polaków wykrywaczy. Niektóre z nich okazały się niestety niesprawne, a wiele innych uległo uszkodzeniu w walce. Część pracy związanej z oczyszczaniem pól minowych trzeba było nadal wykonać w sposób tradycyjny, nakłuwając piasek na czworakach. Wykrywacze spełniły jednak swoje zadanie, a wkrótce widok „pokojówek z odkurzaczami”, jak przezywano saperów wyposażonych w ten sprzęt, zagościł na stałe wśród walczących wojsk alianckich.
Podsumowanie:
Wykrywacze min polskiego projektu wykorzystywano aż do 1944 roku, kiedy to zostały poddane przez Brytyjczyków gruntownej przebudowie i modernizacji. Trudno określić, ile istnień ludzkich uratowano za pomocą tych urządzeń, nie da się też obliczyć, ile czasu zaoszczędzili dzięki nim alianci. Wykrywacze metali jako takie nie były polskim wynalazkiem, niemniej to nasi rodacy przekształcili je w funkcjonalne urządzenia, nadające się do zastosowania na polu walki. Mine Detector (Polish) Mark I zasługuje więc na miano jednej z najważniejszych polskich konstrukcji XX wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz