ORP " Groźny" 351

ORP " Groźny" 351
Był moim domem przez kilka lat.

czwartek, 18 marca 2021

Z rozkazu króla Francji Filipa Pięknego - spłonął na stosie.

 #wydarzenie #historyczne

18.03.1314 r.
W Paryżu spłonęli na stosie przełożeni zakonu templariuszy, w tym jego ostatni wielki mistrz Jakub de Molay.
Dokładnie 18 marca 1314 roku na stosie w Paryżu spłonął ostatni wielki mistrz templariuszy Jakub de Molay. Wyrok śmierci wykonano po siedmioletnim śledztwie, w którym zakon oskarżono o herezję, praktykowanie czarów, bluźnierstwa, sodomię i demoniczne rytuały. Wielki mistrz, podczas śledztwa - w którym podobnie jak większość jego współbraci poddano go torturom- przyznał się do winy, ale przed śmiercią publicznie odwołał swoje zeznania. Z rozkazu króla Francji Filipa Pięknego - spłonął na stosie. Jednak jak głosi legenda nim poniósł śmierć zdołał wygłosić doniosłe wezwanie:
Papieżu Klemensie, rycerzu Wilhelmie, królu Filipie - zanim rok minie powołuję was na sąd Boży po sprawiedliwą karę. Przeklęci! Aż po trzynaste pokolenie waszego rodu.
Klątwa została skierowana do trzech sprawców upadku zakonu: Króla Francji, papieża Klemensa V i Wilhelma de Nogaret, królewskiego ministra odpowiedzialnego za przeprowadzenie procesu.
Wszyscy trzej przed upływem roku zmarli gwałtowną śmiercią. Papież najprawdopodobniej na dezynterię, król po upadku z konia lub wyniku wylewu krwi do mózgu, minister - od trucizny.
Tak przynajmniej głosi legenda. W przypadku faktów sprzed 700 lat trudno bowiem nieraz oddzielić rzeczywistość od wyobraźni kronikarzy.
W przypadku sprawy templariuszy znaczy to, że o ile daty śmierci papieża i króla są stosunkowo pewne, to śmierć Wilhelma de Nogaret najprawdopodobniej nastąpiła jeszcze w 1313 roku (Choć - różne źródła różne podaję daty. )
Tak czy owak, pewne jest, że spadkobiercom Filipa nie dane było zaznać szczęścia i pokoju. Wszyscy zmarli przedwcześnie, a Francja w wyniku komplikacji sukcesyjnych uwikłała się w wojnę stuletnią z Anglią.
Wciąż nie jest do końca pewne dlaczego templariusze musieli zginąć. Najczęściej przyjmuje się teorię, że ich zguba podyktowana była chęcią zagarnięcia majątku, przez zadłużonego króla.
Czyli, że Filip Piękny dokonał podobnego manewru, co 200 lat później Henryk VIII - i doprowadził do kasacji zakonu, by umorzyć swoje długi, a zarazem zasilić królewski skarbiec. Co zresztą nie do końca się udało. A mitycznego skarbu templariuszy niektórzy szukają do dziś.
Oddzielną kwestią jest to, że - jak zwracają uwagę niektórzy historycy- tak cyniczna i bezwzględna rozprawa z templariuszami nie do końca pasuje do psychologicznego wizerunku Filipa Pięknego. Czyżby więc król faktycznie uwierzył w stawiane zakonnikom zarzuty?
W świetle stosunkowo niedawno odkrytych w watykańskich archiwach dokumentów, znacznie mniej jednoznaczna jest też rola Klemensa V w całym przedsięwzięciu. W 2007 roku Watykan ujawnił notatki z niezależnego śledztwa przeprowadzonego przez papieża , który znacznie łagodniej niż śledczy francuscy ocenia zakonne praktyki (choć w istocie potwierdza część zarzucanych zgromadzeniu czynów). Na podstawie zgromadzonych materiałów papież Klemens doszedł do wniosku, że templariusze grzeszyli czynami, ale nie sercem i że:
ponieważ pokornie poprosili o przebaczenie Kościoła za te winy, błagając o dobrodziejstwo uniewinnienia, dekretujemy, by byli uniewinnieni przez Kościół, by byli zrehabilitowani w komunii Kościoła katolickiego i by mogli przyjmować sakramenty chrześcijańskie.
W efekcie papież nie ogłosił templariuszy heretykami, choć w 1312 r wydal dekret o rozwiązaniu zakonu. (Trzeba pamiętać, że rezydował w Awinionie i był w tym czasie zależny od Filipa Pięknego. Tron Piotrowy zawdzięczał w znacznej mierze ingerencji króla w konklawe, a miał też niewątpliwie w pamięci los jednego ze swoich poprzedników, którego Filip najpierw obalił, a potem jego zwłoki kazał wykopać z grobu i spalić - jako szczątki heretyka).
Ostatecznie wyrok na czterech najwyższych dostojników zakonu wydał nie papież, którego jurysdykcji podlegał zakon, ale związani z królem kardynałowie. Pierwotnie zostali skazani na dożywocie. Gdy jednak Jakub z Molay i Gotfryd z Charnay cofnęli obciążające ich i zakon zeznania, zostali spaleni - z rozkazu króla.
To, że templariusze padli ofiarami spisku, czy jak kto woli politycznej intrygi - wydaje się bezsporne. By zrozumieć jak wstrząsające było to wydarzenie- trzeba mieć świadomość jak wielką potęgę stanowił zakon w średniowiecznej Europie. Posiadając siły zbrojne, pieniądze, ziemie w większości krajów,i przychylność papieża - był siłą, która śmiało mogła rywalizować z najpotężniejszymi władcami, mógł zbudować "nowy świat". Ale czy miał takie plany?
Niezależnie od tego, część badaczy, zwłaszcza po ujawnieniu watykańskich dokumentów skłania się ku tezie, że nie wszystkie bulwersujące oskarżenia wobec templariuszy były kompletnie wyssane z palca, jak sądzono przez wiele lat. Choć oczywiście część z nich wyolbrzymiono i przeinterpretowano na potrzeby "królewskiego" procesu.
I tak np. przypisywanie im praktykowania homoseksualizmu na podstawie herbu z pieczęci, przedstawiającego dwóch zakonników na jednym koniu - jest ewidentnym nieporozumieniem.
Choć historycy spierają się, czy miał on symbolizować ubóstwo, czy też przypominać, że jeździec łączy w sobie dwa wcielenia - zakonnika i rycerza - to jednak niemal na pewno nie ma w nim podtekstów seksualnych. Zresztą spośród setek poddanych śledztwu rycerzy, do sodomii przyznało się tylko sześciu.
Z drugiej strony jak pisze Maurice Duron w przypisach do pierwszego tomu sagi "Królowie przeklęci" opartej właśnie na micie klątwy Jakuba de Molay -
Nie ulega wątpliwości, że istniały w zakonie dość znaczne odchylenia od natury dogmatycznej. Długi pobyt na wschodzie zbliżył ich do pewnych - wciąż istniejących obrządków pierwotnej religii chrześcijańskiej, do islamu, który zwalczali a nawet do ezoterycznych tradycji starożytnego Egiptu.
Właśnie na tle ceremonii inicjacji (...) powstało oskarżenie o oddawanie czci bożkom, o praktyki diabelskie i czary.
Ta bulwersująca inicjacja miała zawierać m.in plucie na krzyż, wypieranie się Chrystusa, "nieczyste" pocałunki. Ci którzy dają wiarę w prawdziwość przynajmniej części tych obrządków - zwracają uwagę, że mógł to być rytuał ostatecznego posłuszeństwa przełożonym lub też przygotowanie na to, co mogło spotkać kandydatów na obrońców Świątyni ze strony Saracenów w przypadku niewoli.
Zakon templariuszy powstał bowiem w jako bractwo powołane do ochrony pielgrzymów w Ziemi Świętej. Założono je w 1118 , w 1129 przeobrażono w podległy bezpośrednio papieżowi zakon. Ponieważ zaś jego siedziba mieściła się w dawnej jerozolimskiej świątyni Salomona- rycerzy - zakonników powszechnie zaczęto ich nazywać templariuszami (od łac. templum - świątynia). Pełna nazwa to: Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona.
Jednak po upadku Królestwa Jerozolimskiego siedziba zgromadzenia przeniosła się na Cypr, a następnie do Francji. Tam zresztą już wcześniej zakon posiadał najwięcej nadań i ziem. Zakonnicy okazali się nie tylko sprawnymi rycerzami ,ale też dobrymi administratorami. Prowadzili coś w rodzaju banku (jeszcze w czasach ochrony pielgrzymów zakon prowadził działalność finansową: przechowywał depozyty, udzielał pożyczek, prowadził operacje bankowe.). Bracia zarządzali również - do czasu- królewskim skarbcem - który jednak nie był wystarczająco zasobny, by sprostać potrzebom wojowniczego Filipa.
Zamach na templariuszy - jak na warunki średniowiecznej komunikacji - przeprowadzono z rzadko spotykaną sprawnością. W pełni wykorzystując element zaskoczenia. A przecież biorąc pod uwagę, że zakon liczył ok. 15 tys. członków, to i liczba osób zaangażowanych w plan jego likwidacji musiała być spora. Mimo to udało się jednego dnia w piątek 13 października 1307 r, o tej samej godzinie zaaresztować większość zakonników w całym kraju. W tym wielkiego mistrza. (Stąd zresztą wzięło się ponoć przekonanie o feralnej mocy trzynastego dnia miesiąca przypadającego w piątek...).
Legenda głosi jednak, że zdarzył się przeciek - który umożliwił wywiezienie z Francji znacznej części legendarnych skarbów zakonu. Na pewno zaś wywieziono, bądź zniszczono jego archiwum. Ale jeżeli tak - to dlaczego nie ostrzeżono Jakuba de Molay?
Pytań i fantastycznych teorii związanych z templariuszami jest więcej. Te najbardziej niesamowite mówią o tajemnej wiedzy jaką mieli posiąść zakonnicy w podziemiach świątyni Salomona , a która wtajemniczonym jest przekazywana do dziś.
Pojawiają się m.in pytania, czy przypadkiem templariusze nie odnaleźli podziemiach świątyni zaginionej przed wiekami Arki Przymierza. Znacznie bardziej prawdopodobne jest natomiast, że w ich posiadaniu znalazł się całun turyński. Zaś wizerunek "bożka", któremu zgodnie z aktem oskarżenia, mieli oddawać cześć, był w istocie obrazem umęczonej głowy Chrystusa.
By wymienić wszystkie funkcjonujące w obiegu publicznym teorie na temat zakonu - trzeba by potężnej monografii. Sporo ich zresztą już powstało i co kilka lat pojawiają się nowe. Heroiczny trud zebrania ich w jednej powieści podjął Umberto Eco pisząc "Wahadło Focaulta". W polskiej literaturze wątek templariuszy pojawił się w nieśmiertelnym "Panu Samochodziku" Nienackiego.
Dzieje ostatnich Kapetyngów powiązanych z upadkiem zakonu - znakomicie opisał Maurice Duron we wspomnianym już cyklu " Królowie przeklęci".
Nie sposób wymienić wszystkich filmów odwołujących się do legendy zakonu. Jednym z głośniejszych w ostatnich latach było "Królestwo niebieskie" Ridleya Scotta, w którym zresztą rycerze zostali zobrazowani wyjątkowo negatywnie.
Do dziś istnieją liczne organizacje, które odwołują się do tradycji templariuszowskiej.
Kilka lat temu brytyjscy spadkobiercy templariuszy wysłali nawet list do papieża, domagając się przeprosin za błędy, jakie Kościół popełnił podczas procesów z lat 1307-1314. Odpowiedzi jednak nie było. Co oznacza, że z formalnoprawnego punktu widzenia od 1312 r. zakon pozostaje zawieszony, a osoby posługujące się nazwą, symbolami i pieczęcią templariuszy są automatycznie ekskomunikowane.
Nie ma jednak nic złego w dociekaniu prawdy o zakonie i posiłkowaniu się ich legendą - w kulturze. A siła mitu jest ogromna i można przypuszczać, że wizerunek rycerza w białym płaszczu z czerwonym krzyżem będzie pobudzał wyobraźnię przez kolejne wieki.
Może być zdjęciem przedstawiającym co najmniej jedna osoba

Brak komentarzy: