30 Years After Explosion, Challenger Engineer Still Blames Himself
Thirty years ago, as the nation mourned the loss of seven astronauts on the space shuttle Challenger, Bob Ebeling was steeped in his own deep grief.
The night before the launch, Ebeling and four other engineers at NASA contractor Morton Thiokol had tried to stop the launch. Their managers and NASA overruled them.
That night, he told his wife, Darlene, "It's going to blow up."
When Challenger exploded 73 seconds after liftoff, Ebeling and his colleagues sat stunned in a conference room at Thiokol's headquarters outside Brigham City, Utah. They watched the spacecraft explode on a giant television screen and they knew exactly what had happened.
Three weeks later, Ebeling and another engineer separately and anonymously detailed to NPR the first account of that contentious pre-launch meeting. Both were despondent and in tears as they described hours of data review and arguments. The data showed that the rubber seals on the shuttle's booster rockets wouldn't seal properly in cold temperatures and this would be the coldest launch ever.
Ebeling, now 89, decided to let NPR identify him this time, on the 30th anniversary of the Challenger explosion.
"I was one of the few that was really close to the situation," Ebeling recalls. "Had they listened to me and wait[ed] for a weather change, it might have been a completely different outcome."
We spoke in the same house, kitchen and living room that we spoke in 30 years ago, when Ebeling didn't want his name used or his voice recorded. He was afraid he would lose his job.
"I think the truth has to come out," he says about the decision to speak privately then.
"NASA ruled the launch," he explains. "They had their mind set on going up and proving to the world they were right and they knew what they were doing. But they didn't."
Bob Ebeling in his home in Brigham City, Utah.
A presidential commission found flaws in the space agency's decision-making process. But it's still not clear why NASA was so anxious to launch without delay.
The space shuttle program had an ambitious launch schedule that year and NASA wanted to show it could launch regularly and reliably. President Ronald Reagan was also set to deliver the State of the Union address that evening and reportedly planned to tout the Challenger launch.
Whatever the reason, Ebeling says it didn't justify the risk.
"There was more than enough [NASA officials and Thiokol managers] there to say, 'Hey, let's give it another day or two,' " Ebeling recalls. "But no one did."
Ebeling retired soon after Challenger. He suffered deep depression and has never been able to lift the burden of guilt. In 1986, as he watched that haunting image again on a television screen, he said, "I could have done more. I should have done more."
He says the same thing today, sitting in a big easy chair in the same living room, his eyes watery and his face grave. The data he and his fellow engineers presented, and their persistent and sometimes angry arguments, weren't enough to sway Thiokol managers and NASA officials. Ebeling concludes he was inadequate. He didn't argue the data well enough.
A religious man, this is something he has prayed about for the past 30 years.
"I think that was one of the mistakes that God made," Ebeling says softly. "He shouldn't have picked me for the job. But next time I talk to him, I'm gonna ask him, 'Why me. You picked a loser.' "
I reminded him of something his late colleague and friend Roger Boisjoly once told me. Boisjoly was the other Thiokol engineer who spoke anonymously with NPR 30 years ago. He came to believe that he and Ebeling and their colleagues did all they could.
"We were talking to the right people," Boisjoly told me. "We were talking to the people who had the power to stop that launch."
"Maybe," Ebeling says with a weak wave as I leave. "Maybe Roger's right."
30 lat po eksplozji inżynier firmy Challenger nadal obwinia się
Trzydzieści lat temu, gdy naród opłakiwał stratę siedmiu astronautów na promie kosmicznym Challenger, Bob Ebeling pogrążył się w głębokim smutku.
W noc poprzedzającą start Ebeling i czterech innych inżynierów Mortona Thiokol, wykonawcy NASA, próbowali powstrzymać start. Ich menedżerowie i NASA odrzucili je.
Tej nocy powiedział swojej żonie Darlene: „To wybuchnie”.
Kiedy Challenger eksplodował 73 sekundy po starcie, Ebeling i jego koledzy siedzieli oszołomieni w sali konferencyjnej w siedzibie Thiokola pod Brigham City w stanie Utah. Obserwowali eksplozję statku kosmicznego na gigantycznym ekranie telewizyjnym i wiedzieli dokładnie, co się stało.
Trzy tygodnie później Ebeling i inny inżynier osobno i anonimowo opisali NPR pierwszą relację z tego kontrowersyjnego spotkania przed startem. Obydwoje byli przygnębieni i zapłakani, gdy opisali godziny przeglądu danych i argumentów. Dane wykazały, że gumowe uszczelki rakiet wspomagających prom nie będą prawidłowo uszczelniać w niskich temperaturach, co oznacza, że byłby to najzimniejszy start w historii.
Ebeling, obecnie 89-letni, zdecydował się tym razem pozwolić NPR zidentyfikować go w 30. rocznicę eksplozji Challengera.
„Byłem jednym z nielicznych, którzy byli naprawdę blisko tej sytuacji” – wspomina Ebeling. „Gdyby mnie posłuchali i poczekali na zmianę pogody, wynik mógłby być zupełnie inny”.
Rozmawialiśmy w tym samym domu, kuchni i salonie, w którym rozmawialiśmy 30 lat temu, kiedy Ebeling nie chciał, aby jego nazwisko i głos były nagrywane. Bał się, że straci pracę.
„Myślę, że prawda musi wyjść na jaw” – mówi o decyzji o rozmowie prywatnej.
„NASA rządziła startem” – wyjaśnia. „Chcieli udać się w górę i udowodnić światu, że mają rację i wiedzieli, co robią. Ale tak się nie stało”.
Bob Ebeling w swoim domu w Brigham City w stanie Utah.
Komisja prezydencka stwierdziła błędy w procesie decyzyjnym agencji kosmicznej. Ale nadal nie jest jasne, dlaczego NASA tak bardzo zależało na bezzwłocznym wystrzeleniu rakiety.
Program promów kosmicznych miał w tym roku ambitny harmonogram startów i NASA chciała pokazać, że może on wystartować regularnie i niezawodnie. Prezydent Ronald Reagan również miał tego wieczoru wygłosić orędzie o stanie Unii i podobno planował wychwalać start Challengera.
Niezależnie od przyczyny, Ebeling twierdzi, że nie uzasadnia to ryzyka.
„Było tam więcej niż wystarczająco [urzędników NASA i menedżerów Thiokol], aby powiedzieć: «Hej, dajmy temu jeszcze dzień lub dwa»” – wspomina Ebeling. – Ale nikt tego nie zrobił.
Ebeling przeszedł na emeryturę wkrótce po Challengerze. Cierpiał na głęboką depresję i nigdy nie był w stanie unieść ciężaru poczucia winy. W 1986 roku, gdy ponownie oglądał na ekranie telewizora ten zapadający w pamięć obraz, powiedział: „Mogłem zrobić więcej. Powinienem był zrobić więcej”.
To samo mówi dzisiaj, siedząc w dużym fotelu w tym samym salonie, z łzawiącymi oczami i poważną twarzą. Dane przedstawione przez niego i jego kolegów inżynierów oraz ich uparte, a czasem wściekłe argumenty nie wystarczyły, aby przekonać menedżerów Thiokola i urzędników NASA. Ebeling stwierdza, że był niewystarczający. Nie argumentował wystarczająco dobrze danych.
Jako człowiek religijny modlił się o to przez ostatnie 30 lat.
„Myślę, że to był jeden z błędów, które popełnił Bóg” – mówi cicho Ebeling. „Nie powinien był wybierać mnie na to stanowisko. Ale następnym razem, gdy z nim porozmawiam, zapytam go: «Dlaczego ja. Wybrałeś frajera.» "
Przypomniałem mu coś, co powiedział mi kiedyś jego zmarły kolega i przyjaciel Roger Boisjoly. Boisjoly był kolejnym inżynierem Thiokol, który 30 lat temu rozmawiał anonimowo z NPR. Zaczął wierzyć, że on, Ebeling i ich koledzy zrobili wszystko, co mogli.
„Rozmawialiśmy z właściwymi ludźmi” – powiedział mi Boisjoly. „Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy mieli władzę, aby powstrzymać ten start”.
– Być może – mówi Ebeling słabym machnięciem ręki, gdy wychodzę. – Może Roger ma rację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz