01.06.1652 r.
Od początku 1652 roku Bohdan Chmielnicki prowadził z Rzeczpospolitą podwójną grę: udawał lojalnego poddanego króla i obiecywał pomoc w przygotowaniach do wyprawy na Turcję, a zarazem wysyłał do cara i sułtana posłów z prośbą o ochronę. Ponadto jego stosunki z krymskim chanem świadczyły o wspólnych planach. W jednym z listów do Adama Kisiela, wojewody kijowskiego, pisał, że chan tylko czeka na jego znak i wezwanie do wojny z Polską. Polacy nie byli pewni zamierzeń kozackiego hetmana, tymczasem w pierwszej połowie maja 1652 roku na tajnej radzie kozackiej w Czehryniu zapadła decyzja o wznowieniu działań zbrojnych przeciwko Polsce.
Nie jest pewna liczba Kozaków:
…zmobilizowanych przez Chmielnickiego wiosną 1652 roku. Zgodnie z ugodą białocerkiewską rejestr kozacki wynosił dwadzieścia tysięcy osób. Wiadomo jednak, że zaporoski hetman jeszcze w styczniu informował króla Jana Kazimierza, że ma zebranych osiem tysięcy więcej Kozaków ze względu na planowaną wyprawę morską. Pewne jest, że w maju 1652 roku Chmielnicki dysponował ponad trzydziestoma tysiącami Zaporożców. Część sił była rozlokowana na lewym brzegu Dniepru, wzdłuż granicy z Moskwą. Wzmocniono też północne granice Hetmańszczyzny, ponieważ już dwa razy – w 1649 i 1651 roku – wkraczały z tej strony wojska księcia Janusza Radziwiłła, hetmana polnego litewskiego, które łatwo wbijały się w głąb Ukrainy. A zważywszy na to, że wyprawa miała ruszyć na Mołdawię rządzoną przez Bazylego Lupula, który był przecież teściem litewskiego księcia, było bardzo prawdopodobne, że ten ruszy mu z odsieczą.
Na wyprawę mołdawską ruszyło pięć pułków kozackich liczących mniej więcej szesnaście tysięcy ludzi. Były to pułki:
czehryński – dziewiętnaście sotni, 3220 rejestrowych;
humański – dowodzony przez pułkownika Grodzickiego – czternaście sotni, 2977 rejestrowych;
czerkaski – dowodzony przez Barana Chudego – osiemnaście sotni, 2990 rejestrowych;
korsuński – dowodzony przez Borysa Kildiewa – dziewiętnaście sotni, 3470 rejestrowych;
kaniowski – szesnaście sotni, 3167 rejestrowych.
Nie wiadomo, gdzie przebywały, liczące łącznie około dziesięciu tysięcy ludzi, pułki kijowski, białocerkiewski, bracławski, kalnicki i powołocki. Część mogła zostać użyta do zabezpieczenia przed siłami Lanckorońskiego i Potockiego, ale jest mało prawdopodobne, żeby użyto do tego celu wszystkich pięciu pułków.
Liczebność oddziałów kozackich została potwierdzona przez Aleksego Sawranowa, Kozaka, który wkrótce po bitwie dostał się do polskiej niewoli (jego zeznania wymuszono torturami), starostę żydaczewskiego Dzierżka, który opierał się na relacji pana Jasnogórskiego, i moskiewskich posłów przebywających w kozackim obozie.
O tym, że w przypadku wybuchu wojny będzie trzeba walczyć również z Tatarami, Polacy wiedzieli już od wiosny 1652 roku, kiedy hetman Kalinowski przechwycił na Wołoszczyźnie grupę Tatarów jadących z korespondencją chana i zaporoskiego hetmana. W listach była mowa o wznowieniu wojny z Rzeczpospolitą i wyprawie na Mołdawię. Chan Islam Girej, w przeciwieństwie do Chmielnickiego, nie zaprzeczał prawdziwości tych listów i zainterweniował w obronie posłów zarówno u mołdawskiego hospodara, jak i u hetmana Kalinowskiego. Do hetmana przybył z Krymu poseł Dedysz Aga, który żądał oddania porwanych, grożąc, że w przeciwnym razie straci lub sprzeda w niewolę wszystkich trzymanych przez chana polskich jeńców i wybierze się do hetmana ze zbrojną wizytą. Kalinowski wmawiał Dedyszowi Adze, że to nie on porwał tatarskie poselstwo, a informacje o korespondencji chana i Chmielnickiego otrzymał z Warszawy. Poseł, najwyraźniej przekonany o prawdziwości przedstawionej mu wersji, wrócił na Krym.
Liczebność oddziałów tatarskich nie jest pewna, gdyż Polacy, chcąc usprawiedliwić porażkę, powiększali w swych przekazach wojska przeciwnika. A że ze względów propagandowych nie mogli zawyżać liczby Zaporożców – gdyby pisano o wielkich hordach Kozaków, uważanych za zbuntowanych chłopów, upadałby duch bojowy, a wzrastałyby tendencje do zrywów wśród chłopów w pozostałych rejonach kraju – zwiększano na papierze liczebność wojsk tatarskich. Stąd pojawiła się w źródłach nawet liczba siedemdziesięciu tysięcy ordyńców. Wojska tatarskie składały się z dwóch oddziałów. Na czele jednego stał bej perekopski Karaczy, którego oddział nie przekraczał zazwyczaj dwóch tysięcy. Drugim oddziałem dowodził Nuradyn sołtan, którego orda liczyła sobie pięć tysięcy ludzi. Jako że wyprawa przyciągała chętnych do zdobywania łupów, można uznać, że wzięło w niej udział osiem tysięcy Tatarów. Zważywszy na to, iż obóz tatarski rozciągał się na kilkadziesiąt kilometrów, można podawać w wątpliwość i tę liczbę. Jednak jest prawie pewne, że połączone siły tatarsko-kozackie liczyły około dwudziestu pięciu tysięcy ludzi.
Pod koniec 1651 roku na Ukrainie stacjonowało:
…około osiemnastu tysięcy żołnierzy walczących pod polskimi sztandarami. Liczba ta może być zawyżona, ponieważ stan rzeczywisty pułków nie zawsze odpowiadał stanowi ze spisów. Dowódcy celowo zawyżali liczebność oddziałów, by otrzymywać zaopatrzenie i żołd dla zadeklarowanej liczby żołnierzy, a nadwyżki zwyczajnie rozkradali. W przededniu bitwy pod Batohem polskie wojsko mogło liczyć dwadzieścia trzy tysiące czterystu żołnierzy, choć niektórzy twierdzą, że mogło ich być nawet o osiem tysięcy mniej.
Na czele wojsk od śmierci hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego stał hetman polny koronny Marcin Kalinowski, który nie wykazał się taktycznymi umiejętnościami, ale dał się poznać jako butny i pewny siebie Sarmata. Dodatkowo był jednym z pretendentów do ręki Rozandy Lupu i być może dlatego mimo niechęci króla zdecydował się na interwencję. Hetman Kalinowski sam doprowadzał do upadku swojego autorytetu. W 1651 roku stał na czele bezsensownej wyprawy, w czasie której wyginęła prawie połowa jego wojsk. Podczas kampanii Kalinowski publicznie kłócił się ze starszym o piętnaście lat wojewodą bracławskim Stanisławem Lanckorońskim, w pewnym momencie pozwolił nawet, aby porucznik jego chorągwi ubliżał wojewodzie, natomiast po kampanii publicznie znieważał oficerów pułku Mikołaja Potockiego. Postępujący w ten sposób dowódca nie mógł się cieszyć autorytetem i poważaniem. O wiele bardziej ceniono hetmana wielkiego Mikołaja Potockiego, który mimo upodobania do wysokoprocentowych trunków był poważany zarówno przez podwładnych, jak i przez wrogów. Kalinowski nigdy nie miał takiej popularności jak stary hetman i chyba dlatego nie wręczono mu wielkiej buławy.
Z początkiem 1652 roku dowodzone przez hetmana polnego koronnego Marcina Kalinowskiego wojska koronne na Ukrainie toczyły ciągłe walki. Najciekawsze jest, że walczyły po stronie Chmielnickiego, i to na królewski rozkaz. Zwalczały bunty, które wybuchały wśród czerni i Kozaków niezadowolonych z zaprzestania z walk z Rzeczpospolitą i warunków ugody białocerkiewskiej. Pierwszy bunt, pod wodzą niejakiego Wdowiczenka, wybuchł jeszcze w grudniu 1651 roku. W styczniu wojska Kalinowskiego tłumiły powstania Półtora Kożucha i Bohuna, pierwsze na lewym brzegu Dniepru, drugie w Bracławszczyźnie.
Siły koronne były rozbite na kilka części – stacjonowały w okolicach Bracławia, na Zadnieprzu, Podolu i Kijowszczyźnie. Grupą zadnieprzańską dowodził starosta czernihowski Krzysztof Tyszkiewicz. W jej skład obok pułku Tyszkiewicza wchodziły pułki Sebastiana Machowskiego, Gabriela Woyniłłowicza i miecznika bracławskiego Jana Kalinowskiego, brata Marcina. Grupa ta liczyła, według różnych danych, od czterech do siedmiu tysięcy. W okolicach Kijowa były zebrane oddziały wojewody ruskiego Stanisława Lanckorońskiego. Ich liczebność szacuje się na trzy tysiące. Na Podolu operowali Potoccy – starosta kamieniecki Piotr i starosta halicki Andrzej. Oddział Andrzeja liczył od dwóch do trzech tysięcy ludzi, liczebność oddziału Piotra nie jest pewna, jego siły nie wzięły zresztą udziału w batalii pod Batohem. Najliczniejsza grupa wojsk koronnych stacjonowała na Bracławszczyźnie. Na jej czele stał hetman Marcin Kalinowski.
Pod koniec kwietnia 1652 roku hetman Kalinowski wydał uniwersał wzywający wszystkie wojska koronne na Ukrainie do stawienia się w obozie w Batohu, wybudowanym przez jego syna Samuelem. Armia koronna była wówczas w bardzo złym stanie. Opóźnienia w wypłatach żołdu (wypłacono jedynie trochę ponad połowę żołdu za 1651 rok, i to z półrocznym opóźnieniem) i problemy z zaopatrzeniem doprowadziły do upadku morale i rozluźnienia dyscypliny18. Były też jednym z powodów opisanego niżej buntu wśród znajdujących się w obozie pod Batohem jednostek narodowego autoramentu.
Do końca maja w obozie zjawiło się…
…około dwunastu tysięcy żołnierzy, w tym pięć tysięcy piechoty. Dwanaście tysięcy ludzi to jedynie trochę więcej niż połowa ponaddwudziestotysięcznej armii koronnej. Dlaczego nie wszystkie jednostki posłuchały hetmańskiego wezwania? Jest kilka odpowiedzi. Ważne były złe stosunki Kalinowskiego z wielkimi magnatami. Stanisław Lanckoroński, z którym hetman polny publicznie się kłócił, opóźniał marsz swoich wojsk, a ostatecznie stanął obozem pod Ochmatowem, o kilka dni drogi od Batohu. Do Kalinowskiego dołączyły tylko te chorągwie Lanckorońskiego, które były na żołdzie królewskim i nie miały kontaktu z wojewodą. Nie dotarły też siły Potockich, skłóconych z hetmanem o podział urzędów po Mikołaju Potockim. Innym powodem absencji Potockich jest rywalizacja Kalinowskiego z Piotrem Potockim o rękę Rozandy. Wyprawę uznali więc za prywatną imprezę hetmana Kalinowskiego, zwłaszcza że nie miała królewskiego poparcia. Podobne zdanie o wyprawie mogli mieć również inni magnaci.
rzybyłe jednostki często nie były pełne, gdyż część wojska przebywała na urlopach, część powracała do odzyskanych majątków na Ukrainie, a niektórzy opuścili jednostki, nie mogąc doczekać się żołdu. Z niektórych chorągwi dotarła do obozu jedynie czeladź21. Ostatecznie w obozie pod Batohem stawiły się następujące jednostki:
Chorągwie husarskie:
1. oboźnego koronnego Samuela Kalinowskiego, dowodzona przez Sokolnickiego – 116 ludzi;
2. hetmana polnego koronnego Marcina Kalinowskiego – 150 ludzi;
3. chorążego koronnego Aleksandra Koniecpolskiego, dowodzona przez Stanisława Wyżyckiego – 150 ludzi;
4. marszałka wielkiego koronnego Jerzego Lubomirskiego – 123 ludzi;
5. starosty krasnostawskiego Marka Sobieskiego – 85 ludzi;
6. starosty sokalskiego Zygmunta Dynhofa – 111 ludzi;
7. Tobiasza Minora – 75 ludzi;
8. kasztelana czernihowskiego Jana Odrzywolskiego – 63 ludzi.
Arkebuzeria:
1. chorągiew Stanisława Pogórskiego – 94 ludzi;
2. chorągiew Franciszka Mycielskiego – 98 ludzi;
3. chorągiew Krzysztofa Pigłowskiego – 90 ludzi;
4. chorągiew Jarosza Pigłowskiego – 7 ludzi (sic!).
Chorągwie pancerne:
1. starosty bracławskiego Seweryna Kalińskiego – 154 ludzi;
2. Samuela Kalinowskiego – 100 ludzi;
3. podsędka bracławskiego Mikołaja Kossakowskiego – 150 ludzi;
4. wojewody krakowskiego Dominika Zasławskiego, dowodzona przez chorążego nawogródzkiego Krzysztofa Koryckiego – 173 ludzi;
5. Dominika Zasławskiego, dowodzona przez podczaszego kijowskiego Stanisława Górskiego – 140 ludzi;
6. Dominika Zasławskiego, dowodzona przez Jana Konradzkiego – 150 ludzi;
7. Marcina Kalinowskiego, dowodzona przez Jana Myśliszewskiego – 100 ludzi;
8. Marcina Kalinowskiego, dowodzona przez Marcina Niedziałkowskiego – 98 ludzi;
9. wojewody witebskiego Pawła Sapiehy – 110 ludzi;
10. Aleksandra Koniecpolskiego, dowodzona przez Stanisława Wyżyckiego – 219 ludzi;
11. Marka Sobieskiego – 97 ludzi;
12. starosty owruckiego Władysława Niemierzyca – 104 ludzi;
13. stolnika inowrocławskiego Zbożnego Zakrzewskiego – 68 ludzi;
14. podstolego ciechanowskiego Aleksandra Przedwojeńskiego – 100 ludzi;
15. wojewodzica brzesko-kujawskiego Konstantego Szczawińskiego – 81 ludzi;
16. podkomorzego poznańskiego Władysława Leszczyńskiego – 95 ludzi;
17. Konstantego Wiśniowieckiego, dowodzona przez Krzysztofa Paczyńskiego – 100 ludzi;
18. Konstantego Wiśniowieckiego, dowodzona przez Andrzeja Dobrzańskiego – 96 ludzi;
19. Andrzeja Rokitnickiego – 96 ludzi;
20. Jakuba Rokitnickiego – 64 ludzi;
21. chorążego halickiego Michała Stanisławskiego – 61 ludzi;
22. Samuela Czaplickiego – 100 ludzi;
23. Jana Uchernickiego – 77 ludzi;
24. Floriana Czepowskiego – 75 ludzi;
25. Jerzego Bałabana – 92 ludzi;
26. Wincentego Zielińskiego – 84 ludzi;
27. wojewody ruskiego Stanisława z Brzezia Lanckorońskiego, dowodzona przez Hieronima Lanckorońskiego – 183 ludzi;
28. strażnika koronnego Aleksandra Zamoyskiego – 100 ludzi.
Rajtaria:
1. regiment koniuszego Wielkiego Księstwa Litewskiego Bogusława Radziwiłła – 600 ludzi;
2. regiment starosty wieluńskiego Stanisława Dynhofa – 250 ludzi.
Dragonia:
1. regiment obersztera królewskiego Henryka Dynhofa – 446 ludzi;
2. regiment chorążego lwowskiego i oboźnego wojskowego Mikołaja Bieganowskiego – 600 ludzi;
3. regiment pisarza polnego koronnego Zygmunta Przyjemskiego – 337 ludzi.
Piechota typu cudzoziemskiego:
1. regiment Bogusława Radziwiłła – 1200 ludzi;
2. regiment generała majora Krzysztofa Houvaldta – 1200 ludzi;
3. regiment Macieja Reka – 500 ludzi;
4. regiment Wilhelma Butlera – 1200 ludzi.
Piechota typu polskiego:
1. Marcina Kalinowskiego – 200 ludzi;
2. Samuela Kalinowskiego – 73 ludzi;
3. Mikołaja Mazowieckiego – 193 ludzi.
Jazda lekka:
1. Jerzego Ruszczyca – 92 ludzi.
W sumie było to jedenaście tysięcy stu czterdziestu pięciu żołnierzy, z czego ponad połowa to doborowe jednostki cudzoziemskie. Całe wojsko było zebrane w obozie pod Batohem. Obozie, który był słabo obwarowany, w którym wały i szańce usypywano dopiero, gdy zaczął się atak wroga. Obóz ciągnął się na długość około ośmiu kilometrów i był zbyt rozległy, aby mogły go bronić tak wątłe siły hetmana Kalinowskiego, który upierał się przy dużym obozie, czekając na posiłki w postaci oddziałów zadnieprzańskich i kozackiego pułku humańskiego. Posiłki, które miały nigdy nie nadejść. Co prawda pułk humański zjawił się pod Batohem, ale jako część kozackiej awangardy, dowodzonej przez Tymofieja Chmielnickiego. Mimo zbyt dużej rozległości obóz był usytuowany w obronnym miejscu, po bokach zabezpieczony jarami, z tyłu – zakryty lasami. Od czoła obozu rozciągała się łąka. Wadami obozu był brak źródła wody, co uniemożliwiało długotrwałą obronę w oblężeniu, oraz to, że sprzyjające Polakom warunki terenowe przy niekorzystnym obrocie spraw mogły sprzyjać również Kozakom – mogły pomóc im zamknąć wojska koronne w potrzasku, z którego nie miałyby szans uciec.
Błędem Kalinowskiego było:
…rozbicie obozu w miejscu, gdzie biegł główny szlak z Czehrynia na Mołdawię. Było pewne, że to tamtędy będą przechodzić Kozacy, ale pewne też było, iż Polacy właśnie tam będą próbowali zagrodzić im drogę. Obóz na trasie nie mógł stanowić zaskoczenia dla nadciągających sił kozacko-tatarskich, z kolei te mogły zaskoczyć (i zaskoczyły) nieprzyjaciela. To do nich należała inicjatywa. Widząc mankamenty obozu, Jan Odrzywolski i Zygmunt Przyjemski, weteran wojny trzydziestoletniej, sugerowali opuszczenie go przez jazdę, która poczeka na posiłki w bezpiecznym miejscu, a tymczasem piechota, dowodzona przez Przyjemskiego, po zmniejszeniu obozu będzie się w nim broniła.
Istnieje prawdopodobieństwo, że hetman Kalinowski nie chciał się bronić w obozie, ale wykorzystać go jako bazę wypadową i zaatakować Kozaków w czasie przeprawy. Ale – co było do przewidzenia – został przez nich zaskoczony.
Wojsko w obozie rozmieszczono następująco: w przedniej, wschodniej, stronie była ustawiona jazda dowodzona przez Marcina Kalinowskiego i Marka Sobieskiego, w centrum leżały zapasy i stały namioty żołnierzy, na tyle była ustawiona piechota z Zygmuntem Przyjemskim na czele.
Jeszcze przed 31 maja, czyli zanim wybuchła bitwa, doszło do buntu w jednostkach autoramentu narodowego. Wykonywania rozkazów odmówiła ponad połowa jazdy polskiej, a w pełni wierne hetmanowi zostały jedynie oddziały cudzoziemskie i piechota polska. Bunt spowodowany był tym, że wojsko nie otrzymywało żołdu, a z Warszawy doszły wieści, iż zerwany sejm nie wybrał komisji, która miała zająć się sprawą wypłaty zaległych poborów. Żołnierze od ponad roku, w ciągłych przemarszach, walkach i nieustannym zagrożeniu wybuchem nowej wojny polsko-kozackiej, nie otrzymywali pieniędzy. Co więcej, widzieli nieudolność Kalinowskiego i rozumieli niewłaściwość jego decyzji, choćby tej o pozostaniu w obozie. Niezadowolenie żołnierzy pogłębiała także nieobecność znacznej części oficerów, którzy nie otrzymywali żołdu, więc nie stawili się w obozie. Żołnierze byli pozbawieni kadry, do której mieli zaufanie, nie dostawali pieniędzy i pozostawali pod rozkazami hetmana, którego nieudolność, jako zaprawieni w bojach weterani, doskonale widzieli. O tym, jak ważna była dla żołnierzy obecność oficerów, może świadczyć to, że gdy ci wrócili do obozu przed samą bitwą batohowską, część oddziałów zdecydowała się na powrót pod hetmańskie rozkazy.
Chmielnicki, wiedząc, że pozostanie wojsk polskich w obozie jest jego największą szansą na zwycięstwo, a także nie mogąc dopuścić do ataku na swoje siły, gdy te będą się przeprawiały przez Boh, postanowił wykorzystać butę, zarozumiałość i niechęć hetmana polnego do swojej osoby. 31 maja 1652 roku wysłał do Kalinowskiego posła, który w imieniu zaporoskiego hetmana informował, że jego syn nadciąga wraz z Tatarami i niemieszczącymi się w rejestrze Kozakami i nazajutrz przybędzie z gościną do polskiego obozu. Radził też, aby Kalinowski opuścił mołdawskie pogranicze i udał się na ziemie polskie. Chmielnicki spodziewał się, że ten postąpi zupełnie odwrotnie. I tak się rzeczywiście stało. Po otrzymaniu listu Kalinowski śmiał się z głupoty Chmielnickiego i stwierdził, że nie będzie się słuchał rad buntownika – czyli de facto zaczął postępować po jego myśli… Z nieznanych przyczyn, pewnie z racji swojej nieudolności, nie przeprowadził rozeznania i w ten sposób pozwolił na przeprawę Tatarów i oddziału Tymofieja Chmielnickiego.
1 czerwca:
Doszło do starcia trzech pułków polskiej jazdy z Tatarami Karaczy beja. Jazda koronna początkowo przeważała, lecz w pościgu za cofającymi się z pola ordyńcami po około czterech kilometrach natrafiła na liczniejsze siły nieprzyjaciela i musiała się cofnąć. Do walk doszło, według Albrychta Radziwiłła, gdy polscy zwiadowcy zagarnęli tabun tatarskich koni. Wtedy Tatarzy mieli zaatakować. Być może jednak hetman Kalinowski nakazał wiernym sobie pułkom zaatakować wroga, chcąc w ten sposób nakłonić stojące na błoniach przed obozem zbuntowane jednostki do udziału w bitwie. Nawet jeśli taki był plan, nie przyniósł on spodziewanych efektów. Zbuntowane jednostki do walk z Tatarami się nie przyłączyły.
Podsumowując pierwszy dzień bitwy, możemy dojść do wniosku, że najwięcej korzyści przyniósł on Chmielnickiemu, który korzystając z tego, że polskie wojska (a przynajmniej ich część) są zajęte walką, mógł przeprawić armię przez Boh. Pod koniec dnia, gdy jeszcze trwały starcia, hetman Kalinowski zwołał naradę wojenną. Rozpoczęła się w nocy, po ustaniu walk. To właśnie wtedy generał Przyjemski zgłosił plan pozostawienia w obozie piechoty, którą będzie dowodził, podczas gdy jazda wycofa się i wróci po zebraniu odpowiednich do walki sił. W czasie narady Przyjemski wygłosił mowę, którą przytacza Wespazjan Kochowski. Mówił on między innymi: „Ja w młodości przywykłem czynić, mówić wiele nie umiem, słowa nie odpędzą od karku szabli tatarskiej (…) Dwa sposoby znajduję, albo chce nas nieprzyjaciel obledz, jak pod Zbarażem, albo natarłszy raz i drugi raz na nas, odejdzie precz. Daj Boże, aby ta nawalność była tylko mimochodem i ten w amorach utopiony młodzian, spieszył się coprędzej z amorami do Wołoch; lecz mnie się widzi, że ta nawalność nie momentem skończy się; nie pierwej nieprzyjaciel ztąd odejdzie, aż Tatarowie nasycą się łupem, a rebellia Kozacka krwią naszą zafarbuje weselne gody. (…) Zatem Hetmanie z jazdą umkniej się i tę młódź ojczyźnie w przyszłe czasy uprowadź, piechoty, z którymi ja zostanę w okopach, zamkniemy się impet nieprzyjacielski utrzymując, byle amunicyji i prowiantów stawało i tak odszedłszy co prędzej, zbierz wojsko, strasznym będziesz nieprzyjacielowi, nie opuścisz wojska, ale część zostawisz i wkrótce możesz przybyć. (…) [będziemy] zkądinąd szkodząc nieprzyjacielowi, którego oszukiwać i rozdwajać, pierwsza wojenna sztuka. Ja spróbuję, co cnota polska, co szaleństwo nieprzyjacielski umieją; za Bożą pomocą obiecuję w okopach dwa miesiące bronić się dokładnie; jeżeli dłużej nie będę mógł to chwalebnie polegnę, a ty żyjąc sądzić będziesz, czy dotrzymałem obietnicy i czy cnoty czyli mnie fortuny nie dostawało”. Wypowiedź Przyjemskiego świadczy o jego znacznym doświadczeniu wojennym. Potrafił przewidzieć zamierzenia Chmielnickiego i wybrać najkorzystniejsze rozwiązanie, takie, które pozwoliłoby uratować znaczną część wojsk i nie naraziłoby na szwank honoru. Z dalszej relacji Kochowskiego wynika, że plan Przyjemskiego spotkał się z powszechną aprobatą, a gdy hetman Kalinowski go odrzucił, „żołnierze dotychczas posłuszni, narzekali Hetmana w głos”.
Dlaczego Kalinowski nie zaaprobował tego planu? Być może dlatego, że zaproponował go właśnie Przyjemski. Hetman czuł do niego urazę, gdyż król Jan Kazimierz przed bitwą pod Beresteczkiem bardziej cenił sobie zdanie generała artylerii niż hetmana polnego. Kolejnym powodem mogła być reprymenda, jaką otrzymał Kalinowski od monarchy wiosną 1651 roku za zbyt pochopny odwrót z Bracławszczyzny. Być może hetman nie chciał się ponownie narazić. Ale czy istniało zagrożenie gniewu królewskiego za wycofanie się z wyprawy, której ten nie popierał?
Zamiast planu Przyjemskiego hetman chciał…
…realizować swój plan. Według niego miał rozbić ordę, zanim ta połączy się z Kozakami, a następnie zaatakować Kozaków. Niezbyt hetmanowi przeszkadzało, że plan jest nierealny, choćby ze względu na zbuntowane jednostki, które nie zamierzały brać udziału w walkach. Wydaje się, że ciągle miał zamiar nakłonić buntowników do walki. Po odrzuceniu propozycji Przyjemskiego zbuntowani żołnierze założyli koło, wyjechali z obozu i stanęli na łące przed nim.
2 czerwca z samego rana ponownie zaczęły się walki. Pod obóz polski od wschodu i południa podeszli Tatarzy. Hetman Kalinowski wysłał przeciw nim wierne oddziały jazdy, znów licząc, że pociągną za sobą buntowników. Srodze się pomylił. Uznali oni, że moment wyjścia z obozu polskich jednostek, gdy pozostała w obozie jedynie piechota, będzie doskonałym momentem na ucieczkę. Kiedy Tatarzy zaczęli wycofywać pod naporem polskiej jazdy, buntownicy postanowili uciekać w stronę rzeki. Wtedy hetman Kalinowski rozkazał piechocie cudzoziemskiego autoramentu strzelać do zbuntowanych oddziałów, chcąc w ten sposób zmusić je do posłuszeństwa. Gdyby hetman pozwolił buntownikom opuścić obóz, straciłby cały autorytet i nie miałby szans na otrzymanie buławy wielkiej. Kiedy niektóre jednostki odmówiły strzelania do buntowników, hetman schronił się wśród cudzoziemskiej piechoty.
Gdy zaczęły się bratobójcze walki…
…obóz stanął przed Tatarami otworem. Dodatkowo od północnego zachodu uderzyli Kozacy, osłaniani przez własny tabor. Po południu doszło do przerwania linii obronnych, w czym pomógł pożar wewnątrz obozu, wzmagający panikę i zamieszanie wśród oddziałów koronnych, uniemożliwiając im obronę. Wojska polskie zostały rozerwane i podzielone na dwie grupy. Jedną z nich dowodził Zygmunt Przyjemski, na czele drugiej stał Marek Sobieski. W wyniku natarcia sił kozacko-tatarskich grupa Przyjemskiego szybko podzieliła się na mniejsze, które w odosobnieniu stawiały opór przeważającym siłom przeciwnika. Piechota nie mogła się wycofać w kierunku jazdy, bo uniemożliwiał jej to pożar. Część piechurów zaczęła sypać reduty, ale było już za późno, zresztą bez wsparcia artyleryjskiego nie mogliby się w nich za długo bronić. Po śmierci Przyjemskiego część piechoty zaczęła składać broń. W tej bitwie Kozacy nie brali wszakże jeńców i doszło do natychmiastowej rzezi. Widząc los poddających się towarzyszy, inni piechurzy zaczęli stawiać bardziej zaciekły opór i bronili się aż do rana 3 czerwca.
Grupa Sobieskiego została otoczona we wschodniej stronie obozu. Za sobą miała ogień, przed sobą Tatarów, od boku uderzyli wspierani przez artylerię Kozacy. Wkrótce nastąpił atak zaporoskiej piechoty. Niektórzy z jazdy dołączyli do części buntowników uciekających przez Boh. Ci w większości utonęli lub zostali zabici przez czatujących na brzegu Kozaków. Pozostali dostali się do tatarskiej niewoli, która początkowo wydawała się wybawieniem. Tatarzy nie traktowali bowiem jeńców jak wrogów, ale jak cenny łup; można było się spodziewać, że po wypłaceniu okupu wróci się na wolność. Do niewoli dostali się między innymi starosta krasnostawski Marek Sobieski, rotmistrzowie Krzysztof Korycki, Jerzy Bałaban i Andrzej Woyna oraz oboźny koronny Samuel Kalinowski.
Już na drugi dzień po bitwie, 3 czerwca, rozpoczęła się rzeź jeńców. Chmielnicki kwotą pięćdziesięciu tysięcy talarów i obietnicą oddania Kamieńca Podolskiego zdołał przekonać Nuradyn sołtana, który trzymał już nadzianą na włócznię głowę hetmana Kalinowskiego, do zrezygnowania z jasyru. Na uwagę zasługuje zwłaszcza ta druga obietnica. Chmielnicki już kilkakrotnie oblegał Kamieniec i wiedział, że zdobycie twierdzy przekracza jego możliwości. Nie wiedział jednak o tym młody Nuradyn sołtan. Po bitwie rzeczywiście oblężono Kamieniec, ale odstąpiono już po dwóch tygodniach.
Kochowski pisał o rzezi: „Złotarenko tryumfując, powiedział: zdechły pies nie kąsa. Zaczem (…) z drugim Półkownikiem (…) namówili Nuradyna Sułtana, aby wziętych w niewolę Polaków wszystkich wyciąć kazał. (…) Lecz tego okrucieństwa stary Chmielnicki był autorem, który trzy mile podeszłego od siebie Tymoszka z kozakami dogoniwszy, nauczał, jak miał zwyciężywszy Polaków, sobie z nimi postępować. Nie chciał długo Nuradyn na to okrucieństwo pozwolić, nie tak z kompassyi nad Polakami, jako żałując okupu, (…) ale Kozacy zobowiązali się za każdą głowę podług szacunku zapłacić. (…) Zgodziwszy się na cenę od każdego Polaka, wyprowadzono na majdan, a jak bydlęta, lub baranów rzeźnik, ścinano więźniów, sama orda żałowała, mówiąc: że nam zdobycz ginie. Kapłam i Chamambet, murzowie, kazali się wstrzymać Tatarom, ścinającym Polaków, Nuradynowi perswadowali, żeby tej ohydy i okrucieństwa tatarskiemu i swemu imieniowi nie czynił. (…) ale Kozacy i tych murzów przekupili, wysadzili ordę nogajską, tłum hultajski na wycięcie jeńców polskich; jednych ścinali, drugich na śmierć kłuli”.
Tatarzy ocalili jednak część jeńców…
…rozpoznając w nich dawnych znajomych, byłych jeńców czy nawet krewnych. Jeńców przebierali w tatarskie lub kobiece stroje i w ten sposób chronili przed Kozakami, którzy wyszukiwali Polaków pomiędzy Tatarami. Od śmierci zdołali się wykupić między innymi Krzysztof Korycki, Krzysztof Grodzicki, Aleksander Niezabitowski, Jerzy Czerny, Andrzej Woyna, Jerzy Bałaban, podpułkownicy Sacks, Reck i Schönonich czy Jan Szaniawski. Byli wykupywani przez osoby przebywające w Kamieńcu Podolskim, na przykład przeora klasztoru karmelitów bosych. Korycki został zwolniony przez Tatarów z poleceniem zawiezienia listu do króla. Podobnie było z Woyną, ten z kolei miał dostarczyć monarsze list od starszyzny kozackiej.
Rozpoczynając rzeź, Chmielnicki chciał zatrzymać przy sobie Tatarów, którzy – gdyby mieli jasyr – nie chcieliby brać dalszego udziału w wyprawie, ale także wymierzał zemstę na Polakach za krwawe tłumienie powstań na Zadnieprzu.
Po zwycięstwie pod Batohem Bohdan Chmielnicki stanął przed dylematem. Czy wyruszyć do Mołdawii i walczyć ze zbierającym wojska Bazylim Lupu czy może iść w głąb Rzeczpospolitej? Zaporoski hetman wybrał pośrednie rozwiązanie: ruszył, a właściwie wysłał część wojska pod obiecany Nuradyn sułtanowi Kamieniec Podolski, a będąc pod tą twierdzą, znajdującą się na granicy z Mołdawią, mógł wywierać nacisk na mołdawskiego hospodara. Pod Kamieniec ruszyły pułki humański i czehryński, na których czele stanął Tymofiej Chmielnicki.
Tymofiej pod Kamieńcem znalazł się już 9 czerwca 1652 roku. Nie szturmował miasta, wezwał tylko mieszczan do zapłacenia okupu. Mieszkańcy Kamieńca odmówili. Siedem dni później, 16 czerwca, do Tymofieja dołączył ojciec i Tatarzy, którzy jednak nie brali udziału w bezpośrednich starciach, obozowali około szesnastu kilometrów od twierdzy i zajmowali się łupieżczymi wyprawami na Pokucie i Mołdawię.
Samo oblężenie Kamieńca opisuje Wespazjan Kochowski: „Chmielnicki (…) wysłał przodem z listem do oblężonych (…) oznajmując, iż Polska w takiem utrapieniu jest, jako nigdy nie była, azatem życzył, aby się jemu poddali, obiecując wszelką łaskę i protekcyą. Zatem odpisali do niego: (…) trzeba wiedzieć, że Kamieniec nie zakłada nadziei w potężnych murach, albo w ludzkich posiłkach, ale w jednej Boga wszechmocnego mocy i obronie (…). [Chmielnicki] po otrzymanej responsie, kazał po górach szańce usypać i z nich do miasta z armat strzelać. (…) Półkownicy (…) obiecywali dobry skutek zdobycia Kamieńca”.
Gdy ostrzał nie przynosił skutku, Kozacy spróbowali szturmu, wykorzystując do tego celu rów, który szedł od cerkwi Kiesienia do murów miejskich. Szturm zakończył się porażką i śmiercią czterystu Kozaków. Dodatkowo w obozie kozackim zaczęła się szerzyć zaraza i Chmielnicki był zmuszony dać rozkaz do odwrotu. Zaraza w obozie była, według Kochowskiego, główną przyczyną wycofania się wojsk zaporoskich spod obleganego Kamieńca Podolskiego. Nie spodobało się to Tatarom, którzy mieli obiecany jasyr i wielkie łupy, a okazało się, że muszą wrócić z pustymi rękoma. Doszło do tego, że jeden tatarski dowódca obił harapem zaporoskiego hetmana. Następnie starszyzna tatarska wysłała do króla poselstwo, które informowało Jana Kazimierza, że Tatarzy są gotowi służyć polskiemu władcy i deklarują się odesłać mu w powrozach Chmielnickiego. Chmielnickiemu udało się ułagodzić tatarskich sojuszników, wypłacając im znaczne sumy pieniędzy i umożliwiając branie jasyru z ziemi należących do Kalinowskich i Koniecpolskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz